Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Clarks

kobieta, 48 lat, Warszawa

170 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 lipca 2014 , Skomentuj

Nie będę pisała, że długo mnie nie było, bo wciąż mnie długo nie ma (smiech) Za każdym razem jak robię wpis do pamiętnika na Vitalii, to obiecuję sobie, że będę systematycznie robiła nowe wpisy. Niestety ... na planowaniu się kończy ;)

Wczoraj wróciłam z rewelacyjnej wycieczki: był to rejs po Nilu połączony z wycieczką do Kairu. Ach! Dlaczego ten czas tak popier... tzn. pędzi. Dopiero co pakowałam walizy, a już ponownie pracuję na płaskodupie na swojej kanapie (smiech) Ten wyjazd był dla mnie szczególny: pierwszy raz moje starsze dziecię nie pojechało z nami. Pozostał sam w domu aby cieszyć się wolnością, sprawdzić swoją odpowiedzialność i imprezować dniami i nocami bez nadzoru dorosłych. Nasza podróż rozpoczęła się od przylotu w czwartek do Hurghady, piątek spędziliśmy na leżingu i smażingu, a w sobotę bladym świtem pojechaliśmy autokarem do Luxoru. Tam po zwiedzeniu Doliny Królów zameldowaliśmy się na statku. Po południu obejrzeliśmy miasto jeżdżąc bryczką (to akurat było okropne). Kolejny dzień to zwiedzanie Karnaku (szacun dla technologii sprzed kilku tysięcy lat) i wieczorem wypłynęliśmy do Edfu. Nocny rejs miał zabawny incydent: panowie na statku zapragnęli obejrzeć finał Mundialu więc statek zacumował przy rosnącym na brzegu rzeki drzewie, bo inaczej tv traciła zasięg(smiech) Podczas meczu siedziałam sobie na tarasie, oglądałam gwiazdy i wsłuchiwałam się w okoliczne odgłosy. W oddali słychać było nawoływania muezina oraz późniejsze modlitwy. Ta sytuacja oraz trwający Ramadan sprawiły, że baaaardzo zainteresowałam się islamem. Trzeba przyznać, że wszystkie opracowania na ten temat przedstawiają niesamowicie mądrą, dobrą, przepełnioną szacunkiem religię. Wiecie coś na ten temat? Ja jestem religijną ignorantką, wiem bardzo mało na te tematy. 

W Edfu - Świątynia Horusa znów uświadomiła mi, że my - Słowianie - byliśmy bardzo "do tyłu" za tamtą kulturą. Kiedy nasi przodkowie skupiali się na tym jak upolować żarcie i przetrwać zimę, oni mogli zdobywać wiedzę, poszerzać horyzonty rozwijać myśl techniczną ;)

Potem kontynuacja rejsu. Widoki zapierające dech w piersiach. Ależ ten Nil szeroki!!! Tereny pustynne, gdzie po maleńkim pasie zieleni przy Nilu rozciągał się widok na piachy, góry, pasące się czasami wielbłądy. Chwilami widać było wioski i obowiązkowo kąpiące się w rzece dzieciaki, które na widok statku machały rękami i wołały helloo ;) :D

Następnie dopłynęliśmy do Kom Ombo. Tam podziwialiśmy Świątynię Sobka, zwiedzaliśmy muzeum mumifikacji krokodyli (po co je mumifikować???? ), zachwycaliśmy się okolicznościami przyrody. Cudnie wyglądają palmy na tle zachodzącego słońca. Tego dnia na statku był Galabija Party. Uczestnikom rejsu zaproponowano zabawę w przebraniach arabskich, przy egipskiej muzyce. Fajnie było!

