Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kirley

kobieta, 37 lat, Warszawa

162 cm, 61.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 listopada 2013 , Komentarze (6)

Hej!


   Waga dzisiaj mi pokazała 64,4 kg. Bajkowo nie jest, ale tydzień temu było 65, czyli w końcu się ruszyła. Jeszcze do tego nie wiem, czy zaraz nie będzie @, więc możliwe, że będzie jeszcze mniej. Zaczęłam jeść trochę więcej, więc chyba jednak problem był w za małej liczbie kcal, a nie na odwrót. Tak czy siak, spadło, więc liczyć jeszcze ich nie zamierzam. Po prostu zdrowe odżywianie. Teraz wymiary (szału nie będzie). Ostatnie PRZED mam z 12 lipca, ale ćwiczę dopiero od 3 tygodni, ale zakładam, że były podobne:


                 14 październik            7 listopada


łydka               37cm                        36cm             -1cm

udo                 55cm                        55cm

biodra             100cm                       97cm             -3cm

brzuch             91cm                        88cm             -3cm

talia                75cm                         74cm             -1cm

biust               96cm                         90cm             -6cm

szyja              32cm                         32cm

ramię              28cm                         28cm



   Doszłam do wniosku również, że brak mojej wytrwałości/sukcesu bierze się z mało jasno określonych celów. Dlatego zaczęłam planować. Przez ostatnie tygodnie udało mi się wprowadzić w życie:

 

- ćwiczę rano od godz. do półtorej po 5/6 razy tygodniu

- stosuję naprzemienny prysznic

- zaczęłam regularnie używać kosmetyków na cellulit

- zlikwidowałam majonez z mojej diety

- piję 1,5-2,5 litra wody dziennie

- piję 2-3 zielone herbaty dziennie

- nie piję gazowanego

- piję jedną kawę dziennie

 

I tak zamierzam powoli do perfekcji. Mój plan na najbliższy czas, to:

 

- do końca roku warzyć 60 kg

- do urodzin (19.02) waga 58 kg

- raz w tygodniu chodzić na basen

- raz w tygodniu odwiedzić saunę

 

Nie za wygórowane, do zrobienia. Szczególnie spadku wagi zamierzam pilnować, bo inaczej chyba NIGDY się nie uda! Nie zamierzam już nigdy więcej tutaj pisać o wpadkach, czy, że coś mi się nie udało! Muszę to zrobić, by udowodnić sama sobie, że potrafię!

 

   Mam dobre przeczucie...:)

 

Kirley

 

 


28 października 2013 , Komentarze (2)

Hej!

   Pogodę mamy piękną i u mnie też nie najgorzej. W zeszłym tygodniu ćwiczyłam pięć razy, pokonuję kolejne bariery. Dietę trzymam i nie wiem czy coś się ruszyło, jutro sprawdzę, ale ogólnie po ubraniach niestety nie widzę za dużej różnicy. Jeśli dalej jej nie będzie, to choć zawsze sobie mówiłam, że to nie dla mnie, zacznę liczyć kalorie. Nie znoszę tego robić, do tej pory wystarczyła po prostu zdrowa dieta, żeby efekty przyszły. Jednak skoro ich teraz nie ma, to chyba trzeba zacząć to kontrolować.

 

   Pomimo mojego wzrostu wagi, i to takiego zauważalnego dla mnie, bo w niektóre spodnie się nie mieszczę, to moje postrzeganie własnej osoby nie zmieniło się. Chciałam się was zapytać jak postrzegacie siebie? Bo chyba ja w swojej głowie uważam siebie za szczuplejszą niż jestem w rzeczywistości. Jak przeglądam vitalię i widzę dziewczynę o moim wzroście, a która waży 8 kilo mniej i piszę, że czuję się jak wieloryb, to nie wiem czy ze mą coś jest nie tak, czy z nią? Oczywiście nie proszę się o kompleksy, ale też nie chcę być taka, no wiecie... Robi z siebie flexi, sexi a przecież jest "gruba i brzydka". Dlatego pytanie do Was, przeszkadza Wam nacodzień Wasza własna fizyczność? Myślicie o niej? Czy może pomimo tych dodatkowych kilogramów uważacie siebie za piękne i seksowne kobiety?

