Lato się skończyło i ruch w ogródku też. Czas pomyśleć o ćwiczeniach. Planuję tak 3 razy w tygodniu po około 20 minut może tai chi albo ćwiczenia cesarzy chińskich na początek. Później może dołożę coś jogi albo pilatesu. Może dodatkowo godzinę lub dwie tygodniowo. Chcę ćwiczyć gdy Krzysiek będzie w pracy, bo denerwuje mnie to gdy patrzy, albo leży jak kłoda, a ja się muszę męczyć... Z diety na razie nici, bo się obraziłam na nią za brak efektów i motywacji brak. Nie będę tego na siłę zmieniać. Przyjdzie pora to dieta sama mnie skusi i do niej wrócę. Jeszcze nie wiem kiedy. Teraz mi bardziej na kondycji zależy niż na szczupłości... Myślałam co prawda by kupić książkę o motywacji Obudź w sobie olbrzyma albo Potęgę podświadomości, ale na razie z tym poczekam, bo na koncie pustki. Kiedyś je kupię, bo czytałam je bardzo dawno temu i dały mi porządnego kopa... Może też warto wrócić do książek Louise Hay. A może warto by zainteresować się NLP. Nie lubię się poddawać, a obecnie odchudzanie to dla mnie zgryz. Zawsze waga spadała łatwo, a teraz nie chce. Nie lubię jak coś co zależy tylko ode mnie mi nie wychodzi i stawia opór. Za bardzo się chyba ze sobą cackam ostatnio...