Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Clarks

kobieta, 48 lat, Warszawa

170 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 lutego 2013 , Komentarze (3)

Jeszcze rozemocjonowana popełniam posta z londyńskim duchem.
Było cudownie (albo lepiej). Gdy wylatywaliśmy w naszym kraju panowała zima (śnieżyca, zamiecie, minusowe temperatury). Trochę niepokoiłam się czy zdążę wrócić na czas (jutro maszeruję raźnym kroczkiem do pracy). Zamknięte lotnisko lub odwołany z powodu złych warunków pogodowych lot mógłby bardzo skomplikować mój plan urlopowy. Ale udało się! Jestem w swoim domku, na swojej kanapie, ze swoim laptopem na kolanach Okazało się, że w Londynie wiosna :) Miasto powitało nas słonkiem, wysoką (jak na styczeń) temperaturą i absolutnie przyjazną atmosferą. Londyńczycy są bardzo przyjaźni, pozytywnie nastawienie do turystów, służący pomocą każdej napotkanej na drodze gapie (czyli mnie). Zarezerwowaliśmy sobie noclegi w hotelu Premier Inn. Był to strzał w dziesiątkę. Budynek usytuowany obok (dosłownie) stacji metra. Wygodny, czysty, cichy, ze sprzątającymi krasnoludkami pod naszą nieobecność (to szczególnie fajne) Dodatkowym atutem oczywiście niska cena.
Co zobaczyłam? Turystyczny standard: London Eye (obowiązkowa przejażdżka), Muzeum Madame Tussauds (polecam!), oraz Muzea : Natural, Science, British, także Tower, Tower Bridge, Westminster Pałac i Abbey, Buckingham. Pozachwycałam się Big Benem. Poszwędałam się po Notting Hill. Zubożałam do granic możliwości na Oxford Street Z młodszym synem zaliczyłam londyńskie zoo (warszawskie lepsze) oraz odwiedziłam stadion Arsenalu (starszy nie popuścił) Mój debeściarski mąż zabrał nas też na rejs stateczkiem po Tamizie, gdzie popijaliśmy sobie grzane wino i podziwialiśmy widoki za oknem. Było naprawdę wspaniale. Naładowałam tak akumulatory, że do majowego weekendu będę pracowała jak mrówka.
Ale ! (Tak! było ALE!!!) Ale o co chodzi z brytyjskimi mamami??? Pomimo, że było ciepło (około 10 stopni), to jednak zasuwałam w ciepłej kurtce, rękawiczkach, szaliku,czasami czapce. Natomiast wielokrotnie widziałam mamuśki z  niemowlętami na rękach bez czapeczki, bez kurtki, tylko w śpioszkach. Krew w żyłach zmroził mi widok mamy próbującej karmić płaczące dziecko (bez czapki, w cienkich rajstopkach i kaftaniku) oraz kobiety, która niosła (uwaga!!!) dziecko w body na krótki rękaw (też płaczące) - w obydwu przypadkach miałam ochotę powiedzieć im, że dzieci płaczą, bo im zimno. Dodam, że mamy też były rozebrane. Co Wy na to? Ok, wiem, jestem zmarźlakiem, ale to chyba jednak przesada.


A!!!Zapomniałam!!! Dlaczego w tytule Lady Chapel?  Ponieważ to miejsce wywarło na mnie ogromne wrażenie. Rzeczywiście jest jednym z cudów świata. Niewątpliwie zapytana na szybko o najlepsze wrażenie z Londynu wskażę właśnie to miejsce.

21 grudnia 2012 , Komentarze (6)

