Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kora1986

kobieta, 38 lat, Katowice

163 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 maja 2018 , Komentarze (14)

Obok mnie stoi kilka talerzy z ciastem.... mam ochotę się napchać.... wczoraj zadzwoniła Teściowa z radosną nowiną, że kuzyn Męża drugi raz zostanie tatą..... przepłakałam pół wieczoru... a pocieszanie mojego Męża tylko działało mi na nerwy. Jednak kobiety i mężczyźni zupełnie inaczej "przechodzą" takie rzeczy. Koniec wpisu, bo nie chcę dołować Was i siebie jeszcze bardziej. 

ps. dzisiaj Miśka cały ranek kaszlała.... ehhhh

21 maja 2018 , Komentarze (22)

Oj to był naprawdę intensywny weekend(klaun)


W sobotę rano zapowiadali przyzwoitą pogodę, więc rano zjedliśmy śniadanie i obraliśmy kierunek Energylandia. Od razu mówię, że to był mój cheat day - nie liczyłam kalorii i nie zastanawiałam się czy “warto coś zjeść” czy nie :D



Moja córka mnie przeraża…. nie bała się jeździć na niczym (dc dozwolone dla jej wzrostu). Mało tego jak były jakieś samolociki, małe diabelskie koło to od razu chciała wysiadać mówiąc, że to jest nudne. Numerem jeden były dla niej mniejsze kolejki górskie, najmniejszy rollecoster i kolejka o nazwie bumerang. Jechała na tym po kilka razy i po jednym z przejazdów podeszła do niej jakaś kobieta, żeby jej pogratulować przejazdu, bo ona się zastanawiała nad swoją 6 -latką!  Powiem Wam, że ona nawet za bardzo nie piszczała - bardziej cały czas się śmiała.



Pech chciał, że mimo 3 lat ma już 100cm wzrostu i siłę przekonywania. Boję się co to będzie jak będzie miałą 1,20m bo wtedy wybór będzie dużo większy, ale mama chyba tego nie przeżyje. Chyba to zamiłowanie do ekstremalnych przeżyć odziedziczyła po tacie. Rośnie mi taka mała krejzolka i trochę mnie to przeraża :) Jedliśmy lody i skrzydełka, udka, piersi z kurczaka w panierce i frytki. Byliśmy tam prawie do 18 - wróciliśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Miśka padła już w samochodzie przytulając pluszową Sisi (maskotkę parku). My wieczorem otworzyliśmy butelkę wina na “ukoronowanie” dnia i padliśmy grubo przed 22 :)



Niedziela upłynęła nam na uspokajaniu emocji na placu zabaw i lodach w lodziarni. W niedzielę już wróciłam to przykładego liczenia kalorii. Zaprosiliśmy też dziadków na ciasto w ramach podziękowania za sfinansowanie nam sobotniej rozrywki - niby prezent na dzień dziecka, ale skorzystała cała rodzina.



Poza tym trochę się poprztykałam z Mężem. On nerwowy z powodu pracy, ja nerwowa bo tak często mam, a na dodatek rodzice mają przyjść, a on zamiast mi pomóc coś ogarnąć to siedzi z głową w smartfonie. Ale jak go zapytam co on tak w kółko w tym smartfonie to mówi nic takiego. Aż można nabrać podejrzeń! Mieliśmy ciche popołudnie, ale starym zwyczajem musieliśmy się pogodzić przed pójściem spać. A propos spania to ostatnio kompletnie się nie wysypiam… i nawet nie chodzi o wczesne pobudki - po prostu budzę się w nocy i nie mogę zasnąć. To też pewnie wpływa na mój nastrój i nerwowość, a na pewno ma wpływ na to, że cały czas mi zimno (mam to sprzężone - niewyspanie i odczucie zimna).




Z kolanem bez zmian - wczoraj trening na brzuch i trochę wymachów w leżeniu na boku na pośladki. Reszta leży i kwiczy...