Kolejnego dnia zawitaliśmy w Asuan. Boże co za upał!!!  50 stopni w cieniu, odczuwalna plus 10. Miejscowość leży całkiem blisko granicy z Sudanem, tam naprawdę panują piekielne upały. Tam zwiedzaliśmy Świątynię Izydy na wyspie File (ale historia miłosna!!!. co za widoki!!!). Późnym wieczorem, po 22 godzinie wymeldowaliśmy się ze statku i pojechaliśmy na lotnisko. Tam nocnym samolotem dotarliśmy do Kairu. Oczywiście pierwszym punktem programu były świątynie Koptyjskie, synagoga oraz ... uwaga ... [werble !!!!] MUZEUM NARODOWE :D :D :D  Jejku!!!  Oczy wyszły mi z orbit na widok skarbów, które tam zobaczyłam. Jak oni WTEDY robili te posągi??? JAK???? Kurczę! Pomijając to, że kształty absolutnie naturalne, że świetnie zachowana barwa, ale oczy, z wyraźnymi źrenicami, jak prawdziwe. Oczywiście największe szaleństwo to sale ze skarbami Tutanhamona. Taki gówniarz, a tyle tego posiadał! Do wyjazdu byłam przekonana, że był to najbardziej znany faraon, okazało się, że wcale nie. On znany jest tylko dlatego, że jego grobowiec nie był okradziony, natomiast jako faraon nie zaistniał (np. w przeciwieństwie do Merenptah, który pogonił z Egiptu Żydów). Tutanhamon posiadł mnóstwo złotych ozdób (pierścionki, bransoletki, naszyjniki - takie jak współczesne); oczywiście swoją złotą maskę, którą można obejrzeć w necie, trony, sarkofagi itp, itd; obłęd!.  Niesamowite były alabastrowe pojemniki na perfumy, które po otworzeniu przez archeologów nadal pachniały (mój syn obwąchiwał gablotę ;) ) Uświadomcie mnie jak oni kilka tysięcy lat temu robili taka biżuterię i przede wszystkim jak zrobili tą złotą maskę?????   Po muzeum pojechaliśmy do Gizy - wiadomo tym Kair stoi ;) Piramidy oraz sfinks ... tak to rzeczywiście jeden z cudów świata. I znów pytanie:  j-a-k ??? Ostatnim punktem programu była wizyta w wytwórni perfum. Tak, oczywiście nakupiłam pachnących olejków ;) ;) ;)

Wieczorem autokarem wracaliśmy do Hurghady. Powrót też zmusił mnie do rozmyślań. Jak to możliwe, że biedny Egipt jest w stanie zrobić przez pustynię prostą, dobrą drogę, dzięki której 460 km trasy pokonuje się bez problemu w 5 godzin wraz z postojem, a u nas czasami przejazd z 200 km zajmuje właśnie tyle. Po 23 jedliśmy już późną kolację. Kolejny dzień poświęciliśmy na leżingo - plażing, a o północy siedzieliśmy już w samolocie do PL.

Naładowałam akumulatory tak bardzo, że wystarczy mi na kolejny rok pracy. Było wspaniale.

24 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

(impreza)urodziny oczywiście dwudzieste ósme oczywiście plus minus dziesięć:D O moich urodzinach pamiętała: Vitalia, Takko, Makalu i Top secret ]:> (Kochają mnie). Pamiętało też starsze dziecko, ale to nie jest fajne, bo od rana mi wypomina, że strrrasznie posunęłam się w czasie od wczoraj (cwaniak) A! I jeszcze rano opierdziel dostał na okoliczność tych moich urodzin. Przyszedł zanim cokolwiek powiedział ja już strzeliłam gadkę, że kasy nie dostanie, bo chwilę temu zasililiśmy jego konto na okoliczność kieszonkowego (smiech) A ten - słodki mój chłopczyk - życzenia chciał złożyć. :( ... ale zważywszy na fakt, że dobry opierdziel nie jest zły .... nie sądzę aby po tej akcji zaczął się moczyć lub jąkać. Zawsze może to zrzucić na kobiecą huśtawkę hormonalną. (swinia)

Mąż przypomniał sobie jak dostałam sms z życzeniami od mamusi ... i od tamtej pory siedzi w sklepie i wybiera mi prezent (smiech)(smiech)

30 marca 2014 , Komentarze (2)

Jejku ale odpoczęłam!!! Cały weekend był po prostu bajeczny. Szczerze mówiąc nie pamiętam co się stało z popołudniowym piątkiem, ale za to sobota i niedziela ...mmmmmm .....(tecza) Wybrałam się na wycieczki rowerowe. Pierwszego dnia przejechałam 15 km, drugiego prawie 25. Byłam totalnie zmęczona i absolutnie zrelaksowana. Jechałam asfaltową drogą, która wiodła przez sosnowy las. Ptaki - jak zwariowane uskuteczniały TAAAAKIE trele, że dech zapierało. Zapach lasu - obłędny! Mokre drzewo, mieszało się z suchą już trawką i wilgotnymi liśćmi. Wróciłam do domu szczęśliwa, spokojna, z bananem na ustach.