Hej, co się stało z 2012r?  Przed chwilą zaliczałam Sylwestra, potem krótką chwilą mignęła wiosna, zaraz za nią kilkuminutowe lato, jesieni nie zauważyłam, a dziś okazuje się, że zaraz koniec roku. Jak to?  Co się dzieje z tym czasem? Czy ktoś mógłby nieco zwolnić ten rollercoaster ?! Jak tak dalej pójdzie to nie zdążę zestarzeć się z godnością. Po prostu któregoś dnia obudzę się jako starsza pani, obok starszego pana i CO NAJGORSZE ze starszymi dziećmi   Ok, ok .... żarty żartami, ale każdy kolejny rok mija mi coraz szybciej. Myślicie, że to możliwe aby Ziemia z większym impetem wirowała? Innego wytłumaczenia chyba nie ma
A co u mnie? Nic ciekawego. Nie mija mi fascynacja pracą. Nadal jestem na totalnym haju wykonując zadania z zakresu moich obowiązków. Od dziś urlopuję do 27. XII. Fajnie! Przyda mi się mimo wszystko trochę odpoczynku. Z niecierpliwością oczekuję Świąt. Uwielbiam ten czas, oczywiście już naspraszałam gromadę ludu na świąteczny obiad, teraz zastanawiam się nad tym czym podjąć gości. Macie jakieś fajne sprawdzone przepisy na pyszności?
Oczekuję też Mikołaja, zważywszy na to, że byłam bardzo grzeczną dziewczynką, powinnam dostać naprawdę fajne prezenty. Mikołaju - liczę na to ! 
Boję się, że moje młodsze dziecię będzie trochę rozczarowane tegorocznym podarunkami, bo niezbyt  licują z jego potrzebami Młodszy dostanie gitarę, starszy Assassin'a , obydwaj dostaną torby ze słodyczami, mąż - portfel i tomik Szymborskiej, kupiliśmy też wycieczkę do Londynu, dzieci znajdą bilety pod choinką. Ciekawe jak zareagują
Na moją dietę spuszczę zasłonę milczenia, szkoda gadać. Nie wiem jak to się dzieje, że mieszczę się we wszystkie ciuchy ... ale profilaktycznie się nie ważę, nie chcę psuć sobie humoru przed świętami

18 listopada 2012 , Komentarze (8)

 ... jakie upłynęły od mojego ostatniego wpisu. Nie mam czasu :)
Na wadze nic się nie zmieniło. Nie miałam zbyt dużej motywacji do działania, ponieważ cały czas uważałam, że mam fajną figurę  ...do czasu ... mianowicie - za tydzień idę na wyjątkową imprezę, na której spotkam wiele osób niewidzianych od stuleci. Dlatego też zapragnęłam natychmiast ważyć o 5 kg mniej. Tak, wiem, że to niemożliwe więc zrobię wszystko aby zrzucić chociaż 5 dag.   W związku z tym zdjęłam z haczyka w pralni swoje wysłużone hula hop  i powróciłam do kręcenia 20 minut dziennie. Co ciekawe - sięgnęłam swoje dwa sklejone taśmą kółka ze sklepu zabawkowego. Zdecydowanie lepiej kręci mi się tym, niż wielkim, ważącym ponad 1 kg  młyńskim kołem z wypustkami. To koło jest dla mnie za ciężkie - po chwili kręcenia odczuwam mdłości od uderzeń w brzuch, ponadto bardzo boli mnie kręgosłup. Boję się, że będę miała problemy z kręgosłupem. Natomiast kręcąc zwykłym hula hop wiem, że pracuję na ładny brzuch. Ach! Przy okazji pochwalę się - wczoraj zaproponowałam mojemu 15-latkowi test mięśni brzuszka.Małolat ochoczo przystał na sprawdzenie by udowodnić, że nie mam z nim szans iiii ... wymiękł!!! ależ zyskałam szacun w jego oczach Oczywiście dziś z  samego rana ćwiczył mięśnie brzucha.
Oczywiście nadal dwa razy w tygodniu biegam na aerobik (TBU) prowadzony przez Super Ciacho (zmieniono prowadzącą na chłopaka, który za punkt honoru postawił sobie zrobienie z nas chińskich gimnastyczek )


Co ponadto? Praca, praca i jeszcze raz praca. Czasami mała wycieczka, czasami kino, czasami teatr, czasami kanapa, pilot i telewizor


10 sierpnia 2012 , Komentarze (11)

Pod wpływem przeczytanego u jednej z Vitalijek postu przypomniał mi się dowcip: "Mąż patrzy z zachwytem na swoją żoną i mówi : tyłeczek masz naprawdę całkiem, całkiem. Cycuszki jak u nastolatki, nogi długie i zgrabne, buźka śliczna ... ech! wzdycha rozmarzony i dodaje : żebyś ty jeszcze obca była"   Cóż ... bardzo życiowy dowcip 

