Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Interesuje mnie: astronomia, fizyka, teologia, historia i "z grubsza" ;-) wszystko co naukowe. Uwielbiam podróżować. Uczę się namiętnie języków obcych. Obecnie pracuję w dyplomacji. Do odchudzania skłoniły mnie wyłącznie kłopoty ze zdrowiem, gdyż dobrze zjeść (bardziej w sensie jakości niż ilości) po prostu uwielbiam!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 79281
Komentarzy: 712
Założony: 7 sierpnia 2012
Ostatni wpis: 24 stycznia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
archange

mężczyzna, 55 lat, Den Haag

182 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 grudnia 2019 , Komentarze (40)

Kochane Grubinki, Anorektynki oraz Te, które przy wadze supermodelki, z nieznanych mi do końca przyczyn, zapisały się "na", a czasem, o zgrozo, zapłaciły "za" Vitalię.

Jak wyszły Wam święta? Wiem, że na Sylwestra (z dużej, czy z małej litery?) i Nowy Rok jeszcze utyjemy, ale to takie pytanie w połowie sezonu żarcia.

U mnie w zasadzie zgodnie z obietnicą. W Wigilię (z dużej litery?) udało mi się uniknąć ciast i słodkości. Niestety jestem niewolnikiem wigilijnego karpia w panierce, smażonego w głębokim tłuszczu. Mogę zjeść go tony i nie potrzebuję do tego kapust z grzybami, barszczyków z uszkami / zup rybno-grzybowych / żurków i innych polsko-słowiańskich wynalazków. Dla mnie wigilia to wyłącznie karp. Nie musimy dzielić się opłatkiem. Jednak karp, to warunek sine qua non (latynizm).

BTW (anglicyzm), Polonistki błagam, odpowiedzcie mi co tymi dużymi literami. :)

W każdym razie w ("w każdym razie" bez "bądź" w środku, bo to chyba rusycyzm), rano po Wigilii stanąłem na wagę no i karp to masakra. Profilaktycznie nie napiszę ile, bo mnie zmiażdżycie. Ale nic to. Dziś rano kilogram w dół. Wciąż za dużo. Liczę, że jutro znowu mniej, bo ostatni posiłek o 16:00.

Niestety wuj się zaziębił i dostał gorączki. Gardło bardzo pali. Nie oznacza to jednak, że rezygnuję z diety. Jutro mam trening z trenerem personalnym. Jeżeli do rano nie umrę, to najpewniej się wybiorę.

A Wy proszę walczcie i chudnijcie dalej. Święta już się prawie skończyły. A Wasze sukcesy są boską energią dla mnie. Never, please, give up. :)

Your Uncle


P.S. Dziękuję Wam za wszystkie życzenia. Przy każdych z nich przeżywałem wiele minut szczęścia. Jesteście wspaniałe. :)

23 grudnia 2019 , Komentarze (9)

Vitalijki me kochane
przez ten portal odchudzane,
jutro mamy Wigiliję,
w której każda z Was przytyje.
Nic to Siostry piękne w diecie
przecież Wuj jest na tym świecie.
On ukocha, nie doradzi,
lecz się nigdy nie obrazi.
Jedzcie jutro ile wlezie
niech obżarstwo Was powiedzie
ku przeżyciom najpiękniejszym,
którym śpiewał będę wierszem.
Jeśli która z Was przytyje
Wuj tę wagę Wam zabije
osobiście wielkim młotem
rozp...li ją z łoskotem.
Wszystkie wagi to oszuści,
żadna z nich Wam nie odpuści.
Trzeba kopnąć je w tył zadu
i rozdeptać głowę gadu.
Wszak po świętach znów na diecie
najpiękniejsze wciąż będziecie.
Wuj Wam składa swe życzenia
śle uśmiechy i natchnienia
diet tych nowych i skutecznych,
które dają kształt bajeczny
ciała Twego niebiańskiego.
Dar od Wuja kochanego.
Wróćmy jednak do meritum.
Jezus zrodził się kobitom
tym za grubym i marudnym
oraz mężom wszystkim nudnym.
Pragnie On Waszego szczęścia
i mocnego Was objęcia
przez tych mężów ukochanych
i nie-mężów uwielbianych.
Ślijcie miłość tym i owym,
dając unieść się sercowym
drgnieniom, szukającym jutra,
to wszak wciąż nie Kamasutra.
Przejdźmy jednak tu do życzeń,
których chyba nie policzę.
Chciałbym dla Was wszystkie Vitki,
byście miały fajne cycki.
Takie jędrne, ciepłe, duże,
nie silico lecz w naturze.
Właśnie Wuj Wam życzy tego
a nie gada byle czego.
Marzy byście były piękne,
młode, szczupłe i ponętne.
Ich niech darzy Wam Dziecina,
by facetom zrzedła mina,
gdy zobaczą Was przepiękne,
otoczone babskim wdziękiem.
Cycki, talia oraz uda
- niech się gapią w Wasze cuda
i pomyślą sobie czasem
byłem d..kiem i k...sem.