... tylko siodełko mam beznadziejne (smiech)Jak zsiadłam z roweru, to mój tyłek (gdyby mógł) powiedziałby mi kilka ciepłych słów :x(smiech)

23 marca 2014 , Komentarze (3)

Wróciłam z dalekiej, długiej  podróży ... w głąb siebie ...aż mi głupio ... nigdy się chyba tak nie uzewnętrzniałam. Zaliczyłam (chyba) początki deprechy. Dzielnie walczyłam o to by stanąć mocno na nogach. Myślę, że mi się udało :)

Ostatni wpis jaki tu czyniłam dotyczył moich planów wakacyjnych. Już wtedy bujałam się ostro ze swoimi emocjami, a ponieważ jestem dzielną dziewczynką i jednocześnie super mamą, żoną, siostrą, córką, przyjaciółką, srułką, pierdułką, dziubdziułką, fiubździułką, to z uśmiechem na ustach i jednoczesną wojną w serduchu znosiłam te stany, nie dając po sobie poznać, że dzieje się coś niefajnego w mojej głowie. (klaun) Czułam się skrzywdzona, oszukana, poniżona, zawiedziona.Oczekiwałam przeprosin i to oczekiwanie chyba mnie najbardziej przygnębiało, bo oczywiście nie miało nigdy nastąpić. Mój dobry kolega (psychoterapeuta) uświadomił mi, że wspomniane przeprosiny są tylko moją potrzebą, natomiast kobieta, która mnie tak bardzo zraniła, wcale nie musi jej odczuwać. Kolega wypunktował też moje mocne strony, nakazał mi myśleć pozytywnie i żyć dniem dzisiejszym, bez nieustannego rozmyślania : why???? why???? (smiech)(smiech) Wzięłam to sobie do serca. Codziennie jak mantrę powtarzam, że głupia baba nie jest warta moich rozmyślań. Mam przy sobie cudownych ludzi, a pozwalam by taki mól (czy mol?) wyżerał wełnę mojego życia. O nie! Koniec ceregieli. Wracam do siebie (puchar)  Zamiast cieszyć się, że mam fajowego mężczyznę w swojej własnej chałupie, superowe dzieci i siebie samą też fajną mam, to ja taplałam się w beznadziei oczekując przeprosin. E tam! W dupie mam już te przeprosiny (palacz) Z tej sytuacji ona może odnotować tylko straty : a)straciła mnie (uważam, że to najważniejsze) (smiech)b)straciła zaufanie mojej rodziny, tzn męża, synów, c) straciła honor, d) straciła twarz.  Ja natomiast liczę zyski : a) wiem komu ufać, b)wiem kto zionął do mnie utajoną niechęcią, c)wiem na czym stoję (w kwestii otaczających mnie przyjaciół). Wygrałam!

Na wycieczce w Rzymie oczywiście byliśmy. Było cudownie. Pierwszego dnia zaliczyłam udar cieplny (smiech)... niemalże nie skończyło się pobytem w szpitalu. Potem już było "z górki". Zwiedziliśmy wszystko co możliwe, Objadaliśmy się makaronami w każdej postaci, pizzami i owocami, raczyliśmy winami, zajadaliśmy pyszne lody i tiramisu. Z pełną stanowczością stwierdzam, że Rzym jest pierwszy na mojej top liście miast, które koniecznie trzeba zobaczyć. Wrócę tam kiedyś ....  :)

Na temat wagi milczę z premedytacją. 

9 lipca 2013 , Komentarze (12)

Kupiliśmy dziś mieszkanie, jestem przejęta do granic możliwości. Inwestycja ma być dla nas zabezpieczeniem na czas emerytury. Hmmm .... mam stracha Oczywiście nie była to decyzja pięciominutowa. Woziliśmy się z tym od paru miesięcy, ale bardzo lekko traktowałam temat. Dopiero dzisiejsza wizyta u notariusza i podpisana z deweloperem umowa uzmysłowiła mi rangę zobowiązania.
Planujemy wynajmować je studentom. Myślicie, że będą chętni?


Lokalizacja : Warszawa, Wola - kilka minut do planowanej linii metra.

ps. wyjazd dopięty na ostatni guzik. Hotel zarezerwowany, dwie walizki dokupione. Będzie fajnie!