18 maja 2018 , Komentarze (15)

ale porażki też nie  - Diuna napisała mi, że porażka to złe słowo :) Od zeszłego piątku spadło mi 600g - niezły wynik biorąc pod uwagę sobotnie goszczenie się w restauracji z okazji 8 rocznicy ślubu, niedzielną komunię i wczorajszy “potkorn” w kinie. Dużo mniej spalam też w czasie treningów, więc naprawdę powinnam być zadowolona, ale wiadomo zawsze jakiś niedosyt się pojawia. Ale tak myślę, że w sumie schudłam coś mimo odstępstw więc jest super! Przecież nie mogę być zawsze zwarta na 100%.




Co do kolana to wczoraj zaczęłam trochę szukać informacji na temat takiego bólu i generalnie wdrażam dzisiaj dwie rzeczy. Po pierwsze za radą Ani biorę kurkumę, która działa przeciwzapalnie (wsypuję ją do kapsułki po probiotyku i łykam 1 dziennie), a poza tym dzisiaj okleję kolano tejpami. Skonsultowałam się ze szwagierką po fizjoterapii i “ustabilizuję” je trochę, bo zawsze to wygodniejsze od bandaża elastycznego zwłaszcza jak ma się większość spodni rurek…… Treningi skupiają się przede wszystkim na brzuchu, rękach i pośladkach w klęku lub leżeniu na boku, więc kolanka mają odpoczynek. Jeszcze wrócę do sztangi, ale żal mi trochę, bo będę musiała znowu zaczynać z małym obciążeniem, ale może chociaż zwiększanie będzie szło szybciej.




Wczorajsze wyjście do kina udane - miałyśmy babskie popołudnie. Mąż niestety później wyszedł z pracy, a na dodatek przyniósł pracę do domu. Nawet dobrze wyszło, bo pod naszą nieobecność mógł spokojnie pracować (wiecie jak to jest z 3-latkiem w domu jak się otwiera laptopa), ale powiedziała że następnym razem chce już iść z mamą i z tatą :D Nawet dzisiaj rano opowiadała tacie o bajce. Hitem było jak skończył się popcorn, a ona w jego poszukiwaniu założyła sobie pudełko na głowę :) W ogóle dzisiaj mój Mąż ma ważną prezentację w pracy - stresuje się tym, ale mam nadzieję, że wszystko się uda. Kciuki mile widziane ;)



Dzisiejszy bieg dla przedszkolaków i rodziców odwołany ze względu na pogodę. W sumie dobrze - podleczę kolano :) Choć z 3-latkiem to raczej będzie marsz. Jutro już ma nie padać i szczerze mówiąc bardzo na to liczę, bo Miśka dostała bilety do energylandii na dzień dziecka i musimy je wykorzystać do końca maja, a nie chcę tego odkładać na ostatni tydzień, żeby nam nie przepadły.




Wam też życzę intensywnego weekendu, podczas którego nie będzie czasu na podjadanie, a potem zdołowanie w poniedziałek, że znowu zawaliłyśmy weekend :D




ps. zapomniałam Wam powiedzieć, że na początku tygodnia zostałam poproszona do kadr na podpisanie aneksu. Okazało się, że dostałam podwyżkę :) Niedużą, ale każde dodatkowe pieniążki mile widziane. Taka niespodzianka….

17 maja 2018 , Komentarze (22)

im dłużej nie dodaję wpisu w pamiętniku tym potem mi trudniej, bo niby nic się nie dzieje, a z drugiej strony tyle rzeczy do napisania. Już dawno nie miałam takiej przerwy! To już ponad 2 tygodnie! I mimo, że zaglądałam co Was, komentowałam, to u siebie nie potrafiłam nic naskrobać. Na dodatek w pracy też miałam młyn.

Moje milczenie sięga majówki. 2.05 byliśmy na weselu - pojedliśmy, pobawiliśmy się, rozluźniliśmy się alkoholem, ale w granicach rozsądku :) Potem 3.05 pojechaliśmy do Teściów, gdzie byliśmy do 6.05. Nikt mi nie wierzy, ale wróciliśmy bez korków - z tego co słyszeliśmy w radiu to wystarczyło wyjechać godzinę później i już byśmy stali. W miniony weekend komunia chrześnicy - “odbębnione” (przykro mi, że pisze o tym w taki sposób, ale cóż… pewnych rzeczy nie przeskoczę).