Wuj

22 grudnia 2019 , Komentarze (36)

Tęskniłyście?

Byłem w rozjazdach. Konsumowałem wspaniałe hotelowe śniadania i żywiłem się w knajpach na tzw. mieście. Wieczorem uzupełniałem brakujące kalorie różnymi rodzajami szlachetnych trunków, czyli wina (różne), chivas regal oraz wódki czystej, gdyż podczas musztry nasz mistrz od maszerowania podkreślał znaczenie przedwojennej maksymy, iż "czysta wódka munduru nie brudzi".

Pomny Waszych (doradźcie, bo nie ogarniam: zaimki osobowe dzierżawcze, też piszemy z dużej?) napomnień, iż bardzo niezdrowo się odżywiam i że za mało jem jak na faceta, starałem się przez weekend trochę przytyć. Skończyło się jednak kolejną koszmarną porażką. :(

W czwartek ważyłem 102,7 kg (i tak tragedia, bo zaczynałem od 112 kg). W piątek 101,7 kg. W wyniku hotelowego żarcia, dziś rano niestety już tylko 100,9 kg. Jak tak dalej pójdzie, to po świętach Bożego Narodzenia będę ważył poniżej setki. Na szczęście jedna z Was zapewniła Wszystkie (to też z dużej?), że przez święta na pewno mocno się przypasę. Liczę na to, gdyż jeżeli ostatecznie schudnę jeszcze ze 30 kg, to niechybnie grozi mi wpadnięcie w anoreksję. 

Obiecuję Wam więc, że od jutra postaram się przytyć. Idę po pracy na siłownię i później na basen. Trener mi mówił, że po takim wysiłku organizm magazynuje wodę i inne gadżety, wierzę więc, iż znowu będę miał we wtorek co najmniej 102 kg. A potem Wigilia, dwa święta, Sylwester, więc ogólnie już z górki.

Kochane, zniknęła nam moja główna strażniczka diety, wojująca z moimi wpisami bohatersko, niczym Longinus Podbipięta z turecką nawałą (choć w sumie, to i sam Pan Michał wysadził się ostatecznie w kamienieckiej twierdzy, pozostawiając wdową swojego Hajduczka). Usunęła lub ukryła swoje konto i jej posty również zniknęły. Będzie mi jej bardzo brakować. Dzisiaj wieczorem nie potrafię sobie z tym poradzić. Chyba się znieczulę...

Ha! Czułem, że tylko na to liczycie. Nic z tego. Najpierw postawcie. :)

Wuj :*

19 grudnia 2019 , Komentarze (25)

Drogie Vitalijki,

te grube (bez obrazy, sam taki byłem), w sam raz (też byłem) i owe wychudzone, czyli kandydatki na modelki (byłem?). Pragnę Wam wszystkim z głębi serca podziękować. Tym, które mnie wspierają za to, że czuję Wasze wsparcie i że zajefajne jesteście :); tym, które są przeciw i uważają mnie za dietetycznego kretyna za to, że nabijają mi licznik wejść na bloga, przyprawiają o świetny humor i dorzucają sporo motywacji, żeby się nie zbłaźnić i na serio konkretnie schudnąć (jesteście dla mnie ważne!); tym, które niby komentują ale mają wszystko z grubsza w głębokim poważaniu, za to, że prezentują najzdrowsze podejście do życia, które mamy tylko jedno i to od nich należy się uczyć! ;)