2 lipca 2013 , Komentarze (5)

Przeżyłam ten koszmarny, ciężki rok. Ufff!   Oddycham, wypoczywam, relaksuję się. Jest dobrze. Ostatni miesiąc jechałam na rezerwie .... nie! to nie była rezerwa tylko nędzne opary. Zbyt dużo miałam na głowie. Z jednej strony - hurrra! Wspaniale. Wiadomo : jestem potrzebna, sprawdzam się; są wymierne korzyści w postaci uśmiechniętego całą gębą konta. Z drugiej : buuuu! Na nic nie mam czasu. Dzieci ssąc kciuka kiwają się w kątach. Obraz nędzy i rozpaczy
Wreszcie wakacje! Nadrobię wszystko. Popełnię nowe wpisy na Vitalii, może nawet schudne (??? eeee ... takie rzeczy to tylko w erze).  I zrobię jeszcze coś fajnego : pojadę do Rzymu!   3 minuty temu zakupiłam przelot w te i nazad i jestem gotowa   Mentalnie oczywiście jestem gotowa, bo rzeczywistość wygląda następująco :
- nie mam gdzie mieszkać (wciąż szukam hotelu, hoteliczku, hotelątka)
- nie mam planu wycieczki
- nie wiem co zwiedzać
 I najważniejsze : czy mnie na to stać   Odpowiedź jest prosta: ani trochę! Po powrocie będę wypasać swoje dzieci na pobliskiej łące, żywiąc nadzieję, że pojawi się tam jakaś zbłąkana krowa sąsiadów to przynajmniej nabiał będzie.



14 lutego 2013 , Komentarze (11)

Na górze róże na dole fiołki, a my się kochamy jak dwa aniołki

albo

Na górze róże na dole bez, a my się kochamy jak kot i pies

Kto to pamięta?


Dostałam różę od mojego Walniętego więc wierszyki akuratne. Też go kocham.

5 lutego 2013 , Komentarze (3)

Jeszcze rozemocjonowana popełniam posta z londyńskim duchem.
Było cudownie (albo lepiej). Gdy wylatywaliśmy w naszym kraju panowała zima (śnieżyca, zamiecie, minusowe temperatury). Trochę niepokoiłam się czy zdążę wrócić na czas (jutro maszeruję raźnym kroczkiem do pracy). Zamknięte lotnisko lub odwołany z powodu złych warunków pogodowych lot mógłby bardzo skomplikować mój plan urlopowy. Ale udało się! Jestem w swoim domku, na swojej kanapie, ze swoim laptopem na kolanach Okazało się, że w Londynie wiosna :) Miasto powitało nas słonkiem, wysoką (jak na styczeń) temperaturą i absolutnie przyjazną atmosferą. Londyńczycy są bardzo przyjaźni, pozytywnie nastawienie do turystów, służący pomocą każdej napotkanej na drodze gapie (czyli mnie). Zarezerwowaliśmy sobie noclegi w hotelu Premier Inn. Był to strzał w dziesiątkę. Budynek usytuowany obok (dosłownie) stacji metra. Wygodny, czysty, cichy, ze sprzątającymi krasnoludkami pod naszą nieobecność (to szczególnie fajne) Dodatkowym atutem oczywiście niska cena.
Co zobaczyłam? Turystyczny standard: London Eye (obowiązkowa przejażdżka), Muzeum Madame Tussauds (polecam!), oraz Muzea : Natural, Science, British, także Tower, Tower Bridge, Westminster Pałac i Abbey, Buckingham. Pozachwycałam się Big Benem. Poszwędałam się po Notting Hill. Zubożałam do granic możliwości na Oxford Street Z młodszym synem zaliczyłam londyńskie zoo (warszawskie lepsze) oraz odwiedziłam stadion Arsenalu (starszy nie popuścił) Mój debeściarski mąż zabrał nas też na rejs stateczkiem po Tamizie, gdzie popijaliśmy sobie grzane wino i podziwialiśmy widoki za oknem. Było naprawdę wspaniale. Naładowałam tak akumulatory, że do majowego weekendu będę pracowała jak mrówka.
Ale ! (Tak! było ALE!!!) Ale o co chodzi z brytyjskimi mamami??? Pomimo, że było ciepło (około 10 stopni), to jednak zasuwałam w ciepłej kurtce, rękawiczkach, szaliku,czasami czapce. Natomiast wielokrotnie widziałam mamuśki z  niemowlętami na rękach bez czapeczki, bez kurtki, tylko w śpioszkach. Krew w żyłach zmroził mi widok mamy próbującej karmić płaczące dziecko (bez czapki, w cienkich rajstopkach i kaftaniku) oraz kobiety, która niosła (uwaga!!!) dziecko w body na krótki rękaw (też płaczące) - w obydwu przypadkach miałam ochotę powiedzieć im, że dzieci płaczą, bo im zimno. Dodam, że mamy też były rozebrane. Co Wy na to? Ok, wiem, jestem zmarźlakiem, ale to chyba jednak przesada.


A!!!Zapomniałam!!! Dlaczego w tytule Lady Chapel?  Ponieważ to miejsce wywarło na mnie ogromne wrażenie. Rzeczywiście jest jednym z cudów świata. Niewątpliwie zapytana na szybko o najlepsze wrażenie z Londynu wskażę właśnie to miejsce.

