to byl dzien bardzo zlych wiadomosci. Nie zazarlam. Ruch: praca do utraty sil, zeby nie myslec i 160squat. Goracy prysznic, ktory pomogl za malo i relaksujaca herbata- duzo.
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 21859 |
Komentarzy: | 1270 |
Założony: | 29 maja 2011 |
Ostatni wpis: | 17 marca 2018 |
Postępy w odchudzaniu
to byl dzien bardzo zlych wiadomosci. Nie zazarlam. Ruch: praca do utraty sil, zeby nie myslec i 160squat. Goracy prysznic, ktory pomogl za malo i relaksujaca herbata- duzo.
73,7kg
Szejka jednak po orbim nie bylo, bo jeszcze kolacje w zoladku czulam, wiec liczylam na to ze jakies bialko tam zostalo;)
no dobra, powiem wam, przez ostatnie dwa dni waga pokazała 74,3kg. dzisiaj byłam głodna, więc zjadłam więcej. czyli
2055kcal.biał. 181gr, węgl.120gr tł, 84gr
ale w ciągu dnia dwa treningi. Ciekawe jak na to waga zareaguje?
Menu:
8:45owsianka z serkiem ziarnistym, owocami, musem z migdałów, kawa z mlekiem.-435kcal
11:45duży schake po treningu
14:30konjac ze szpinakiem i farszem do papryki, jogurt z musem z orzechów, orzechami, kakao i goji. 678kcal.
18:30reszta wczorajszej sałatki, serek ziarnisty z kakao, goji, musem z migdałów- 523kcal
21:40pół małego szejka, po planowanej godzince na orbim 95kcal (myślicie, że lepiej go wypić, mimo, że tak późno, czy lepiej sobie darować??)
brzuch, uda, pośladki
squat 150
orbi, planuję godzinę.
po ch.. tytuł musi być? dobrze jest.
nie będę zapeszać, ale waga nadal spada!!:) ciekawe co zobaczę przy kolejnym oficjalnym pomiarze za tydzień :)
dzisiaj byłam dumna z siebie. powstrzymałam się od pójścia na łatwiznę i zjedzenia obiadku z puszki. a miałam smaka na niego nawet, ale popatrzyłam na skład. Uchroniło mnie "za mało białka"!!! bo chemii, konserwantów i innego badziewia w niej nie ma, to niemiecka puszka :) stwierdziłam jednak, że na obiad zaledwie kilka gram białka na 100 to zdecydowanie za mało. czas jeszcze miałam więc postanowiłam zrobić faszerowane papryki:) ale wpadłam na genialny pomysł, żeby zrobić je w szybkowarze, no bo po co piekarnik rozgrzewać? Po raz pierwszy mi się coś w szybkowarze przypaliło, a woda nadal była. zagadka, haha . tym sposobem zjadłam sam uduszony farsz, bo papryki już do niczego się nie nadawały, haha. tak więc nie uraczę was dzisiaj fotką obiadku ;)
menu 1418kcal, białk. 130,6gr, węgle 113,2gr , tłu. 34,9gr
10:30 dwie kanapeczki z sałatą, pomidorkami, serkiem, ser żółty i szynka, twarożek z truskawkami i kawusia- 481kcal
14:15farsz z papryki, serek z truskawkami, kawa - 493kcal
17:30schake proteinowy po treningu- 300kcal?
20:30sałata z łososiem wędzonym, pomidorkami, olejem lnianym i octem balsamicznym. - 156kcal
: wyzwanie squat 145 i fitness brzuch, nogi i pośladki. sauna.
jutro wolneeeee:))))
ps. boli mnie od siodełka, po wczorajszym, a to tylko godzinka była! ej, jak maniacy rowerowi dają radę???
psps. uda mam jak biedronka :) smaruję, masuję wytrwale codziennie.
oł jeeeaaah!! waga w normie!!:):):)))) edit.
oł jeeee oł jeeee oł jeaaaah!!! mam wagę w NORMIE!!!!!!!!
myślałam, że to dla mnie 74,9 iże jeszcze muszę poczekać, a tu miła niespodzianka, bo dzisiejsze ważenie zmieniło mi mój model 3D :):):))) po sobie też widzę, że się zmieniam powolutku:):) ramiona mi troszkę wysmuklały, to samo z łydkami ( mino, że na pomiarach łydek niewiele się dzieje, to pewnie milimetrowe zmiany) no i cała reszta też ma się coraz lepiej. cycuszki mi kilka cm zmalały, ale to pewnie też z powodu kończącej się @. nie rozpaczam, wydaje mi się też, że nieco się podnoszą. jest ok.
