Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Interesuje mnie: astronomia, fizyka, teologia, historia i "z grubsza" ;-) wszystko co naukowe. Uwielbiam podróżować. Uczę się namiętnie języków obcych. Obecnie pracuję w dyplomacji. Do odchudzania skłoniły mnie wyłącznie kłopoty ze zdrowiem, gdyż dobrze zjeść (bardziej w sensie jakości niż ilości) po prostu uwielbiam!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 79271
Komentarzy: 712
Założony: 7 sierpnia 2012
Ostatni wpis: 24 stycznia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
archange

mężczyzna, 55 lat, Den Haag

182 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 grudnia 2019 , Skomentuj

Tak jak wspomniałem, cały tydzień jestem w delegacji. Jeszcze do jutra Warszawa. Od jutra Gdańsk. Karmią. Najgorsze, że nie szwedzki stół, lecz gotowe serwowane dania pod nos. Dobre, wymyślne, w stylu Amaro i gwiazdek Michelin. Nie potrafię wszystkiemu odmówić. Jednak liczę. Tylko raz przekroczyłem 1600 kcal. Ale za to wczoraj i dziś wybrałem się na basen Inflancka (warszawiacy znają ten adres) i pływałem jak wściekły. Waga trochę znowu spadła. Do 102,9. To nie rekord, lecz z przodu znowu jest dwójka i to na żarciu Michelina. Od jutra inne jedzenie, w hotelu... 5-cio gwiazdkowym Hotel Gdańsk. To napradę nie są sprzyjające  warunki do diety. Ale cóż, dam radę.  😊

10 grudnia 2019 , Komentarze (2)

W czwartek miałem trening siłowy, na którym trener powiedział mi o wzroście wagi po treningu. Napisałem o tym w poprzednim poście. Po ćwiczeniach na siłowni poszedłem jeszcze na basen. Następnego dnia faktycznie. Mimo ćwiczeń i zachowania diety waga poszła w górę o pół kilograma. W ten sam piątek wyjechałem w delegację, w trakcie której mnie żywią. Problem jest taki, że dają mi na tależu gotowe posiłki. Często całkiem niezłe. Dzisiaj zmobilizowałem się i wybrałem się dziś w Warszawie na basen na Inflancką. Jeden z nielicznych w Polsce basenów o długości tzw. olimpijskiej (50 m). Zrobiłem 12 basenów non stop. Pewnie szału nie ma, to 600 m, ale odczułem satysfakcję, że mimo iż jestem w delegacji,  nadal się ruszam. Waga uzyskana w piątek 103,1 utrzymana. Szkoda, że straciłem ową  dwójkę z przodu. Osiągnę ją jednak wkrótce i pokonam. Promise. :)

5 grudnia 2019 , Komentarze (6)

Po dwóch dniach wzrostu waga dziś spadła o 800 g, osiągając poziom najniższy w trakcie tej diety, czyli 120,6 kg. Yes, yes, yes! - jak wykrzyczał swego czasu jeden z premierów RP, nie wiedząc, iż niedługo będzie musiał płacić horrendalne alimenty Izabel. ;)

Podzieliłem się ze swoim trenerem na siłowni wiedzą (były gimnastyk sportowy oraz kulturysta), że ile razy dam sobie wycisk w postaci owej siłowni i pływalni w jednym dniu (oczywiście chodzę też normalnie do pracy), waga niemal zawsze przez następne 1-2 doby rośnie, by gwałtownie spaść poniżej początkowego poziomu dnia trzeciego. Stwierdził, że to naturalne zjawisko, gdyż ćwiczenia fizyczne są dla organizmu szokowym wydatkiem energetycznym, powodującym ponadnormatywne spalanie glikogenu oraz wykorzystanie zasobów wody. Organizm, kiedy ów szok minie, nauczony tym doświadczeniem zaczyna szybko gromadzić na zapas dodatkowe zasoby wody i glikogenu w stopniu większym niż uczyniłby to bez doświadczenia ćwiczeń. Fakt ów powoduje paradoksalnie chwilowy wzrost masy ciała, który jednak nie utrzyma się długo, gdyż nasz organizm "odpuszcza" sobie w końcu zapasowe gromadzenie składowych, bowiem na dłuższą metę drenowałyby one ostatnie rezerwy energetyczne naszego ciała. Ciekawa teoria. Co o niej sądzicie? :)

Dziś po pracy trening tylko siłowy - nieco ponad jedna godzina. Głównie nogi i troszkę wyciskania leciutkiej (20 kg) sztangi. Miałem problemy przy wstawaniu. Najwyraźniej z powodu głupiego nawyku szybkiego wstawania po ćwiczeniu pojawiały mi się gwiazdy przed oczami i kilka razy o mało wywinąłbym z powodu tego zamroczenia orła i poleciał pyskiem na matę. W drugiej połowie treningu nauczyłem się wstawać powoli. :)

Basen dziś odpuściłem. Musiałem po siłowni wrócić do pracy na parę godzin.

