Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W dużym stopniu leń i lekkoduch, w jeszcze większym uparciuch. W stu procentach wegetarianka i ekolożka, w bardzo niewielu zaś "perfekcyjna pani domu" - choć wciąż się stara, a więc może kiedyś zasłuży na ten tytuł. Wieczna studentka, fanka whisky i kameralnych koncertów. Troszeczkę pianistka, z dyplomu inżynier i dziennikarz, antymol książkowy, ale za to serialowa "molica". Kociara, fochacz i miłośniczka roślin. Zapaleniec dla nowych pomysłów, wypala się jednak szybko. I co najważniejsze - licencjonowana domatorka.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8347
Komentarzy: 45
Założony: 18 listopada 2012
Ostatni wpis: 25 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kolorowa.papryczka

kobieta, 38 lat, Wrocław

163 cm, 67.70 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Become the grandest version of the greatest vision about who I am

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 czerwca 2017 , Skomentuj

W czasach, gdy jeszcze bawiłam się w vitaliowe grupy wsparcia, vitamotywacje i inne, musiałam zadeklarować jaką nagrodę sobie sprawię za każdy osiągnięty krok milowy, czyli co dwa stracone kilogramy.

Z łakomstwa i chęci rozpieszczania samej siebie robię to ponownie. Oto lista:

No i tu miała być lista. Kilka dni myślałam co bym chciała fajnego jak zrzucę dwa, cztery, sześć kilogramów. Ale niespecjalnie mi szło wpisywanie "pozycji".
A zatem postanowiłam, że za każde stracone dwa kilogramy będę kupować sobie nowy zestaw ciuchów. I tak miałam wymienić zawartość szafy :)

A ostatecznie co bardziej dogodzi dziewczynie jak nie nowe spodnie i bluzka :)

Pozdrowienia i niech się stanie!

16 maja 2017 , Komentarze (2)


Trochę się chciałam pochwalić, trochę poskarżyć. Pochwalić, że przetrwałam, a pożalić, że mięśnie bolą jak cholera. W ubiegły weekend całe dwa dni spędziłam na jeździe konnej w klubie jeździeckim. Po sobotnich treningach i nocy na twardym łóżku w klubie, podczas ostatniej jazdy w niedzielę, na tej oto, prześlicznej klaczy, trzymałam się już tylko godnością osobistą :D Było zaje***cie. <słoneczko> <konik> <serduszko> <łapka> <podkówka> <a dajcie mi wszyscy święty spokój>

11 maja 2017 , Komentarze (3)


Wolny dzień w środku tygodnia. Jak to się zdarzyło to nie wiem, ale jest :) W związku z tym, że dziś dzień bez żadnych (czyt. ża-dnych) zobowiązań zawodowych to po prostu nie wiem, za co się wziąć: czy wykorzystać wolne i odpocząć, poczytać, pojogować, pograć w gry; czy ogarnąć mieszkanie - gruntowniejsze porządki by się przydały; czy przejść się na miasto tak w środku dnia; czy co? Ale chciałam z okazji czwartku podzielić się spostrzeżeniem. Pewnie nie jest zbyt odkrywcze, ale dla mnie było szokujące :D Bardzo silnym czynnikiem motywujący do zdrowego odżywiania jest... czysta kuchnia. Hihi, ja jestem niestety umiarkowaną miłośniczką porządku, wieloletnia niechęć do prac domowych jest ciężka do przezwyciężenia. Ale! Zaczęłam dostrzegać wysoki walor praktyczny posiadania uporządkowanej kuchni. Stąd przedsiębiorę kolejne wyzwanie - porządek w kuchni, tj. w szafkach, szafeczkach, nożykach, widelcach, blenderach, plastikowych pudełeczkach, na stole, na blacie. na podłodze, w żywności własnej, w żywności zwierzęcej i wszędzie tam, gdzie trzeba. To się K. zdziwi :D

30 kwietnia 2017 , Komentarze (8)


Oto moje postanowienie na najbliższe trzy miesiące. Po przerwie zimowej, którą oczywiście aktywnie przespałam, co poskutkowało kilkoma kilogramami na plus i dość sporym wk***em na samą siebie, postanowiłam powrócić do biegania, oczywiście, jak zwykle, co roku o tej porze, powrócić od zera. Tuturututuuuu... Ja wiem, wyciąganie wniosków z wcześniejszych doświadczeń nie jest moją mocną stroną - to, że rok temu i dwa lata temu też nie utrzymałam formy przez zimę i na wiosnę musiałam startować od zera, niczego, ale to niczego mnie nie nauczyło. Może to ten wiek, że człowiek zaczyna uczyć się wolniej. Ale patrząc na pozytywy - mam za darmo, dobry, sprawdzony plan treningowy na najbliższe trzy miesiące - hura! Niczym nie muszę się martwić, planować, przeliczać, notować i konsultować. Wystarczyć wzuć obuwie sportowe i cieszyć się coraz piękniejszą pogodą i zielenią w parku. No to siup!

