Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jankaq

kobieta, 39 lat, Olsztyn

166 cm, 58.70 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 maja 2015 , Komentarze (6)

hej, 

mnóstwo pracy i brak czasu na cokolwiek nie sprzyjało pisaniu pamiętnika. wybaczcie!

sporo się dzieje. 

w ciągu zaledwie kilku dni udało mi się dokonać czegoś, nad czym pracowałam długi czas. znalazłam w końcu sposób na spadek wagi ;-) końcówka kwietnia i początek maja to czas sporych zmian. udało nam się w końcu postawic ogrodzenie działki. 3 dni ciężkiej pracy na działce (pracy fizycznej) dało mi porządnie w kość. nigdy nie byłam równie zmęczona jak po majówce. 3 dni okropnie cięzkiej pracy nie można nawet porównać z siłownią. 

waga ruszyła jak szalona. 3 kg spadły błyskawicznie. waga aktualna 63,4 ;-)

ponadto codziennie bieganie rano z psem ok 5-7 km. 

mega szczęśliwa. zadowolona ze swojego ciała.

pozdrawiam. 

uciekam do robotki ;-)

26 marca 2015 , Komentarze (5)

dziwnie się czuję. przyszła wiosna a z nią ogromna motywacja do walki i nawet zaczęłam z rozmachem i witałam się z gąską...i opadło znów wszystko. nie wiem co się ze mna dzieje, ale można powiedzieć że jest źle. na samopoczucie może mieć wpływ (i na pewno ma!) zbliżający się okres...spuchłam okropnie! waga wzrosła do 66-67. robię wszystko, co możliwe, a jednak dalej jest źle. okropnie się czuję... Biegam dwa razy w tygodniu. juz drugi tydzień dojeżdżam do pracy rowerem. wypijam mnóstwo wody. jem sałatki, surówki, rzuciłam w cholerę chleb, słodkiego nie miałam w ustach od miesiąca, a czuje się jak wieprz! jestem okropnie śpiąca, najchętniej cały dzień bym spała...

oglądam zdjęcia z zeszłego roku i wyglądam na nich cudnie. ładna, zadbana. a teraz jakoś tak szaro do dupy! 

19 lutego 2015 , Komentarze (9)

hej,

nic się u mnie nie dzieje ciekawego, więc nie piszę. z dobrych rzeczy: ten tydzień jestem na urlopie. miałam podziałać z pisaniem, wynikami etc. a wyszło jak zwykle. w poniedziałek ostatni 4 godziny kursu; we wtorek ogarnęłam mieszkanie, bo wygladało jak po tajfunie; wczoraj pojechałam na egzamin na 7.30 z języka migowego, myślałam że zajmie mi to godzinkę, a wróciłam o 11. Potem gotowałam fasolkę po bretońsku, bo M. sobie zażyczył. Ogarnęłam mieszkanie i już nie miałam siły żeby usiąść do zaplanowanej robotki. Rozdzwoniły się telefony z pracy, coś trzeba było poprawić, oddać i w ogóle terminy były wczoraj (nienawidzę!!!), ale jakoś udało się zażegnać pożar. poprosiłam kolegę, żeby ogarnął za mnie te sprawy. Muszę mu jakąś flaszkę postawić za to. Bo biegał gdzieś załatwiać. Dzis może się uda zakończyć te sprawy...

Urlop wzięłam tak znienacka. Od poniedziałku zaczyna się semestr na uczelni, więc pracy, zajęć będzie mnóstwo. Więc to był ostatni termin...Szef co prawda był trochę niepocieszony. Niepotrzebnie mu powiedziałam, że w razie czego jestem na miejscu... Sama się podłożyłam, ale trudno.

Jedzeniowo ok, wczoraj niepotrzebnie zjadłam miskę fasoli, na wieczór bolał mnie brzuch, ale była przepyszna. Zbliża się okres, więcej sie chce jeść. Ale staram się jakoś to ogarnąć.

Siłownia dwa razy w tygodniu ;-)

Waga bez zmian.64 kg.

