Bakterii jest jeszcze więcej niż na początku leczenia. W piątek jestem umówiona do innego urologa na konsultację....
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (64)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 336822 |
Komentarzy: | 8446 |
Założony: | 21 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 22 lipca 2021 |
kobieta, 38 lat, Katowice
163 cm, 63.50 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Bakterii jest jeszcze więcej niż na początku leczenia. W piątek jestem umówiona do innego urologa na konsultację....
Jaki jest najlepszy sposób na obżarstwo??
Tytuł trochę przewrotny Najlepszą metodą na obżarstwo jest niewyspanie. Ostatnio Michalina budzi się w nocy i nas woła, bo np. przytulanka jej się zapodziała w pościeli, a na dodatek nie “uznaje” weekendów i wczoraj przyszła do nas przed 6 rano. No to pospane….. w związku z tym wczoraj miałam “ciąg” na wszystko. Na popcorn, na mieszankę studencką, na boczek smażony na kolację….. dramat. Ja nie wiem kiedy ja się wyśpię… w piątek postanowiliśmy obejrzeć film na dvd - 21.30, a ja przysypiam…. Wczoraj wypiłam 3 kawy, ale i tak po południu oczy mi się zamykały… Gdyby dało się wyspać na zapas to wysłałabym dziecko do babci i odespała, ale to se ne da.
Podsumowując - objadam się, ale za to staram się ćwiczyć (dalej tryb oszczędzający kolano, bo raz jest lepiej, a raz gorzej). Skończyłam wczoraj czytać kolejną książkę Mroza,ale teraz zarządzam przerwę w czytaniu, a uruchamiam tryb “zajmij się domem”. W środę zagonię Męża do ogarnięcia piwnicy (ale i tak muszę to zrobić z nim, bo przecież wszystkiego szkoda wyrzucić, a tego co naprawdę by się przydało to nie ma gdzie trzymać).
Dzisiaj od rana też pod górkę - nie chciał mi się uruchomić służbowy komputer… kolega od sprzętu mówi, że chyba dysk zaraz wyzionie ducha…. a tu naprawdę ciężki czas się szykuję. Na dodatek mam 18 dni na ogarnięcie wszystkiego przed moim urlopem. Ehh złośliwość rzeczy martwych….
ps. dzisiaj będę mieć wynik badania moczu.
dzisiaj mija 11 lat od kiedy jestem z moim Mężem (po ślubie mamy 8), a znamy się od 14. Nawet nie wiem kiedy to przeleciało. Gdyby ktoś te 11 lat temu mi powiedział jak dzisiaj będzie wyglądało nasze życie to bym nie uwierzyła
Pamiętam jak wtedy coś między nami "pękło", a tu rozdzwoniły się telefony z życzeniami imieninowymi dla mojego Męża (Piotr). Wspominamy to z uśmiechem na ustach Potem on wyjechał na 3 miesiące za granicę, a ja czekałam... ale w sumie on czekał na mnie dłużej, bo od kiedy mnie poznał to robił podchody. Nawet jak nie byliśmy ze sobą to jak ja dzwoniłam to ustawił na dzwonek "Kocham Cię kochanie moje" Mannamu. Często tak sobie myślę, że skoro tyle czekał, tyle zabiegał to przecież tego nigdy nie spieprzy Aż dziw bierze, że się nie poddał Teraz chyba nie ma tyle uporu - widocznie wtedy wycisnęłam go do granic możliwości
Każdemu życzę takiego fajnego związku - w którym jest miejsce na miłość, na śmiech, ale też na łzy i problemy... ale kiedy tylko nie zaniedba się miłości to w takim związku można przenosić razem góry.
