Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem mamą dwóch chłopców i do diety skłoniła mnie moje ostatnie spojrzenie w lustro - trzeba wrócić do formy i znów być zadowolonym z życia:)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 48362
Komentarzy: 880
Założony: 17 października 2011
Ostatni wpis: 29 czerwca 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mamciaaa

kobieta, 40 lat, Zielona Góra

175 cm, 84.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 czerwca 2017 , Komentarze (11)

Hej,

dawno mnie nie było, ale już się to zmieni. Od ostatniego wpisu trochę czasu minęło bo i święta, i majówka, i mój wyjazd do SPA, i komunia syna, i wizyta u dietetyczki, iiii wiele innych rzeczy.

W diecie miałam tydzień przerwy podczas komunii syna i wyjazdu do SPA, ale po powrocie udało mi się wskoczyć w dobre tory.

Mój mąż dalej w delegacji i czasem mam wszystkiego dość, ale nie mogę się poddawać bo robię to dla siebie, a nie chcę by znów o mnie gadali, że pewnie jestem w ciąży bo TAK MI BRZUCH WYSADZIŁO... przykre to ale prawdziwe i bardzo motywujące.

Do wizyty u dietetyczki skłonił mnie mój pesymizm i brak siły we własną moc, a ja mam tę moc ;) Potrzebowałam takiego porządnego kopniaka i chyba się udało bo motywacja jest. Telefon mam tak ustawiony, że co 3h dzwoni mi alarm, że mam coś zjeść - dla mnie idealny sposób aby nie omijać posiłków, bo jak się okazało pomijanie posiłków ma wielki wpływ na tycie. Codziennie wyznaczam sobie też butelkę wody, która jest moim min jakie muszę wciągnąć w siebie w ciągu całego dnia.

Efekty jak na razie są, oczywiście chciałoby się więcej, ale jak to mówi mój mąż - małymi kroczkami do przodu.

Oto moja fotograficzna relacja, są w niej też małe pokusy (ale trzymałam się twardo i poza tą czekoladą to nie zjadłam tego co Wam zaprezentuję).

Smakołyki dla moich chłopaków:

Staram się jeść zdrowo, to kilka moich propozycji:

moje kontrolowane przyjemności:

- romantyczna kolacja z mężem:

- moja ciężka praca:

- i takie są efekty ;) ;) ;):

Buziaki ;)

24 marca 2017 , Komentarze (23)

W związku z tym, że nie udaje mi się od razu wstawić tego co zjem i sfotografuję na Vitalię, nazbierało mi się tych fotek od groma i ciut, ciut :PP

Bardziej systematyczna jestem na instagramie, bo tam w miarę możliwości wstawiam zdjęcia na bieżąco, żeby nie zapomnieć tych wszystkich dobrych rzeczy, które sobie przyrządzam;) skromnie powiem, że te moje posiłki ostatnio wychodzą mi jak nigdy - niejedna dietetyczka mogłaby się uczyć hehehe:D

Pamiętam jak kiedyś byłam u dietetyczki i mi napisała taki jadłospis na tydzień, że jak przyrządziłam te potrawy to ani smaku ani wyglądu, a ja uważam że pierwsze co robimy to jemy oczami i to co jest na talerzu musi być kolorowe i przyjazne :D

Jeśli chodzi o ćwiczenia - to się staram, ostatnio zainstalowałam sobie też aplikację na telefonie, która systematycznie przypomina mi o wykonaniu ćwiczeń. Jest to motywujące, bo nawet jak jestem zmęczona a ten telefon brzdęka to chcąc nie chcąc człowiek rusza te swoje cztery litery i robi to(zegar)

No ale dosyć tego marudzenia, przedstawiam Wam moje posiłki.... i nie tylko ;)

tradycją stało się, że co weekend piekę prawdziwy żytni chleb na zakwasie, który wcześniej sama przygotowałam. Jest mega pyszny i można do niego dodać co tylko się chce, dla zainteresowanych przepis:

- 1~2 łyżki dokarmionego wcześniej zakwasu (12h wcześniej)

- 450g mąki żytniej

- 100g mąki orkiszowej lub innej np. pszennej z pełnego przemiału (żeby chleb nie był za ciężki i za mokry)

- 350ml ciepłej wody

- półtorej łyżeczki soli (ok. 9g)

- dodatki wg uznania

Zaczyn należy wykonać z zakwasu i 150g mąki żytniej z dodatkiem 150ml ciepłej wody. Taki zaczyn należy odstawić na około 18h. Następnie do wyrośniętego zaczynu dorzucamy resztę składników, formujemy chleb i przekładamy do formy obsypanej otrębami i ponownie odstawiamy na min. 5h. Pieczemy 1h w temp. 200st. C na termoobiegu lub 220st. C na grzałce góra-dół przez 1h.