Właśnie dostałam smsa od M.: coraz częściej myślę o dziecku ;-)))


Wracam do robotki. Mam nadzieję dziś coś napisać.

miłego dnia ;-)



1 lutego 2015 , Komentarze (8)

dzien dobry wieczór :-)

Znów czas zleciał nie wiem kiedy. Ale musze przyznać, ze styczeń nie należał do dobrych miesięcy. Wpadłam w totalny marazm i fazę niechcemisie... No prawie jakaś depresja. W pracy kocioł, robiłam wszystko, ale bez entuzjazmu i podniecenia jak dotychczas. Jakos źle sie zaczął ten rok... 

Ale ale. Nie ma tego złego...

rok zaczęłam z wagę ok67 kg. Masakra. Nie wiedzieć czemu puchlam okrutnie. Porzucilam moje ukochanego bieganie na rzecz spania po pracy. Przez to chodziłam jak zombie. Nie jadłam duzo, ani tłusto a waga wciąż szalała. Jednak ruchu nie było w ogóle. Oprzytomnialam w połowie stycznia, kupując kartę benefitu. I tak o to przez dwa tygodnie spadło 3 kg ;-) po pracy co drugi dzien biegnę na siłownie :-) wróciłam do żywych. Czasem chyba trzeba spaść nisko żeby sie obudzić. Dzis rano pobiegane po parku, odpoczywam od siłki, by jutro znów tam pójść. Znów morda sie cieszy, znów na dobrym torze ku pięknej sylwetce. Działamy!!! Do wiosny zostało mało czasu!!! ;-)

10 stycznia 2015 , Komentarze (6)

witam,

własnie sprawdziłam poczte i otrzymałam taką wiadomość od Endomondo. heheh. już się nawet endomondo o mnie upomina. owszem troche czasu minęlo, ale wpadłam w jakiś wir pracy przed swiętami, potem pojechałam na urlop, że nie było czasu pisać ani się czym chwalić. owszem troszkę zaniedbałam się. czuję się źle. pogoda nie nastraja mnie w ogole do biegania. w olsztynie okrutnie jest brzydko już od jakiegoś czasu. zima uciekła. a wrociła chlapa, deszcz a nocą silny wiatr, który dmucha mi w stare okna. no coż. podjełam rękawicę i kupiłam karnet benefita. od 15 stycznia działam. juz nie bede narzekac. obmysliłam plan i wracam do regularnych ćwiczeń. karnet tylko 40 zł. wiec tym bardziej się cieszę. 

wolne od 19 grudnia do 7 stycznia to mój dłuuugi czas urlopu. prawie tydzien spędziłąm u rodziców. tam zawsze piękna rodzinna atmosfera z racji też wielu osób przyjeżdzających na swieta, biegające dzieciaki, wspolne gotowanie, ubieranie choinki itp. piekna sprawa!!! duzo poza tym spcerowalismy, piliśmy świateczną herbate, pyszną świeżo mielona kawę i graliśmy w scrable ;-) w sumie nawet nie jadłam jakoś przesadnie duzo, ale często, co się troche odbiło na wadze. ale takich pyszności cięzko było odmówić, zwłaszcza jak są przygotowywane tylko raz do roku. 

powrót do olsztyna i kilku dniowe załatwiane formalności do przekazania ziemi rolnej przez dziadków. troche się poużeraliśmy się z urzędnikami, ale warto było czekac na finał, bowiem 31 grudnia podpisany został akt notarialny. cudnie!!! pięknie zakończony rok ;-) 

urlop spędzalismy wspólnie, było mnóstwo czasu na przemyślenia, podsumowania, plany, marzenia nad wspólnym domem...mamy nadzieję coś powoli realizować. 

sylwester spędzony na wsi. spokój i cisza. nie obchodzę tego święta. nie lubię. potem kilka dni spędzonych na spacerach, to co kocham. 

powrót po urlopie do pracy okrutny! nie mogłam się ogarnąć. dobrze, że szybko minęły te trzy dni. ale niestety muszę skończyć sprawozdanie z projektu i nauczyć się na egzamin wtorkowy z ekonomii.

