Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Clarks

kobieta, 48 lat, Warszawa

170 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lipca 2011 , Komentarze (3)

Hurrra!!!!!
Od razu zaznaczam - nie oglądałam pogody, nic nie wiem na ten temat. Po prostu uważam, że to najwyższa pora aby zrobiło się upalnie. Uprzejmie donoszę, że wakacje zaczęły się miesiąc temu, a ciepłych dni było tyle co na lekarstwo. Nie zgadzam się na to! Protestuję! Kategorycznie żądam upałów! Liczę na to, że od poniedziałku temperatura wzrośnie do 35 stopni.
Moja dieta jest co najmniej dziwna. Jejku! Co zrobić żeby mieć motywację? Nie wiem ... może przytyć? Hmmm .... Czasami przemknie mi przez myśl, że wcale nie jestem taką top modelką jak mi się wydaje, ale wówczas szybko biegnę na wagę, patrzę na wskaz i oddycham z ulgą. Póki nie przekraczam 60 kg - jest ok.   Ewidentnie brakuje mi motywacji. Przyznaję bez bicia - w mojej łepetynie toczy się wojna. Anioł mówi : "weź się w garść, jesteś mądrą kobietą, masz poukładane w głowie, można na tobie polegać - schudnij te marne 2 kg." Diabeł na to : "och maleńka! Jesteś taka mniam, wypij sobie grzańca takiego pysznego, opędzluj michę tłustego popcornu i zagryź tabliczką czekolady. Jesteś słodka, jesteś sexi, każdy facet marzy o tobie" I co ja robię? Wiadomo! Łykam jak młody pelikan diabelskie pokusy i w nosie mam dietę i sport.  Co robić? Ludzie ratujcie!
... tak rozmyślam, że może to wakacje mają taki destrukcyjny wpływ na mnie? Zacznie się rok szkolny, zepnę pośladki, znów ruszę na aerobik, będę biegała itd. Nie, nie, nie - nie myślcie, że bajam. Od wielu lat regularnie chodzę na aerobik 2 razy w tygodniu od września do czerwca i codziennie uprawiam marszobiegi.

19 lipca 2011 , Komentarze (6)

Zanim wstałam z łóżka postanowiłam pomysł wdrożyć w życie. Dlaczego? Czułam się totalnie pełna, objedzona, spuchnięta (okres zbliża się wielkimi krokami). I wiecie coooo? Świetnie sobie radzę z powziętym postanowieniem. Jestem pełna energii, zadowolona, uśmiechnięta i zrelaksowana. Niewiele dziś miałam ruchu, ale wieczorem zamierzam pojeździć na rowerze. Naprawdę cieszę się z tej głodówki ...


 ...  Tym bardziej, że od rana zjadłam : jogurt naturalny, jabłko, 2 śliwki, brzoskwinię, 3 skrzydełka marynowane, 1 gołąbka i 2 plastry kabaczka zrobionego na parze. Głodówka jest wspaniała! Ale nie będę jej często stosowała, bo przytyję



Wieczorne wieści : głodówka trwa w najlepsze! Wciągnęłam jeszcze pół gorzkiej czekolady, pół paczki orzeszków, 2 lampki wina i pół kabaczka ugotowanego na parze.
Boże uchowaj mnie przed pomysłami na głodówki Samo myślenie o głodówce wzmaga mi apetyt

16 lipca 2011 , Komentarze (6)

Najpierw hurra, hura, jabadabaduuuu!!!!  Zważyłam się i jest bosko!!!  

teraz mogę zacząć zrzędzić ...

Przyznaję bez bicia - brak mi motywacji, bo sama wiem, że mam superową wagę. Czuję się nie fair przy osobach, które rzeczywiście muszą się odchudzać, wiem natomiast, że moje odchudzanie to fanaberia. Pomijam to, że nie jestem pierwszej świeżości - mam 35 lat, a nie 18. Mam dwoje dzieci, mam też 170 cm wzrostu. Ważę poniżej 59 kg więc ... to waga lepsza niż idealna. Nie chcę się wygłupiać i popadać w jakieś durne paranoje. Nie chcę świrować, ani też lamentować, że olaboga!!! nie ważę 57 kg, bo to świadczyłoby, że mam nierówno pod sufitem. Owszem - zamierzam dążyć do tego celu, ale bez ciśnienia - bo nie ma takiej potrzeby. Lubię siebie taką jaką jestem. Natomiast najbardziej na świecie nie lubię szczupłych kobiet, które skamlą " jestem grrruba" "mam nadwagę" "muszę schudnąć"

13 lipca 2011 , Komentarze (1)

