Po moim ostatnim wpisie, jak widać, długo się zbierałam (w sobie). Miałam dość dobry plan - 3 kg miesięcznie - do zrobienia, dość racjonalne, generalnie do zrobienia. Ba! Nawet zaczęłam chodzić REGULARNIE na fitness. Przez dwa miesiące straciłam całe 1,3 kg - załamka. Niby fajnie, że minus, ale błagam! 1,3 kg?!?! Kolejne załamanie - powrót do 89 kg.
Nigdy nie miałam takiego ciała, jak TERAZ - okropne, straszne, wręcz - wstydzę się go. Pierwszy raz w moim życiu wstydzę się tego, jak wyglądam :-/ Wstydzę się tak bardzo, że nie wyszłabym w kostiumie (też jednoczęściowym) na plażę, albo coś. Fatalne uczucie - nigdy wcześniej tego nie doświadczyłam.
Stanęłam przed prostym wyborem, o czym być może wcześniej już pisałam - tylko teraz jest to okraszone przerażeniem, obrzydzeniem (do samej siebie), poczuciem braku jakiejkolwiek kontroli nad swoim ciałem i zdrowiem; zatem: "albo zrób coś z tym TERAZ, albo naprawdę daj sobie spokój i zacznij kupować rozmiar 44, przestań się zadręczać i spróbuj zaakceptować siebie - oczywiście z całym bagażem: hormonów, otyłości, zadyszki, fałd, cellulitu, zbliżającej się WIELKIMI KROKAMI CUKRZYCY, etc.".
Powiedziałam sobie przed Świętami: DOŚĆ! Nie raz udowodniłaś sobie w swoim zapaćkanym życiu, że masz silną wolę, więc ją do diaska wykorzystaj, jak trzeba! Czy na prawdę nie pamiętasz już, jak wyglądałaś wcześniej, jak się czułaś? Czy tak na serio chcesz mieć kolejną chorobę, a później pewnie kolejne? NIE!!! Święta to niedobry czas, żeby się odchudzać, zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi ok 25 - 30 kg, więc OK - po Świętach zaczynasz, po Świętach JEDZIESZ NA PEŁNEJ PETARDZIE PEGGY, bo inaczej utoniesz - w złym samopoczuciu, w (prawie) braku możliwości założenia butów czy skarpetek, bo twój brzuch jest tak duży, że po prostu przeszkadza, w poczuciu winy i niższości, w kompleksach, w niskiej (zerowej, ujemnej, podłogowej) samoocenie, braku ciuchów, braku poczucia kobiecości, braku zainteresowania ze strony płci męskiej - jednym słowem: TERAZ,ALBO NIGDY!!!
No więc zaczęłam - od dzisiaj :-) Dieta zbliżona do diety dla cukrzyków (która jest rzeczywiście dość zdrowa; BTW zrobiłam sobie badania - stan przedcukrzycowy, więc trzeba o to zadbać). Od piątku wracam na ćwiczenia, bo będę mieć znowu aktywną kartę.
Będzie dobrze, chcę, żeby było dobrze, MUSI być dobrze.
Dłużej tak, jak JEST, być NIE MOŻE!!!
Tymczasem dobrej nocy wszystkim Vitalijkom!!!