AMEN
ps. udanego weekendu
Dzisiaj oddałam prywatnie mocz do badania. Zleciłam posiew. Zobaczymy jakie będą wyniki czy coś się poprawia czy nie. Jeśli jest postęp to ok, jeśli nie ma... konsultuję sprawę z innym urologiem. Nie mogę czekać z założonymi rękami. Nie powiem, że nagle wykrzesałam z siebie wolę walki, ale muszę coś robić, bo po urlopie okaże się, że znowu jestem w punkcie wyjścia. I tak nie ma dnia, żebym o tym wszystkim nie myślała. Psychiczna strona tego wszystkiego jest chyba najgorsza.
Poza tym wczoraj wieczorem poćwiczyłam ręce, brzuch i pośladki (oczywiście w leżeniu, bez obciążania kolana). Jedzeniowo też chyba nie najgorzej mi idzie. W obliczu tego wszystkiego co się ostatnio u nas dzieje stwierdzam, że waga ciała naprawdę nie jest najważniejszym "zmartwieniem" w moim życiu. Pewne niedoskonałości dadzą się ukryć pod ubraniem, a bez ubrania ogląda mnie tylko jedna osoba i nie narzeka Naprawdę życie jest za krótkie, żeby przejmować się w kółko wagą/pomiarami, bo przez to może nam umknąć coś naprawdę ważnego... Ot co!
Chyba przestanę robić plany.....
Przez ten czas jak mnie nie było tyle się wydarzyło…. tyle razy zaskoczyła mnie codzienność…. Przynajmniej ten weekend w końcu spędziliśmy w domu, bo poprzednie cały czas w rozjazdach.
Mąż dalej zapracowany - taki stan rzeczy potrwa co najmniej do naszego urlopu, czyli do 20.07. Teraz na dokładkę jest mundial, więc jestem “słomianą” wdową Nie wkurzam się, bo mój Mąż to właściwie ogląda 3 kategorie meczy - reprezentacji, mundial i euro. Więc w sumie piłka nożna pochłania go co 2 lata na dłużej i kilka razy w roku na 90 minut Ja dzielnie mu towarzyszę czytając w tym czasie książki lub ogarniając coś w domu. Bo stan mojego domu to też temat rzeka….. Ostatnio mam czas jedynie ogarnąć bieżące rzeczy a to i też w ograniczonym zakresie.
Po drugiej dawce szczepionki zrobiłam ogólne badanie moczu….. dalej liczne bakterie. Podłamało mnie to psychicznie. Niedługo minie rok od mojego pobytu w szpitalu, a ja mam wrażenie, że stoję w miejscu i tym temacie nic się nie zmienia…. Miśka zrobiła się taka “poważna”, rośnie jak na drożdżach. Chyba pierwszy raz będę musiała jej kupić kolejne sandały w sezonie, bo tak jej urosła noga, że obawiam się że obecny rozmiar nie wystarczy. Już całkiem fajnie potrafi się bawić sama, a przedwczoraj powiedziała, że muszę poprosić w kościółku Maryję, żeby mi dała dzidziusia do brzuszka…. ehhhh……
W międzyczasie zdążyłam też zmienić samochód, co też nie obyło się bez komplikacji przy jego rejestrowaniu. W sumie przy zakupie też, bo byliśmy umówieni w banku i ze sprzedającym, a mojemu Mężowi delegacja się przeciągnęła. Na szczęście szwagier mnie “wspomógł”. Przy rejestracji najpierw problem z tablicami, potem z ubezpieczeniem, bo płatność mi nie chciała przejść, potem okazało się, że diagnosta się pomylił i źle wpisał rodzaj paliwa, więc na dowodzie tymczasowym też był błąd…. Na szczęście w miarę szybko udało się ogarnąć temat i od tygodnia jeżdżę już “nowym-starym” autem. Straciłam 1 cały dzień urlopu na siedzenie w urzędzie (jakiś boom chyba przed wakacjami)! Mój Mąż i tak stwierdził, że podziwia mnie, że mimo tych wszystkich niedogodności udało mi się wszystko ogarnąć. Nie tak dawno wyszło, że najbardziej ceni we mnie to, że jestem taka zorganizowana. Na dobicie kolejnego dnia okazało się, że mamy gwoździa w oponie…. ehhhh. Ale ostatnio mój Mąż mnie pocieszył, że jak sprzedamy mój poprzedni samochód to jeszcze czeka mnie wyprawa do urzędu w celu wyrejestrowania pojazdu….