Dietetycznie znowu wróciłam do liczenia kalorii. Po weselu i majówkowych grillach przybyło mi jakiś kilogram. Musiałam też mocno zmodyfikować treningi. Przed majówką zaczęło mnie boleć kolano - na majówce przerwa, więc myślałam, że przejdzie… ale nie przeszło. Boli mnie od wewnętrznej strony  przy maksymalnym zgięciu kolana (np. jak kucnę) lub przy dużej rotacji w stawie - . Tym sposobem na razie skupiam się na ćwiczeniach z hantlami na ręce, brzuch, wczoraj trochę poskakałam na skakance i wcale mnie to kolano nie bolało. Brałam przez kilka dni ibum, ale tylko maskował objawy nie dając żadnego efektu p/zapalnego…. Muszę pooszczędzać to kolano - szkoda, żeby doszło do jakiejś poważnej kontuzji.

Dzisiaj po południu idziemy z córką do kina - musimy ją czymś zająć w ten deszczowy czas kiedy nie może iść na plac zabaw, a w kinie byliśmy ostatnio w styczniu, więc już czas na kolejną wizytę. I oczywiście kalorie kaloriami, ale moja córka zamęczy mnie o “potkorn” :)  Jutro mamy w przedszkolu bieg w ramach akcji “C(m)ała Polska biega”. Dla mniejszych dzieci jest bieg 2200m - nie wiem czy ja to przebiegnę (będę spalać "potkorn"), a co dopiero Miśka, ale chodzi o to, żeby razem spędzić czas :) Tata będzie bronił honoru rodziny - tak, tak! Dalej biega.

Jutro ważenie, więc dam znać czy miniony tydzień zaliczę do sukcesów czy porażek :)

25 kwietnia 2018 , Komentarze (22)

Dopadła mnie wczoraj jakaś niemoc. Miałam zaplanowany wczoraj trening z hasfit, ale tak mi nie szło, że po 20 minutach przerwałam. Może kwestia tego, że Mąż był wczoraj na delegacji, późno wrócił, więc ja zaczęłam dopiero jak położyłam Miśkę? Nie wiem, ale dzisiaj mam zamiar zrobić kolejne podejście :-) Może dzisiaj pójdzie mi lepiej. Plan na dzisiaj:

Treningi mi nie szły, ale od weekendu wróciłam do masowania ud. Mam tyle tych kremów na cellulit itp, że trzeba to zużyć. Nie wierzę, że kremy pomogą, ale masaż może co nieco poprawić. A propos ud. Ostatnio na Vitalii był jakiś temat o pończochach - że przy galaretowatych udach średnio to wygląda, bo się wszędzie wpija. Jak kiedyś kupiłam parę, ale mój wygląd mnie nie satysfakcjonował. Na fali tego tematu postanowiłam je znowu przymierzyć i powiem Wam, że na ćwiczonych udach wyglądają o niebo lepiej! Nie wiem czy już na tyle, żeby je ubrać, ale utwierdza mnie to w przekonaniu, że idę w dobrym kierunku jeśli chodzi o ćwiczenia. Bo jak to mówią szczupły dobrze wygląda w ubraniu, a wysportowany bez :) Fakt faktem fałdka nad pępkiem tez jakaś mniejsza. Wagowo właściwie bez rewelacji, ale wizualnie postrzegam siebie korzystniej. Do drugiej połowy lipca może jeszcze trochę się wylaszczę :) Myślę, że pora też na kolejne zwiększenie obciążenia na sztandze.

Poza tym udało nam się w końcu ogarnąć temat wakacji. Lecimy do Bułgarii. Pierwszy raz będę lecieć samolotem, o tym że z dzieckiem to nie wspomnę. Jak macie jakieś rady/sugestie to przyjmuję każdą :D Mam nadzieję, że wrócimy zadowoleni - wybraliśmy miejsce, gdzie jest niedaleko do plaży, jest basen hotelowy, niedaleko aquapark i zabytkowe miasteczko - żeby nie siedzieć tylko w wodzie, bo tego byśmy z Mężem nie wytrzymali. W ogóle pierwszy raz jedziemy na taki zorganizowany wyjazd. Zawsze autem - sami ogarnialiśmy nocleg, jedzenie. zobaczymy jaka forma nam się bardziej spodoba.

23 kwietnia 2018 , Komentarze (19)

…..



