Pamiętnik odchudzania użytkownika:
radiowa

kobieta, 34 lat, Warszawa

169 cm, 104.20 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

1 marca 2016 , Skomentuj

Trzy dni wolne - stąd też późne jedzenie i względne rozleniwienie z godzinami, a wieczorna szama związana z seansami filmowymi do późnych godzin nocnych.  Wiem, muszę się pozbyć tego nawyku jedzenia w trakcie oglądania filmów/seriali.

27/02   dz. 3


12:30 - omlet z dżemem śliwkowym + gorzkie kakao

ok. 450 kcal


zielona herbata


17:00 - schab pieczony z sałatką grecką

ok. 550 kcal


21:00 - mix orzechów + popcoole paprykowe

ok. 500 kcal


min. 1,5 l wody +

___________________

+- 1500 kcal


spalone:

30 długości basenu + 20 min. sauna - 402 kcal

4,5-kilometrowy spacer z bratem - 498 kcal

***

28/03   dz. 4


10:00 - banan i borówki w jogurcie naturalnym

ok. 250 kcal


14:00 - ryż curry z warzywami

ok. 300 kcal


18:00 - łosoś z mieszanką warzyw

ok. 450 kcal


do filmu: nachosy serowe, kilka białych michałków i trufli + orzechy

ok. 1000 kcal na bank..


min. 1,5 l wody +

___________________

+- 2000 kcal


spalone: 

1-godzinne zajęcia - 798 kcal

20 min. na bieżni - 209 kcal

10 długości basenu + 15 min. sauna - 140 kcal

***

29/03   dz. 5


15:30 - 2x plaster rolady z kurczaka, trochę tatara i trochę sałatki jarzynowej

ok. 500 kcal


18:00 - 2x naleśnik z fetą i szpinakiem + 1x naleśnik z dżemem śliwkowym

ok. 700 kcal


21:00 - pomarańcza + 2x kostka gorzkiej czekolady

ok. 200 kcal


min. 1,5 l wody +

___________________

+- 1400 kcal


spalone:

20 długości basenu - 270 kcal

26 lutego 2016 , Komentarze (1)

Jak będę miała więcej czasu to pewnie ogarnę się z treścią, bo jak korzystam z vitalii to się bardziej kontroluję. Póki co, dzień drugi i lista.


8:00 - banan, borówki, płatki migdałowe i pestki słonecznika z jogurtem naturalnym

ok. 350 kcal


kawa z mlekiem + zielona herbata

ok. 50 kcal


12:30 -  koktajl z jabłka, banana, grapefruita, pomarańczy i siemienia lnianego + całe jabłko

ok. 250 kcal


kawa z mlekiem + zielona herbata

ok. 50 kcal


16:00 - miseczka krupniku + dwa pulpeciki rybne z surówką z kapusty i marchewki, do tego mus porzeczkowy i pół kawałka dietetycznego sernika na deser 

ok. 750 kcal


19:00 - serek wiejski z ananasem

ok. 150 kcal


min. 1,5 l wody +

__________________

+- 1600 kcal


poranna 10minutówka +

wieczorna 20minutówka


+ do filmu zamierzam zjeść małe wafle kukurydziane i jabłko, więc z 300 kcal wskoczy.

25 lutego 2016 , Komentarze (2)

Muszę znów zapisywać co jem, bo się rozleniwiam i nie skupiam na tym kompletnie. 

Więc po raz kolejny, czas start.

8:00 - garść borówek i banan w jogurcie naturalnym + 3 suszone śliwki

ok. 300 kcal


kubek kawy z mlekiem + zielona herbata

ok. 50 kcal (mleko)


12:00 - koktajl z selera naciowego, kiwi, pomarańczy, jabłka, siemienia lnianego i miodu + całe jabłko

ok. 250 kcal


kubek kawy z mlekiem + zielona herbata

ok. 50 kcal (mleko)


16:00 - miseczka zupy szczawiowej (bez ziemniaków i bez jajka) + gotowane udko z kurczaka z marchewką i groszkiem

ok. 550 kcal


19:00 - dwie duże marchewki (będzie) 

ok. 100 kcal


min. 1,5 l wody +

_______________________

+- 1400 kcal (kaloryczność zawyżam do pełnej liczby wszędzie)


poranna 10minutówka +

wieczorem min. 3 km bieg


22 stycznia 2016 , Komentarze (4)

dzień 13 na diecie niełączenia i na wadze całe 3 kilogramy mniej! no właśnie, niby nic, a naprawdę coś. Mama powiedziała, że jakby buźka szczuplejsza od ostatniego razu jak się widziałyśmy, no ale to Mama przecież, wiemy jakie są te nasze mamy.