Kiedy wreszcie będę mogła zmienić wskazówkę na paseczku wagi? Zważę się dopiero w sobotę, ale myślę, że będzie bardzo ok. Usatysfakcjonuje mnie nawet 0,4 kg Dietowo trzymam się doskonale. Smaki lata sprzyjają mojej dietce. Dziś na śniadanko jak zawsze była owsianka, na drugie śniadanie jogurt z jagodami, na obiad płatki pszenno - zbożowe z mlekiem, a na kolację wielki kawał arbuza (pewnie z kilogram). Teraz siedzę objedzona jak bąk, ale jednocześnie z poczuciem, że kalorycznie źle nie było. Ilość ruchu wzbudza umiarkowany entuzjazm, ale też mam poczucie, że kręciłam się nieustannie. Rano zaliczyłam ossstre sprzątanie domu, który po naszych wakacyjnych wojażach wyglądał na nieco zapuszczony, a ja NIESTETY lubię niemiecki porządek (ku rozpaczy rodziny), Potem poleciałam na wyprzedażowe zakupy (mmmm... lubię to!) , a po południu pływałam, pływałam, pływałam, aż mąż wygonił mnie z basenu, strasząc, że widzi pojawiające się płetwy pomiędzy moimi palcami u stóp .
ech! Fajnie jest. Jestem szczęśliwa.


11 lipca 2011 , Komentarze (1)

Niech nikt nie myśli, że zlekceważyłam swój pamiętnik i postanowiłam nie popełniać w nim żadnych wpisów. Ależ skąd!!! Przed ubiegłym weekendem mąż znienacka poinformował mnie, że musi natychmiast wziąć urlop - jeśli chce się urlopować w tym roku, natomiast jeśli planuje spędzić cudowny, błogi wypoczynek w miejscu pracy - niech koniecznie składa podanie o urlop pod koniec lipca (tak jak chcieliśmy) wówczas na pewno NIE OTRZYMA URLOPU. Cóż było czynić - w trybie pilnym spakowałam 4 walizki (po jednej dla każdego członka rodziny i... adijos amigos!!!!  Wyjechaliśmy natychmiast (bez planów, bez pomysłu, po prostu przed siebie). Wylądowaliśmy w Małym Cichym kilka km od Zakopca. Miejsce wypadowe boskie! Pensjonat nie tylko śliczny, komfortowy, wygodny, pięknie położony, to jeszcze z wyjątkowo sympatyczną atmosferą wewnątrz. Gospodarze - przemili, młodzi ludzie, dbali o to byśmy chcieli jeszcze kiedyś do nich wrócić. Wyjeżdżając przyrzekałam sobie solenie, że to będzie moje miejsce na letnio - jesienno - zimowe wypady górskie. Oczywiście czas i portfel pokaże czy uda mi się to zrealizować Dodam jeszcze, że zaskoczyły mnie tamtejsze ceny. Wyjeżdżamy rokrocznie, ale na ogół na północ. Pierwszy wypad w Tatry był dużą niespodzianką. Ceny za noclegi w fajnym pensjonacie dużo niższe niż na kwaterach nadmorskich. Poza tym dodam (norrrmalnie jakbym folder reklamowy miejscowości tworzyła) położenie Małego Cichego jest kapitalne -> blisko wszędzie, a zarazem nie ma zgiełku typowego dla Zakopanego. Mieliśmy bardzo aktywny krajoznawczo tydzień. Zaliczyliśmy Kraków, Wieliczkę, Tatralandię na Słowacji, Niedzicę, obowiązkowo Gubałówkę, Kasprowy Wierch, Morskie Oko, Wielką Krokiew itd, itp. Było super. Dietowo też całkiem ok. Gospodyni pensjonatu za psie pieniądze przygotowywała posiłki, realizując konkretne życzenia gości dotyczące sposobu przygotowania, kaloryczności tudzież innych preferencji osobistych. Nie było oczywiście obowiązku wykupywania jedzenia, robili to tylko chętni goście. Rano pijałam sobie kawkę na balkonie patrząc sobie na otaczające góry, a potem już tylko chodziłam, zwiedzałam, oglądałam. Wróciliśmy szczęśliwi, wypoczęci i [UWAGA!!!] opaleni Mieliśmy niesamowite szczęście, ponieważ za każdym razem udało nam się uciec przed deszczem. Padało w Zakopcu - my byliśmy w Niedzicy, Padało w Niedzicy - my byliśmy w Zakopcu itd, itd. Na wadze bez zmian. Szczerze mówiąc trochę mnie to dziwi, liczyłam na spadek.

27 czerwca 2011 , Komentarze (5)

