Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malvinella

kobieta, 37 lat, Piła

175 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 stycznia 2015 , Skomentuj

Jako, że zmieniłam treserke na nową, w innym klubie, na zajęcia jeszcze bardziej zaawansowane,  kazano mi zakupić pulsometr. Poczytałam i wybrałam Sigme 25.10. I co się okazało... mam problemy z tętnem i ciśnieniem...  Początkowo myślałam, że trafił mi się trefny egzemplarz, bo HR spoczynkowe miałam  minimum 88, okazało się, że do tego RR mam 150/100... No i jestem jak stara babcia...  mam dzienniczek i doraźne leki na nadciśnienie...  Na razie doraźne, bo tego ciśnienia nie mam cały czas wysokiego, tylko mam takie napady... niewolno mnie denerwować ;) 

Po wstępnych pomiarach z kilku dni to te napady podwyższonego RR mam przed i w pracy... więc mimo unormowanej sytuacji, coś gdzieś głęboko we mnie siedzi, jakiś wewnętrzny stres...  Dzisiaj zobaczę na rowerach czy mi pikawa nie wysiądzie ;)

14 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Troszeczkę się ustabilizowała moja sytuacja, nie mówię, że jest idealnie, ale na chwile obecną mam sposób na swoją wagę. Schudłam dodatkowe 4 kg, prawie bez wyrzeczeń. Mam nową metodę ;) 

W pracy koszmar, ale chociaż przedłużyli umowę, więc jakaś tam stabilizacja w miarę jest. I mam jeszcze pacjenta, więc i lewa kasa wpada, choć zapierdzielam jak koń  w kieracie...  Może i ten zapierdziel sprawił, że chudne.

Teraz mam odrobinę luzu- ciekawe na jak długo, bo Ignasiński chyba znowu coś z uchem ma:/ ale jak na razie jest w żłobku.

Nie mniej jednak mam urlop, i nie wytrzymałam  takiej ilości luzu i poginam na treningi... od kwietnia ide na specjalizacje, więc znowu będzie ciężko, ale jakoś powoli dam radę.

Zaraz zapierdzielam do pacjenta- od niego niestety nie mam urlopu... Może jutro ogarnę jakieś zdjęcie, że już jest o wiele lepiej:)

28 października 2014 , Komentarze (5)

Muszę powiedzieć, że no nie jest fajnie.

Dzieci ciągle chore, w pracy zwalniają, i nie przedłużają umów, a mam do końca roku.

Z mężem moim też rożnie bywa, oboje jesteśmy tymi chorobami wykończeni, więc awantura ciągle wisi w powietrzu. 

Jak na mnie przystalo nerwy zajadałam słodyczami- doszło do tego, że wstawałam w nocy i zjadałam batona, co mi się nigdy nie zdarzało, jedno dobre, że mimo to nie przytyłam. a nawet patrząc na pasek to schudłam 2 kg.

Na treningi chodzę jak często tylko mogę, mięśnie na nogach mam mega... może kobiecie nie przystoi, ale jestem z tej łydki dumna ;) Uda też są umięśnione, ale niestety tłuszcz zakrywa mięśnie, więc muszę się go pozbyć...  Wszyscy wkoło mówią, że schudłam, ale no to tylko 2 kg... nie mniej jednak wchodzę we wszystkie ubrania, mimo wagi jeszcze 5 kilo wyższej niż przed ciązą.

29 czerwca 2014 , Komentarze (3)

Wczoraj będąc na nocce, zostałam poinformowana, że mam przyjść dzisiaj na drugą, schodze o 7 i na 19 ide znowu... gdy powiedziałam, że nie mam z kim dzieci zostawic, żeby się przespać, dostałam komunikat "to sobie coś wymyśl"... Brakuje u nas 4 pielegniarek, i jest sezon urlopowy.. nie ma oddziałowej... dramat dramat dramat. Dzisiaj pracowałyśmy w 3 na 40 pacjentów, i ja schodziłam wcześniej, czyli zostały we 2... o 4 rano zaczęłam prace (ciśnienia, temp, krew..) żeby się do końca wyrobić, biedni ci pacjenci w tym wszystkim...

28 czerwca 2014 , Komentarze (6)

W sumie to  nawet nie wchodzę na wagę, bo aż strach, ostatnio wcale nie jeżdżę na rowerze, stacjonarnych nie ma, a na zwykły nie wychodzę, bo mam laczka, a mojemu za ciężko naprawic dętke...

A tragedia to jest w pracy, 3 osoby zwolnione z paragrafu 52... Nie byłam jakoś blisko z tymi osobami, ale zdarzyła się naprawdę pierdoła, kara jest absolutnie nie adekwatna do winy.... żal mi dziewczyn... Ogólnie chodzą plotki, że w naszym szpitalu mają zwolnić 200 osób..., więc każdy pretekst jest dobry. Musze naskrobać cv i poroznosić...

