Moja radość ze spadku wagi nie trwała długo. Po świętach przytyłam. W niedzielę zjadłam tylko 2 posiłki, ponieważ pojechaliśmy z mężem do rodziny na 18-stkę kuzyna i tam nie było obiadu. Głodowaliśmy, a potem ja dorwałam się do jedzenia, a szczególnie do ryby w sosie egzotycznym. Mniam mniam. Moim sukcesem było to, że nie miałam ochoty na ciasto. O dziwo. Zjadłam tylko kawałek torta, bo wypadało. A dziś stanęłam na wadze i aż wstyd się przyznać. Ważę 1,5 kg więcej. Do pracy jeżdżę rowerem. Czy uda mi się schudnąć ponad 2 kg do piątku? Czy znów będę szczęśliwa? Och nie...
Kolejny krok fazy właściwej odchudzania zakończony sukcesem. A już zwątpiłam, że to możliwe. Czuję się szczęśliwa. Mój mąż również. Powiedział, że z moją dawną nadwagą nie dałabym rady wejść na 3 Korony. Fakt, że tam wchodząc czułam się lekka jak piórko.
Trochę zaniedbałam mój pamiętnik. Mam teraz urlop i korzystając z wolnych dni, wyjechałam z mężem do Szczawnicy. Było wspaniale. Dużo chodziliśmy po górach, a widoki były wspaniałe. Tym bardziej, że wróciła tam zima. Starałam się przestrzegać diety, ale przeważnie jadłam ser feta z pieczywem chrupkim i dużo owoców. Obiady niestety składały się z gorących kubków. Odwiedziliśmy teścia w Krakowie, który od razu zauważył, że schudłam i że mnie podziwia za przestrzeganie diety. A ja jestem z siebie dumna. Widok z Trzech Koron:
Dzisiaj poszłam na zakupy. Chciałam kupić sobie nowe spodnie. I kupiłam. W rozmiarze 38 (miałam rozmiar 42). Fakt, że w nowych spodniach mam wystające boczki, ale to da się wyciąć. Jutro pędzę na basen.
Nie schudłam, nie przytyłam, wg starej wagi ważę tyle samo co tydzień temu. Ale nowa waga pokazuje o 1 kg więcej. Szkoda, że nie zakupiłam jej na początku diety, nie byłoby teraz tego zamieszania. W minionym tygodniu mało ćwiczyłam, pozwoliłam sobie na podjadanie na noc. Pewnie dlatego waga stoi w miejscu.
Wczoraj mój ukochany mąż kupił mi z okazji Dnia Kobiet elektroniczną wagę. Do tej pory ważyłam się na tej ze wskazówką. Dzisiaj rano zważyłam się na jednej i na drugiej. Na tej starej ważyłam 70 kg, a na tej elektronicznej - 71,2 kg ( i to jeszcze golusieńka). No i się załamałam. Myślałam, że 6 kg za mną, a tu się okazuje, że nie.
Dzień ważenia. Kolejny sukces. Nareszcie mogę się ubrać w moją nagrodę: sweterek kimono. Leżał w szafie i czekał na ten wielki dzień. Podsumowując miniony tydzień: mogłoby być lepiej. Czasem podjadałam na noc i przydałoby się więcej ruchu. Ale schudłam i to jest najważniejsze. Sweterku kimono, przybywaj!!!
Dziś jeździłam na rowerku stacjonarnym. Przejechałam 7km w 30 minut. Było mi na nim niewygodnie, ale czego się nie robi dla uzyskania dobrych wyników w diecie.
Nie udało mi się zakończyć kroku 2 z wynikiem 71,1kg. Ważę 71,15. Można powiedzieć, że się udało, pomimo, że nie chodziłam na basen. Nie wiem, czy zasłużyłam sobie na nagrodę. Była przecież pizza i słodycze. No ale, sweterek kimono (moja nagroda) leży w szafie...