Trening naprawdę świetny! Inne też mi się bardzo podobają. Na zmianę będę robić swój standardowy trening ze sztangą i te filmiki z ciężarkami. Jak nie wiecie jak “ugryźć” trening z obciążeniem to jest to naprawdę fajny początek :) Zresztą jak ktoś weźmie ciężarki po 10 kg to i zaawansowany się nie zawiedzie :)


Nie sądziłam, że to powiem, ale w sumie cieszę się, że weekend się skończył. Byłam już nim zmęczona. W piątek przyjechała siostra Męża ze swoim Mężem, bo co roku przyjeżdżają na festiwal filmów motocyklowych i i nas nocują. W piątek zawitali u nas koło 21.30. W sobotę byli do 14, a potem wrócili też koło 21, a w niedzielę po obiedzie pojechali. W sobotę moja siostra miała urodziny, więc kiedy nasi goście byli na festiwalu - my pojechaliśmy do mojej siostry na urodzinowego grilla i ciacho. W niedzielę po południu przyjechała moja chrześnica z zaproszeniem na komunię… Pominę milczeniem, że o 14 napisali, że nie zdążą na 16 i przyjadą koło 16.30, a ostatecznie przyjechali chyba o 16.50. Także weekend ciężki jedzeniowo, wpadło trochę piwka, popcorn… generalnie nie ma się czym chwalić. Poza tym nawet nie było kiedy wyjść z dzieckiem na plac zabaw… przynajmniej u siostry wyszalała się na trampolinie - ja też nie omieszkałam :) Aż się dziwie, że mimo wszystko bez odstępstwa od planu udało mi się poćwiczyć w piątek i w niedzielę.


Dzisiaj zaczynam nowy tydzień - koleżanka przyniosła ciasto, ale w sumie tak porządziłam w weekend, że się nie poczęstuję :) Jestem też niewyspana. Moja Miśka pokasływała w zeszłym tygodniu, ale włączyliśmy nebulizację i sprawa przycichła. Niestety dzisiejszej nocy znowu cały czas kaszlała. Dwa razy wstawałam podawać jej kropelki przeciwkaszlowe, bo przecież dzisiaj byłaby nie do obudzenia i na dodatek wszem i wobec oznajmiała by jaka jest niezadwolona. Dzisiaj Mąż idzie z nią do lekarza - lepiej niech ją lekarz osłucha skoro to znowu wróciło.

18 kwietnia 2018 , Komentarze (31)

....znacie to powiedzenie?? Dzisiaj trochę smęcenia. Ja stanęłam też kiedyś przed taką decyzją. Moja “przyjaciółka” poprosiła mnie, żebym została matką chrzestną jej córki. Co miałam zrobić?? Zgodziłam się choć jestem zdania, że rodzina to zawsze rodzina i bez względu na wszystko zawsze łączą więzy krwi. Początkowo było nawet ok…. ale potem zaczęło się coraz rzadsze zapraszanie, nie uwzględnianie mnie w ważnych momentach Martyny. Nigdy nie zapomnę jak zaprosili nas na urodzinowe ciasto chyba w piątek i powiedzieli, że oficjalne urodziny Martyny robią w niedzielę. Oczywiście nie zostałam zaproszona.