25 czerwca 2014 , Komentarze (7)

Po pierwszym dyżurze na wesołej internie jestem załamana. Dzisiaj idę na nockę, nie wiem co tam mnie czeka, ale jeśli to coś na wzór poprzedniego to mam ochotę się pociąć... Najgorsze jest to, że ze stresem radzę sobie żarciem, najlepiej dziala tu czekolada i jej podobne... ostatnio po powrocie do pracy przytyłam z 67 na 73... jeśli teraz będzie podobnie to czarno to widzę:(  

Nie jest to dobre, ale prawda jest iż nienawidzę swojej pracy... i swojego zawodu, a nie mam pomysłu na co się przekwalifikować i szkoda mi trochę tych lat spedzonych w szkole.

23 czerwca 2014 , Skomentuj

Oto filmik z naszego małego bike maratonu, co prawda nie oddaje w pełni tego ile wysiłku trzeba było włożyć by go przejechać- zwłaszcza część na stacjonarnych:)

Ale było super, już czaję sie na kolejny, 20 września, a on dzisiaj dieta- niskoprzetworzona, zobaczymy ile wytrzymam ;)

Filmik

16 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Było super!

Start, pierwsza część w terenie, 1,5 godziny 30 km, tempo nie było zle spokojnie dalam radę, dałabym i szybciej, ale tempo było dostosowane do grupy, a była jedna osoba, która je zwalniała, mieliśmy 3 postoje przez nią.  Efekty specjalne: ulewa, gradobicie, wylewanie wody z butów itp ;) przemoczeni wróciliśmy do klubu, przebraliśmy się i haśta na stacjonarne, i tu się zaczęło, kosmos... jak mi się uda to wrzucę filmik z tego co było mniej więcej, a kiedy indziej wrzucę film z naszego maratonu, bo podobno ma się pojawić jakiś 3 minutowe streszczenie tego co się tam działo.

Wiecie, że to: 

link

jest możliwe ;) 

Więcej kiedy indziej, bo jutro pierwszy dzień do pracy po macierzyńskim i muszę wszystko tu ogarnąć...

13 czerwca 2014 , Komentarze (6)

Nie wiem czy się przetrenowałam, czy ząbkujące dziecko daje mi za bardzo w kość, ale czuję się zmęczona. W poniedziałek olałam indoor cycling, ale poszłam pojedzić z mężem i dziećmi rowerami. Każdy kilogram się liczy, każdy. Jeśli mam wziąć udział w maratonie MTB, to muszę schudnąć minimum 5 kilo do września. Widzę jak się jedzie z przyczepką, jaka różnica jest nawet jak jedno dziecko wysiądzie. Wczoraj poszłam na indoorki ale musze powiedzieć, że się zmusiłam do tego- żadnej przyjemności nie miałam z tego, że tam idę, potraktowałam to jak obowiązek, że  muszę i już. 

Ostatnio powaznie często się zmuszam do jakiegokolwiek treningu... na rowerze wykręciłam przez tydzien ponad 100 km, a powinnam gdzieś dwa razy tyle. 

No i tragedia z dietą, czekolada... nie mogę bez niej żyć, wstyd mi, ale w ostatni miesiąc zjadłam 2 opakowania ptasiego mleczka i 6 czekolad prawie sama... wczoraj dwa wafelki, i jakbym miała zjadłabym pewnie więcej. Nie tyje, no bo nie mogę powiedzieć, ale no z tymi słodyczami to raczej nigdy nie doczekam się jakiegoś spadku na wadze:(  Nie mam kontorli, każdy stres, każdy nerw kończy się czekoladą.

No i to my na jednej takiej całodniowej wyprawie z szarańczą, moje nogi  w tych gaciach to normalnie czysty seks ... żałosne.

6 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Wydaje mi się dziwne, że na to ile ćwiczę i jak jem, moja waga wciąż jest tak wysoka.. dzisiaj wyszlo 79.0, co daje na dobrą sprawe minus 3 kilo od wrzesnia... co jest moją porażką... natomiast jesli by spojrzeć na pomiary, to tutaj jest postęp i to wydaje mi sie dość znaczny:

Szyja -1

Biceps + 1 ( ale to mięśnie ;P )

Piersi - 4

Talia - 6

Brzuch - 8

Biodra - 3

Udo - 2

Łydka bez zmian

No w sumie wydawalo mi się więcej... ale popatrzyłam na moje pomiary po pierwszej ciązy... a tam jednak prawie 100kg miałam... no coż... lepsze to niż nic, dobrze, że nie tyje. Dzisiaj zaplanowane 37 km na rowerku, trzymajcie kciuki, bo moj nie wierzy, że dam rade to zrobić w 2 godziny jak mi wujek GOOGL wyliczył ;)