Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Powrót na Vitalię po kilku latach. Zmieniona, z innym podejściem. Chcę stosować NVC I Mindfulness w drodze do zdrowia z miłością i akceptacją mojego ciała.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 46385
Komentarzy: 1243
Założony: 3 lutego 2013
Ostatni wpis: 4 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Onigiri

kobieta, 33 lat,

173 cm, 111.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku dwie cyfry :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 września 2014 , Komentarze (5)

Bo się przeżarłam. I wszystko zostało w brzuchu jeszcze. Awrrr.. Ale się odłoży. Wiem to. Czuję w kościach.. a może gdzie indziej..?

Enyłej - podliczyłam sobie.. że jak Bóg pozwoli i wszystko pójdzie zgodnie z planem to L. przybędzie z powrotem za pół roku, a wtedy już zostanie.
Pół roku to sześć miesięcy.
Maksymalne tempo chudnięcia to kilo na tydzień.
Czyli powieeeeeedzmy, że 5 kilo na miesiąc jest okej.
Moim marzeniem jest 65.
Czyli, że jakbym pracowała tak na poważnie, tak że zupełnie i w ogóle..
Jest to kurde możliwe zanim L. przyjedzie :D:D:D:D
No to co, no to co? Próbować?
Co myślicie?
Czy jak wezmę się rzucę znowu na takie dupne wyzwanie to znowu będzie gorzej?

Kurde kurde nie wiem noooooooooo... :D

A tak jeszcze jak jest teraz - wczoraj lipa, dzisiaj minimum minimalne na brzuszek, ale jeszcze się zaraz zajmę ramionami, znalazłam odpowiedniki hantelków - obaczym co z tego wyniknie :D

22 września 2014 , Komentarze (9)

Oho, pierwsze drgnięcie. Bo już od ponad tygodnia (a może i dłużej?) nie miałam poniżej 93.9. Wydaje mi się, że moje ciałko lubi ćwiczenia na poszczególne partie ciała bardziej niż fat burning na tę chwilę. Interesujące.

Mam nadzieję, że ten spadek to nie ten "tuż przed okresem". Nie żebym się wagą martwiła. Ale znowu był miała za krótką fazę lutealną :(

21 września 2014 , Komentarze (15)

Ja cię.. dziewczyny, normalnie :D Dzięki za te komentarze, nie spodziewałam się takiego wysypu :D

Aż mi normalnie głupio się odzywać bo u mnie kiepsko. Nie wiem co się dzieje, właśnie piekę mufinki - po raz pierwszy chyba od roku? Nie wiem. W każdym razie zrobiłam trochę zdrowsze bo z ziarnami i mąka żytnia ale.. Ech. Muszę je wynieść w większości do rodziców jak już się upieką.
Wczoraj nie ćwiczyłam, zakwasy po przedwczoraj przyszły ale nie takie duże, bo dzisiaj już zanikają.

Za oknem szaro i buro.
Jutro nadchodzi tydzień pierwszych stresów.
Nie wiem jeszcze co sprawia, że siedzę przy biurku i piszę, a nie zawijam się w łóżku w naleśnik.

Wesprzyjcie, no :P
--
edit:
poszukuję najlajtowszych rozwijających ćwiczeń na ramiona :P
a raczej na flaki :P nie mówię o jakości (chociaż to to też), ale o tym, że nie umiem nimi poruszać w powietrzu przez 20 sekund, a co dopiero z jakimś obciążeniem..
znacie coś fajnego, co mnie nie zniechęci po pierwszych dwóch minutach?

20 września 2014 , Komentarze (69)

To wczoraj trochę brzuch poćwiczyłam, oczekuję zakwasów, bo zrobiłam to dobrze :D
A teraz poszukując dalszej motywacji przeglądałam zdjęcia.
Oto porównanie twarzy (szukałam podobnego ujęcia, bo twarz mi umie wyjść i grubiej i chudziej) przy różnicy 10kg (105vs95)

Jakość kamerkowa, także przepraszam. To drugie jest bardziej wykontrastowane, ale myślę, że tak czy inaczej widać po policzkach sporo :D (co do oczu proszę nie ulegać złudzeniu, to że wydają się większe na drugim to eyeliner)

--
edit:

Dorzucam foto bez tego kontrastu, bo widzę, że was trochę zwodzi, ale troszkę w innym ujęciu. Jednak różnica wciąż widoczna.

19 września 2014 , Komentarze (3)

Zmieniam plany, a mianowicie..
Nie motywują mnie te kilogramy, bo się nie ruszają, a jak się ruszają to na gorsze. A jak mnie nie motywują to nie umiem z nimi nic zrobić. Więęęęęęc...

...przenosimy akcent z kilogramów na centymetry.
Czyli, że fat burning będzie bardziej jako rozgrzewka a teraz pracujemy nad jakością ciałka. Tak, żeby ruszyło.
Oczywiście przy dobrej diecie jednocześnie z fat burningiem ciałko też robi się lepsze, ale po prostu potrzebuję coś sobie inaczej nazwać, coś dodać, coś przestawić, żeby motywacja się ruszyła. A więc eksperymentuję.