No cieszę się baaardzo!!!
dzisiejsze menu:
9:10 2 kanapki zrobione z pół żytniej bułki z serkiem z ziołami, roszponką, jedna z szynką z piersi kurczaka, druga z żółtym serem 17%tłuszczu, i z pomidorkami . kawusia z mlekiem 0,3%. do tego jeszcze twarożek ziarnisty z truskawkami :) pychota!! i o dziwo już u nas są świerze, pachną! nie wiem skąd je wytrzasnęli. 372 kcal.
11:30 po treningu duży schake proteinowy 300kcal.
15:30 makaron konjac ze szpinakiem w sosie śmietanowym, posypane odrobina parmezanu i łosoś smażony bez tłuszczu, pomidorki 460kcal
19:30 na kolację zrobię sobie jakąś sałatkę z olejem lnianym i czymś białkowym. około 290kcal
trening:
po raz pierwszy poszłam na indoor cycling. OMG!!! było ostro. nie wiem czy się skuszę jeszcze kiedyś. wysiłek duży, chociaż teoretycznie każdy dostosowuje obciążenie do siebie. Trenerka tylko nas instruowała jakie powinnobyć procentowo nasze tętno. zaczynaliśmy od 60% max tętna , potem 75 i 80% przez większość treningu. teraz głowa mnie aż boli. nogi kiedy po treningu szłam po wodę drżały :) i tak wydaje mi się ,że nie dałam z siebie wszystkiego. dwie osoby zrobiły pod swoim rowerkiem kałuże potu!!!! ale dosłownie. jakby rozlać szklankę wody!!! pod moim kilka kropel było, co i tak mnie zdziwiło, bo przeważnie ręcznikiem zdołam wszystko obetrzeć.
wieczorkiem jeszcze będą przysiady, dziś 140 już. , hula hop. może brzuszki i może orbi.
75,4 juppii
wyczytałam, że nie powinno się schodzić z ilością spożywanych kcal, poniżej niezbędnego zapotrzebowania organizmu na energię. Czyli takiej ilości, dzięki której funkcjonują nasze organy itp. dla mnie to niby jest, przy obecnej wadze 1510kcal. I tyle mniej więcej staram się jeść. czasem wychodzi trochę więcej, czasem trochę mniej i przyznam szczerze, że odruchowo dążę do tego "mniej". Prowadzi to jednak z czasem podobno do spowolnienia metabolizmu, organizm się broni. ze lepiej jeść, to minimum, a spalać więcej ćwiczeniami. Węglowodanów nie jem wcale po 14-tej. Nawet tych z owoców. wyjątkiem są ważywa i czasem orzechy. Zwracam też uwagę na proporcje makroelementów.
Dzisiaj machnęłam godzinę orbiego na 7-ce i wyzwanie squat 135!!!!:) Zdecydowanie, po całym dniu pracy wolę ćwiczyć jak już sobie odpocznę. Dzisiaj jednak, w związku z moimi ostatnimi rozważaniami na temat jedzenia po treningu a przed snem, zmusiałam się dzisiaj na cwiczenie tuż po pracy, ale dzięki temu przed kolacją. Ciężko było, ale mam to już za sobą.
Wczoraj nacieszyłam się słońcem. Spacerek się udał. szybkim marszem machnęłam ponad 6 km. w pieknych okolicznościach przyrody. Niektóre drzewa białym kwieciem już obsypane, a jak pachnie ,mmmm. Czasowo świetnie sie zgrało z powrotem lubego z pracy. Doszłam sobie na gołębnik, a on mnie odholował do domu. Machnęłam tam jeszcze wyzwaniowe przysiady (wczoraj już 130!!:) ) i taką oto miałam publiczność
AAAAAaA!!!! 75,7 :):) mimo okresu waga spada!!:) a jem ok.1300-1600 kcal:):) czad!!
skończyłam dzisiaj wcześniej, pogoda boska. trochę was poczytam i pędzę na spacer. Na prochach jadę ,bo pierwszy dzień@ bolesny bardzo jak zwykle, dlatego bieganie odpuszczę lepiej.