W międzyczasie byliśmy też na pogrzebie, bo zmarł kolega mojego Męża z dzieciństwa… mojego Męża to “ruszyło”. Ale ja go gonię do lekarzy to oczywiście on nie musi iść. Ale 8.06 trafił na izbę przyjęć z podejrzeniem pęknięcia żeber. Na szczęście skończyło się na stłuczeniu, ale lekarz i tak powiedział, że będzie boleć kilka tygodni. Ostatnio dowiedziałam się też, że jeden z kolegów w pracy (młodszy ode mnie) ma białaczkę….. w weekend zarejestrowaliśmy się w DKMS.
Waga nawet trochę spadła. Nie liczę kalorii, ale chyba upały mi pomogły, bo w ogóle nie miałam ochoty na jedzenie. Ale też zdarzały się przekąski na meczach, czy pizza z okazji dnia ojca. Z ćwiczeniami dalej słabo. Z kolanem raz lepiej, raz gorzej. Odpuściłam sporo treningów, ale pora wziąć się w garść. Formy na wakacje już nie zrobię, ale przynajmniej psychicznie będę mieć poczucie, że robię coś ze sobą. Naprawdę jest całe mnóstwo ćwiczeń z wyłączeniem kolan.
To tak w naprawdę telegraficznym skrócie, choć wyszło sporo tekstu. Do Was zaglądałam, choć nie zostawiałam śladu.
Pozdrawiam!!
dość intensywnie. Po obfitującym w spotkania weekendzie czekał mnie w pracy niemniej pasjonujący tydzień. Wszystko dzieje się ostatnio w takim tempie..... A w te4n weekend mamy firmowy wyjazd, potem w niedzielę Mąż wyjeżdża na 3 dniową delegację. Znowu się rozmijamy...
Dietę jakoś tam trzymam, choć nie liczę kalorii. Z aktywnością słabo. Oszczędzam kolano - najprawdopodobniej więzadło poboczne. Zostałam w sobotę trochę zrehabilitowana przez szwagierkę, mam naklejonego tejpa, okładam bolące miejsce lodem. Jest lepiej, ale to nie jest forma na ćwiczenia.
Następnym razem obiecuję dłuższy wpis!
Mimo tego iż wróciłam wczoraj do domu bardzo zmęczona to spędziliśmy naprawdę miłe popołudnie na boisku "Nasi" tatusiowie zajęli 3 miejsce w przedszkolnym Mini Euro Mamusie dumne ze swoich Mężów, dzieci zachwycone medalami. Oficjalne wręczenie pucharów 8.06 na festynie rodzinnym w przedszkolu Nie obyło się bez drobnych kontuzji - mój Mąż naciągnął chyba bok i w ostatnim meczu dostał z korka w śródstopie, więc ma trochę większy obwód lewej stopy Aha - pompony sprawdziły się idealnie. Dziewczynki miały frajdę Warto było siedzieć nad nimi kilka godzin
Wczoraj do obiadu liczyłam kalorie, a potem już odpuściłam... na meczu wpadło parę biszkoptów, paluszków juniorków, herbatników.... kolacji też nie podsumowałam, ale zważyłam się dzisiaj rano, a tu 100g mniej Powiem Wam, że coś w tym chyba jest, że im mniej myśli się o diecie tym lepiej Na razie ciężko będzie mi liczyć kalorie ze względu na te wszystkie przygotowania i "goszczenie się". Pewnie do liczenia wrócę dopiero w poniedziałek.... do treningów może też. Wczoraj jak tak stałam przez te 4 godziny na boisku to wieczorem znowu kolano mnie bolało. Muszę naprawdę dać mu odpocząć....