Dzisiaj zrobiłam sobie dzień chorowania, cały dzień w domu, pół dnia w łóżku, jakieś gripexy czy inne cholerstwo poszło w ruch, głowa mi napinkala, ale od kilku lat bardzo trudno mi jest rozróżnić prawdziwą chorobę bakteryjno/wirusową od przerażenia rzeczywistością i ucieczkę w wyro. Co prawda dawno tego nie miałam, ale jak zwykle mam masakryczne wyrzuty sumienia, że przecież niemożliwe, że pewnie po prostu leniuch ze mnie i objawy psychiczne przeszły w somatyczne, bla bla bla. No ale kataru i kaszlu porannego to już sobie nie uroiłam (bo z bólem głowy być może różnie). Nie wiem, nie wiem.
Trochę się boję, że mi przejdzie jutro, co oczywiście będzie cholernie podejrzane.
Jeszcze bardziej się boję, że mi nie przejdzie, bo potrzebuję być zdrowa.

Nie lubię chorować. Jakiekolwiek by nie było podłoże.

Wracając do tematu..

Z tym startujemy. Oczywiście największą różnicę zobaczymy w brzuszku, bo jemu wystarczy niewielkie spięcie mięśni i po jednym dniu ćwiczeń potrafi mieć dwa centy mniej, by następnego dnia wrócić do tego co było.

A plan jest taki:
-seria "Ja chcę mieć takie.."
-moja ulubiona Tiff
-być może Callanetics

Za tydzień w piątek melduję się z nowymi centami.
Ważyć się ważę, ale olewam do końca października (ta, wiem, że wcale nie będę olewać, ale mówić sobie trzeba, nie? :P).

W każdym razie robię to dlatego, że już mi do głowy przychodziło - ćwiczysz, jesz normalnie a nic nie spada. A wiadomo, że tak jak anoreksję się ma na zawsze, tylko pod kontrolą - z kompulsywnym odżywianiem jest podobnie. Także na typową "dietę" przejść nie mogę, a to był pierwszy pomysł, który oczywiście poskutkował dodatkowymi słodyczami "bo przecież od jutra już nie będę mogła". A "jutro" diety oczywiście nie było.

Zresztą L. też mi mówi, żeby nie dietować, ale też jeść z głową i chudnięcie opierać na ćwiczeniu. A to przecież taki mądry mężczyzna <3

16 września 2014 , Komentarze (9)

Och, dziewczyny.
Muszę tu wrócić, bo motywacja się chwieje. W sensie zapomniałam już o celu i trochę spoczęłam na laurach.
Ledwo weszłam, paczam, paczam - a tu ktoś w czasie mojego obiboctwa zobaczył już 8 z przodu na wadze. Nosz kurdę, Gośka, jakbyś nie olewała ćwiczeń to już na początku września byś miała, a tak to dupka urosła z powrotem.

Także widzę, że wpadanie tu jest ważne.
Bo już zapomniałam, że moim celem ostateczym nie jest 90. Nie jest 80. Nie jest 70.
Moje wymarzone 65.
A ja kurde już w tej 90tce się zadomowiłam i mój mózg ma poczucie, "że wystarczy". A guzik!

Będę pisać częściej, nie co dwa tygodnie.
Bo co to ma być, no :P|
Chudniemy, a nie!

xDD

4 września 2014 , Komentarze (2)

Waga szaleje. Tym razem mega negatywnie.
To te stresy. Jeszcze teraz @ w toku, także siłka odpada. Przez najbliższy tydzień odpadnie w ogóle, bo..
..bo mnie Mój na rekolekcje wysłał :P W związku z tym co się działo u nas ostatnio - w trybie natychmiastowym. Jedyne co znalazłam spełniające warunki to ignacjańskie. Także 5 dni w milczeniu, nie wiem jeszcze kto wróci po takim czasie, czy to nadal będzie Gosia :D (a może to wreszcie będzie Gosia, bo teraz nie wiadomo kto tu do was pisze? :D:D:D)

Enyłej.. W związku ze wzrostem wagi znowu potrzebuję Vitalii.
Jem za dużo. I nieprzemyślanie. Oszukuję po prostu na tym co jem. Udaję, że zdrowo a niezdrowo.
A tu naleśniki. A tu warzywka zamiast na parze to na oleju i to na takiej ilości jaka mi wcześniej nie przyszłaby do głowy. Bo się uzależniłam, jak L. był to jedliśmy u rodziców a u nich taka, wiecie, porządna śląska kuchnia. Dla L. spoko, ale dla mnie.. Zabójczo.
No nic, czas określić granice.
Białej mące, białemu makaronowi, białemu ryżowi - stanowcze nie!!!!
Niby sobie mówiłam, że jeszcze dojem ten ryż co mam w spiżarce biały, ale kurdeeee, albo wóz albo przewóz!! Chcę schudnąć czy przytyć? SCHUDNĄĆ!! To do cholery koniec z wymówkami.
Warzywa NA PARZE a nie na oleju(bo na oleju takie smaczne - no to do cholery wtrzącham więcej, jakież to logiczne, łomamusiu -.-').
Mięska mało, to ostatnie parę dni idzie.
I jeszcze Gosia.. Nie umrzesz jak kupisz sobie chudy serek zamiast tłustego. Też go możesz zjeść. I jasne - nie musisz rezygnować ze słodyczy na całe życie, ale kurde, Snickers po każdej siłce?! To już normalnie wstyd i głupota.

