Pamiętnik odchudzania użytkownika:
madzialkas

kobieta, 35 lat, P

173 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 października 2011 , Komentarze (2)

Kolejny wpis, a ja znowu marudzę. Musicie mi wybaczyć, ale nie mam z kim pogadać, a tu przynajmniej mogę powypisywać te wszystkie pierdoły, co mi siedzą w głowie.

Smutno mi i samotnie. Byłam na spacerze, żeby sobie przemyśleć parę spraw, ale niewiele mi to pomogło. Wróciłam jedynie zmarznięta i jeszcze bardziej przygnębiona. Spotkałam koleżankę, szła z chłopakiem. Kiedyś się przyjaźniłyśmy, znaczy nadal się przyjaźnimy, ale brakuje czasu by się spotkać. Przez pewien czas razem się odchudzałyśmy, wspierałyśmy, motywowałyśmy do ćwiczeń. Ona osiągnęła sukces, a ja ciągle błądzę po omacku. Nie zazdroszczę jej, że sobie układa życie, nie o to chodzi. Po prostu brakuje mi naszych rozmów, marzeń i wzajemnego pocieszania się.

Co do diety, czwarty dzień się jakoś trzymam. Chociaż jak przymierzałam swoje spodnie i nie mogłam się w nie wcisnąć, to naszła mnie myśl: po co się staram i tak się w nie nie zmieszczę. Już miałam lecieć po czekoladę, ale się powstrzymałam. Muszę schudnąć, bo ja naprawdę nie mam w co się ubrać. W pracy chodzę w legginsach, albo spodniach dresowych. Wiadomo, są na gumce i nie odczuwam dyskomfortu. Ale jak mam się ubrać tak do 'miasta', jak na dzisiejszy zjad to był problem. W żadne dżinsy nie weszłam, chodziłam w nich jak ważyłam 63kg, teraz ważę 71, więc nie dziwne, że są za małe. Uratowała mnie stara spódnica i jutro będę musiała ubrać to samo. Żal mi wydawać pieniędzy na nowe ciuchy, mam ważniejsze wydatki. Zresztą ciągle się łudzę nadzieją, że schudnę.

Na uczelnii w porządku. Jedne zajęcia są interesujące, drugie mniej, ale z przyjmenościa siedzę na tych wykładach. Z paroma osobami zamieniłam kilka słów, niektórych przynajmniej już kojarzę z widzenia. Nie rozpaczam, że z nikim się nie zakumplowałam. Jak miałam okienko to poszłam na kawę i przynajmniej nadrobiłam zaległości w czytaniu :)

19 października 2011 , Komentarze (4)

W końcu się zważyłam, przytyłam ponad 5 kg w bardzo krótkim czasie. Wiem, że moje marudzenie nie ma najmniejszego sensu, że coś powinnam zrobić. Ciągle sobie powtarzam, że raz udało mi się już schudnąć, to dlaczego teraz nie mogę się zmobilizować? Na pewno mam o wiele mniejszą motywację, ta cała energia i chęć zmian ze mnie wyparowała. Jednak ja ważyłam mniej, czułam się lepiej, miałam świadomość, że coś udało mi się osiągnąć. Dbanie o siebie poprawia samopoczucie i teraz tego potrzebuję, bo ostatnio czuję się wręcz depresyjnie. Spróbuję małymi kroczkami osiągnąć sukces i może muszę poczekać miesiąc żeby zobaczyć jakiś efekt. Chyba powinnam zmodyfikować moje posiłki, czym bym mogła zastąpić pieczywo na kolację? I wiem, że powinnam zacząć ćwiczyć, tylko czy pół godzinny dziennie wystarczy?
Startuję z wagą 71kg.

9 października 2011 , Komentarze (3)

Dzisiaj mijają dwa tygodnie, jak jestem na diecie. Pilnowałam się, kręciłam hula hopem, ale efekty zerowe. Rozczarowałam się. Dzisiaj nie wytrzymałam i było tragicznie pod względem jedzenia. Jak moje wyrzeczenia nie przynoszą żadnych efektów, to tracę zapał i zaraz rzucam się na czekoladę.
Zresztą wczoraj chciałam kupić sobie parę nowych ciuchów, ale poprzymierzałam kilka rzeczy i jeszcze bardziej się zdołowałam. To za małe, tamto opięte, w innym wyglądałam koszmarnie.