Pewnie się już tutaj nie pojawię do poniedziałku - jutro goście, w piątek dzień dziecka (jeszcze nie wiem co zaplanować dla mojej gwiazdy), w sobotę paprapetówka, w niedzielę festyn z okazji dnia dziecka... Zamelduję się pewnie w poniedziałek. Wam życzę, żebyście miały "luźniejszy" długi weekend i miały czas na odpoczynek
Zmęczona jestem weekendem, początkiem tygodnia i myślą o tym co jeszcze przed nami
W sobotę zostałam sama z Miśką, bo Małż pojechał na delegację i nie było go do wieczora. Miśka rano przyszła do mojego łóżka i mówi: “Dzisiaj jest dzień Mamy!” i dzień rozpoczęłam od wysłuchania dwóch piosenek i wierszyka Potem wspólne śniadanie, zakupy i praktycznie cały dzień spędziłyśmy na placu zabaw. Moja Miśka była bardzo wyrozumiała i potrafiła bawić się sama, a mama mogła się relaksować z okazji swojego święta na ławeczce z książką w dłoni na pięknym słoneczku. Miałyśmy tylko przerwę na obiad i jej drzemkę. W międzyczasie odwiedził nas też kurier Oto co przyniósł:
Skusiłam się na czekoladkę, a co Wieczorem zrobiłyśmy na kolację zapiekanki, na które już wrócił tata.
W niedzielę rano do kościoła, potem obiad i skorzystaliśmy z handlowej niedzieli. Piotrek musiał już kupić sobie sandały, bo pękła mu podeszwa w starych, ja upolowałam torebkę dla siebie:
A poza tym kupiliśmy prezent dla szwagierki na nowe mieszkanie, prezent dla teściowej z okazji dnia mamy, prezent dla mojej mamy na urodziny, bo ma niedługo….. i też zeszło z tym wszystkim pół dnia…. skończyliśmy oczywiście znowu na placu zabaw.
Wczoraj po pracy szybkie zakupy, potem Miśka znowu chciała na plac zabaw (choć wolałaby z Tatą - widzę, że za nim tęskni, a on wymieniał wczoraj olej w samochodzie), a wieczorem robiłam pompony na mecz z pasków bibuły.
Dzisiaj w przedszkolu tatusiowie mają rozgrywki w piłkę nożną. Nasza grupa wylosowała Francję. Jedna z mam ogarnęła koszulki, a ja robiłam pompony do kibicowania. Dzisiaj znowu czeka nas dzień poza domem…..Jutrzejsze popołudnie spędzam w kuchni (Miśkę ma zabrać moja mama), bo w czwartek przyjeżdżają Teściowie po drodze do Wrocławia, bo w sobotę jedziemy na parapetówkę do szwagierki. Na szczęście nie muszę zbyt dużo szykować, bo Teściowie jadą do Wrocławia już w piątek. W niedzielę mamy w planach festyn z okazji dnia dziecka. Kiedy ja odpocznę??
Mąż też teraz “uwikłany” w uruchomienie u Klienta i całym umysłem jest przy tym projekcie, nadgodziny, praca w domu itp. Oboje jesteśmy zmęczeni…. nie wiem kiedy dam radę poćwiczyć… ale może dobrze mi zrobi ta przerwa. Nie chciałabym się przetrenować, a i kolano odpocznie tak na 100% - choć już jest lepiej. Z Miśką na szczęście też - nie kaszle już w nocy, w dzień odkrztusza - jesteśmy na dobrej drodze do 100% wyzdrowienia.
ps. waga cały czas się waha +/- 0,5kg. Na dodatek ostatnio pod wpływem jednej z Was uświadomiłam sobie, że sypiam tylko jakieś 6,5h na dobę.... mało... stanowczo za mało....