No to trochę się powyżywałam na sobie, teraz autoagresji stop, czas na samochwalstwo :D Czyli, z czego jestem dumna :D
Jestem dumna, bo schudłam naprawdę dużo. Nawet z jojem te ponad 30kg? To jest łał. Zwłaszcza dla mnie. Całe życie gruba, a tu? No wow.
Jestem dumna bo ważę tyle ile na początku liceum. Jak się zastanowić to nie jest to powód do dumy, że wtedy tyle ważyłam, ale zdecydowanie jestem dumna, że udało mi się przełamać tę tendencję.
Jestem dumna, bo nie mam w końcu burdelu w domu, okazuje się, że potrafię sprzątać i nawet regularnie.
Jestem dumna, bo zaczynam porządkować dzień i śpię nocami, a nie w ciągu dnia.
Jestem dumna, bo jak robię coś źle to nie tylko kończy się na refleksjach ale działam.
Jestem dumna, bo z psychiki sypiącej się w drzazgi przy najmniejszej trudności zrobiłam się naprawdę wytrzymała i mimo wielu przeciwności nie mam najmniejszej ochoty się poddawać.
Jestem dumna, bo udaje mi się wplatać element nauki w moją codzienność.
Jestem dumna, bo coraz częściej odrzucam zajęcia bezwartościowe na rzecz wartościowych.

Dojrzewam. Ale ciągle czuję się znacznie młodziej niż jestem.
Staram się zodpowiedzialnieć, ale.. No na razie L. mnie bardzo motywuje do wzięcia życia w swoje ręce, ale liczę na to, że jeszcze trochę i będę miała równie silną motywację wewnętrzną sama w sobie, a nie tylko opierającą się na nim. Bo ostatecznie to jest moim celem.
Pamiętacie moje motto?

That it's all in your head!

2 września 2014 , Komentarze (3)

Hej :)
Nie pisałam za często, teraz też nie będę miała specjalnie czasu (chyba?).
Wakacje z L.. to było wow. Teraz znowu czekanie i czekanie.. Ale to już ostatnie miesiące, bo teraz jak wróci to już na dobre :)
Ale ostatnie dwa tygodnie przed jego wyjazdem to była masakra. Ostatni tydzień to oboje płakaliśmy na zmianę.
A to mi się na wadze odbiło. O ile już dotarłam do 91 to po tym czasie podskoczyło nawet raz do 95.
Od soboty jestem grzeczna na siłce, więc już jest 93. A jeszcze przed okresem, to będzie git za tydzień, czy dwa.

Nie wiem czy ktoś jeszcze mnie tu czyta w ogóle, ale wiem, że znowu wpadniecie tłumnie jak zrobię jakieś fotoporównanie :P
A zrobię. A jakże. Ale jak zejdę poniżej 90, nie ma co się śpieszyć.
A teraz macie na pocieszenie nasze łapki:


I jeszcze jedno takie "kylymatyczne" :D

14 sierpnia 2014 , Komentarze (12)

Żyję, nie umarłam, mam się nieźle, w te wakacje już -4kg. Powoli, zdrowo, siłka, wyglądam coraz lepiej.

Porównanie zdjęciowe z nienajwyższą wagą, bo najwyższej znaleźć nie mogę, ale myślę, że te 32kg to i tak całkiem spoko różnica.
Bierzcie i motywujcie się :D

No i co? Różnica jest? :D
Warto?

Słuchajcie, ja próbowałam miliony razy. Wszystko zaczyna się w głowie. Jestem w połowie drogi, ale już wiem, że się da.
NAPRAWDĘ MOŻECIE WSZYSTKO!!!

16 lipca 2014 , Komentarze (5)

No to mamy rekordzik.
I to taki, że nie wiem.
Bo do liceum wchodziłam z wagą 96-97.
Czyli właściwie można powiedzieć, że waga z gimnazjum (z końcówki).

No a wakacje pełną parą z Moim :) Raz lepiej, raz gorzej, jak to w związku, ale wiecie.. Nie chodzi o to, żeby patrzeć w siebie bez przerwy tylko razem w tym samym kierunku. A to nam chyba zaczyna wychodzić :)

Buziam i przepraszam, że nie mam czasu was odwiedzać.