A co do studiów, to mam mieszane uczucia. To znaczy same wykłady mi się podobały, były ciekawe, wykładowcy w porządku. Ale z nikim tak naprawdę się nie zakumplowałam, wymieniłam tylko parę zdań z paroma osobami. Porobiły się już kółka wzajemnej adoracji. Poza tym myślałam, że na zaocznych studiach będą i starsze osoby, a tak prawie więkoszść młodsza ode mnie. Z nikim nie znalazłam wspólnego języka.

A jutro do pracy i najzabawniejsze jeest to, że nie mam w co się ubrać, bo większośc moich ciuchów zrobiła się już na mnie za mała. To moje chudnięcie wcale nie idzie tak, jak sobie zaplanowałam.

23 września 2011 , Komentarze (2)

Na wadze więcej, w końcu nie ma co się dziwić, jem jak głupia, wpycham w siebie tyle słodyczy, że powinno mnie zemdlić. Wyglądam okropnie, nie mogę na siebie patrzeć, ale powstrzymać się od jedzenia nie mogę. A muszę! Chcę poczuć się lepiej. Utknęłam w jakimś depresyjnym nastroju i pogrążam się coraz bardziej. Z nikim nie mam ochoty rozmawiać, najchętniej ciągle siedziałabym w domu. Miałam takie ambitne plany tyczące się odchudzania, a nic z tego nie wyszło. Za chwilę studia, tak się na nie cieszyłam, ale teraz wątpię, czy zajdzie jakakolwiek zmiana. Nie będę się użalać nad sobą, bo czuję się jeszcze bardziej żałosna. Jutro spóbuję nie zjeść czekolady.

18 września 2011 , Komentarze (3)

Nie mogę sobie poradzić. Sama ze sobą. Zastanawiam się nad pomocą psychologa, już nawet zaczęłam szukać, ale tak pomyślałam. Co ja bym mu miała powiedzieć, albo raczej co on mi może powiedzieć, czego nie wiem? Moim problem jest kompulsywne jedzenie i brak samoakceptacji. Dlaczego dochodzi do tych ataków obżarstwa? Z powodu porażek na studiach/w pracy/w życiu towarzyskim. Nie błąd, nie mam życia towarzyskiego. Dwie koleżanki, jedna właśnie się przeprowadziła, a druga nie ma za wiele czasu. Dalej brak tej drugiej połówki, czyli samotność. Marzenia o jakimś idealnym mężczyźnie, który mnie zaakceptuje, staratata. Zazdroszczę koleżankom, że są w związkach, ale z drugiej strony nawet boję się kogoś poznać. Z moim wyglądem, z moimi kompleksami? Nie ma szans. Już się sama zdiagnozowałam. I co na to można poradzić? Najważniejsza akceptacja i pokochanie samej siebie... blablabla. Łatwo powiedzieć, ale tak się nie da. Zawsze marzyłam, że jak schudnę, to tyle się zmieni, w końcu mnie ktoś doceni. Pierdoły. Schudłam i nic się nie zmieniło, więc w tej chwili rzucam się na jedzenie między przebłyskami chęci dbania o siebie. A najgorsze jest to, że po takich atakach czuję się jeszcze gorzej. Już nawet nie psychicznie, ale i fizycznie. I błędne koło, bo to się powtarza. A pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie.

15 września 2011 , Komentarze (6)

Muszę wziąć się w garść. Wczoraj znowu tak się objadłam, że w nocy spać nie mogłam z przejedzenia, a dzisiaj mi niedobrze. W ciągu dnia zjadłam tylko dwie bułki, więcej już raczej dzisiaj nie zjem. Za chwilę wychodzę do pracy, a czuję się koszmarnie. I chyba będą musiała iść w spodniach dresowych, bo w dżinsy się nie zmieszę. Tragedia :( Ale sama jestem sobie winna.

Mam przed sobą trzy tygodnie. Czas się ogarnąć. Tylko póki co nie mam żadnego planu. Sama nie wiem, jak się za to zabrać, aby znowu nie popełnić tych błędów.