Na poprzednie urodziny zostałam zaproszona 3 dni przed imprezą… za pośrednictwem sms. Kto mnie czyta może pamięta mój wpis o tych urodzinach. Z moich wyliczeń wynikało, że w maju czeka nas komunia, ale cisza. Oni byli u nas w grudniu i od tej pory nas zapraszają do siebie - zawsze jak wychodzą to deklarują się nawet na za miesiąc a wychodzi raz w roku :) Wczoraj moja “przyjaciółka” zadzwoniła, że wpadli by do nas w weekend, bo komunia za 3 tygodnie a Martyna nawet nie miała okazji mnie zaprosić…. Dobrze, że telefonicznie dopytałam kiedy ta komunia, bo dalej bym nie wiedziała czy mogę planować wyjazd do Teściów na długi weekend czy nie. Czy ja jestem nienormalna czy jednak wypadałoby dać znać chrzestnej ciut wcześniej?? Nie chodzi mi o danie zaproszenia, ale o jakąś informację: “Kora 13. maja będzie komunia - zarezerwujcie sobie ten termin”. Przyznam szczerze, że gdyby nie Martyna to pewnie nie utrzymywałybyśmy w tej chwili kontaktów. W zeszłym roku w maju dostałam sms, że chyba ma problem z wysyłaniem mms z telefonu i przez to nie dostałam życzeń urodzinowych w marcu - serio? W tym roku dostałam kilka minut przed północą. Ehhhh no nic - trzeba będzie robić dobrą minę do złej gry - przecież moja chrześnica nie jest winna temu jakich ma rodziców. Ja też już jestem zmęczona ciągłym “dobijaniem się” do nich, żeby wiedzieć co tam u Martyny czy żeby się spotkać. Zresztą jeśli chodzi o zaproszenia to my ich głównie zapraszamy, bo oni zawsze albo mają zajęte, albo remont. Ostatecznie powiedziałam, żebyśmy się umówili na niedzielę ws tego zaproszenia, bo w piątek/sobotę chyba przyjedzie moja szwagierka na co usłyszałam: “No cóż musimy się dostosować”.... u nich niedziela to dzień gdzie idą do mamusi na obiadek… a dla mnie sobota to dzień, gdzie mogę coś zrobić w domu.

17 kwietnia 2018 , Komentarze (21)

Wczoraj postawiłam na krótszy trening z hantlami:

Ale za to przed rozciąganiem dorzuciłam 10 minut na skakance - tak na dobicie :) W sumie dawno już nie robiłam nic cardio, więc z tęsknoty sobie zmodyfikowałam :) Wczoraj też w końcu pamiętałam, żeby skorzystać ze schodów w bloku zamiast z windy - do 7 piętra nawet nieźle mi szło. Gorzej potem, ale dałam radę. Na szczęście oddech szybko się potem uspokoił.

Dzisiaj idziemy z Mężem do biura podróży, bo pora pomyśleć o wakacjach... na first minute już i tak pewnie się nie załapiemy, ale generalnie jakoś tak wszystko niefortunnie się złożyło (głównie z tym moim zdrowiem), że przeoczyliśmy ten moment. Na tydzień chcemy polecieć gdzieś za granicę (choć koszty mnie trochę przerażają), a potem na tydzień do teściów, bo zbiegnie nam się to z weselem w tamtych stronach. Zobaczymy czy uda nam się dzisiaj coś wybrać.

16 kwietnia 2018 , Komentarze (22)

Weekend mija zdecydowanie za szybko. Nawet człowiek nie zdąży dobrze wypocząć, a tu znowu trzeba nastawiać budzik i wpadać w tygodniowy kierat. W sobotę mój Mąż był w pracy od 7-13, więc przedpołudni musiałyśmy z Miśką ogarnąć same. Zrobiłyśmy zakupy, byłyśmy chwilę na hulajnodze… potem Miśka ucięła sobie drzemkę, więc ja mogłam zasiąść do książki :) Zaczęłam ostatnią część Chyłki, czyli dalej pozostaję wierna Mrozowi. Wcześniej czytałam “Zero” Marca Elsberga - fajna książka pokazująca do czego zmierza nasze “cyfrowe” życie. Utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że dobrze nie mam konta na fb, bo i tak sam gmail ma o mnie i za dużo informacji!


Po południu podjechaliśmy razem na chwilę do decathlona. Mąż kupił sobie buty do biegania (tak, tak na razie nadal biega), a Miśkę “przymierzaliśmy: do rolek i rowerka z pedałami. Niestety sportsmenka z niej nie będzie. Już dwa sezony walczymy z rowerkiem biegowym, a ona wsiądzie zrobi “dwa kroki” i mówi że jej rower się przewraca i ona nie umie i jest za mała. Jak pokazuję jej jak inne dzieci jeżdżą to mówi, że jej rower się przewraca i dlatego ona nie umie :-) Może my jej nie potrafimy nauczyć?? Nie wiem…. Dla niej najlepszą zabawą jest piaskownica. Może siedzieć w niej godzinami i przesypywać piasek. Dzień zakończyliśmy na placu zabaw z dzieckiem.