Ponieważ nie mam ponadto nic ciekawego do powiedzenia, powtórzę za moją ulubienicą Annie Wilkes : jeśli będziecie potrzebować natchnienia - pomyślcie o mnie

23 lipca 2012 , Komentarze (15)

Nie chcę, nie zamierzam, nie planuję się chwalić, chcę tylko uprzejmie poinformować, że ... BYŁAM W PARYŻU !!!!!!!!!!! 
Wyjazd był absolutnie spontaniczny. Planowaliśmy urlop w przeróżnych miejscach na kuli ziemskiej, ale ani trochę nie braliśmy pod uwagę Francji. Kilka dni przed wyjazdem, mój mąż i starszy potomek wertowali oferty Interhome i zupełnie dla żartu sprawdzili propozycje noclegów w Francji. Po 30 sekundach było pewne, że pojedziemy do Paryża. Co ciekawe z oferty Interh. nie skorzystaliśmy, natomiast przez internet znaleźliśmy wygodny, czysty hotel z cenami na kieszeń zarabiających w zł, a nie euro . Dobra lokalizacja (8 minut do metra) sprawiła, że zarezerwowaliśmy pokój dla naszej familii.
Pokonaliśmy 1700 km autem i wiadomo co było dalej : każdego dnia zakochiwałam się w tym mieście. Mój mąż opracował plan zwiedzania na każdy dzień, dzięki temu uniknęliśmy chaotycznego biegania po mieście. Zobaczyłam wiele pięknych zabytków. Dotarło do mnie co uczyniło szereg wojen naszemu krajowi. Zrozumiałam co straciliśmy przez zabory, grabieże itp. Jeden cały dzień poświęciliśmy na oglądanie skarbów zgromadzonych w Luwrze (ulegałam urokowi Mony). Zaliczyliśmy oczywiście Katedrę Notre Dame,  Łuk Triumfalny oraz Grande Arche. Zachwycałam się uliczkami Montmartre oraz podziwiałam Sacre Coeur. Oglądałam Pałac Inwalidów odwiedzając grób Napoleona. Kawkowałam się w Ogrodach Luksemburskich i rozpływałam podczas podróży tramwajem wodnym po Sekwanie. Bratałam się Bruce Willisem, Jeanem Reno i Putinem w Muzeum Figur Woskowych. Natomiast nie zapałałam miłością od pierwszego wejrzenia do Wieży Eiffla To uczucie narodziło się we mnie w nocy 14 lipca, gdy pojechaliśmy na Trocadero obejrzeć pokaz sztucznych ogni z okazji święta narodowego. Błyskająca światełkami wieża sprawiła, że stałam oniemiała, podtrzymując podbródek by moja szczęka z hukiem nie spadła na ulicę. Ostatniego dnia na Moście Zakochanych przypięliśmy kłódeczkę z zapisanymi swoimi imionami i datą ślubu. Wrzucając kluczyk do Sekwany obiecałam sobie, że kiedyś tam wrócimy ...
Jestem totalnie zakochana.
I wiecie coooo ... chudsza też!

17 czerwca 2012 , Komentarze (4)

Hmmm ... nie jestem ortodoksyjną katoliczką, ale poniższa historia (biblijna na pewno) sprawia, że rozważam powrót do obżarstwa i nicnierobienia w pozycji horyzontalnej.