Statystyki:

Tak, jest rekord! Jest godzina 22:53 i mam 419 oglądów. Wczoraj o 22:30 było 387. Ostatecznie do rana dobiło do 409. :)

Jedna z Vitalijek, przeczytawszy mój wczorajszy wpis, od razu mnie zablokowała i wrzuciła na czarną listę. Taka, która nie raczyła się tu wypowiedzieć. Rozumiem ją, bo jestem wujek samo zło. :))

Dzisiejsze dokonania.

Praca w biurze od 7:30 do 16:00. Później trening na siłowni z trenerem personalnym. To młody, mega wysportowany, sympatyczny facet, który występował na międzynarodowych zawodach w gimnastyce sportowej i kulturystyce. Zapytałem go, czy nie podrywają go czasem jego podopieczne na treningach. Odpowiedział, że nie, "bo to wszystko stare baby, mają po 30 albo 40 lat". Ha ha ha! Dla jasności, ja mam 50 i pół, i takie stare baby całkiem całkiem mi się podobają. ;)

Później pojechałem na pływalnię. Mimo że na siłowni kapał mi pot z czoła, to ani tam, ani na pływalni nie czułem się źle. Czułem power (pałer dla nieanglistów). Wcześniej zakwasy dawały znać i chodziłem czasem jak paralityk, dzisiaj nie.

Dieta dzisiejsza:

Śniadanie

Niezdrowa bułka wiejska z ziarnami (Lidl) - 100 g, 268 kcal

Niezdrowe Super smoothie Energia (Solevita) - 250 ml, 153 kcal

Smalczyk z fasoli z jabłkiem i ciecierzycą (Well Well) - 115 g, 267 kcal (zielony unijny listek i piszą, że zdrowe, ale cholera ich wie, na pewno czegoś dodają)

Obiad

Zdrowy Baton Protein 33% vanila raspberry - 50 g, 192 kcal :))

Kolacja

Kolejny zdrowy Baton Protein 33% vanila raspberry - 50 g, 192 kcal :))

Razem: 1070 kcal

Nie martwcie się, że za mało kalorii!

Doprawię się może whiskaczem.

Chivas Regal - 200 ml, 440 kcal! :))

Razem wszystko: 1510 kcal.

Nie, więcej już nie wypiję. Nie namawiajcie. Nie, to nie! Powariowałyście!?

Kochane Vitalijki,

czekam na wpisy. Uwielbiam Was wszystkie. W fajniejszych się zadurzam. ;)

Jeszcze jedno. Jutro znowu wyjeżdżam. Może do niedzieli nie być wpisów. Tęsknijcie za mną proszę, bo ja za Wami tęsknić będę na pewno. :*

18 grudnia 2019 , Komentarze (42)

Drogie Vitalijki, które nienawidzą mojej "za nisko kalorycznej" diety i z tego powodu najchętniej wysłałyby mnie na stos z uprzednim wolnym odpiłowywaniem kończyn. Dziękuję za wszystkie komentarze i liczę na dalsze. W dużej mierze dzięki Wam wynik mojego ostatniego wpisu osiągnął wartość 370 "oglądów" (stan na godz. 22:30 18.12.2019). A będzie dużo więcej. To absolutny rekord! :) Proszę, komentujcie dalej. Kiedy ilość wejść dojdzie do pewnej granicznej wartości może jakaś firma zaproponuje mi współpracę :). Najbardziej cenię porady na temat odchudzania od osób, które są tu od ponad pięciu lat i nigdy nie schudły. Lubię też te osoby, które są w trakcie pierwszego w miarę skutecznego odchudzania i nigdy nie doświadczyły okresu stabilizowania diety w taki sposób, żeby uniknąć efektu jojo. Z mojego doświadczenia wiem, że takie osoby wiedzą najwięcej o dietetyce, psychodietetyce, ćwiczeniach na siłowni, pływaniu itd. Naprawdę Wam tej wiedzy zazdroszczę. Gdybym ją posiadał zrzuciłbym 30 kg w jakieś trzy miesiące.

