Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kora1986

kobieta, 38 lat, Katowice

163 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 sierpnia 2018 , Komentarze (24)

Od powrotu z wakacji waga ani drgnie. Uparcie oscyluje w okolicach 63kg. I chyba już nic z tym nie zrobię... przynajmniej przez najbliższych kilka miesięcy.... gdzieś tak około 9 miesięcy (mam nadzieję).

Na razie proszę trzymajcie mocno kciuki - nie gratulujcie. Do lekarza idę 28.08.

Edit : na razie nie świruję - nie badam bety, progesteronu itp. Jest duuuużo "spokojniej" niż 2 poprzednie razy. Czekam cierpliwie do 28.08.

14 sierpnia 2018 , Komentarze (9)

Urlop urlopem, wakacje wakacjami, ale trzeba się powoli ogarniać. Waga ciut niższa - chyba te upały zatrzymały mi wodę w organiźmie, choć nie oszukujmy się, że tydzień all inclusive i tydzień u Teściowej też dorzuciły co nieco:)

Jem "rozsądniej" choć nie odmawiam sobie lodów i powoli wracam do treningów. Nie są na razie jakieś wyszukane, ale się rozkręcam. Nie ćwiczyłam praktycznie od maja. Stąd pewnie też ten skok wagi. Popołudnia spędzam ostatnio z dzieckiem na placu - ona szaleje, a ja czytam. 

Dzisiaj mam kontrolną wizytę u urologa po pierwszej szczepionce. U lekarza czekają moje wyniki z posiewu. Niestety z bakteryjnymi jest tak, że nie udostępniają bez komentarza lekarza. Wizytę mam na 18, ale lekarz zazwyczaj przed 16 robi komentarze, więc przy dobrych wiatrach będę je znała przed wizytą. Tak czy tak idę, żeby ustalić plan działania na przyszłość - co dalej. Na co mam zwrócić uwagę, czy podtrzymywać jakieś suplementy itp. Jakoś jestem dziwnie spokojna.... 

Jutro wolne i nawet upiecze mi się z gotowaniem, bo moi rodzice zaprosili nas na obiad :) Trafili w punkt, bo w sobotę na zakupach kompletnie zapomniałam, że środa jest wolna. 

Wam też życzę spokojnej, słonecznej środy :)

9 sierpnia 2018 , Komentarze (17)

Wróciliśmy w niedzielę wieczorem, ale od razu wpadłam w  wir pracy i nie miałam kiedy napisać. 

Zgodnie z planem pierwszy tydzień spędziliśmy w Bułgarii, a drugi u Teściów. Temat mojej wagi pozostawiam bez komentarza...... Jest dużo....
Lot samolotem przeżyłam, choć przy lądowaniu dość mocno przytykało uszy. Co dziwne w drugą stronę było o wiele lepiej. Podobno to zależy od pilota. Nie wiem - może kiedyś jeszcze się przekonam :) Mimo moich obaw czas spędzony w Bułgarii był bardzo fajny. Wydaje mi się, że po tym co przeszliśmy przez ostatni rok potrzebowaliśmy tego tygodnia totalnie nic nie robienia. Kursowaliśmy - plaża-basen-restauracja :) O nic nie musieliśmy się martwić - co zjeść, co wypić (o % też), sprzątanie pokoju, transport. Kompletnie nic - tydzień totalnie na luzie. Hotel wyremontowany, do jedzenia każdy mógł znaleźć coś dla siebie - było dużo smacznych rzeczy. Jednego dnia byliśmy na wycieczce w Nessebarze (podróż komunikacją miejską w Bułgarii to też przygoda), poza tym plażing i moczing w wodzie :) Miśka wolała basen, bo była zjeżdżalania, a w morzu pływały glony :) Mnie basen trochę załatwił.... bo po przyjeździe do teściów szukałam ginekologa, bo dostałam takiej infekcji jakiej jeszcze w życiu nie miałam. Na szczęście wszystko opanowane :D
Do teściów kupiliśmy Miśce basen ogrodowy 2,44m średnicy. Też miała radochę :) Jak byliśmy u Teściów pod Zamościem to pojechaliśmy też do mojej siostry z rodziną, bo oni wakacjują się w odległości jakichś 30 km od rodziców Piotrka. Taki ośrodek z domkami, choć uznaliśmy z Piotrkiem, że to nie dla nas. Warunki niemalże spartańskie, wieje wczesnym Gierkiem, jezioro bardziej wielkości bajora.... Co z tego, że taniej niż nasze wakacje jak ja bym się brzydziła tam spać. Ale każdy spędza tak jak lubi. W piątek do moich teściów przyjechali moi rodzice, bo w sobotę mieliśmy wesele niedaleko Zamościa (syn od siostry mojej mamy). Wesele też bardzo fajne - z pompą. Moją stylizację uzupełniłam o chabrowe sandały i dodatki. O 22 Miśkę położyłam w pokoju rodziców, a my bawiliśmy się do 3. Potem na śpiocha Miśkę do auta i do Teściów. Niedziela upłynęła nam właściwie na pakowaniu i podróży. Jechaliśmy dłużej niż zwykle - najpierw złapała nas ulewa, a potem przewężenie w Chrzanowie. O19 byliśmy w domu - ja w poniedziałek do pracy. Wszyscy mówią, że naprawdę widać, że wypoczęłam :)
A tak prezentowaliśmy się na weselu (wszystkie ciotki nie mogły się na mnie napatrzeć jaka jestem szczupła):