Była sobie para z 60-letnim stażem małżeńskim. Nie byli bogaci, ale dawali sobie radę, ostrożnie gospodarując pieniędzmi. Mieli po 85 lat, ale byli dobrego zdrowia, głównie dzięki żonie, która przez ostatnią dekadę kładła wielki nacisk na zdrowe jedzenie i ćwiczenia. Z pewnością żyliby jeszcze długo, jednak podczas podróży rozbił się ich samolot. Tak więc trafili do nieba. Stanęli przed niebiańskimi wrotami, a św. Piotr wprowadził ich do wewnątrz. Zabrał ich do pięknego dworku, umeblowanego w złoto i jedwabie, z pięknie wyposażoną kuchnią i wodospadem w głównej łazience. Zobaczyli służącą, wieszającą ich ulubione ubrania w szafie. Westchnęli oszołomieni, gdy Piotr powiedział:
- Witamy w niebie. To będzie teraz wasz dom. Staruszek zapytał Piotra, ile to wszystko będzie kosztować.
- Ależ, nic - odpowiedział Piotr - Pamiętajcie, to nagroda, którą otrzymujecie w niebie za wasze życie na ziemi.
Staruszek wyjrzał przez okno i zobaczył wielkie pole golfowe, wspanialsze niż jakiekolwiek na ziemi.
- A jakie tam są opłaty? - mruknął.
- To jest niebo - odpowiedział św. Piotr. - Tu możesz grać codziennie, za darmo.
Potem udali się do klubu i zobaczyli obficie zastawiony stół, z każdą kuchnią, jaką sobie można wymarzyć. Staruszek patrzył na owoce morza, steki, egzotyczne desery i przeróżne rodzaje napojów.
- Nawet nie pytaj - św. Piotr uprzedził staruszka. - To jest niebo, to wszystko jest za darmo dla was, cieszcie się.
Staruszek rozejrzał się wokół i nerwowo spojrzał na żonę.
- Dobrze, a gdzie są niskotłuszczowe, niskocholesterolowe potrawy i bezkofeinowa kawa? - zapytał.
- To jest najlepsza część. - odpowiedział św. Piotr. - Możecie jeść i pić ile chcecie i nigdy nie będziecie grubi ani chorzy. To jest niebo!
Staruszek wciąż nie dowierzał.
- Żadnej gimnastyki, aby to zgubić? - zapytał
- Nie, chyba że chcecie - odpowiedział Piotr.
- Nie ma badania poziomu cukru ani ciśnienia krwi ani...
- Już nigdy. Wszystko co tu robicie ma wam sprawiać radość. Staruszek spojrzał na żonę i powiedział:
- Ty i te twoje pier****ne otrębowe płatki! A mogliśmy tu być już dziesięć lat temu!

11 czerwca 2012 , Komentarze (6)

Aż dziw bierze, że można być tak konsekwentnym jak ja Oczywiście mam na myśli systematyczne popełnianie wpisów w moim pamiętniku. Tłumaczę sobie, że absolutnie nie mam czasu, po czym wertuję 50 cudzych pamiętników, zaczytując się radościami i problemami innych.
Co u mnie? Jestem zakochana po uszy w moim własnym, osobistym mężu. Z serduszkami w oczach patrzę na niego i zastanawiam się jak to się stało, że to akurat mi trafił się ten mega super wypasiony egzemplarz i kandydat na męża wszech czasów? Jestem farciarą.
W pracy - świetnie. Sezon urlopowy zbliża się wielkim krokami. Zamierzam czynić stosowne przygotowania w najbliższy weekend. Wciąż wymyślam nowe trasy wycieczkowe. Rozrzut mam naprawdę duży - od Włoch poprzez Francję, aż do Egiptu Się zobaczy co z tego wyniknie.
Obecnie mam ubytki personale w domu. Starsza latorośl wyjechała na  "Zieloną Szkołę". Cały tydzień nie będzie go w domu. Nie żebym tęskniła, ale wkurza mnie Bździągwa, bo nie odbiera ode mnie telefonu (taki twardziel !) i na dodatek zadzwonił do swojego rodzica (czyli mojego męża) aby powiedzieć, że MAM NIE DZWONIĆ ... ok ... mściwa nie jestem ... ale pojadę mu po kieszonkowym za niechęć do kontaktów z mamusią

17 maja 2012 , Komentarze (11)

Inaczej mnie nazwać nie można   Oczadziałam czy co? Wczoraj frytki. Dziś fura ziemniaków gotowanych. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, nie wiem dlaczego wciągnęłam pół gara Po prostu gotowałam obiad dla moich chłopaków i tak mi te ziemniaczki pachniały, tak się do mnie uśmiechnęły, że uległam.  A wszystko się tak świetnie zapowiadało.
Rano - owsianeczka
drugie śniadanie - jogurcik musli
obiad - kanapka (grahamka z wędliną, ogórasem, pomidorem, sałatą - wieeeelka)
podwieczorek - miała być sałatka (zielona sałata, papryka, kiełki sos vinegret), a było powyższe plus wspomniane wcześniej ziemniaki
kolacja - 3 gruchy (czemu ja nie umiem skończyć na jednej???)
... a potem jeszcze miska popcornu (słowa nie powiem ) i dwie lampki wina (wytrawnego, jeżeli to chociaż minimalnie usprawiedliwi moje wybryki).