Dzisiejsze posiłki:

Śniadanie 7:45:

Bułka wiejska z ziarniami (Lidl) - 100g - 268 kcal

Super smoothie odporność (Solevita) - 250 ml - 146 kcal

Mini śledziki w sosie koperkowym (Nautica) - 110 g - 328 kcal

Przekąska w pracy 14:30:

Baton proteinowy Premium Whey Bar (Sante Go on!) - 50 g - 196 kcal

Obiadokolacja 17:50:

Węgierska zupa rybna (knajpa) - 400 ml - 261 kcal (oszacowane na podstawie Yazio)

Mini bułeczka (nie wiem jaka) - 60 g (waga oszacowana na oko) - 146 kcal

Razem: 1361 kcal.

Jaka waga jutro? Nie wiem. Dziś siłownia 1 h (481 kcal wg Yazio), ale bez basenu. Może waga trochę wzrośnie. Może zostanie na równo. Może spadnie?

4 grudnia 2019 , Komentarze (10)

Dzisiaj czułem się już lepiej. Miałem kiepską noc, ale zmęczenie minęło. Niestety roller coaster zaczął się znowu. Mimo wczorajszych 1342 kcal i pływalni waga o 300 g w górę, do 103,4 kg. Dziś skonsumowałem łącznie 1361 kcal, więcej nie będzie. Rozpiska dnia następująca:

ŚNIADANIE (ok. 7.45):

bułka wiejska z ziarnami (Lidl) - 100 g = 268 kcal; Śledziki w sosie musztardowym (Nautica) -110 g - 398 kcal; Super smoothie antyoksydacja (Solevita) - 250 ml = 150 kcal.

Śniadanie łącznie: 816 kcal (dużo, wiem)

OBIADOKOLACJA (ok. 17.30):

bułka wiejska z ziarnami (Lidl) - 100 g = 268 kcal; Łosoś atlantycki, filet wędzony na gorąco z koprem (Nautica) - 125 g = 278 kcal

Obiadokolacja łącznie: 545 kcal

RAZEM POSIŁKI: 1361 kcal

Więcej dziś nie jem. Chcę wreszcie schudnąć.

Wiem. Jeść dwa posiłki dziennie zamiast sześciu, to wbrew wszelakich dietetycznych zasad. I że za mało kalorii przy mojej masie oraz wzroście, zwłaszcza, że ćwiczę. Ale ja naprawdę nie czuję się głodny. Co więcej, moja waga przy takim trybie życia czasem  STOPNIOWO (czyli bez jakiegoś szaleństwa) spada, a czasem niestety rośnie.

Dzisiejsza przygoda z pływalni (tak, byłem znowu na pływalni). ZAPOMNIAŁEM WSZYSTKIEGO. Czepka, okularów, ręcznika, majtek. Zorientowałem się dopiero wówczas, kiedy już zabuliłem za wejście na basen, przy szafce w przebieralni. Stanąłem najpierw jak wryty ale w końcu stwierdziłem, że nie. Zapłaciłem, to wchodzę. Miałem na szczęście torbę z rzeczami, w których ćwiczę na siłowni. Za gacie posłużyły wielkie jak galaktyka siłowniowe spodenki. Koszulki i butów nie trzeba. Brak okularów. Problem. Oczy będą czerwone jak u alkoholika. Przejdzie. Brak czepka. Basen nie żąda, jednak mam długą grzywę, która na pewno spadnie mi bez czepka w wodzie na twarz. Ręcznik. No cóż, wytrę się podkoszulkiem, w którym przyjechałem. W torbie miałem drugi podkoszulek czysty, ten na siłownię. Tak szczerze, gdybym nie nosił w tej samej torbie ubrań na siłownię i na pływalnię, to i tak bym popływał. Wlazłbym w gaciach z rozporkiem, wysuszył się na powietrzu. Dziewczyny, nie gorszcie się, że wyglądałbym niefajnie i za dużo byłoby mi widać (faceci i tak nie czytają takich blogów). Po prostu chcę schudnąć, na końcu fajnie wyglądać i czuć się dobrze w swoim ciele.