"Bądź dobrej myśli, bo po co być złej"
~ Stanisław Lem 

20 kwietnia 2017 , Skomentuj

Żeby się zmotywować i nie zapomnieć, od dwóch tygodni (włączając Święta) nie jem słodyczy. Ale tak całkiem całkiem :) To mój pierwszy krok do lepszej figury. 
Teraz czas na następny. Zastanawiam się co to ma być, żeby było możliwe do wykonania, trochę trudne, żeby poczuć satysfakcję, no i żeby wiązało się z celem. Może woda?

6 kwietnia 2017 , Skomentuj


<3 Wczoraj, po latach przerwy, przybyłam na zajęcia jogi. I jestem przezakochana. Włączam jogę do mojej cotygodniowej rutyny :) <3

Tak się chciałam podzielić napływem entuzjazmu :)

14 stycznia 2017 , Komentarze (6)

No to co się wydarzyło w Święta i dzieje się dalej po nich przechodzi moje wyobrażenia! Tak śmieciowo, przez tak długi czas to już nie jadłam odkąd pamiętam. No i te kilogramy na plusie, które pojawiły się podczas Świąt. Strach myśleć. Stąd mój powrót na dietę Vitalii na chwilę, by znów wejść na "dobre tory" :)

7 października 2016 , Komentarze (5)

 Tak to jest, jak ma się dzień wolny od pracy. Od siódmej, czyli już trzy godziny, snuję się po domu jak własny wyrzut sumienia. Znaleźć sobie nic konkretnego do roboty nie mogę, więc spłodzę wpis w pamiętniku :)

Byle do 15.

Już kiedyś wypowiedziałam się na temat tego, jak ważna jest dobra organizacja i niemarnowanie czasu. Dziś jestem przykładem jak wygląda wyjątek od tej reguły. Ale poza tym idzie mi świetnie. Ponieważ to mój pamiętnik, a ja jestem z siebie w cholerę dumna, to będę się w tym wpisie dopieszczać.

Jem zdrowo i solidnie. Nie konsumuję słodyczy, bo do niczego mi nie są potrzebne, a jak mam ochotę na "coś słodkiego", to piekę mafinki z kaszy jaglanej i daktyli i jest wyśmienicie. Fast foodów i słonych przekąsek też nie jem generalnie, czyniąc wyjątek dla dwóch kawałków pizzy od czasu do czasu. Za to wsuwam masowo warzywka, z głównym naciskiem na wyjadanie koniom marchewki - pozdrawiam w tym miejscu panią Karolinę, która regularnie koniom, i mnie do wyjadania, tę marchewkę kupuje. 

A żeby jeszcze podkreślić jaka to w ogóle jestem fajna, to dodam, że regularnie, czyli codziennie ćwiczę. Biegam i jeżdżę konno - to moje dwa ukochane pola aktywności, bez których nijak nie wyobrażam sobie życia. W tym miejscu przesyłam całusy mojej ukochanej i super-cierpliwej klaczy Zumbie oraz przepraszam za wyjadanie marchewki.

Piję wodę namiętnie w ilości dwóch litrów dziennie. Kupuję ją w sklepie i nie podkradam koniom. 

Efektem tych moich dzielnych codziennych rytuałów są gubione bezpowrotnie kilogramy. Trochę sobie pofolgowałam w wakacje, ale już za miesiąc wrócę do wagi sprzed letniego nicnierobienia, skutkującego przyrostem masy. A potem dalej w dół, bo od jakiś sześciu tygodni jestem nie do zatrzymania.

Zaparłam się jak oślica, bezpowrotnie i nieodwołalnie. A teraz stawiam na rozwój intelektualny. To znaczy, nie, to nie jest tak, że wcześniej nic z moim mózgiem nie robiłam, że leżał odłogiem na ciągłym urlopie. Ale wiem, jestem przekonana i cały świat wokół mnie jest przekonany, że mogę więcej. A jak mogę, to robię. A jak robię to planuję, i plan jest taki, żeby od listopada zacząć studia podyplomowe (i tu potrzebuję mnóstwo pozytywnych fluidów i trzymania kciuków, żeby mi ten mój kierunek podyplomowy otworzyli :)). Jak otworzą, to rok ciężkiej pracy przede mną. Yeah! 