 

   Dość tych przemyśleń. Jak to jedna tutaj vitalijka ma w zwyczaju mawiać, mniej myśleć, więcej robić!

 

   Swoją drogą, to już zaczynam powątpiewać czy kiedykolwiek ten upragniony cel osiągnę.

 

Pozdrawiam Was gorący!

 

Kirley

 

23 października 2013 , Skomentuj

   No właśnie. Wczoraj z mężem trochę popłynęliśmy, tak bez okazji, głównie żeby się wygadać. Teraz siedzę w pracy, zamiast coś robić, to czytam vitalię, w głowie mi huczy i tak mam ochotę na coś tłustego! Wiem, że by mi to pomogło, ale nie mogę, bo dieta (choć wczoraj w piciu cytrynowego krupnika w ogóle mi nie przeszkadzała). 
   Dalej też nie chudnę. Powoli zaczynam się irytować.

21 października 2013 , Skomentuj

  Tak jak zeszłym razem pisałam, zmęczenie sięgnęło taki poziom, że w weekend sobie zrobiłam wolne od ćwiczeń. Chciałoby się powiedzieć day off, ale wyszedł weekend off. Od diety trochę również. Była pizza. Ale tylko jedna, a nie jak to miałam wcześniej w zwyczaju, od piątku wieczorem do niedzieli wieczór laba, jemy co chcemy. Tak nie było. Była jedna pizza w niedzielę i to z całodniową głodówką żeby za dużo... no ten... wiecie! Głupie myślenie, wiem, głodzić się cały dzień żeby zjeść pizzę, ale trzeba było coś zrobić żeby cała w biodra nie poszła! Lepsze to, od zwracania:) To żart oczywiście{#tongue} Nie kpię z problemów. Koniec końców i tak żałuję, że ją zjadłam, nie była tego warta.


   Nie pisałam o rodzaju diety jaką stosuję, ale oczywiście jest to moja ukochana South Beach. Dwa lata temu jak ją stosowałam (wtedy w ogóle nie ćwiczyłam) to na pierwszej fazie schudłam 4kilo. Tym razem, łącznie z ćwiczeniami na których spalam między 400, a 600 kcal jednorazowo, schudłam 0,5 kilo. Fajnie nie! Wiedziałam, że nie schudnę tyle co poprzednim razem, bo kaman, organizm nie jest głupi! Zna tę sztuczkę i chroni się przed spadkiem. Ale liczyłam chociaż na połowę tego co było, a tu 0,5 kilo! Za przeproszeniem po zrobieniu k***y tyle się traci.


   Brak spadku wagi spowodował przetarcie jeansów w udach (nie znoszę tego!!@!!) i niestety trzeba będzie kupić nowe. A taką miałam nadzieję, że nie będę usiała kupować rozmiaru większego! Fuck!


   Radością w tych nie powodzeniach jest taka, że mój mąż postanowił poprawić mi humor i kupił nam bilety na tę środę na "Politę". Znalazł okazję i dwa kupił za mniej, niż jak ja kupiłam jeden (oczywiście z dwóch) dla swoich rodziców na rocznicę ślubu.


   Narazie tyle w temacie! Pozdrawiam i trzymam kciuki za wszystkie spadki! Oby u Was było lepiej niż u mnie!

 

Kirley

 


17 października 2013 , Komentarze (3)

   Jak w tytule. Padam na pysk. Dieta może nie jest idealna, ale są to na tyle małe grzechy, że raczej nie ma z czego się spowiadać. Oczywiście wszystkiemu jest winny weekend, ale jak już powiedziałam, i tak jest dobrze.


    To co teraz bardzo pilnuję, to ćwiczenia. Zazwyczaj jest to rower albo bieganie, plus szóstki które zamierzam pierwszy raz w życiu skończyć i mel b na ramiona i biust. Tak od dwóch tygodni. Jestem już coraz bardziej zmęczona, bo nie ma dnia przerwy. Nie mam nawet siły na myślenie, a o to chodzi. Endorfiny bardzo mi pomagają. Musiałam na prawdę się zmusić żeby zacząć, miałam jedynie ochotę na leżenie pod kołdrą, ale jak zaczęłam, to już teraz nie daruję.


