Nie umiem opisać tego co dzieje się ostatnio w moim życiu. Tego, jak bardzo się zmieniło. Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, które mogłyby w jakikolwiek sposób nakreślić obrotu spraw.
Zawsze byłam przygotowana na najgorsze, potem okazywało się, że może być gorzej. Raczej nie czekałam na miłe niespodzianki, a jeśli jakieś się pojawiały, nadstawiałam tyłka, bo byłam przekonana, że zaraz oberwę dwoma piorunami.
Nagle, kiedy przestałam chcieć księcia z bajki, przestało mi zależeć na wszystkim, chciałam jedynie przejść niezauważona przez życie i spać spokojnie, ktoś wcisnął dziwny przycisk i wszystko się... zmieniło. Jak w jakiejś komedii romantycznej.
Dzisiaj zdałam sobie sprawę z tego jaką farciarą jestem. Mój A. jest zawsze wtedy kiedy go potrzebuję, mówi mi, że jestem śliczna, przy tym potrafimy się droczyć godzinami. Mogę być w dresie, bez makijażu. Nie muszę wyglądać jak wyjęta ze SPA, on i tak powie, że wyglądam ślicznie. Akceptuje mnie w pełni, taką jaką jestem. Z wadami i zaletami. Wiecie co? Tylko na kogoś takiego warto czekać. Nie warto marnować czasu na kogoś kto mówi nam, że mamy się zmienić. Na kogoś, kto krzywo patrzy na nas w dresie i mówi, że powinnyśmy spać w makijażu. Bądźmy sobą! Niech kochają nas takie, jakimi jesteśmy, nie takimi, jakimi widzą w dziwnych filmach.
A my kochajmy ich. Za to kim są. Pamiętajcie, że ci idealni, wypacykowani faceci za którymi pewnie niektóre z was wzdychają, a którzy nie mają nic innego do zaoferowania i rozkazują wam zrobić z siebie barbie, w pewnym momencie stracą swój blask i nic innego im już nie zostanie...
Kochajmy życie, bo jest tylko jedno! :)