sama dieta niełączenia jest chyba najprostszą dietą na jakiej kiedykolwiek byłam. mogę jeść co chcę, po prostu nie łączę. i tak właśnie wczoraj na przykład pół godziny przed śniadaniem wypiłam koktajl z pomarańczy, banana, jabłka, natki pietruszki i siemienia lnianego, a na śniadanie zjadłam kaszę jaglaną z warzywami (pomidory, papryka, cebula, czosnek, pieczarki, oliwki i kukurydza). przekąska to owoce, obiad udko gotowane w marchewce z marchewką z groszkiem, kolacja ciastko otrębowe, 3 wafle kukurydziane i sok pomidorowy.

dziś póki co:

8:00 - woda z cytryną i miodem

10:00 - sok z selera, szpinaku, natki pietruszki, jabłka i pomarańczy

12:00 - dwa plasterki sera brie, dwa plasterki sera camembert, dwa jajka na miękko, papryka i ogórki;

zielona herbata + kawa w międzyczasie

16:00 - sok z buraka i ananasa

17:30 - zupa meksykańska z plastrami wołowiny + żeberka z brokułami i pomidorem w sosie czosnkowym

i człowiek głodny nie chodzi wcale, a wcale, a je co chce. 

z ćwiczeń domowych zamiast samych brzuszków, skrętoskłonów i przysiadów dzisiaj dzień pierwszy challenge squat&abs, a następny będzie summer challenge. do tego standardowo basen w ciągu tygodnia. jakoś będzie:)

20 stycznia 2016 , Komentarze (3)

*

Obudziłam się w niedzielę lekko na kacu i na nieogarze weszłam na wagę, chociaż miałam tego nie robić przez dwa tygodnie od rozpoczęcia diety. I tak w tym ubraniu, w połowie trwania okresu pojawiło mi się na wadze 1,5 kg mniej jak na początku. Co prawda zweryfikuję to za trzy dni, bo przecież dopiero w ten łikend miałam się zważyć, ale nie będę sobą jeśli nie napiszę, że się cieszę. Cieszę się bardzo, bo to oznacza, że ruszyło, nawet jeśli to tylko woda i miliard toksyn. A nie dość, że ruszyło to po 1,5 tygodnia diety niełączenia, picia wyśmienitych koktajli owocowo-warzywnych codziennie rano, po ćwiczeniach i basenie, czuję się zwyczajnie lekka. Nawet z tymi piwami wypitymi w sobotni wieczór czuję się lekka.

Fanpejdż fejsbukowy Zielone koktajle ratuje mi życie, mają wspaniałe przepisy. Codziennie rano przed śniadaniem wypijamy z moją przyjaciółką jakiś koktajl i są one najlepsze na świecie. Dzisiejszy z gruszek, kiwi, pomarańczy i natki pietruszki został dotychczasowym faworytem, i przewspaniale wszedł przed kaszą jaglaną z jabłkiem, cynamonem i płatkami migdałowymi. Ach, i najważniejsze! W ogóle nie jestem głodna, chociaż zmniejszyłam porcje, ostatni posiłek jem o 19:00, a zasypiam koło północy.
I nie jestem głodna, choć zawsze byłam.

Z całego serduszka polecam dietę niełączenia! I czekam na piątek, by sprawdzić czy ta niedzielna waga okłamała mnie okrutnie czy nie.

13 stycznia 2016 , Komentarze (3)

wracam jak bumerang. znów. kolejny raz. nawet nie jestem pewna, który tak naprawdę. wiem za to, że wyszło jak zwykle, że się zarzekałam ‘nigdy więcej, jest już tak dobrze’ i cóż. bo w 2013 roku schudłam w przeciągu 6 pierwszych miesięcy pobytu w UK aż 18 kilogramów. taki spadek wagi głównie był zasługą zmiany trybu siedzącego w tryb zapierdzielający – pracowałam po 10-12h dziennie sześć dni w tygodniu, pracowałam fizycznie, bo na housekeepingu i sprzątaniu na basenie, miałam basen za darmo, więc korzystałam 2-3x w tygodniu, jadłam praktycznie to samo każdego dnia, w równych odstępach czasowych. i pomimo różnego rodzaju cheatday’ów, wpadającego alkoholu, słodyczy, ulubionych pringelsów lub hamburgerów ta waga spadała w zawrotnych tempie. byłam naprawdę z siebie dumna. pierwszy raz wróciłam do domu – wszyscy znajomi byli pod wrażeniem, ale te dwa tygodnie wpłynęły na moją wagę +5, bo ciągle wychodziłam gdzieś, bo to był okres świąteczny, bo święta x2 to za dużo jednak było w stosunku do mojego codziennego, okrojonego jadłospisu. wróciłam do UK z +5kg z zamiarem zrzucenia tego w jak najszybszym czasie. ale. no właśnie ale.. zmieniłam pracę ze sprzątania na kelnerowanie i przytyłam, bo rozpieprzyły mi się dni – praca w różnych godzinach, czasem rano, czasem wieczorem, a czasem trzy dni pod rząd po 14h, bardzo różne jedzenie, czasem jedzenie, a czasem niejedzenie. i choć wciąż tak jakby pracowałam fizycznie to jednak w przeciągu 1,5 roku to, co zrzuciłam w roku poprzednim sukcesywnie mi wracało, bo nieregularnie jadłam i miałam mniej czasu oraz siły na jakiekolwiek ćwiczenia. wiedziałam, że niewiele zdziałam wciąż pracując tak samo, więc jedyne, co z czasem wtłoczyłam w tygodniowy tryb to 2x jakieś ćwiczenia, zazwyczaj z przerwami i starałam się kontrolować co jem. starałam, ważne słowo, bo napady na słono-słodkie brały mnie dosyć często.