Wczoraj zrobiliśmy sobie wycieczkę do Opola - byliśmy w ZOO, na rynku i w Wieży Piastowskiej. W ZOO mojej Miśce najbardziej podobały się wszystkie place zabaw na jego terenie i to, że wzięliśmy jej wózek, bo nie miałam ochoty jej nosić jak ją rozbolą nóżki :) Wieża też jej się podobała, bo odwołałam się do Roszpunki :) Jak w ZOO dużo jeździła w wózku, tak w wieży dzielnie dreptała po wszystkich schodach i nie bała się animacji, które odbywały się przy zgaszonym świetle. Była uroczą turystką :) W ogóle jestem zaskoczona jakim Opole jest ładnym miastem. :)



Wróciliśmy do domu po 17 zmęczeni, ale zadowoleni. Jeszcze dzisiaj rano miałam tak spuchnięte stopy, że ledwo się zmieściły do balerinek. Teraz już jest dużo lepiej :) Życzę Wam dużo siły na kolejny tydzień zmagań :)

13 kwietnia 2018 , Komentarze (9)

…. bez liczenia kalorii. Ubyło mnie 0,5kg, pomiary bez zmian poza udami, które przybrały 1cm, ale to może dlatego że dostały wczoraj wycisk w ramach treningu Super rzeźba z kanału codziennie fit. Żeby nie było zbyt łatwo to zarzuciłam na ramiona gryf ze sztangi, żeby było jakieś obciążenie.




Na razie nieźle sobie radzę z tym nie-liczeniem kalorii. Na śniadanie codziennie owsianka, ale już bez ważenia znam proporcje. Do pracy też już mniej więcej wiem co i ile mogę zabrać. Mało tego w tym tygodniu wpadło nawet nieplanowane ciasto urodzinowe od koleżanki :) Zrobiła leśny mech ze szpinakiem, więc same rozumiecie….. Zresztą będę to podkreślać zawsze - nie chcę być na diecie, która wszystkiego mi zabrania - pójść na lody z dzieckiem czy zjeść ciasto urodzinowe koleżanki z pracy! Na kupne bym się nie skusiła, ale na domowe jak najbardziej i nie widzę powodu, żeby tego nie robić! Ot co! Miałam jeszcze w planie dołączyć wchodzenie po schodach na 10 piętro, ale przypominam sobie o tym jak wysiadam z windy :D


Ostatnio wszędzie widzę pięknie zrobione paznokcie, a ja ostatnio daję swoim odpocząć. Koleżanka namówiła mnie na zrobienie przerwy od hybryd (po jakichś 3 latach) i do zakupu zestawu do manicuru japońskiego. Powiem Wam, że długo nie mogłam się przyzwyczaić do swoich paznokci bez koloru, ale fakt faktem fajnie się wzmocniły. Potrzymam je jeszcze do maja, a na wesele kolor musi być. Generalnie fajna kuracja raz na jakiś czas. Myślę, że moje paznokcie będą mi wdzięczne. Efekty z niektórych zdjęć w internecie są przesadzone, ale fakt faktem paznokcie ładnie wyglądają. Cały zestaw kosztował 60zł, a wystarczy mi na kilka lat. Jest bardzo wydajny.


Aha - zapomniałam jeszcze opowiedzieć Wam o mojej historii z zakupem kurtki :) Uzbierałam trochę pieniążków z okazji urodzin i postanowiłam kupić sobie skórzaną kurtkę (już kilka lat podchodzę do tematu, ale nigdy nic mi się na tyle nie podoba, żeby kupić). W tym roku pojechaliśmy na takie targowisko gdzie jest kilku producentów i znowu nic mnie nie urzekło. Jak już coś mi się spodobało to Pani od razu powiedziała,  że ona może mi to uszyć, ale na zamówienie, bo już widzi, że na mnie potrzeba rozmiar “S”, a oni takich za bardzo nie szyją. Raczej od “M” wzwyż….. Tym sposobem wróciłam z niczym, wkurzona. Ale znalazłam fajną kurtkę w necie. Od wczoraj jest moja - tak w rozmiarze “S” :D Więc po co jeszcze chudnąć?? :)

Udanego weekendu życzę - żeby nie było w poniedziałek jęczenia "Zawaliłam przez weekend" :D