Jak mam ochotę na słodkie to znajduję sobie w necie takie perełki jak marchewkowe gofry, posypałam je mrożonymi jagodami i polałam sosem balsamicznym - pycha!!!

Przepis:

- 1 jajko

- 1 mała marchewka (50g) potarta na małych oczkach

- 40g mąki jaglanej (ja nie miałam to dałam kukurydzianą)

- 10~15g ksylitolu (też nie miałam to dałam łyżkę miodu)

- szczypta proszku do pieczenia

- kilka kropel aromatu migdałowego

Wszystko wymieszać i dać do formy na gofry, z tego przepisu wychodzi zgrabny jeden przysmak:)

Ostatnio też bardzo polubiłam "szybkie śniadania" czyli:

No a teraz reszta już bez zbędnego opisywania:

Na gołąbki miałam chęć wczoraj a jak wiadomo na chęć nie ma rady ;) zrobiłam je z kaszy jaglanej i brązowego ryżu z dodatkiem mielonej piersi indyczej i zapiekłam w liściach młodej kapusty w sosie pomidorowym z dodatkiem suszonych pomidorów - pycha!!!

Wiosna zawitała i u mnie

Jeśli chodzi o ćwiczenia to ostatnio założyłam się z kolegą kto pierwszy będzie na największej drewnianej wieży w Polsce iii.... WYGRAŁAM!!!

za to w nagrodę dostałam taki piękny widok

i jeszcze mój piękny zestaw do tortur:

BUZIAKI i postaram się częściej zaglądać!!!

2 marca 2017 , Komentarze (4)

Długo trwało zanim mój zakwas powstał, w sumie to hodowla zajęła mi 1.5 tyg. ale było warto:

z tego cudeńka zrobiłam swój chlebek, który skromnie uznam za najlepszy na świecie ;) Najpierw z zakwasu zrobiłam zaczyn:

po 18h zagniotłam chleb. Chciałam zrobić dwa bochenki, ale lepiej było upiec jeden, be te dwa mimo, że urosły to były dość niskie i z wyglądu wyglądały trochę jak ciabaty. Mimo efektu wizualnego smak takiego chlebka jest jedyny w swoim rodzaju, szczególnie gorąca piętka posmarowana serkiem - mmm:p

Tutaj przed wyrośnięciem:

po wyrośnięciu:

po upieczeniu:

i z bliska ;)

Żeby nie było w tzw. między czasie był Tłusty Czwartek, więc bez wyrzutów sumienia zjadłam jednego pączusia serowego:

Z obiadów to najczęściej mam jednogarnkowe szybkie dania:

Śniadanie:

Na jutrzejsze śniadanie przygotowałam sobie jogurt naturalny z nasionami chia, kiwi jagodami goji:

U nas mimo przelotnych deszczy przebija się czasem słoneczko i zaprasza do nas wiosnę - oby szybko przyszła. Już znaleźliśmy piękne przebiśniegi także jest już tuż, tuż...

Uciekam na masażyk limfatyczny - buziaki (zakochany)

22 lutego 2017 , Komentarze (4)

tak, tak, tak - może to się wydawać nieprawdopodobne - ale trzymam się swoich postanowień i mimo mocnego zużycia psychicznego, jestem pełna nadziei i staram się wykonywać swój body-plan;)

Obiadki i wszystkie inne posiłki skrzętnie sobie zapisuję, wtedy mam kontrolę nad sobą ale też motywację żeby nie psuć tego do czego już doszłam.

To moje wykresiki z dnia wczorajszego:

    

Jeśli chodzi o jedzenie to też jestem grzeczna:

W poniedziałek nastawiłam na zakwas, bo coś mnie wzięło żeby domowy chlebek upiec, jak dobrze pójdzie to zakwas na niedzielę będzie gotowy i będę mogła upiec pyszny chlebek na nowy tydzień

Wczoraj coś mnie wzięło na śledzie i zrobiłam sobie mały słoiczek w occie z buraczkami na dzisiejszą kolację:

W poniedziałek byłam na drugim masażu pleców i czuję się o wiele lepiej. Ten masaż a także rozmowa a Panią rehabilitantką dużo mi dają, motywują mnie do ćwiczeń i dalszej diety. Ma dużo wskazówek, które zaraz po wyjściu z gabinetu staram się wcielać w życie, jak choćby to żeby do mojej ciepłej wody z cytryną, którą wypijam co rano dodawać imbir! Nie wpadłabym na ten pomysł, no może bym wpadła ale po jakim czasie???  Poza tym mogę się jej wygadać o moich problemach, bo wiem że czasem lepiej jest powiedzieć swoje obawy komuś obcemu, bo Cię nie oceni i popatrzy na wszystko bardziej obiektywnym okiem. Na razie wiem, że nie mogę się poddawać i trzeba walczyć, bo to jak się czujemy i jak wyglądamy zależy tylko od nas.