:( :( :( :( :( :(


O co chodzi z tymi ziemniakami? Może ktoś na mnie urok rzucił? Nie wiem ... laleczka Voo - Doo, którą ktoś faszeruje ziemniakami??? Hmmm ...

16 maja 2012 , Komentarze (3)

Mojej bytności tutaj na Vitalii nastąpi. W ciągu tego roku schudłam .... yyyy .... to znaczy nie schudłam ani grama Zachwycające postępy Kurczę!!! Nie mam motywacji ani dudu. Wiem, że moja waga jest ok i pomimo, że mam zrywy i wstępuje we mnie duch odchudzacza,  to jednak szybko mi mija i olewam temat. Teraz (od poniedziałku 14. V) jestem w fazie ekstra dietowo - sportowej i mam nadzieję, że mi nie przejdzie dopóty dopóki nie zobaczę 57 kg na wadze. Szlag mnie trafia na to moje podejście. Postanowiłam, że będę zapisywać swoje codzienne menu. To trochę usystematyzuje codzienne żarcie i MOŻE trochę zmotywuje do działania.
Co poza tym? Nuda totalna. W pracy nic się nie dzieje (pomijając stres, kontrolę organu nadzorującego, a potem dyrektora, nadmiar obowiązków itp, itd). W domu też marazm (jeśli nie uwzględniać planów remontowych na nadchodzący weekend). Dzieci spoko, mąż też całkiem, całkiem. Nie ma o czym pisać.
Aaaa!!!!  Zapomniałam!!! Dzieje się!!! Wczoraj zakupiliśmy altanę do ogrodu. Oczami wyobraźni już ją widzę : drewniany podest, surfinie wiszące wokół , 3 białe lampiony w środku, ratanowe mebelki, lodóweczka ogrodowa, a w niej ...  (jejku diabeł mnie kusi) ... zimny gingers, carlsber, nooo dobra ... i woda niegazowana


Dzisiejsze menu:
śniadanie - owsianka
II śniadanie - wielkie jabłko plus łyżka miodu (wiem, super zestaw)
obiad - kanapka: grahamka, wędlina, ogóras, masło (w pracy)
podwieczorek (albo obiad właściwy) - zaczęłam od kolby kukurydzy, potem (o zgrozo!) fura frytek - po co??? po co???
kolacja - jogurt naturalny
przekąska poaerobikowa - wielkie jabłko i micha rzodkiewek.
Ale poracha! Dopiero teraz to widzę

6 maja 2012 , Komentarze (5)

... dawno się tak nie namarzłam Niebo bezchmurne, słońce ostro grzejące i ... i ... i na termometrze 10 stopni C.  Oczywiście sugerując się prognozami pogody DLA POLSKI CENTRALNEJ wzięłam ze sobą sukieneczki plażowe, dwa kostiumy kąpielowe, klapeczki, sandałki  itp, itd. Właścicielka pensjonatu, do którego zjechaliśmy przeżegnała się lewą ręką na nasz widok. My rozebrani, w strojach absolutnie letnich, ona w kurtce, szaliku i rękawiczkach.
Mimo to, było cudownie. Spacerowaliśmy, zwiedzaliśmy, siedzieliśmy na plaży, randkowaliśmy i urlopowaliśmy. Najbardziej dziwił mnie widok rozebranych ludzi na plażach. Ja w bluzie polarowej, zasunięta po szyję, a obok nagie dzieciaczki, ludzie, którzy osłonięci parawanem opalają się jak podczas wakacji. Jak??? Jaaaak??? Czy ja jestem takim zmarźlakiem, czy oni mieli ze sobą przenośne promienniki ciepła plus maści rozgrzewające rozsmarowane na ciele? Hmmm ...