A teraz, żeby dorzucić trochę paliwa do dyskusji i podnieść rankingi mojego bloga:

Poszedłem wczoraj spać przed północą i obudziłem o 5:30. Rano umyłem zęby, wziąłem prysznic, wypacykowałem się, ułożyłem włosy, wyprasowałem koszulę i pojechałem do pracy. Tak, pracuję w innym mieście niż mieszkam. Do pracy dotarłem o 7:27. W biurze przebywałem do 15:30. Później musiałem udać się służbowo do ekspozytury swojej komórki w innym mieście. W trakcie tego pobytu zjadłem wietnamską zupkę z krewetkami. Wróciłem ok. 19:30. Następnie pojechałem na pływalnię. Spędziłem tam godzinę od ok. 20.05 do 21.15. Przepłynąłem 24 razy 25-sto metrowy basen i nieco popluskałem lajtowo w różnych wodotryskach. W czasie owego 25-metrowego pływania x 24 baseny WRESZCIE, po półtora miesiąca chodzenia na pływalnię, poczułem w swoich ramionach, że zaczynam mieć power (pałer dla nieanglistów).

Dieta na dziś (o zgrozo, brrr...):

Śniadanie

Niezdrowa bułka wiejska z ziarnami Lidl 100g - 268 kcal

Niezdrowy łosoś atlantycki filet z koprem Nautica 125g - 278 kcal

Niezdrowe Smoothie Wzmocnienie Solevita 250 ml - 155 kcal

Obiad:

Bulion wietnamski z makaronem i krewetkami 500 ml - 447 kcal (szacunkowo, bo w knajpie) - pozornie zdrowy, ale nie wiadomo co Wietnamczycy tam dają, sama chemia

Kolacja:

Karp smażony panierowany 64 g - 133 kcal - byłoby dobrze, gdyby nie smażenie w panierce

ŁĄCZNIE DZIŚ: 1279 kcal.

Czekam z nadzieją na komentarze. :)

17 grudnia 2019 , Komentarze (44)

Kochane Vitalijki przeciwne diecie 1500 kcal. Na tej diecie kilka lat temu schudłem o 60 kg i teraz też konsekwentnie chudnę. Przy 2000 kcal konsekwentnie przez sześć lat tyłem (cały czas liczyłem). Wiem, że są inne diety. Wiem, że są duncanowe, ketonowe, kwaśniewskie, glikemiczne, zupkowe, pudełkowe, kapuściane i Bóg wie jeszcze jakie. Każda z nich coś zaburza. W skrócie sprowadza się to do deficytów: węglowodanów, tłuszczów, białek lub kalorii. Ja żeby schudnąć zaburzam bilans energetyczny (czytaj kaloryczny), bo wiem, że to u mnie działa i zostało potwierdzone nie przez kolorowe magazyny, lecz przez moją mentorkę prof. Barbarę Zahorską-Markiewicz, prezesa Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością.

Postępuję wbrew ewolucyjnie ukształtowanym wskazaniom własnego organizmu (mówi mi on jedz na zapas, bo za chwilę będzie Potop i siedem lat głodu). Zaburzam funkcjonowanie swojego organizmu? TAK. Wszystkie inne SKUTECZNE diety również zaburzają. W dawnych czasach samo zdobycie pożywienia było dużym wydatkiem energetycznym. Coś należało upolować lub wyhodować. Ewolucja nauczyła nasze organizmy jeść na zapas. Dzisiaj wszystko można kupić w Lidlu lub w Biedronce, a praca to nie FIZYCZNA orka, lecz siedzenie na d...pie przed komputerem. Moi przodkowie także "bardzo niezdrowo" zazwyczaj jedli za mało i dodatkowo wciąż ćwiczyli, polując na mamuty lub uprawiając rolę, która dawała cztery ziarna z kłosa (dziś ponad dwadzieścia). Więc mimo moich centrowo-liberalnych poglądów, w kwestii diety pozostanę ultrakonserwatystą.

