Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie niska, nie wysoka, nie gruba, nie chuda, z mnóstwem energii, do której wydobycia potrzebuję motywacji ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3654
Komentarzy: 33
Założony: 1 listopada 2012
Ostatni wpis: 14 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
snow...white

kobieta, 33 lat, Łódź

164 cm, 58.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 lutego 2014, Skomentuj
fitness zumba,6,0,1,11,4,1392414924
Dodaj komentarz

13 lutego 2014 , Komentarze (4)

Udało mi się wytrwać w moim wczorajszym postanowieniu, więc jestem szczęśliwa jak nie wiem co  

Kilogram ze mnie zszedł - nie ma się jeszcze czym podniecać, bo to sama woda póki co. Ale to mi się w tej diecie podoba - zrzuca się najpierw niby tylko wodę, ale w miarę jej stosowania te kilogramy nie wracają, więc tłuszcz stopniowo się ulatnia i ciało szczupleje. Nie zamierzam się ściśle stosować do zasad drugiej fazy (czyli naprzemiennie dni tylko białkowe z dniami białkowo-warzywnymi), nastawiam się raczej na same dni mieszane. Poza szybkim spadkiem wagi na początku, wielbię tą dietę za jeszcze jedną rzecz - po pierwszej fazie nawet zwykły pomidorek smakuje jak największy rarytas  więc czekolada i inne słodkości schodzą całkowicie na plan tak daleki, że przestaje się o nich kompletnie myśleć.

Zaraz wyruszam na spacerek, wieczorem postaram się zmusić do callaneticsu, więc trochę ruchu będzie i może ciało powoli, ale zacznie się przyszczuplać  i coraz bardziej przypominać poniższą figurę:

12 lutego 2014 , Komentarze (4)

Stwierdziłam, że za szybko się poddaję. 

A to wszystko dlatego, że jestem niecierpliwcem i żeby przetrwać każdy kolejny dzień diety i ćwiczeń potrzebuję mieć namacalny dowód na to, że kilka poprzednich dni przyniosło ze sobą znaczący spadek czy to na wadze, czy to w centymetrach. Może to trochę głupie, bo w końcu tłuszcz w tydzień się nie osadzał, więc w tydzień nie zniknie, no ale... 

Dlatego wracam do środków nieco bardziej drastycznych, które działają i to w szybkim tempie, przynajmniej na początku, a później, jak już ruszę z kopyta, to dam radę  Dzisiaj zaczęłam dietę Dukana. Wiem, że wokół niej narosło już wiele nieprzychylnych opinii dietetyków, z którymi w większości się zgadzam ALE nie sądzę, żeby dla kogoś, kto dotychczas zajadał się hamburgerami, słodyczami i popijał to wszystko litrami coca-coli dieta Dukana miała wyrządzić więcej szkód. Tylko wszystko z zachowaniem zdrowego rozsądku, nie przesadzanie z trwaniem w I fazie nie wiadomo ile i najlepiej łykać dodatkowo jakieś witaminy, żeby organizmu nie wypłukać z wszystkiego, co niezbędne. 

Nastawiłam się na 3 dni w I fazie - ale tylko dlatego, że wolę sobie postawić wysoką poprzeczkę i dotrwać do 1/3 tego czasu, niż nastawić się na jeden dzień, a przetrwać tylko kilka godzin. Jeśli dzisiaj wytrwam to będę mega szczęśliwa, jeśli uda mi się również jutro - to już uważam to za ogromny sukces i będę skakać pod sufit 

11 lutego 2014 , Komentarze (4)

