Kochane moje! Przede wszystkim dziękuję za tak duży odzew, zwłaszcza przy "Dniu 0.". Naprawdę - Wasze rady i życzenia powodzenia dały mi ogromnego kopa!
A teraz do rzeczy: w weekend trochę nabroiłam (ale tylko trochę - zwłaszcza w sobotę i niestety zwłaszcza alkoholem :///). Wiem, wiem - puste kalorie (niestety). No nic - było, minęło i już, postaram się nie przeginać pałki w tym zakresie.
Postanowienie na zbliżający się kwiecień: zmieścić się w moją szarą sukienkę na Święta Wielkanocne i nie wyglądać przy tym jak opakowana szynka wielkanocna. Bardzo ją lubię i, ba!, mogę się nawet w niej zapiąć w tej chwili, ale co z tego, skoro na 99% jestem pewna, że nawet w niej nie usiądę, a o swobodnym oddychaniu to w ogóle mogę zapomnieć a serio, serio ją lubię. Do Świąt zostały jeszcze 3 tygodnie - myślę, że jest dość poważna szansa na wykonanie tego zadania, zwłaszcza jeśli powiedzie mi się mój "Plan Tygodniowy", czyli: Poniedziałek: Bieganie, Wtorek: Pilates, Środa: Basen, Czwartek: Total Body Conditioning, Piątek: Pilates, Sobota: Basen, Niedziela: Basen. Gdyby mi się udało... albo nie - ponieważ uda mi się to na 100%, to już za miesiąc będę wyglądać i czuć się jak Laska Nebeska, a co dopiero później!!!
Końcowe info z weekendu: wymyśliłam sobie mantrę. Nie jest powalająca, ale chwilowo musi mi wystarczyć, czyli: Nie jesteś GŁODNA, tylko jesteś GRUBA! Wiem - ma w sobie porządną nutę deprymowania samej siebie, ALE musiałam wymyślić (przynajmniej chwilowo) coś ostrego i kategorycznego, bo jeśli do tej pory dochodziłam do wniosku, że jestem "apetycznie zaokrąglona", a w sklepach są większe rozmiary, to w życiu bym nie schudła! Chwilowo po prostu musi być drastycznie, a później zastanowię się nad modyfikacją. Poza tym - każdy ma taką mantrę, na jaką sobie zasłużył i zapracował - ja pracowałam bardzo usilnie złym żarciem i brakiem szacunku do swojego ciała. To teraz mam!
Tym optymistycznym akcentem wkraczam w Nowy Tydzień!
Może później jeszcze coś dodam (chociażby co zjadłam i ile przebiegłam).