Proszę o komentarze, czy nie obliczam źle swoich kalorii. Z tego powodu rozpisałem to co zjadłem. Inne komentarze też są mile widziane. :)

3 grudnia 2019 , Komentarze (8)

Dzisiaj po wczorajszym wzroście o 300 g spadek o 200 g. Dobiłem do 103,1. Nie jest to rekord, jednak wszystko wskazuje na to, że przynajmniej 103 zostanie w tym tygodniu zachowane. 

Dietę utrzymałem. Dziś łącznie 1342 kcal. I nie chce mi się zbytnio jeść. Co więcej, czuję się pełny. Może z wyjątkiem śniadania, wówczas czuję trochę głodu.

Byłem znowu na basenie. Czułem jednak bóle mięśni rąk i zmęczenie. Może lekkie przetrenowanie? Kolejny trening siłowy dopiero w czwartek, ale może jutro znowu wybiorę się na basen.

Jutro raportu ciąg dalszy. Trzymajcie za mnie. :)

2 grudnia 2019 , Skomentuj

Dziś rano o 300 g w górę, do 103,3 kg. Jutro zobaczymy. Zaliczyłem po pracy siłownię i basen. Obydwa miejsca po ok. 1 godz. 15 min. Jedzenie w ryzach. Łącznie 1469 kcal. Badałem na siłowni poziom tłuszczu w moim organizmie. Ponad 40 kg. Cześć z tego musi zostać, ale i tak liczba ta brzmi makabryczne.

1 grudnia 2019 , Komentarze (1)

Weekend po raz pierwszy obroniony. Zawsze waga szła mi w trakcie weekendów w górę. Teraz w sobotę i w niedzielę dwa razy z rzędu poszła w dół, dobijając dziś rano do 103 kg. W piątek i w niedzielę nic nie ćwiczyłem. Jedynie wczoraj pływałem godzinkę na basenie. Jakieś 700 m.

Dzisiaj zjedzone 1292 kcal, o ile mam dobry kalkulator. Może jeszcze dojem do 1500 kcal.

30 listopada 2019 , Komentarze (2)

Dzisiaj rano kilka pomiarów na wadze i średnia wyszła 103,6 kg. Pierwszy raz wszedłem w "trójkę" na początku. Hurray! Zadanie na ten tydzień: utrzymać przyczółek i nie wejść z powrotem na 104 kg. Potem przystąpię do ataku na poziom 102 kg.

Dziś bez ćwiczeń. W tym tygodniu byłem dwa razy na siłowni i trzy razy na basenie.

Dzisiaj zjedzone: 1493 kcal.

28 listopada 2019 , Komentarze (1)

Waga spadła o 100 g. Czyli w granicach błędu statystycznego.

Dzisiaj dzień jeszcze dosyć forsowny. Byłem w pracy, załatwiłem kilka spraw na mieście. Później siłownia i basen. Z grubsza wygląda to tak, że na siłownię staram się chodzić dwa razy w tygodniu, na basen trzy razy tygodniowo. Czasem to się kumuluje, tak jak dzisiaj.

W trakcie dzisiejszego treningu siłowego strzelił mi jakiś mały mięsień bo lewej stronie klatki piersiowej i boli. Przejdzie. Przez weekend będę miał czas bez treningów. Może w sobotę mały basenik, zobaczę, ale jutro i niedziela raczej wolne.

Zjedzone 1408 kcal. Dociągnę do 1500 kcal.

27 listopada 2019 , Komentarze (6)

Dziś rano waga stanęła. Myślałem, że wczoraj, skoro trzymałem się diety (1519 kcal) oraz dodatkowo ćwiczyłem ponad godzinę bardzo intensywnie na siłowni (zakwasy) i dodatkowo ok. godziny intensywnie pływałem (1 km), waga na pewno powinna spaść. Ale nie. Cholera trzyma się nadal. Cud, że nie wzrosła. Dzisiejszy poranny pomiar identyczny jak wczoraj: 104,3 kg.

Dziś po pracy tylko ok. 1 godziny intensywnego pływania. Zjedzone 1550 kcal.

Siłownia dopiero jutro. Może pływalnia też, ale nie wiem na pewno, bo późno zacznę siłownię. Modlę się, żeby cholera (czytaj waga) znowu jutro choć troszkę spadła.