Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

przerażona zdjęciem w kostiumie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14707
Komentarzy: 238
Założony: 23 maja 2012
Ostatni wpis: 19 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ciezkacukierniczka

kobieta, 40 lat, Warszawa

168 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

25 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Chodzę dziś jakaś zziębnięta. Rozgrzewam się czy sie da- kawa, herbata i nic. Najchętniej uruchomiłabym w pracy farelkę i do niej weszła.

Wczoraj dostałam w przedszkolu listę z wyprawką na przyszły rok. Nie jest tego dużo, zwłaszcza że Pierworodny już tam chodzi. W związku z tym, że poszedł do przedszkola jako rocznikowy 2latek (miał 2,5) musi zostać jeszcze rok w trzylatkach. Z jednej strony się ciesze bo będzie miał jeszcze rok dzieciństwa (będzie miał leżakowanie, zajęcia manualne dostosowane do swoich możliwości i nie będzie na siłe robiony starszym niż jest). mam tylko nadzieję, że większość jego superkolegów zostanie razem z nim w grupie (w grupie były 2latki z 3latkami) ale musze opdpytać jeszcze panią. Mój M jest tym faktem załamany. Podchodzi do tego jak do porażki ale gdzies musiał zostać. Lepiej teraz niż jak 4latki będa opowidadaly ze za rok ida już do starszaków lub jak 5latki będa odchodziły do szkoły. Tak dokoptują im jeszcze jakieś dzieciaki. Zobaczymy w praniu.

Ciągnąc dalej temat edukacyjny moich pocieszanek. Młoda oczywiście nie dostała sie do żłobka. Jest na 17 miejscu na liście rezerwowej i z tygodnia na tydzień jest na odleglejszym miejscu. Nie ma więc szans na pożegnanie niani i obniżenie kosztów. Nie protestuję z tego powodu. Przynajmniej niańka opiekuje sie wszystkimi jak starszy jest chory a ja nie musze brać L4. Jak wszystko będzie szło zgodnei z planem, za rok będzie chodziła z Pierworodnym do jednego przedszkola.

24 czerwca 2014 , Komentarze (13)

Dziś rano jak zwykle budzę Pierworodnego. Tradycyjnie idzie z oporami ale ku mojemu zdziwieniu, nie było dziś płaczu, lamentu i zawodzenia. Obudził się, wypił swoje poranne mleczko z butelki (3latek- nie jestem w stanie go od tego odzwyczaić) i się przeciągnął. Widząc, że nie ma ochoty się przebierać zaczęłam zejmowac mu piżame. Zdjęłam spodnie i wyszłam z pokoju wpuścić niańkę do mieszkania. Wchodzę do niego do pokoju, patrzę a on stoi na swoim lóżku i sika po nim i po dywanie. Zadowolony z siebie, tylko się uśmiechał. Myśłałam że z siebie wyjdę. Nawrzeszczałam na niego a on puścił to mimo uszu. Masakra. jego upór i bezczelność są niesamowite. Dobrze ze w domu nie bylo już mojego M. Rozerwałby Pierworodnego na strzępy. Obrazilam się na niego- jedyna rzecz jaka skutkuje. Zobaczymy co odwali po powrocie z przedszkola. Nie mam już do niego siły. Chyba taki wiek. Pamiętam jak byliśmy kiedyś (jak miał ponad rok) z nim u mojej lekarki  (pediatra która leczyła mnie jako dziecko). Patrząc na niego (był bardzo grzecznym dzieckiem w tym okresie), stwierdziła że będzie bardzo inteligentny uparty i potrzebny jest niesamowity wysiłek z naszej strony, żeby go ulożyć. Kurcze- wykrakała. W związku z tym, że mój M wyznaje wychowanie przez dyscyplinę, szukam pomocy  przedszkolu. Rozmawiam z jego paniami. Radze sie ich (w końcu w większości przypadków same sa mamami no i pedagogami). Staramy sie wspólnie wypracować jakąś strategię postępowania. Pracy sporo. M zwala wszystko an fakt że za szybko wróciłam do pracy (po urodzeniu jego i Młodej) oraz że za szybko poszedł do przedszkola (w wieku 2,5l, nie chciałam żeby siedział jak warzywo przed TV, kiedy niańka będzie zajmowała się Młodą, chciałam zeby miał kontakt z rówieśnikami, zeby się rozwijał). Zobaczymy. najgorsze jest to że Młoda go podgląda i bierze z niego przykład. Jest jeszcze gorsza. Wczoraj zalała pół łazienki wylewając wodę z wanny za pomocą gąbki. Rozsypała całą paczkę chrupek kukurydzianek i rozgniatała je nogami. Wystarczy na chwilę sie odwrócić a już jest jakaś akcja. Dzieci.... sama słodycz.