Dzisiaj na wadze +200g. Pocieszam się tylko tym, że dzisiaj przedwcześnie zawitał u mnie okres. Mam nadzieję, że to woda… przekonam się w kolejny piątek, no chyba że nie wytrzymam i zważę się w poniedziałek. Jakaś nutka zawodu we mnie jest , ale nie ma co rozpaczać. Trzeba działać dalej. Wydaje mi się, że z kolanem jest ciut lepiej, ale nadal nie na tyle dobrze, by wrócić do sztangi. Mam poczucie, że te moje treningi są jakieś takie “jałowe” - ani ciężarów, ani podskoków, ani potu lejącego się po twarzy.
Dzień Mamy i Taty w przedszkolu mieliśmy nietypowy. Cały odbył się na placu zabaw w formie zabaw terenowych z dziećmi. Nie było wierszyków, przedstawień, ciasta i kawy - tylko zadania na placu przedszkolnym i Pan opowiadacz, który to wszystko dla nas wymyślał i był takim animatorem. Na koniec ja dostałam naszyjnik (serduszko z masy solnej na wstążeczce), a Mąż brelok w kształcie krawata zrobiony z takiej pianki w arkuszach.
Wczoraj wypadał mój dzień treningowy, ale Małż późno wrócił, więc ja musiałam położyć Miśkę, a na dodatek nasze mieszkanie przypominało obraz po wybuchu jakiegoś granatu…. Zanim skończyłam wszystko ogarniać było grubo po 22.00. Przeczytałam jeden rozdział z książki i poszliśmy spać. Mimo braku treningu i tak byłam zmęczona fizycznie. Dzisiaj może coś nadrobię tymi swoimi dywanówkami wspomaganymi hantlami w miarę możliwości.
Jutro mamy z Miśką znowu babski dzień, bo Mąż jedzie do Poznania służbowo. Ma teraz naprawdę ciężki czas w pracy - nadgodziny, wyjazdy.... Widzę, że jest już zmęczony, a najgorsze jeszcze przed nim. Z Miśką jeszcze nie wiem co będę robić, bo Mała kaszle W dzień nie jest nawet najgorzej, ale w nocy - masakra. Niedosypiamy już drugi dzień - po dwóch godzinach od momentu jak zaśnie zaczyna się koncert kaszlu. Problemem jest spływająca po tylnej ścianie wydzielina - w ciągu dnia nebulizujemy ją solą fizjologiczną, żeby nawilżyć gardło i kaszle naprawdę mało. W nocy układamy jej głowę wyżej i to w pewnym stopniu pomaga. Namawiam Męża, żeby dzisiaj w nocy założył sobie stopery do uszu, bo będzie jechał jutro nieprzytomny.
Mam już wyniki badań, choć jeszcze nie wypowiedział się na ich temat lekarz.
Morfologia bez zarzutu, Ferrytyna 56,1 (norma 13-150), TSH 1,9. Jednym słowem muszę się chyba pogodzić ze “swoją urodą”.
Wszystkim Mamom życzę cudownego jutrzejszego dnia, a tym które jeszcze nie są mamami prawdziwego odpoczynku (bo wiadomo, że my mamy odpoczniemy i odeśpimy najwcześniej jak dzieci pójdą na studia )
ps. zmykam zrobić sobie kawkę
Nie zjadłam tego ciasta. Wiem, że gdybym to zrobiła to potem miałabym jeszcze większego doła, że to zrobiłam. Mam nadzieję, że szklana koleżanka mi to w piątek wynagrodzi. Cieszę się, że nie uległam - chyba powoli gdzieś zaczynam rozumieć, że zajadanie smutków prowadzi donikąd...
Dzisiaj rano byłam na badaniach - lekarz na podstawie opisu moich ostatnich "stanów" zlecił mi pełną morfologię, tsh i ferrytynę. Zobaczymy czy coś mi wyjdzie czy znowu usłyszę "taka Pani uroda" - uwielbiam to stwierdzenie w ustach lekarzy....
Muszę wracać do pracy - jutro postaram się dodać dłuższy wpis. Dzisiaj dzień mamy i taty w przedszkolu, więc pewnie będzie co opisywać