na razie ogarrnięte w miarę mieszkanie. wstawione pranie i przeglądanie internetu z dobrą kawką. wieczorem wyjście na wernisaż. chyba się starzeję albo za szybko zdziadziałam, bo jakoś tak wszystko za spokojne się wydaje...

miłego weekendu,

12 grudnia 2014 , Komentarze (7)

witajcie, 

spieszę z wyjaśnieniem milczenia. wczoraj zdałam bardzo ważny "egzamin". Wystąpienie trwało 1,5 godziny,  z czego godzinę odpowiadałam na pytania. taki wstęp do dalszego etapu "kariery". pochłonęło to mnóstwo mojego czasu, nerwów, stresu, słodyczy, kawy, a nawet w skrajnych sytuacjach płaczu. to juz za mną, a przede mną wcale nie lepiej, bo to nie koniec. dalej trzeba pracować, uczyć się jeszcze więcej i intensywniej. noc cóż, jak się taką drogę życiową obrało, to szkoda to przerwać. po pierwsze dlatego, że może to w przyszłości zaprocentuje. da szansę na lepsze życie, rozwój. Po drugie: szkoda by było to zaprzepaścić...

jedzeniowo nawet nawet ;-)

ćwiczeniowo klapa.

waga: 64 kg

decyzja podjęta: maraton Orlen. Zaczynamy treningi!!!

miłego dnia

6 listopada 2014 , Komentarze (7)

hej hej, 

po tym marudzeniu, nicnierobieniu wczoraj poszłam pobiegać ;-) po miesięcznej przerwie ciężko było nawet wyjść z domu. 

najpierw, po przyjściu z pracy ogarnęłam mieszkanie-czytaj-pościeliłam łóżko i zmyłam naczynia i parę brudnych rzeczy wrzuciłam do kosza na bieliznę ;-) potem zrobiłam zapiekankę makaronową dla M.

zaplanowałam że wyjdę z domu ok 17, to w sam raz na taką 45 minutową przebieżkę. ale przedłuzyło mi się i wyszłam sporo po 17, bo nie mogłam znaleźć stanika do biegania, spodnie też się gdzieś zapodziały. łomatko. już chciałam sobie dac spokój, ale spodnie się znalazły i nie było odwrotu ;-) za to rozładował się kompletnie mój zegarek do biegania, więc wziełam telefon. zrobione 5km cieszy. we wrześniu dochodziłam do 17 km dziennie, ale wszystko przede mną ;-)

paszcza wczoraj w miarę ogarnięta.

owsianka z żurawiną, kawa z mlekiem, 2 jabłka, kanapka z razowym chlebem z szynką,1 baryłka wiśniowa w pracy (!), 3x kawa, barszcz ukraiński w pracy na stołówce, w domu kromka chleba razowego ze słonecznikiem i miseczka zupy ogórkowej. jabłko. 3x herbaty malinowe.

dzis w planach: praca, bieganie, praca w domu.

chyba będzie dobrze.

pozdrawiam, miłego dnia ;-)

5 listopada 2014 , Komentarze (3)

źle źle, niedobrze, do du*y. źle się czuje, wybiłam się się z treningów, zdrowej diety, komponowania posiłków. stres mnie zżera. praca rozwala na łopatki. bo jest jej tak dużo, że nie wiem w co ręce włozyć. starczyło by na jeszcze dwa etaty, ale coż. nie powinnam narzekać, bo dodatkowe projekty niezwykle cieszą, bo jest z tego dobry grosz..ale po powrocie do domu, stresuje się okropnie że nie zdążę z czymś. bieganie zaniechałam pod koniec września. dupa urosła, choć waga wciąż 63,5-64. to jednak nie mieszczę się w moje kochane lewisy...jem prawie to samo, ale zażeram stres ciasteczkami...

jak wrócić na dobrą ścieżkę?jak wrócić do biegania?jak wrócić do diety?