Dzisiaj zastanawiałam się, ile pieniędzy potrzebowałabym, żeby wszystkie swoje defekty rozmaite zniwelować, a przynajmniej te, które najbardziej mnie denerwują. Ogółem jest tego całkiem spora lista:
 - rozszerzone pory (ale tu już wyprowadzono mnie z błędnego myślenia, że kiedykolwiek po nawet milionie rozmaitych zabiegów będę się cieszyć skórą gładką jak pupcia niemowlaka, "taka uroda"),
 - ślad po odcisku na stopie (dziś byłam w jakimś salonie od pielęgnacji stóp i dowiedziałam się, że samo mi to nie zejdzie - co jest racją, bo mam to już ponad 2 lata - i że zrobiła się z tego brodawka, więc zostałam wygoniona do dermatologa, jutro zamawiam wizytę),
 - rozstępy na tyłku (naprawdę wyglądam jakbym ciążę przebyła, jakoś strasznie mi to nie przeszkadza, no ale gdybym już się miała robić na bóstwo to na pewno zainwestowałabym w zabiegi zmniejszające ich widoczność),
 - owłosienie na całych nogach i na przedramionach (drażni mnie ciągłe golenie się, wyszykowanie się na randkę jest czasami naprawdę mordęgą, już się w tej kwestii zaczęłam rozglądać za jakimiś zabiegami laserowymi),
 - wybielenie zębów (tu już nigdy nie poszłabym do salonu, miałam raz wybielanie, efekt był powalający i natychmiastowy, to fakt, ale ból okropny. Za to znalazłam jakieś paski wybielające, ponoć bardzo dobre, tylko ze Stanów sprowadzane, więc miesiąc czekania),
 - przedłużanie rzęs (może nie cierpię na ich całkowity zanik, ale chętnie bym je trochę wydłużyła, oczywiście bez przesady),
 - pyzata buzia (taką miałam odkąd pamiętam, nawet będąc bardzo szczuplutka, więc niestety o ile na pewno po zrzuceniu tych paru kilo, które mam zamiar, będzie deczko szczuplejsza, ale szału nie będzie. Gdzieś kiedyś widziałam/czytałam o zabiegach zmniejszający nadmiar skóry?/tłuszczu? na twarzy i podbródku, ale to raczej w jakichś burżujskich klinikach, w których ceny zaczynają się od trzech zer).
Czyli pójdę z torbami jeśli będę chciała wszystkie punkty z tej listy zrealizować 
 Ale najważniejsze, czyli figurę, niestety muszę zrobić sama ćwiczeniami i dietą, buuu  

4 lutego 2014 , Komentarze (2)

Grypa hamuje wszelkie moje wysiłkowo-ćwiczeniowe działania, bo z nosa leci mi jak z odkręconego kranu. Do tego całe mieszkanie w rozsypce. Ale postanowienia nie obżerania się słodyczami staram się dotrzymywać 

Remontuję jeden pokój, więc po całej reszcie mieszkania walają się moje ciuchy, książki, czasopisma i inne rozmaitości ściągnięte z półek. Stare meble z tego pokoju, z racji swojej krowowatości i ciemnej okleiny zostały pocięte na kawałki i wyrzucone, a konkretniej oparte o pobliski śmietnik. Zawsze rozbawia mnie miejski żulowy recykling - wyniesione późnym wieczorem, rano nie było już po nich śladu  (a nie była to kwestia zbieżności czasu z przyjazdem śmieciarki czy wywozu śmieci wielkogabarytowych, sprawdzałam). 

W każdym razie stwierdziłam, że mam za dużo rzeczy, różnego rodzaju - od ciuchów, przez jakieś upiększające wnętrze pierdółki, książki, które mi już się nie przydadzą, a za parę lat stracą na aktualności, na kosmetykach kończąc. Te ostatnie zajmują u mnie zdecydowanie najwięcej miejsca, zarówno w łazience, jak i w ogromnej szufladzie w pokoju. Kiedy zrobiłam rachunek sumienia to okazało się, że tak naprawdę używam dosłownie kilku z nich, a reszta leży i czeka na przeterminowanie, bo a to zapach się znudził, a bo kupiłam coś innego, co mnie bardziej urzekło i dotychczas używany kosmetyk poszedł w odstawkę itp. Generalnie połowę moich zasobów byłam zmuszona wyrzucić, bo termin ważności upłynął wieki temu. Drugą część mam zamiar sprzedać - bo wiem, że na pewno nigdy ich nie użyję, zajmują tylko miejsce i wzbudzają wyrzuty sumienia przez marnotrawstwo pieniędzy, które nieuchronnie nadejdzie kiedy i ich termin przydatności do użytku minie. Nazbierała się tego cała reklamówka, 99% z tych kosmetyków nie sprzedałabym drożej niż 5zł. Dlatego mam ogromną prośbę - jeśli któraś z Was ma jakiś pomysł, w jaki sposób się tego pozbyć z korzyścią - bardzo proszę o rady.