23 lipca 2018 , Komentarze (19)

Ps.pierwszy lot za mną :-) Ja przeżyłam choć moje prawe ucho aż bolało przy lądowaniu. Na razie takie lenistwo mi odpowiada :-)

18 lipca 2018 , Komentarze (11)

Oj myślami to ja już jestem na urlopie. Dopinam i zamykam sprawy służbowe, żeby jutro szczęśliwie ostatni dzień przyjść do pracy. Wczoraj strzeliłam sobie wakacyjne pazurki (taki neonowy róż, choć oczywiście na zdjęciu taki nie wyszedł....)

Zastanawiam się co mamy ze sobą zabrać.... no właśnie dziewczyny. Pierwszy raz lecę na taki zorganizowany urlop. Zawsze jechaliśmy samochodem do jakiegoś apartamentu i tu już wiedziałam co i jak, a teraz jestem kompletnie zielona.... powiedzcie mi co powinnam spakować poza ubraniami i kosmetykami na tygodniowy pobyt w Bułgarii uwzględniając 3-latkę?? Co do bagażu podręcznego??

16 lipca 2018 , Komentarze (17)

Oj... znowu gdzieś się zagubiłam i moja waga dzisiaj rano to 62,6!! A w czerwcu było 60,5.... wychodzi brak ćwiczeń.... niestety i nie mogę się tłumaczyć okresem. W piątek lecimy na wakacje i na zrobienie formy już za bardzo nie ma czasu..... Ale tak to jest jak się człowiek raczył ciastami. O nawet w ten weekend "musiałam" zużyć jabłka i mieliśmy domowe drożdżówki na śniadanie. Do tego kakao....

Tak swoją drogą to pierwszy raz naprawdę wyszło mi ciasto drożdżowe! Byłam z siebie dumna :)

Pytaliście o moje ostatnie łowy w ciuchlandzie. 2 sukienki, spódnica, 3 bluzki.

Ta fioletowa sukienka w środku ma rozmiar - 34. Co oni porobili z tymi rozmiarówkami! Chcą nam podnieść samoocenę.

Taką spódnicę widziałam w mohito.

Oczywiście nie patrzcie na zestawienie spódnicy z tymi bluzkami to poglądowo :) Całość kosztowała mnie 87zł. Lubię robić zakupy w ciuchlandzie, ale fakt faktem - nie każdy potrafi tam coś fajnego wyszukać i nie każdy to lubi. 

Ten tydzień to szykowanie się do urlopu (i choć trochę oganięcie tego co wpada do mojego dzioba), choć w tym roku jakoś tak na spokojnie.... Jednak lecimy samolotem, więc trochę mniej tych przygotowań (odpada kwestia samochodu, myślenia o ew. wyżywieniu). Kupiłam sobie książkę na urlop, ale już zaczęłam ją czytać i jestem za połową.....

Bardzo lubiłam ten serial (i nadal lubię oglądać powtórki jak gdzieś się pojawiają) - kojarzy mi się z początkiem moich studiów i początkiem znajomości z moim Mężem. Notabene też Piotrem..... Cała akcja książki rozgrywa się po 10 latach od zakończenia serialu. Czyta się bardzo przyjemnie, choć jestem trochę zawiedziona tym, w którą stronę to wszystko podąża. Magda też się zmieniła. Niemniej fajna pozycja na plażowy leżaczek. I w sumie nie trzeba znać serialu, żeby odnaleźć się w tej książce. 

12 lipca 2018 , Komentarze (12)

Przynajmniej tak twierdzi mój Mąż :)

Wczoraj miałam dzień urlopu przeznaczony na odebranie dowodu rejestracyjnego, zgłoszenie zbycia samochodu i odbiór kart ekuz przed urlopem. O dziwo o godzinie 9 byłam już wolna. Korzystając ze swojego wolnego zrobiłam nalot na ciuchland, a potem oddałam się porządkom w kuchni (nigdy nie ma na nie czasu) i upiekłam ciasto. Ani się obejrzałam a tu pół blachy zniknęło. 