23 czerwca 2014 , Komentarze (4)

Jak to dobrze wrócić do pracy :)

We wt zerwałam sie chwilę i pojechałam zapakować ostatnie taboły do auta. Odebrałam Pierworodnego z przedszkola i w drogę do rodziców. Teściówke odwiedziłam z konieczności ale o tym za chwilę. U rodziców zabawiliśmy do niedzieli. Wszystko było super aż do powrotu mojego M. Już w czw wieczorem zaczął wprowadzać swoje zasady i czepiać się o wszystko. W pt rano wymyślił że pojedzie na Mazury, skosić trawę na naszej działce. Niestety nie dojechał bo zaczęło padać. Dojechaliśmy za to razem w sob. Zostawiliśmy dzieciaki u teściówki i w drogę. Nie cierpię tej kobiety. Niedziela byla tragiczna. Ciągle się czepiał i warczał. Ja nie bylam obojętna. Zabrał dzieciaki i pojechał do mamusi (nie zabronię dzieciom kontaktu z babcią). Nie mam zamiaru tam jeździć. Do domu wróciliśmy wieczorem. Dobrze ze jechaliśmy oddzielnymi autami bo pewnie byśmy się pozabijali. Wiecie co jest najdziwniejsze- najpierw na siebie warczymy, wypominamy sobie wszystko a później on (bo ja jestem obrażona) przychodzi wieczorem do mnie i pyta kiedy idę spać. W nocy przytula się do mnie. Rano całuje wychodząc do pracy. Rozdwojenie jaźni czy co?

Na szczęście już poniedziałek. Życie wróciło do normy. Jeśli Mój M nie zmieni pracy za dwa tygodnie czeka go kolejny wyjazd (DE). Dzieciaki sa już duże wiec nie jest to dla mnie teraz jakieś obciązenie. Radzimy sobie bez niego świetnie.

Wczoraj znów była wymówka że nic sobie nie kupuję, że chodzę w łachmanach. Ma rację. Szkoda mi na siebie kasy. Na dzieci mogę wydawać tysiące ale ze sobą mam problem. Boję się chodzić na zakupy. Nic mi sie nie podoba. Nie potrafię już tego robić... Może to jakas fobia?

17 czerwca 2014 , Komentarze (3)

Mojego M nie ma w domu (wyjazd do Paryża). W związku z tym, spadł na mie obowiązek zajecia się całą naszą zgrają. Myśłałam że będzie gorzej ale ogranęłam. Wybrałam strategię- możecie robić co chcecie ale w granicacj rozsądku i bezpieczeństwa. Tak więc bylo skskanie po łożku, robienie namiotu z pościeli i skakanie na niego z łóżka, turlanie się po podlodze, bieganie. Nawet przy pucowaniu w wannie, nalałam więcej wody niż zwylke (łazienka pływała ale co tam, i tak miałam pozmywać podłogę). Dzieciaki grzecznie wypiły mleko. Młdoa sie popłakała bo dostała z liścia od Pieroworodnego i poszla spać. Pierworodny wysłuchał 3 bajek o Kubusiu Puchatku i zlał sie specjalnie w gacie (na szczęście zalał tylko spodnie od piżamy). Kiedy już lezeliśmy w łóżku i "usypialiśmy" powiedzial "wiesz mama, Ty to jesteś Gigantka". Zapytałam co to znaczy. "No taka suer jesteś". Cała złosć mi przeszła. Pierworodny usnął a ja wzięłam się za odgruzowanie popołudniowego barłogu. Ubrania, gazetki z Autami, książeczki, butelki, ciasteczka, pieluchy, skarpetki, miski, paluszki, zabawki. Pozmywałam, zmyłam podlogi w łazience, kuchni , salonie i przedpokoju. Zrobiłam sobie paznokcie, wziełam kąpiel, przebrałam w piżamkę. Było juz dobrze po 23 gdy Gigantka kladła się spać (wcześniej trzeba wysadzić Pierworodnego na kibel). Jestem GIGANTKA. Kazda z nas nią jest. Musmy godzić kilka swoich ról- pracownika, matki, żony, córki, synowej, przyjaciółki, koleżanki, klienta, petenta, lekarza, pielęgniarki, mechanika (zwłaszcza zabawek), elektryka, hydraulika, sprzataczki, kucharki, praczki, nauczycielki, psychologa, botanika, zoozloga, kierowcy, policjanta, kata, klowna, prawnika. Kobieta- najwszestronniejszy zawód świata.