31 stycznia 2014 , Komentarze (2)

...już mi się nie chce;) Znaczy się, nie tyle się nie chce, co nie lubię, gdy coś lub ktoś odciąga mnie od mojego naturalnego rytmu dnia - wtedy nagle wszystko się miesza i nie mogę z niczym dojść do ładu - ani z jedzeniem, ani z ćwiczeniem. 

Ostatni tydzień chyba w większości spędziłam w pociągu lub w autobusie. Resztę dnia wypełniały mi spotkania ze starymi znajomymi i z rodziną, a co się z tym wiąże: tony ciasta, królewskie porcje tuczących obiadków i sporo alkoholu, po których to skonsumowaniu ćwiczenie wydawało się być jakimś okrutnym żartem i niewyobrażalną torturą, gdy nawet samo pościelenie łóżka do spania wymagało postawienia organizmu w stan najwyższej gotowości. Dlatego niestety obawiam się, że całe moje ostatnie sukcesy poszły się paść i jeszcze przez najbliższy tydzień ciężko to będzie odkręcić. Od jutra zaczynam remont mieszkania, więc przez trzy dni będzie niemałe zamieszanie, później teoretycznie na parę dni przyjechać ma mój ex-chłopak (long story...) i dopiero po tym wrócę do jako takiej normalności. 

To linki, z których ćwiczyłam zanim ćwiczyć przerwałam i które obiecałam wieki temu;)
 - ćwiczenia na ramiona i klatkę piersiową:  https://www.youtube.com/watch?v=zBaBIBLvrUA
 - ćwiczenia na nogi: https://www.youtube.com/watch?v=MG69sFM1UIw
 - zumba, która była podawana już wcześniej, ale dla przypomnienia;): https://www.youtube.com/watch?v=epxIzzrN0Zo

27 stycznia 2014 , Komentarze (1)

...wysiadły w konfrontacji z energią mojego czteroletniego brata. Za dnia potrafi wymęczyć mnie całkowicie, a w nocy budzi go najmniejszy szelest, więc aktywność fizyczną odpuściłam. W niedzielę jedynie skusiłam się na łyżwy - zakwasy przeokropne, czuję teraz niemal każdy mięsień od pasa w dół, więc weekend nie został do końca stracony;) Jedzeniowo u mnie trochę kiepsko, bo jednak ciasto było i to w ilości większej niż kawałek czy dwa - udajmy, że ostatni tydzień się nie wydarzył ;))

Mierzenie dzisiaj pokazało jakieś dziwne wyniki, chyba trochę spuchłam w dziwnych miejscach siedząc kilka godzin w autobusie albo niedowidzę w tym świetle, dlatego wszelkie pomiary wpłyną jutro.

Dziś nie mam już sił na nic, mykam do łóżka się regenerować

25 stycznia 2014 , Komentarze (2)

...streszczenie dnia wczorajszego. I dzisiejszego, na zapas.