no nic, wróciłam do Polski w październiku, mam aktualnie siedzącą pracę biurową, a w związku ze stałymi godzinami pracy powróciłam do regularnego jedzenia, do basenu, brzuszków i całej reszty. jest to mój czwarty dzień na diecie niełączenia - nie łączę węglowodanów z białkami, tylko i wyłącznie z potrawami z grupy neutralnej. jem 4 posiłki dziennie, pierwszy około 8:00-9:00, ostatni o 19:00. codziennie rano i wieczorem robię 100 brzuszków, 30 przysiadów i 10 skrętoskłonów poziomych, do tego 3x/tyg basen wymiennie na bieganie w zależności od pogody. a zatem liczę, że dzisiejszy dzień jest tym moim czwartym z nowych pierwszych, wracam do notowania tych wszystkich pierdół skoro mam na to sporo czasu.

a zatem – witaj w domu, O.

do zrzucenia znów prawie połowa, trzymajcie kciuki.

10 lutego 2014 , Komentarze (16)

W połowie sierpnia założyłam sobie, że do Bożego Narodzenia schudnę 15kg. Że przyjadę na urlop do domu i wszystkim szczeny z wrażenia opadną. Że będę bardziej zadowolona ze swojego wyglądu. I tak też zaczęłam zapisywać wszystko co jem w zeszycie, liczyć kalorie dokładniej niż wcześniej, podeszłam do tego skrupulatniej. Kilogramy leciały - widziałam na wadze, ale nie widziałam po sobie, w końcu te sadło wciąż na mnie było. Dołożyłam basen i przysiady + brzuszki, czasem Chodakowska. Kilogramy wciąż leciały, a ja w lustrze widziałam tę samą dziewczynę. Aż poszłam do sklepu po nowe spodnie, bo stare się jakieś rozciągnięte zrobiły. Weszłam w rurki w rozmiarze 42, a obcisły czarny top na ramiączkach i bluzę kupiłam M. Wcześniej spodnie - 46, a góra XL/44-46. Wyszłam z h&m'u, zadzwoniłam na skype do mamy i się popłakałam. Może to głupio brzmi, ale tak było. Bezcenne. To była połowa października. W listopadzie już kupiłam spodnie rozmiar 40. W życiu już nie założę szerokich spodni na codzień. Mowy nie ma! Założyłam, że w wigilię będę maksymalnie ważyła 75kg. I tak 24/12 na wadze miałam 73,8kg, cel osiągnięty. Jak przyleciałam do domu to w życiu się tylu komplementów nie nasłuchałam. Aż mi głupio było po trzech dniach. Ale satysfakcja nie do opisania. Znajoma zapisała się na siłownię po spotkaniu ze mną i się wciąż trzyma tego. Mega.
Jeszcze bardzo dużo pracy przede mną, muszę zrzucić 'poświąteczną nadwyżkę' i w maju zobaczyć najwyżej 69kg. A później, może w wakacje, może po, dojdę do 60kg. Taki jest plan, a nie marzenie. No i musi się w końcu udać, skoro jestem jakby na półmetku:).
*
Nie wprowadziłam sobie restrykcyjnej diety - jem około 1200kcal i się najadam idealnie, raz w tygodniu mam cheat daya bo zazwyczaj wpada jakieś gówniane jedzenie albo słodycze/popcorn, wychodzę też ze znajomymi raz w tygodniu na jakiś alkohol. 
*
I chociaż nie jestem jeszcze z siebie zadowolona, to gdy oglądam stare zdjęcia i chcę zwymiotować patrząc na siebie - muszę przyznać, że tę odrobinę dumy się czuje. Nawet jak kiedyś będę w ciąży to nie pozwolę sobie na bycie orką sprzed pół roku.