Dzś jadę do rodziców. Nie odpocznę za bardzo ale zmienie otoczenie. Odezwę sie w pndz (tam jestem bez pola).

16 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Mój M pojechał w nocy na targi do Paryża. Zostalam więc sama z dzieciakami. W sr biorę urlop i lecę już we wt do rodziców. Mam nadzieję że wytrzymają z wnukami te kilka dni.

W śob byliśmy u teściowej. Wygadałam sie z nią za wszystkie czasy. Powiedziałyśmy sobie "dzień dobry' i "do widzenia". Nie ma jak luźna rozmowa z teściową. Nie trawię jej a ona mnie i nie mamy zamiatru tego ukrywać. Po wizycie zapowiedziałam swojemu M. że byłam tam ostatni raz. Następnym razem przyjedzie sam z dzieciakami a ja zostanę u swoich rodziców. Dzieje się.

Spadkobierca kaszle. Dostaje syropy. Pewnie rożloży się do Bożego Ciała. Młoda jeszcze sie trzyma- zobaczymy jak długo.

Dziś rano Spadkobierca zdecydował że do przedszkola pojedzie an rowerku biegowym (ma go od soboty, jeszcze nie ogarnia- nie było okazji ćwiczyć). Oj ja głupia się zgodziłam. Młody przejechał z 300m i stwierdził ze już mu się nie chce. mama musiała dźwigać rowerek i kask do przedzkola, ciągnąc za sobą ciekawskie dziecko. Nie ma jak poranna siłka.

Jedzeniowo MASAKRA. Puchnę w oczach. Może u rodziców sę trochę ogarnę- świeże warzywka i owoce prosto z grządki.

Do jutra Łakomczuszki

12 czerwca 2014 , Komentarze (6)

Kończyłam dziś robić porządki w swoim biurze. Wywalam z szuflady wszystkie szpargały, patrzę a tam mój zeszyt z wartościoami kalorycznymi. Mam go od szkoły średniej. Szukałam go już kilka razy w domu. Niestety bez efektu. Myślałam że wywaliłam go w ferworze ciążowego wicia gniazda. Moja skarbnica wiedzy o odżywianiu, magiczna ksiega, została odnaleziona. Teraz życie będzie łatwiejsze.

11 czerwca 2014 , Komentarze (4)

Wczoraj byłam na badaniach okresowych do pracy. Poszło szybko momo że miałam okulistę i EKG. Podczas wizyty u lekarza medycyny pracy wyszło że mam depresję i brałam Bioxetin. Powiedziała ze po Bioxetinie się chudnie a u mnie nic. wspomniała że miała kiedyś jedna pacjentkę która reagowała na ten lek inaczej. Nie jestem więc jakimś dziwakiem.

Po powrocie z badań, zabrałam się do pracy. 5 min przed wyjściem z pracy wyłaczyłam kompa, pozamykałam szafy i w nogi. Zrobiłam małe zakupy w pobliskim markecie, podjechałam do piekarni (ciągle zerkając na zegarek) i po Spadkobiercę do przedszkola. Wracamy do domu- drzwi zamknięte na głucho. Myslę- już przed 17tą a dziewczyn (niani i Młodej) jeszcze nie ma  wdomu? Zostawiłam zakupy pod drzwiami (nie miałam klucza) i poszłam ze Spadkobiercą na plac zabaw. Niczego nie podejrzewajac wyciągnęłam tel żeby zadzwonić do niańki. Patrzę na zegar a tam dopiero 15:45. Okazało sie że wyszlam z pracy o godzinę za wcześnie. Najgorsze jest to ze święcie byłam przekonana że wyszłam o czasie tj o 16tej. jaja jak berety.

Domowo ciężko. Wczoraj usłyszałam że w domu jest burdel, za dużo wydaję itp. Bałagan był u dzieciaków w pokoju (stwierdził że wywali zabawki bo tylko zagracają wszystko, na to ja że jeśli coś zniknie z domu to ja wywalę jego papiery które znosi z pracy i do nich nie zagląda "nie chce mieć z domu archiwum"). Jeśli chodzi o wydatki to już kolejny raz zaproponowałam że przeleję mu swoją wypąltę i nich robi zakupy. Obraza. Później poszło że powinnam sobie coś kupić bo chodze już jak menel. Ciągle widzi mnie w tych samych ciuchach a po domu łażę w dresach (jak mam chodzić przy 2 dzieci?- w sukience koktajlowej??). Coś mu na dekiel spadło. aaaa, mówię mu niech nie gada glupot bo tez bym chciała wrócić z pracy, mieć wystawiony na stół obiadek, nie martwić sie o zakupy do domu i dla dzici (ubrania, pampersy itp), sprzątnięte, wyprane, poprasowane, poczytać gazetkę, obejrzeć film. Obraza. Wspominał że w takim razie musimy zatrudnić jeszcze kucharkę bo PANI chce wrócić z pracy i pachnieć.