21 grudnia 2012 , Komentarze (6)

Hej, co się stało z 2012r?  Przed chwilą zaliczałam Sylwestra, potem krótką chwilą mignęła wiosna, zaraz za nią kilkuminutowe lato, jesieni nie zauważyłam, a dziś okazuje się, że zaraz koniec roku. Jak to?  Co się dzieje z tym czasem? Czy ktoś mógłby nieco zwolnić ten rollercoaster ?! Jak tak dalej pójdzie to nie zdążę zestarzeć się z godnością. Po prostu któregoś dnia obudzę się jako starsza pani, obok starszego pana i CO NAJGORSZE ze starszymi dziećmi   Ok, ok .... żarty żartami, ale każdy kolejny rok mija mi coraz szybciej. Myślicie, że to możliwe aby Ziemia z większym impetem wirowała? Innego wytłumaczenia chyba nie ma
A co u mnie? Nic ciekawego. Nie mija mi fascynacja pracą. Nadal jestem na totalnym haju wykonując zadania z zakresu moich obowiązków. Od dziś urlopuję do 27. XII. Fajnie! Przyda mi się mimo wszystko trochę odpoczynku. Z niecierpliwością oczekuję Świąt. Uwielbiam ten czas, oczywiście już naspraszałam gromadę ludu na świąteczny obiad, teraz zastanawiam się nad tym czym podjąć gości. Macie jakieś fajne sprawdzone przepisy na pyszności?
Oczekuję też Mikołaja, zważywszy na to, że byłam bardzo grzeczną dziewczynką, powinnam dostać naprawdę fajne prezenty. Mikołaju - liczę na to ! 
Boję się, że moje młodsze dziecię będzie trochę rozczarowane tegorocznym podarunkami, bo niezbyt  licują z jego potrzebami Młodszy dostanie gitarę, starszy Assassin'a , obydwaj dostaną torby ze słodyczami, mąż - portfel i tomik Szymborskiej, kupiliśmy też wycieczkę do Londynu, dzieci znajdą bilety pod choinką. Ciekawe jak zareagują
Na moją dietę spuszczę zasłonę milczenia, szkoda gadać. Nie wiem jak to się dzieje, że mieszczę się we wszystkie ciuchy ... ale profilaktycznie się nie ważę, nie chcę psuć sobie humoru przed świętami

18 listopada 2012 , Komentarze (8)

 ... jakie upłynęły od mojego ostatniego wpisu. Nie mam czasu :)
Na wadze nic się nie zmieniło. Nie miałam zbyt dużej motywacji do działania, ponieważ cały czas uważałam, że mam fajną figurę  ...do czasu ... mianowicie - za tydzień idę na wyjątkową imprezę, na której spotkam wiele osób niewidzianych od stuleci. Dlatego też zapragnęłam natychmiast ważyć o 5 kg mniej. Tak, wiem, że to niemożliwe więc zrobię wszystko aby zrzucić chociaż 5 dag.   W związku z tym zdjęłam z haczyka w pralni swoje wysłużone hula hop  i powróciłam do kręcenia 20 minut dziennie. Co ciekawe - sięgnęłam swoje dwa sklejone taśmą kółka ze sklepu zabawkowego. Zdecydowanie lepiej kręci mi się tym, niż wielkim, ważącym ponad 1 kg  młyńskim kołem z wypustkami. To koło jest dla mnie za ciężkie - po chwili kręcenia odczuwam mdłości od uderzeń w brzuch, ponadto bardzo boli mnie kręgosłup. Boję się, że będę miała problemy z kręgosłupem. Natomiast kręcąc zwykłym hula hop wiem, że pracuję na ładny brzuch. Ach! Przy okazji pochwalę się - wczoraj zaproponowałam mojemu 15-latkowi test mięśni brzuszka.Małolat ochoczo przystał na sprawdzenie by udowodnić, że nie mam z nim szans iiii ... wymiękł!!! ależ zyskałam szacun w jego oczach Oczywiście dziś z  samego rana ćwiczył mięśnie brzucha.
Oczywiście nadal dwa razy w tygodniu biegam na aerobik (TBU) prowadzony przez Super Ciacho (zmieniono prowadzącą na chłopaka, który za punkt honoru postawił sobie zrobienie z nas chińskich gimnastyczek )


Co ponadto? Praca, praca i jeszcze raz praca. Czasami mała wycieczka, czasami kino, czasami teatr, czasami kanapa, pilot i telewizor