14 września 2011 , Komentarze (2)

Przegrałam walkę z samą sobą. Mam za sobą kilka dni obżarstwa. Ogromnego, kompulsywnego żarcia. I nie mogę przestać. Czuję się okropnie, żołądek mi się powiększył, brzuch stał się jak balon i już nawet nie mam w co się ubrać. Dwa razy już wymiotowałam, bo przesadziłam. I wcale nie wywoływałam wymiotów, to nie o to chodzi, po prostu przesadziłam z jedzeniem i organizm już sobie z tym nie poradził. Wiem, że robię źle, że później będę się czuła jeszcze gorzej, ale to silniejsze ode mnie.

Za trzy tygodnie idę na studia, miałam być szczuplejsza, zadowolona z siebie, gotowa na zmiany. A jestem gruba, nieszczęśliwa i załamana. 
Rano jak się obudziłam, obiecałam sobie, że od dzisiaj koniec, ale teraz mam wielką ochotę znowu zjeść cokolwiek, po prostu żeby się zapchać.
Nie radzę sobie.

9 września 2011 , Komentarze (4)

Właśnie miałam gigantyczny kompuls. Czuję się okropnie. Brzuch mi wywaliło, żołądek mnie boli, jest mi niedobrze. Koszmar.
Nienawidzę siebie, że tak się zachowuję, że jestem taka słaba. To jest czasami silniejsze ode mnie, nie myślę o konsekwencjach. Dopiero później mam wyrzuty sumienia i dociera do mnie, jaka jestem żałosna.
Miałam nadzieję, że sobie z tym poradziłam, było dobrze, ale się myliłam.

8 września 2011 , Komentarze (5)

Jestem trochę zawiedziona. Minęły dwa tygodnie, jak zaczęłam jeść rozsądnie i ćwiczyć, a na wadze bez zmian! Miałam nadzieję, że będzie chociaż kilogram mniej, a tu nic. Podłamało mnie to, ja tu się staram, odmawiam sobie, walczę z pokusami, a to wszystko nie daje rezultatów. Może coś robię źle? Jeżdżę na orbitreku 20 minut, tak ze trzy razy w tygodniu. Pewnie za mało. Ale wcale nie jem tak dużo. W porównaniu z moim wcześniejszym obżarstwem, to jem naprawdę niewiele. Miałam plan schudnąć do końca września 4kg, ale jak tak dalej pójdzie, to będę ważyć tyle samo, ile w tej chwili, albo i więcej, bo w końcu całkiem stracę motywację i napcham się czekolady.

Moje menu nie jest za bardzo urozmaicone, jem zazwyczaj 3 posiłki dziennie.
Na śniadanie bułka z szynką/serem, albo płatki owsiane. 
Na obiad to różnie, ryż z warzywami, makaron z kurczakiem, kaszke kuskus z sosem pomidorowym, albo samą zupę.
I na kolację zazwyczaj bułka z serem.
Piję tylko kawę, 5-6 kubków, trochę wody. 
I tyle, moje posiłki nie są jakieś rewelacyjne. Jem o nieregularnych porach, bo pracuję na zmiany. 

2 września 2011 , Komentarze (3)

I zaczął się kolejny miesiąc, nawet nie wiem, kiedy uciekł mi sierpień. Został mi ostatni czas, by o siebie zadbać przed pójściem na studia. Postanowiłam, że tym razem skupię się na ćwiczeniach. Kupiłam orbitreka, mam gdzieś jeszcze rowerek stacjonarny, ale nie jestem pewna, czy jeszcze funkcjonuje, ale jak nie będzie zepsuty, to może na nim też zacznę jeździć. Godzinkę na ćwiczenia muszę znaleźć: 30min hula hop (aby zmniejszyć boczki i brzuch) i 30min orbitreka. Muszą być jakieś efekty. Może nie uda mi się codziennie, bo różnie chodzę do pracy.
A co do pielęgnacji, to zastanawiam się, czy jest sens smarować się tymi wszystkimi balsamami antycelullitowymi? To w ogóle coś pomaga, czy to jedna wielka ściema?

Moim celem jest 4kg mniej. Uważam, że jest to wykonalne. I jak mi się uda, to w nagrodę wybiorę się do fryzjera, może zmienię kolor włosów.

A teraz to idę ćwiczyć :)