Wiem, że to nie jest wieeelka przemiana, wspaniała czy coś.. ale jest to pewien krok i chcę go tu zachować, zapamiętać.

10 października 2013 , Komentarze (4)

obonybonybony! 
nie waze juz dziewiecdziesiat, ani osiemdziesiat kilogramow, a siedemdziesiat!
upragniona 7:)


realizuje w ten sposob postawione cele - jest pazdziernik, a waga mi pokazuje

 79,4 kg. 

 no, ewidentnie zasne z usmiechem na japie.

18 września 2013 , Skomentuj

od momentu wyjazdu z Polski schudlam - widze to na wadze, ale nie widze po sobie. ekspedientka w sklepie zapytala mnie czy nie choruje przypadkiem, bo od przyjazdu na Wyspy chudne w oczach. zdecydowanie nie w swoich, bo naprawde nie widze roznicy, a nie mam miarki by sie zmierzyc. mam inny tryb zycia, ktory ulatwia mi pilnowanie tego, co jem, liczenie, planowanie, zapisywanie kalorii. pracuje czasem po 12h, wiec musze wczesniej przygotowac jedzenie, rozlozyc je na caly dzien, dzieki czemu nie podjadam. zdarza mi sie taki dzien w tygodniu, ze wypijam 2-3 piwa, jem jakies chipsy, czekolade czy cos niezdrowego - jest to tylko jeden taki dzien, po ktorym wracam z powrotem na normalne jedzenie. podobno organizm potrzebuje tego wzrostu kalorii - nie wiem czy to prawda, ale najwidoczniej mojemu organizmowi az tak ten skok z 1200-1400 do 2000kcal nie przeszkadza. niestety nie cwicze juz z Chodakowska - zwyczajnie nie mam na to sily. moze ktos stwierdzic, ze szukam wymowki, ze moglabym po pracy, przed praca, ze czas sie zawsze znajdzie. owszem, znajdzie, ale gdy wychodze z domu o 9 i wracam o 23 (pracuje na dwa etaty, chodze do szkoly, raz w tygodniu trafi sie wolne popoludnie) to jedyne o czym mysle to szybki prysznic i lozko. tlumacze sie, wiem, ale chyba musze. jezdze rowerem, jest idealnym srodkiem lokomocji tutaj, robie brzuszki i przysiady, ale jednak czulam i czuje, ze to malo.

i dlatego tez..

gdy zobaczylam w likend swoja aktualna wage prawie sie poplakalam i zadzwonilam do Mamy. musialam sie pochwalic, bo dla mnie to naprawde ogromny krok. to 9kg! i chociaz to nie jest pelna liczba, nie jest ogromna i w perspektywie reszty jest wrecz niewielka, ja jestem z niej zadowolona. nic tak nie motywuje do dalszego trzymania sie w ryzach, naprawde. dlatego ustawiam pasek i pisze, musze o tym pamietac.

sms od Mamy:
'Cudnie Olciu! Jestem z Ciebie dumna! Podziwiam Cie za ten Twoj upor i konsekwencje w dazeniu do celu. Kocham Cie mocno!'

no:)


2 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

Dawno mnie tu nie było. Dawno też się nie ważyłam. W ogóle dawno i dawno!

Od miesiąca jestem na Wyspach, wciąż utrzymuję zapisywanie co jem, w jakich ilościach, liczę kalorie. Mój zeszycik odchudzania jest już porządnie zabazgrany. Nie ważyłam się już ponad miesiąc, nie powiem - strasznie mi z tym dziwnie. Trochę cierpię, trochę bardzo bo nie mam tu jeszcze roweru, a pogoda póki co jest naprawdę sprzyjająca długim przejażdżkom. Miesiąc bez jazdy rowerem, tragedia. Za to pracuję, więc ruchu mam sporo, nie jest tak, że tylko leżę. Ćwiczę z Chodakowską, nie odpuszczam brzuszków i przysiadów. Trochę czuję różnicę. Ale nie tak spektakularną jak bym chciała.

Zmieniłam całkowicie tryb funkcjonowania, a w związku z tym zmieniło się też moje odżywianie. Czuję, że potrzebuję witamin, że sam magnez nie wystarczy, zrobiłam już listę zakupów. Myśląc o witaminach zaczęłam też myśleć o jakimś suplemencie diety, o czymś, co hamowałoby łaknienie albo po prostu wpłynęłoby lepiej na moją cudowną przemianę materii.
Czytam na forach o chromie, l-karnitynie, błonniku i różnych takich. No ale właśnie, jestem w Anglii i muszę się dokładnie tu porozglądać. A może Wy, dziewczyny, mogłybyście mi coś polecić?