Otóż wbrew temu, co mówiłam na temat monotonii, podjęłam się ponownie zumbowskich wygibasów z tego samego linku - po prostu porywa mnie, piosenki idealnie trafiły w mój gust. Coś mi się wydaje, że jeszcze przez długi czas, nawet jeśli nie w całości to chociaż w części, będzie stanowić jeden ze stałych elementów treningów jako rozgrzewka przed ćwiczeniami już na konkretne partie mięśni. Ćwiczyłam jeszcze z dwóch filmików - jeden na nogi, drugi na ramiona i klatkę piersiową, ale linki dorzucę po weekendzie, bo kompletnie nie pamiętam, gdzie co mam;)

Jutro uciekam na 3 dni do Poznania, marne szanse, że będę w zasięgu internetu, ba, nawet o komputer będzie trudno i czas wolny będę mieć starannie wypełniony, więc z ćwiczeniami może być ciężko. Ale... mam callanetics nagrany na komórce, jakość marna, ale i tak te ćwiczenia znam prawie na pamięć:) Dzisiaj niestety zrobię tylko z 50 przysiadów dla zaspokojenia sumienia (może tym samym rozpocznę tak ostatnio rozpowszechnione przysiadowe wyzwanie..?) i na tym niestety się skończy. Dziś totalny brak czasu, zakupy na ostatnią chwilę i fryzjer, u którego sądziłam, że zejdzie mi trochę mniej, a w końcu jak na fotelu usiadłam o 17 to wyszłam o 21.... Jednak nowy kolor mnie zachwycił, więc było warto:)

Ściskam, buziam, lecę spać:) 

24 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Idę się przefarbować na blond - być może to będzie największy błąd w moim życiu, ale trudno, raz się żyje ;D

23 stycznia 2014 , Skomentuj

Ciężko było się zebrać, ale jednak ruszyłam swoje galaretowate dupsko z kanapy i trochę poćwiczyłam. Co prawda nie było to może jakieś super mocne i długie katowanie tłuszczu, ale zawsze lepiej zacząć od czegoś, co nie zniechęci na dzień dobry. 

Wczoraj ogólnie spędziłam pół dnia na youtubie szukając jakiś fajnych filmików z ćwiczeniami, bo, może marudzę, ale Chodakowska, jak to kiedyś ktoś w komentarzach pod Skalpelem napisał: "Wywołuje u mnie hormon płaczu" i następnego dnia nie mam siły przekręcić się na łóżku, bo zakwasy mam nawet na włosach, a Mel B drażni mnie sposobem mówienia. Wiem, wybredna jestem, ale jakoś nie umiem się przemóc - raz kiedyś mogę coś z tymi paniami podziałać, ale na dłuższą metę nie da rady. 

Ogólnie należę do osób, które szybko się nudzą, dlatego podziwiam te, które przez długi okres czasu jak np. miesiąc czy więcej, potrafią dzień w dzień katować się przy tych samych filmikach - ja takiej rutynie mówię stanowcze - NIE ;) (no chyba, że chodzi o callanetics - to jedyne co mnie nie zniechęca:)) Jeśli ktoś należy do równie niespokojnych dusz to chętnie każdego dnia (na ile dostęp do internetu mi na to pozwoli) będę dzielić się znalezionymi nowinkami z YT, które pomogą nie znudzić się aktywnością fizyczną w zawrotnym tempie;) Ma to swoje minusy, bo ciężko powiedzieć, na ile te ćwiczenia będą skuteczne, aleeee...ktoś się w końcu musi przekonać;) Obżerać się nie obżeram (choć żadnej specjalnej diety nie trzymam), ćwiczyć postaram się w miarę sumiennie (chociaż wczoraj przekonałam się, że moja kondycja jest równa "Mniej niż zerooo...") i mierzyć się/ważyć obiecuję regularnie, żeby można było ewentualne sukcesy zauważyć (na które niezmiernie liczę).

Wczoraj zachwyciła mnie niemal godzinna zumba - niestety musiałam parę razy przerywać, bo zdychałam całkowicie.




I do tego pomyślałam nad popracowaniem z moimi "firankami" na ramionach - ale za ciężarki miałam tylko dwie dwustumililitrowe buteleczki oliwki, więc to ciężar prawie żaden, dlatego dziś szaleńczych zakwasów nie odczułam, ale mimo to ćwiczenia te wydają mi się być bardzo sensowne i podoba mi się energia prowadzącej:)