Co dzisiaj. Praca jak zwykle. Później kupiłem w Lidlu sałatkę z tuńczyka i bułkę, po czym, skonsumowawszy owe wartości żywieniowe, udałem się swoim zwyczajem na pływalnię. Pływałem jak zwykle godzinę. Siłowni dziś nie było. Będzie w czwartek.

Dieta na dziś:

Śniadanie

Bułka wiejska z ziarnami (Lidl) 100 g - 268 kcal

Krewetka na raz (Lisner) 90 g - 276 kcal

Super smoothie antyoksydacja (Solevita) 250 ml - 150 kcal

Obiad

Bułka wiejska z ziarnami (Lidl) 100 g - 268 kcal (drugi raz BO LUBIĘ)

Sałatka z tuńczyka z oliwkami (Lidl) 160 g - 208 kcal

Razem 1169 kcal

Spoko, coś pewnie jeszcze dojem. Ale 1500 kcal nie przekroczę.

16 grudnia 2019 , Komentarze (23)

Jestem z powrotem na Górnym Śląsku. Po ustawie Sejmu sprzed dwóch lat, to obecnie jest tzw. Metropolia Śląsko-Zagłębiowska. Ponad trzydzieści śląskich miast udających jedno, tylko po to, żeby łatwiej wydoić pieniądze z UE. Łącznie niecałe 2,2 mln mieszkańców. Jedyny Sukces? Wspólna komunikacja wielomiejska z jednym biletem. Zawsze coś. Jest natomiast faktem, że jadąc przez ów twór nie zorientujecie się gdzie kończy się jedno miasto, a gdzie zaczyna kolejne. Zapraszam. Górny Śląsk to już nie same kopalnie i kominy. Dzięki owym pieniądzom z UE mega wypiękniał.

Wróćmy jednak do meritum, czyli odchudzania. Tak jak pisałem, balowałem w delegacjach. Warszawa - Gdańsk. W Gdańsku hotel pięć gwiazdek, goście Shakira, Ronaldo i FC Barcelona. Kuchnia a la Modest Amaro. Jedna z Vitalijek zaatakowała mnie, że - jak widać po moich wpisach - ważne są dla mnie głównie pięciogwiazdkowe hotele. Otóż tak, uwielbiam pięciogwiazdkowe hotele, jednak rzadko mnie do takich wysyłają. W moich wpisach nie chodziło o uwielbianie hoteli pięciogwiazdkowych, lecz o to, że w takich hotelach naprawdę trudno oprzeć się żarciu serwowanemu przez gości pokroju Modesta Amaro, a tym samym zachować dietę. W końcu do takiego hotelu pracodawca wyśle mnie raz na kilka lat, jeżeli w ogóle.

Po powrocie z Gdańska do Warszawy zjadłem trochę więcej. Tyle ile zalecają Vitalijki i spora część speców od odchudzania (uwzględniwszy mój wiek i inne popularne teorie), czyli niecałe 2000 kcal. Wynik: 700 g w górę do 103 kg. Wróciłem więc konsekwentnie do własnej diety 1500 kcal. Wynik dziś rano: 102,3 kg. Rekordu nie pobiłem, jednak z powrotem wyrównywałem.

Dzisiaj po pracy siłownia i basen. Każde po godzinie. Zapomniałem na siłownię podkoszulka. Jedyne co miałem na sobie pod koszulą to niezbyt seksowna tzw. "żonobijka", czyli biały podkoszulek na ramiączkach a la lata siedemdziesiąte i pierwsza połowa osiemdziesiątych. A tu na siłce wszyscy pakerzy w markowych 4F itp. Ale co tam. Szkoda treningu. Trener jak mnie zobaczył stwierdził, że wyglądam jak Bruce Willis w pierwszej części Szklanej Pułapki. ;)

Zważę się jutro z rana jak zawsze. Trener mówi mi, że po treningach waga idzie w górę, bo zmęczony organizm magazynuje na zapas. Wierzę mu. Wielokrotnie się sprawdziło. Jednak dziś ostatni posiłek zjadłem przed siłownią ok. 15:50. Później null, czyli nic. Zobaczymy. :)