9 października 2014 , Komentarze (6)

od tygodnia chora, chodzę do pracy, bo jest jej tak dużo, że się nie wyrabiam. 3 razy w tygodniu poza tym jeździmy w teren i potem zaległości się robią w papierach. we wtorek poszłam do lekarza, babeczka powiedział ze to lekkie przeziębienie i nie przepisze antybiotyku. na zwolnienie nie poszłam, bo robota. fuck!

czekam z utęsknieniem na piątek. dziś przeżyję, ale jutro szef wraca z terenu i zawali mnie robotą, swoimi pierdołami. lubię swoja pracę, ale październik to jest szok. terminy za terminami, gonią nas. jeszcze realizujemy nowe projekty. fajnie, bo kasa będzie, ale deadliny mnie przerażają...

jestem podłamana swoją wagą, bo  wzrosła monstrualnie w poniedziałek prawie do 66 (okres był), potem lekko spadło. dziś się zważyłam i mam 64. przez te chorobę jem same zupy i pije bardzo dużo herbat.nic poza tym. wczoraj przeglądałam się w lustrze i widac boczki, uda tez się mocno zaokrągliły. fuck!

muszę jak najszybciej wrócić do ruchu...

źle wyglądam, żle się czuje. jakieś prychole na twarzy mi powyłaziły, oczy podkrążone.czuję się jak nastolatka. nie lubie chorować... chcę wrócić do biegania, tesknię za ruchem!!!

24 września 2014 , Komentarze (7)

hej,

od poniedziałku na Biebrzą,kończę swoje badania. wczoraj do późna wstukiwałam dane. w poniedziałek jadąc tutaj skończył mi się interent w komórce, a jak bez nawigacji po tych wioskach? potem pożarło całą kasę, którą miałam na koncie...zadzwoniłam do operatora i wzięłam jakiś pakiet. więc git.miałam okropny nocleg, gdzieś w agroturystyce. zimno w pokoju jak w psiarni. ludzie wchodzą do pokoju bez pukania. za ścianą drze się ktoś. łazienka wspólna z domownikami, przejście do pokoju przez kuchnię.  w sumie nie sprawdziłam wcześniej. zadzwoniłam do pierwszej z brzegu,bo się już robiło ciemno na dworze. a najlepsze było rano. od 6 hałas w domu, budzę się a właścicielka spotyka mnie na korytarzu jak zaspana zmierzałam do łazienki i mówi, że najlepiej będzie jak się zaraz rozliczymy za nocleg, bo przed 7 muszą wyjechać gdzieś tam na targ i zamykają dom. o matko i córko. wypiłam w pośpiechu kawę. łeb mi napiżdzał okrutnie. zwinęłam się bez śniadania. znalazłam w pobliżu wiejski sklep i w samochodzie zjadłam tak obozowo śniadanie.nie miałam ochoty już dalej jechać. masakra. dobił mie jeszcze szef, wydzwaniał, że pilnie zestawienie potrzebuje, dopytywał się o dokumenty, które mu zostawiałam na biurku.co jest do czego i dlaczego tak jest? a jak za każdym razem mu tłumaczę po co to, to ja nie wiem ale chyba nie słucha mnie wtedy... zestawienie wysłałam, zamówiełąm lepszy nocleg, robię badania dalej-czyli sytuacja opanowana. do czasu! dostaje e-mala od szefa, kolejnego. "trzeba zrobić to i to, ale na poniedziałek- to będzie rozgrzewka po powrocie z urlopu"...odpisuję: "zrobię, nie martw się. nie jestem na urlopie, tylko uzupełniam dane do doktoratu..." co za dziad!!! zapomniał czy co?

dziś już lepiej. pocieszam się, że jutro jadę do rodziców na noc, a z mamą w piątek rano jedziemy do Olsztyna, bo załatwiłam jej rezonans troszkę wcześniej niż na marzec 2015...dobrze mieć znajomych w szpitalu ze starej pracy...w podzięce dziewczynom zawiozę sękacza, specjalnie sąsiadka już robi...

wracam dalej do robotki. niestety dietowo nie jest, jem co chcem. zamiast bułek wcinam sucharki, ale z pasztetem. w poniedziałek byłam tak zestresowana wszystkim, że pożarłam całą czekoladę...białą z orzechami. potem ścisnął mi się żołądek przez stres  nic już cały dzień nie jadłam....także czekam jutra i wracam do normalności.

pozdrawiam i miłego dnia ;-)