    Niestety pomimo moich starań moja, chyba, rozchwiana gospodarka hormonalna nie pozwala na efekty. Nie wiem ile ważę i nie chce wiedzieć. Wystarczy, że na siebie spojrzę i widzę, że tyję dalej. Nigdy nie byłam tak szeroka w biodrach. Jak siedzę nago, to nie wierzę ile miejsca na stołku zajmuję. Ale nawet nie jestem na to zła, szczerze mówiąc, w dupie to mam. Dziwne, ale prawdziwe. Chyba przez większą niesprawiedliwość, która wcześniej mnie spotkała, to teraz nic mnie nie dziwi. Ćwiczenia mi pomagają, a wszystko mi jedno co teraz wpada mi do buzi, więc mogą być to zdrowe rzeczy. Gdybym miała kasę jeszcze tylko na prywatnego kucharza, to byłoby super.


    Nie wiem, czy nie będzie też konsekwencji zdrowotnych ostatnich wydarzeń, ale jeszcze o tym nie piszę, bo nie chcę w to wierzyć. Jeśli okaże się to prawdą, to chcę by druga połowa roku 2013 po prostu nie istniała, ja na to wszystko się nie pisałam! Ale Ciiii... mam nadzieję, że to nie prawda i nie ma o czym pisać.

 

Kirley

 


3 października 2013 , Komentarze (1)

   Czas chyba wrócić. Nie będę się rozpisywać nad zdrowiem psychicznym. Nie tego dotyczy ten portal. Wiem jedno. Nie zależnie od mojego samopoczucia, za parę miesięcy, pół roku będę miała do siebie żal o to co się teraz dzieje, choć w tej chwili wydaje się to bez sensu.
   Na słowa motywacji ode mnie jeszcze nie pora. Ale pisanie tutaj i zdawanie relacji trzyma w ryzach, a teraz potrzebuję tego bardziej niż kiedykolwiek. Do nie dawna moje menu składało się jedynie z rzeczy które można zamówić do domu lub z paczki wysypać prosto na patelnię. Dlatego postanowiłam się wziąć w garść! Od wczoraj ładnie dietkuję, dzisiaj zaczęłam też ćwiczenia. Kondycję mam tak beznadziejną, że nie pamiętam czy kiedykolwiek tak było. Ale muszę przyznać, że po wszystkim zrobiło mi się lepiej. Endorfiny chyba zawsze dają kopa.


Kirley

18 września 2013 , Komentarze (11)

   Myślałam, że jak już usłyszałam serduszko, to że wszystko będzie w porządku... ale nie jest. Mąż był pierwszy raz ze mną podczas wizyty u lekarza i teraz nie mogę przestać myśleć o tym co mi powiedział "Szkoda, że jak go pierwszy raz zobaczyłem, to serduszko już nie biło....". Jak czekałam na badanie drugim aparatem, żeby potwierdzić tą okropną informację, to dałabym sobie dwie ręce uciąć, że czułam jak mi pulsuje w brzuchu i że to nie prawda. On już tam był. Już się nie dowiem, czy to był chłopczyk czy dziewczynka, jak miał wyglądać... Płód przestał rosną w połowie 8 tygodnia, więc zdarzyło się to z dnia na dzień od poprzedniej wizyty jak byłam i jak jeszcze było wszystko w porządku. Idę dzisiaj do szpitala i czeka mnie coś obrzydliwego. Widocznie było za pięknie, za fajnie się układało... Nagle wszystko traci sens.

22 sierpnia 2013 , Komentarze (6)

   Byłam u lekarza i wyszło, że dosyć szybko się zorientowałam, bo jest to około 5 tygodnia ciąży. Widziałam tę fasolkę, Pani doktor ze mnie się śmiała, że dwa miesiące po ślubie, myślałam, że jeszcze pobrykam, a tu od razu w pieluchach trzeba będzie się bawić. Powoli oswajam się z tą myślą, muszę zresztą szybko to zrobić, bo dużo wyzwań przed nami. Największy to remont domu, który jest konieczny, bo teraz nawet bym nie miałam gdzie tego dzieciaka wykąpać (łazienkę z prysznicem mamy w piwnicy, gdzie w zimie jak się rozbiorę, to z zimna szczęka mi lata). Ale na razie jeszcze spokojnie, przed 8 tygodniem zanim serduszko nie zacznie bić, nie ma co podejmować żadnych ruchów, żeby też nie zapeszać.