A drugim wyzwaniem, które podjęłam spontanicznie, zastanawiając się tylko minimalnie, czy jest ono w ogóle wykonalne i ma sens, stało się prowadzenie bloga. I tu poproszę fanfary (Tuturututuuuu!), ponieważ sytuacja wyglądała jak następuje. W jednej wieczornej chwili pomyślałam: "Chciałabym prowadzić bloga o koniach", w drugiej chwili: "Zrobię porządny i profesjonalny blog o jeździe konnej", a w trzeciej zapytałam K., bohatera mojego życia i mojej wielkiej miłości: "Gdzie mogę sprawdzić dostępność domeny?". Po pół godzinie miałam zarejestrowany i opłacony adres nakoniu.pl i tyle energii twórczej, że siedzieliśmy z K. do 3 w nocy, czy też już nad ranem, tworząc bloga od strony technicznej, programistycznej i administracyjnej. To znaczy ja tworzyłam, K. mnie uczył, zużywając na to ogromne, i chyba nieskończone, pokłady swojej cierpliwości.

Strona powstanie za jakiś czas. Ponieważ chcę na razie wszystko robić sama, trochę to potrwa. Ale będę wkładać w to mnóstwo czasu, energii i serca, jak zresztą we wszystko co robię. Myślę, że po okresie kilkuletniego marazmu, w którym trwałam, gruba, leniwa i głupia, teraz, po roku od "przebudzenia" (zabrzmiało buddyjsko), nareszcie czuję, jak absolutnie wspaniałe jest moje życie.

Pozdrawiam.

3 września 2016 , Komentarze (5)

...ruszam naprzód bez niego. 
Odchudzam się od tysięcy dni. Tak, tak, jakby policzyć te lata prób, by zaległe tłuszczem w ciele kilogramy wyeksportować na księżyc, to dni należy już liczyć w tysiącach. A efektu brak. Gdy pierwszy raz zalogowałam się na vitaliowym portalu ważyłam sześćdziesiąt pięć kilogramów. Teraz, po upływie sporej ilości czasu i wody w Wiśle wróciłam do tej samej liczby (żeby nie było, po drodze zawadziłam zarówno o ilość siedemdziesięciu dwóch kilogramów, jak i sześćdziesięciu). Wahania, wahania, w górę i w dół. 

O tej porze właśnie, na początku września roku bieżącego, miałam w planach pławić się w chwale i zbierać hołdy nad moim pięknie wyrzeźbionym ciałem, bez pół procenta zbędnego tłuszczu. Niespecjalnie jest czemu hołdować. Cóż, sukces nie nadszedł, trochę z mojej winy, trochę z winy złej strony mocy, nie ma co się roztkliwiać, fakt, że się nie udało. W związku z tym oficjalnie wylewam wiadro łez, wypijam pół litra wina i przegryzam jarmużem. Po wylaniu, wypiciu i przegryzieniu ruszam naprzód bez zbędnego balastu w postaci sukcesu, którego nie było. 

Moje ruszanie jest bardzo proste, zgodne z filozofią jedzenia żaby, krok za krokiem, hycnięcie za hycnięciem. Na początek informuję siebie, oraz ewentualnie innych zainteresowanych, że ostatecznie porzucam wnikliwą analizę genezy moich problemów, która jakoby miała wskazać mi możliwe ścieżki ich rozwiązania, a w rzeczywistości tylko mnie wk*rwia oraz uznaję odgórnie i bezargumentowo (bo mogę), że mam "gdzieś" wszelkie wyobrażenia własne i cudze na temat mojego wyglądu, kompetencji i stylu życia, wyrzucając jednocześnie dręczącą mnie przeszłość na dno wyłożonej krokodylami rzeki. W konsekwencji każdą rodzącą się w mojej głowie myśl, na temat tego co było, co powinno było być, jaka ja powinnam być teraz, a nie jestem, albo jestem, ale za mało, i wszelkie inne myśli, dotyczące czegokolwiek, co wprowadza mnie w otchłań rozpaczy i wina, będę mordować bez mrugnięcia powieką, jak najgorszy psychopata.

Dziękuję.

2 września 2016 , Skomentuj

 <-- tu miał być obrazek zaświadczający, że do idealnej wagi brakuje mi -10 (sł. minus dziesięć) kilogramów. Takie wyzwanie mam do końca roku :)