W ndz jedzie w delegację. Wraca w czw wieczorem. Będę miała cieżki poczatek tygodnia ale spokojny. Nikt nie będzie mnie wk.... .

Jutro u Starszego jest Festyn rodzinny i rozdanie dyplomów na koniec roku przedszkolnego. Tatuś już zapowiedział ze go nie będzie. Widać nie jest rodziną. Za to będę ja i mam zamiar bawić sie swietnie, biorąc udział we wszystkich konkursach.

wczoraj z tych nerwów znów się nażarłam. Senes w tabletkach już nie działa, Zjadłam 10 i nic. Dziś muszę kupić coś mocniejszego (tak na wszelki wypadek).

9 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Na szczęście weekend już za mną. Sobota jakoś zleciała- byłam w pracy. Niedziela- pracowita. Dzieciaki dały mi pospać więc wstałam dopiwro o 6:30. Ogarnęłam, ubralam, nakarmiłam, dałam leki. Mój M oznajmił mi że jest niedziela i że każdemu należy się odpoczynek. Wylegiwał się więc do 10:00. Dobrzę że zjedliśmy bez niego śniadanie bo dzieciaki padłyby z głodu. Mała coś marudziła. Nie chciała spać i ciagle płakała. Okazało się że to zęby. Na zmianę faszerowałam ją Paracetamolem, Ibuprofenem i smarowidłami na dziąsła. Mieliśmy iść na spacer ale że tata trochę pospał i zanim się ogarnał był skwar i spiekot, zdecydowaliśmy przełożyć to na popołudnie. Do obiadu szalałam z dzieciakami na balkonie. Tatuś czytał ksiażkę i przeglądał gazety. Ja- dzieci zabawione, obiad ugotowany, 2 prania ogarnięte, babeczki upieczone. Po zupie pozmywał 3 miski, i 3 lyżki. Później było 2 danie. Stwierdził ze tym razem ja pozmywam. On już zmywał, poza tym jestem straszną bałaganiarą i brudze wszystkie gary. Ok ale jak zrobić gulasz używając tylko jednego garnka i jednej łyżki?- jesli ktoś wie, prosze o radę.

Po obiedzie wyszliśmy na spacer. Tata był padnięty, dzieci tez bo nie spały. Marudziły a on stwierdził ze ostatni raz wychodzi z nimi na spacer bo są niemożliwe. Po powrocie do domu awantura że nie pozmywałam. W końcu sam to zrobił. Po umyciu, daniu jeść Młodej, tata zaległ na kanapie z pilotem w ręku- musiał odpocząc po cięzkim dniu. Ja po ogarnięciu pierworodnego, pościerałam meble, zmyłam podłoge, poprasowałam stertę ubrań . Kiedy o 23 kładłam się spać usłyszałam- a co Ty już idziesz spać? Może coś porobimy :)? Kiedy powedziałam że jestem zmęczona i chce iść spać bo nie wiadomo jaka będzie noc (żąbkowanie), strzelił focha. Spałam jak zabita. Nawet nie słyszałalm gdy wszedł do sypialni.

taka ze mnie Zosia Samosia.

Dziś wróci późno bo ma spotkanie z lektorem- będzie się uczył języka. Dla mnie oznacza to że nie bedzie miał już czasu na nic (bo zajęcia, bo trzeba się przygotować). Po Bożym Ciele leci an tydzień do Paryża. Sauter de joie!!! Chyba pojadę z dzieciakami do rodziców i ulżę sobie w samotności.

Glowa do góry...

6 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Dziś byłam u psychiatry. Zamiast Bioxetinu mam brać Asertin 50. Podobno ma mnie pobudzić i ograniczyć napady jedzenia. Podczas spotkania padło jedno zdanie któro wbiło mi się w głowę- "jest Pani uzależniona od jedzenia. Jak z alkoholizmem- trzeba z tym walczyć i to leczyć". Od razu stanęli mi przed oczami moi rodzice- nałogowi palacze. Zawsze żałowałam tej kasy którą puszczali z dymem. Pomyslałam o tym w swoim kontekście. Ile kasy wywalam na niepotrzebne żarcie. Co miesiąc miałabym jakiś fajny ciuszek.

Distałam namiary na psychotrapeutów którzy pracują z osobami takimi jak ja. Chyba się z nimi skontaktuję,

Może watro rozprawić się z tym raz na zawsze....