   Dieta nie wchodzi oczywiście w grę, ale o zdrowe żywienie trzeba zadbać i będę musiała się pilnować 1000 razy bardziej niż do tej pory, bo tu nie ma powtórek. Najbardziej doskwiera mi to, że z dnia na dzień musiałam rzucić palenie i co chwila mam coś w buzi, nie mogę się opanować. Także o od dziś nowe postanowienie, koniec z tym. 5-6 posiłków dziennie, dużo warzyw i owoców, chude, zdrowe mięsko i dużo ryb. 2 litry wody dziennie, co będzie też nowością – zero kawy. Non stop chce mi się spać – to mój jedyny objaw ciąży poza brakiem okresu. Ze sportu nie rezygnuję, oczywiście w rozsądnych dawkach, ale ciąża nie choroba, zawsze dużo się ruszałam. No i będę stosować naprzemienne prysznice zimną i ciepłą wodą, żeby skóra nie utraciła jędrności. Chyba to można robić, może któraś z Was wie?

   Tak wygląda mój plan na najbliższe 9 miesięcy. Nadal nie wierzę, że to się dzieje!

13 sierpnia 2013 , Komentarze (5)

    Tak jak przewidziałam, weekend nie był dietowy. Jednak nie zwracając na to uwagi, bo i tak to przewidziałam, sama nie mogłam się doczekać poniedziałku żeby zacząć porządnie i do końca walczyć o moją nową figurę. Jednak miałam małe przeczucie, które kazało mi sprawdzić jedną rzecz. Niestety wynik nie był taki jak się spodziewałam. O to On:



Żeby nie było wysłałam od razu męża po drugi do apteki:



    Jesteśmy małżeństwem nie całe dwa miesiące, nie planowaliśmy dziecka i jestem w wielkim szoku. Sama nie wiem co o tym mam myśleć. Jutro mam wizytę u lekarza i sama nie wiem za co mam trzymać kciuki. Jak mnie zapyta kiedy ostatnio miałam miesiączkę, to odpowiem, że nie wiem. Przez ten ślub, nowy biznes, podróż po ślubną na prawdę nie wiem kiedy to miało miejsce. Na pewno w lipcu, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć kiedy.

   Kończę, bo nie wiem sama co o tym sądzić i pisać. Ludzie starają się miesiącami, nam możliwe, że wyszło przez przypadek.

7 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

No dziś już trochę lepiej: 65,5, choć wiadomo i tak szału nie ma. Jutro też mam nadzieję będzie znowu mniej. Nie mogę zacząć od zaraz, jak nie które z Was sugerowały, co nie znaczy też, że dalej się objadam. Dieta South Beach poza tym, że jest bardzo fajna, można jeść ile się chce, ale ma pewne reguły których trzeba przestrzegać. Niektórych produktów nie można jeść. A tak się składa, że dziś mam imieniny, jutro nasz najbliższy przyjaciel urodziny (świadek z naszego ślubu, jego córka jest moją chrześnicą), a w sobotę mój ojciec imieniny. Dzisiaj w miarę udało mi się uchronić, ale dalej aktywnie muszę szykować jedzenie i boję się porażki na samym początku i prze to zwątpienia. No, ale konkrety. Menu dzisiejsze:
Śniadanie: grahamka z szynką z indyka, pomidor, ogórek
Przekąska: jogurt truskawkowy
Obiad: cieniutki koszyczek z ciasta francuskiego z dużą porcją szpinaku
Przekąska: dwa gryzy kebab
kolacja: Pieczona pierś z kurczaka + papryka

Więc nie idealnie, ale od tego nie przytyję. Kebaba przyniósł mój mąż do pracy z życzeniami (wiecie: podróżna poślubna w Turcji, kebab = miały być miłe wspomnienie), na szczęście sam był głodny, więc tylko spróbowałam, żeby nie było mu przykro.

Ale nie ma co więcej gadać i się rozczulać. Od poniedziałku pełną parą! Przygotowałam menu na pełne dwa tygodnie, w niedzielę na zakupy i już będzie tylko mnie mniej. Dodam też na początku tygodnia wymiary i wagę, którą umieszczę na pasku.

Następne wpisy będą już tylko o sukcesach!!!


Nie długo też sobie strzelę fotkę w takiej pozie:)

I tak będę reagować na odczyt wyniku z wagi!