Jeśli chodzi o ćwiczenia, to staram się zrobić w domu to co mi YouTube pokaże, w poniedziałek robiłam ramiona z handelkami, dzisiaj chcę wykonać fat burning, jutro jakieś wzmacniające a weekend przeznaczam na bieganie, bo to jedyny czas, kiedy mąż jest w domu i mogę bez obaw wyjść i ponieść się nogom.

Trzymajcie się cieplutko, bo u mnie pada i nie jest za ciekawie;)

20 lutego 2017 , Komentarze (2)

Dzisiaj zostałam w domu. 

Już posprzątałam, wstawiłam pranie i delektuję się błogą ciszą ;) wreszcie mam chwilę dla siebie i nie muszę nikomu dogadzać i denerwować się samym patrzeniem jak ci moi chłopcy marnują czas na grach, zwłaszcza ten największy - mąż mój ukochany jak z rana zasiądzie przed komputerem to go potem do wieczora nie widać, a chłopcy nie lepsi - tatuś daje przykład to potem focha mają jak ich zmuszam do spaceru czy planszówek - grr(szloch), a ja czasami nie mam siły na tą nierówną walkę, ja kontra oni.

Zawsze jak jest cieplej to ich wyganiam na boisko, wtedy jakoś dają radę, ale jak jest taka pogoda jak widać za oknem to gniją w domu i cały weekend mam nerwowy.

Jeśli chodzi o dietę to jest dobrze, pobiegałam a raczej zrobiłam marszobieg i sprawdziłam - ZMIESZCZĘ SIĘ W MOJE ULUBIONE SPODNIE!!! Trochę to dziwne bo waga nie wykazuje spadku, ale ciało zrobiło się jakby bardziej zbite - może to efekt ćwiczeń a może masażu pobudzającego limfę - kto to wie? Nie ważne, ważne że moje ulubione spodnie leżą na moim tyłku idealnie :D

No to teraz relacja z weekendu:

- do kawy zrobiłam sobie deserek z pół awokado + banan + 5 suszonych śliwek + mięta + mleko kokosowe + łyżeczka kakao + łyżeczka miodu = wyszły dwie porcje, jedną zjadłam wczoraj a drugą dzisiaj do kawy. Smakuje o dziwo bardzo dobrze, taki czekoladowy pudding:

- tutaj przed zmieszaniem deseru:

- na śniadanie była jaglanka z jabłkiem i cynamonem:

- obiadowa zupa krem z pomidorów z podprażonymi pestkami dyni i słonecznika:

- obiadowy misz masz z kapusty pekińskiej i pak choi na rukoli z kiełkami:

- wczorajszy obiad chyba nie trzeba opisywać:

tak jak wcześniej pisałam, pobiegane było. No może pobiegane to za duże słowo - taki marszobieg bardziej do tego pasuje. Jeszcze nie mam formy, ale walczę, walczę, walczę!

Dodatkowo zrobiłam jeszcze dla męża (bo ja nie przepadam) galaretki indycze z jajkiem przepiórczym:

no i ciasto dla męża do pracy bo obiecał chłopakom - ucieraniec z jabłkami, jagodami, kruszonką i lukrem - ojj jakie niedobre, a fe ;) Na szczęście zabrał całą blachę, także się nie połakomię:x

A teraz wybaczcie idę robić nic, zupełnie nic i jest mi z tym dobrze! 

Pozdrawiam!!!

16 lutego 2017 , Komentarze (16)

Witam wszystkich,

dawno mnie nie było bo tyle się działo, że nawet nie miałam siły tu zaglądać. Od czasu do czasu wchodziłam na vitalię, ale to tylko po to by szybciutko Was poczytać i uciekałam.

Żeby było sprawiedliwie to nie zapomniałam o robieniu zdjęć, może nie będę wszystkich opisywać, ale jak się nie znudzicie do końca to proszę - uprzedzam, że kilka słodkich niespodzianek też mi wpadło ;)

Brat poprosił mnie na chrzestną do córki i kupiłam jej taki mały upominek, ładny?

Super, że wytrzymałyście do końca fotoreportażu ;)

18 sierpnia 2016 , Komentarze (10)

wczoraj miałam ochotę na pizzę i żeby zaspokoić moją głodową zachciankę zrobiłam dietetyczną, ale pyszną pizzę i co można? Można!!!