Dołączam dwa wykresy z Vitalii. Od początku obecnej fazy odchudzania oraz ostatni tydzień w delegacjach. Dają nadzieję, mimo iż słyszałem kiedyś, że gdyby trzymać się statystyki, to ja i pies mamy po trzy nogi. :)

15 grudnia 2019 , Komentarze (2)

Jestem z powrotem w Warszawie. Rano odnowiłem jeszcze zaślubiny z morzem, odwiedzając plażę w Stogach. Później ruszyłem do stolicy drogą nie najbardziej oczywistą, bo przez Pokrzydowo koło Brodnicy. Jestem fanem książek Katarzyny Puzyńskiej i chciałem zobaczyć pierwowzór Lipowa, miejscowości dzielnych wiejskich policjantów, rozwiązujących zagadki przelicznych zbrodni, wyjątkowo często przytrafiających się w okolicach. A okolice faktycznie przyprawiły mnie o dreszcze, gdyż oczywiście jak dotarłem było już kompletnie ciemno.

Po przyjeździe do Warszawy wybrałem się jeszcze na basen i... pocałowałem klamkę. Inflancka zamknięta do 18.12. Powodów nie znam. Na udanie się na inny było już za późno, gdyż dochodziła 21.00.  Jutro powrót do Katowic. 

Waga dwa dni z rzędu spadała, mimo liczenia "na oko" dań w 5-cio gwiazdkowym hotelu. Wczoraj rano 102,5 kg, dzisiaj 102,3 kg. Ta ostatnia to maleńki rekord w dół, choć szału nie ma, bo tydzień wcześniej najniższy wynik dotarł do 102,6. Dziś zjadłem "na oko" ok. 1800 kcal, czyli o 300 kcal więcej niż zazwyczaj. Jak jednak mawiała moja babcia, na oko to jeden umarł.

13 grudnia 2019 , Komentarze (15)

Dalej siedzę służbowo w Gdańsku. Międzynarodowa konferencja o narkotykach. Po angielsku, ale to nie problem. W końcu m.in. anglistykę studiowałem. ;) W sumie fajna konferencja, bo wypasiony hotel 5-cio gwiazdkowy, w którym nocowała FC Barcelona, mega jedzenie, Gdańsk, a ja tylko słucham i nie musiałem przygotowywać wyjątkowo, żadnej prezentacji. Jedzenie: trzy posiłki à la Amaro. Dla zobrazowania na lunch: słodki serek kozi z czerwonymi buraczkami i liśćmi szpinaku baby, nasiona chia w musie kokosowym; na kolację mus ze smażonej papryki. ;) Policzyłem wszystko. 1450 kcal. Po konferencyjnej sesji wybrałem się na basen. W Gdańsku nie ma. Może są jakieś osiedlowe baseniki. Doświadczenie mi mówi, że wówczas większość torów jest w nich zajęta, bo uczą się pływać różne dzieciaki.

Liczę kalorie. Dziś 1550 kcal. 

11 grudnia 2019 , Komentarze (2)

Dzisiaj przemieścilem się do Gdańska. Nadal w delegacji. Tym razem nie szkolenie, ale międzynarodowa konferencja. Finansuje Unia, więc hotel 5-gwiazdkowy. Widok  na słynnego gdańskiego Żurawia (dla niewtajemniczonych, jest on na większości gdańskich pocztówek i przewodników turystycznych). To zalety. Wada? W takim hotelu będzie super jedzenie. Już się boję. 

Wczoraj pływałem na basenie. Dziś poranne ważenie. 102,9. Waga stoi. Cieszę się, że nie idzie w górę. Dzisiaj zero sportu. Do południa szkolenie. Potem wyjazd do Gdańska. Dotarłem dopiero po 20.00. Jutro spróbuję w Gdańsku coś znaleźć. Basenu w hotelu nie ma. Może jest siłownia. Rano dopytam. Jak nie to znajdę coś. :)