Przepis dostałam od kolegi, który ostatnio przyniósł je z okazji swoich urodzin. Fajne letnie z owocami (u mnie borówki i maliny), ale nie można powiedzieć, że mało kaloryczne jak wchodzi do niego kostka margaryny.... :) Jakby ktoś chciał spróbować oto przepis.

10 lipca 2018 , Komentarze (31)

Spontanicznie kupić sobie sukienkę na wesele (kiedy miało się iść w czymś starym) :D

ps. poza tym pierwszy dzień okresu, brzuch jak balon...

ps.2 i kolejna metoda na poprawę humoru - tyle miłych komentarzy. Doradźcie jeszcze czy zostawić te buty, ubrać białe sandałki typu peeptoe, no i co z biżuterią?

6 lipca 2018 , Komentarze (9)

Kolejny raz dostałam trochę nadzeji. Czy znajdzie pokrycie w rzeczywistości?? Oby....

Urolog powiedział, że faktycznie miano bakterii, które mam w tej chwili kwalifikuje się do leczenia. Ale nie tylko mnie - przy nawracających zapaleniach pęcherzach powinnam być równolegle leczona z Mężem (nie ważne co mu wyszło wcześniej w badaniach). Dostaliśmy antybiotyk (jeszcze go nie brałam) na 5 dni, a oprócz tego ja dostałam jeszcze jeden antybiotyk, który powinnam zażyć zawsze przed stosunkiem (taki rodzaj profilaktyki). Oprócz tego globulki dopochwowe dla poprawienia flory bakteryjnej, bo to też może mieć znaczenie,  a także komercyjna szczepionka p/zapaleniom pęcherza. Na szczęście usg ok - żadnych zastojów moczu, złogów. Po skończeniu antybiotyku i odczekaniu 2 tygodni mam zrobić badanie moczu. Oczywiście pilnować dużej ilości płynów. Urolog (powiedział, że jego żona jest ginekologiem) zdziwił się, że zabroniono mi starań. Powiedział, że absolutnie nie odradza nam "spontanicznych" starań o dziecko. Dodatkowo powiedział, że szukanie przyczyn poronienia w infekcji pęcherza jest dużym nadużyciem. W sumie całą pierwszą ciążę przeszłam z notorycznymi infekcjami. Pożyjemy - zobaczymy. Generalnie znowu uczepiłam się nadzieji, że niedługo mój koszmar się skończy.

Druga sprawa to kolano. Ortopeda powiedział, że to problem pozastawowy (zapewne efekt przeciążenia) albo ścięgno, albo przyczep mięśni (gęsia stopka chyba). Dostałam zestaw leków - mam je brać przez 10 dni i zobaczyć jaki będzie efekt. Oczywiście nie obciążać kolana przez te 10 dni - także dzisiaj brzuch i hantle. Trafiłam do lekarza, który specjalizuje się w medycynie sportowej :)

Strach pomyśleć ile pieniędzy zostawiłam dzisiaj w aptece.....

6 lipca 2018 , Komentarze (11)

Dzisiaj prosto po pracy jadę na konsultację do innego urologa. Chciałabym już być po i znać jego opinię.... jak nie wzbudzi mojego zaufania to w przyszły czwartek idę do kolejnego. Będę chodzić do skutku, aż ktoś mnie wyleczy! Jestem już zdeterminowana na maksa!

Wieczorem idę też do ortopedy z tym moim kolanem - to już prawie 2,5 miesiąca jak mnie boli. Nie jest to silny ból, ale upierdliwy na maksa. Boli tylko przy kucaniu, czyli jak maksymalnie zegnę kolano, a potem nie mogę wstać. Jak nie ma się na czym podeprzeć to będę kucać cały dzień :) Myślałam, że jak to będę oszczędzać to będzie poprawa, a tu oszczędzanie, smarowanie, oklejanie, NLPZ i nic. Zero efektów, albo efekty chwilowe. Czyli boli raz mocniej raz słabiej. 

Poza tym wczoraj się spięłam i umyłam wszystkie okna, bo przy tym słońcu nie mogłam na nie patrzeć :) Ale to nie przeze mnie będzie dzisiaj padać - Mąż umył samochód, a wiadomo, że to zaproszenie dla deszczu :D

Waga niestety na plusie, ale mam gorsze problemy zdrowotne niż kilka nadprogramowych kilogramów. Choć tak naprawdę nadprogramowych dla mnie, bo bmi w normie. :)

Jutro zaplanowałam jakieś przedwakacyjne zakupy, a potem może wybierzemy się na jakąś krótką rodzinną wycieczkę. Jutro już ma nie padać :)

Dużo słoneczka na weekend Wam życzę :D