Sobotę wyznaczyłam sobie jako dzień ważenia i jak na razie chyba tylko raz udało mi się zważyć w tym terminie. W miniony weekend znów mi to umknęło. Tym razem mam jednak mega wymówkę - byłam na spływie kajakowym W sobotę rano bladym świtem całą familią zapakowaliśmy się do auta i pomknęliśmy na Mazury do Krutyni. Słów brak by opisać widoki, które miałam okazję oglądać. Krutyń jest niesamowicie malownicza, urokliwa i zarazem (do pewnego momentu) płytka. Przyznaję, że to był mój debiut kajakowy. Nigdy wcześniej nawet nie trzymałam wioseł od kajaka, nie mówiąc o siedzeniu w nim. Na spływ wybraliśmy się ośmioosobowym zespołem, wynajęliśmy 4 kajaki i popłynęliśmy 13 km trasą. Pierwszy odcinek - cud miód - ja zachwycająca się wszystkim. Po 5 km stan absolutnej euforii, po 8 km naładowane akumulatory na całe wakacje, po 10 km lekkie zmęczenie, ale szczęśliwość trwa, po 11 km zmęczenie umiarkowane i sztuczny uśmiech na twarzy, na 12 km lekka irytacja, na 12,5 km - jedno pragnienie : DO DOMU!!!! Dopłynęłam. Całą trasę płynęliśmy około 4 - 5 godzin. Pogodę mieliśmy zamówioną specjalnie na nasz spływ, gdy tylko w Ukcie zsiedliśmy z łodzi i weszliśmy do firmowych aut odwożących nas do miejsca startu lunął deszcz. Była to tak niewiarygodna scena, że w pierwszej chwili myślałam, że kierowca spryskuje szyby. Potem już lało jak z cebra, a my wróciliśmy opaleni, zmęczeni fizycznie, ale absolutnie zrelaksowani psychicznie. W domu byłam przed dwudziestą, zaliczyłam tylko szybki prysznic i padłam jak mucha.
Dziś gdy przypomniało mi się o ważeniu byłam już po 2 kubkach wody, kubku kawy i śniadaniu (owsianka, na kubasie mleka). Wiadomo więc, że wskazanie byłoby totalnie niewiarygodne. Poczekam do jutra i zważę się tak jak zawsze - rano, na czczo. Liczę na zmianę paseczka.

23 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Wakacje, znowu są wakacje, na pewno mam rację, wakacje znowu są Ale się cieszę!!! Lubię urlopowe klimaty, kiedy nic nie trzeba, kiedy można spać dłużej niż zwykle, jeździć na wycieczki lub po prostu leżeć plackiem w ogrodzie. Lubię zapachy i smaki lata. Lubię 40 stopniowe upały, nie przeszkadzają mi komary ani inne niedogodności. W sumie - źle się stało, że nie urodziłam się na Seszelach albo Majorce. Mogłabym tam robić jako tester plaży, albo strażnik łodzi multimilionera ... albo pełnić funkcję żony właściciela w/w łodzi Ech! rozmarzyłam się  
Dietowo bardzo ok. Ruchowo też - pomimo, że nie miałam czasu na bieganie, to codziennie wygenerowałam chwilę by poskakać na trampolinie w ogrodzie. Teraz czekam na upały by móc pływać w basenie, bo w chwili obecnej woda jest tak zimna, że ścina mnie z nóg Chociaż .... tak myślę .... może więcej kcal stracę próbując się ogrzać niż aktywnie pływając ???


19 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Wczoraj najnormalniej w świecie zapomniałam się zważyć. Yyyyyy ..... no dobra przyznam się - nie zważyłam się, bo się bałam wskazu wagi. Tydzień pod względem dietkowym był bardzo udany, ale jedyny ruch jaki zaliczyłam to był poniedziałkowy aerobik, a potem to już jedynie siedziałam na tyłku obrabiając papiery do pracy. Dziś wstałam bladym świtem by dokończyć ostatni raporcik i od jutra będę regularnie bez żadnych obsuw prowadzić pamiętnik i przede wszystkim : BIEGAĆ!!!
Na koniec zostawiłam najfajniejszą informację - moja waga dziś 59,4 kg Suuuuuuper!!!!  Ale jak to? Bez ruchu????  Bomba!!!!

15 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Niby wszystko ok, niby trzymam dietę, niby nie podjadam niczego, niby realizuję założone dzienne plany żywieniowe, ale ... właśnie! ALE jest jedno takie wielkie, kobylaste ALE - nie mam czasu na marszobiegi. Czerwiec to dla mnie gigantycznie gorący okres. Siedzę w papierach po uszy i dzień w dzień... tfu! ... noc w noc siedzę i piszę, piszę, piszę. Na pewno ten stan nie zmieni się przed poniedziałkiem. Do poniedziałku spłaszczam na krześle mój tyłek I oczywiście jak zawsze - wyobrażam sobie, że tyję w tempie światła. Słyszę trzeszczące krzesło, trzaskające w pasie spodnie i pyknięcia rozstępującej się skóry na biodrach Przesadzam? Chyba mam fobię. A może to kryzys wieku średniego?

13 czerwca 2011 , Komentarze (1)

Roboty po pachy, papierkologii na tony do przerobienia. Dietowo bosko. Dzień przebrnęłam bez najmniejszej wpadki.
śniadanko - owsianka
II śniadanie - mały soczek marchwiowy (80 kcal plus trochę świeżego ananasa)
obiad - kurczę nie pamiętam, ale wiem, że byłam super zadowolona.
kolacja - jogurt z musli w mini ilości.
A teraz to .... rosną mi kły, bo moje dziecko, które powinno dawno spać łazi po chałupie i molędzi nie wiadomo po co ani w jakiej sprawie. Aaaaaa!!!