Oto ona:

najpierw upiekłam warzywny spód z tartej cukinii i marchewki z dodatkiem jajka i mąki ryżowej, wszystko polałam własnoręcznie robionym sosem pomidorowym ze świeżą bazylią i papryczką chilli, a na to kolejno poszedł tuńczyk, pieczarki, żółta papryka, suszone pomidory, bio mozzarella i tadaaam(balon)

POZDRAWIAM!!!

17 sierpnia 2016 , Komentarze (8)

Dzisiaj szybki wpis.

Pobiegane było

widoczki

a na obiad komosa z mintajem i grillowanymi warzywami

Jeśli chodzi o mnie, to nic się nie zmienia, strasznie tęsknie za chłopcami...

Wczoraj jak biegałam to mnie taki prąd przeszedł w piszczelu, że myślałam że się złoże na pół. Na szczęście po lekkim przystanku wszystko minęło i mogłam kontynuować trening, ale co to było to nie wiem, bo pierwszy raz mi się coś takie zdarzyło.

W sobotę idziemy do znajomych na urodzinowe ognisko, to trzymajcie za mnie kciuki, żebym z tą moją dietą nie padła, bo ostatnio jakiś kryzys mam - ale się trzymam:D

POZDRAWIAM!!!

12 sierpnia 2016 , Komentarze (9)

Po ostatnim treningu na siłowni czułam się super, a dzisiaj mam takie zakwasy w nogach, że ledwo kucnąć mogę - och jak ja lubię taki przyjemny ból;) chcę iść dzisiaj trochę pobiegać, tak bez szału, ale żeby trochę rozruszać nogi żeby się szybciej regenerowały:D

Dzisiaj mam wolne i mam cały dzień dla chłopaków, wczoraj jak ich przywiozłam to nawet nie chcieli na dwór wyjść, tak się stęsknili za domem... Na szczęście dzisiaj już zaliczyliśmy 2h na placu i jak nam się dobrze obiad ułoży to znów pójdziemy:)

A jeśli chodzi o obiad to dziś była zupa pomidorowa, dla chłopaków z makaronem, a dla mnie z pieczonymi indyczymi klopsikami w płatkach owsianych:

u góry przed upieczeniem, potem upieczone i na koniec zaserwowane w zupie:D

Jeśli chodzi o wczorajszy obiad to z resztek kurczaka zjadłam sobie tortillę z pomidorami:

na kolację zrobiłam sałatkę, która została mi też na rano do kanapek

W lodówce mam też przygotowaną wodę z miętą, cytryną i grejpfrutem, którą ostatnio sobie często popijam:

Byłam też wczoraj w lidlu i kupiłam sobie takie małe różyczki w doniczce - lubię kwiaty w domu, a cięte zawsze szybko padają. Mam nadzieję, że te będą nieco dłużej cieszyć moje oczy:) taki mały akcent a od razu w domu robi się radośniej;)

Pozdrawiam!!!

11 sierpnia 2016 , Komentarze (10)

Wczoraj upiekłam na obiad, a raczej kolację kurczaka zagrodowego. Dawno takiego dobrego nie jadłam;) po treningu był jak znalazł. Oto on:

wyszedł pyszny i soczysty do niego miałam sałatkę z kuskusem:

co w całości dało idealny posiłek potreningowy:

a dodam, że śniadanie też było niczego sobie, tzn. chlebek BIO z sałatką z tuńczyka i domowymi pomidorami:

No ale na razie tyle o jedzeniu.

Wczoraj byłam na moim treningu z trenerem i dzisiaj bolą mnie trochę nogi i mam zdarte łokcie, ale czuję się świetnie:D

Łokcie obdarłam przy robieniu deski, jak to minuta w tej pozycji może wydawać się dobrą godziną, zwłaszcza gdy nie możesz sobie w połowie odpuścić bo nad Tobą stoi trenejro ze stoperem i cały czas powtarza "dasz radę, jeszcze chwilę, już prawie" i tak prawie i prawie i się minuta zrobiła:) Lubię te treningi plus do tego zaczęłam znów biegać i czuję się lepiej, dużo lepiej.

Jeśli chodzi o wagę to spada powoli, ale spada. Cieszę się z każdych 100g. Najważniejsze, że nie rośnie i że mam tą moją świadomość, że coś robię a nie siedzę i zazdroszczę innym.

Z pozytywnych rzeczy to dodam tylko jeszcze, że dzisiaj jadę po moich chłopaków i zabieram ich na długi weekend do domu, babcia musi też trochę odpocząć ;) a ja już się baaardzo za nimi stęskniłam!

POZDRAWIAM!!!