Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uwielbiam gotować, no i oczywiście jeść :D. Ostatnio staram się optymistycznie podchodzić do życia i tego całego odchudzania. Mam nadzieję, że dzięki ulepszeniu swojej diety na nowo ożywię swoją pasję do gotowania i uzyskam wymarzoną sylwetkę :).

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 28873
Komentarzy: 652
Założony: 24 lutego 2013
Ostatni wpis: 22 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
granolaa

kobieta, 30 lat, Truckers Hitch

181 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 marca 2013 , Komentarze (5)

Siemka!
Ja tu tyko na chwilę. Otóż "pochwalę" się Wam, że dziś się obżarłam. Ale w pewnej mierze było to zaplanowane. Ostatnio wyrabiałam się poniżej limitu i naprawdę sporo się ruszałam. Także mam nadzieję, że jakoś to się wyrównało. A z pozytywnych aspektów dnia dzisiejszego, to dzisiaj w szkole miałam siłownię i zrobiłam 8 min na orbitreku, 15 min na rowerku, 10 min na wioślarzu. Poza tym zaliczyłam 4 spacery po ok.20 min, zrobiłam 950 podskoków na skakance, 8 min abs, rozciąganie i zestaw ćwiczeń na pośladki. Jak na mnie to naprawdę dużo :D. Gdyby nie to obżarstwo to byłoby elegancko, bo reszta posiłków wzorowa. Mam nadzieję, że kiedyś całkiem się tego pozbędę i będę umiała się kontrolować w 100%. Dzisiaj także napisałam ostatni (jeśli go zaliczę :)) sprawdzian z matematyki. Myślę, że ten napad to też po części przez ostatni stres i zarwane noce. Muszę nad tym popracować. Niemniej jednak wciąż myślę pozytywnie i jutro zamierzam jeść ultra zdrowo. Pocieszam się jeszcze tym, że gdzieś czytałam, że takie wybryki od czasu do czasu mają dobry wpływ na metabolizm. To i tak był mój rekord bez obżarstwa, bo ponad 2 tygodnie :). I jestem pod wrażeniem, że tak szybko udało mi się "pozbierać" po tym napadzie. Nie rozmyślam nad tym, nie mam wyrzutów sumienia. Było minęło, jedziemy dalej, prosto do celu. I oby się udało. Tego życzę nam wszystkim.

18 marca 2013 , Komentarze (7)

Ahoj!
Powitanie iście czeskie (nie wiem, czy już wspominałam, ale w mojej klasie czeski jest językiem obowiązkowym :)). I znów zarzekałam się, że nie będę pisać, ale chęć pochwalenia się Wam okazała się silniejsza. Otóż wczoraj znów przetrwałam niedzielę, a na dodatek dziś wzięłam się za ćwiczenia. Nie są one jakieś mega wyczerpujące i wymyślne, ale mi odpowiadają. Poza tym przemyślałam sobie moje poprzednie podejście do ćwiczeń i doszłam do wniosku, że mój błąd był taki, że robiłam ich za dużo, przez co szybko się męczyłam i zniechęcałam. Ale tym razem będzie inaczej. Planuję robienie 800-1000 podskoków na skakance + 8 min abs + ćwiczenia na pośladki. Dziś wypróbowałam i czuję się po nich dobrze. Jest lekkie zmęczenie, ale jednocześnie mam więcej energii i lepsze samopoczucie.



Nie oczekuję jakichś spektakularnych efektów, ale myślę, że warto poćwiczyć choćby dla zdrowia i kondycji. Jedzeniowo też dobrze się trzymam. I nawet używam balsamu ujędrniającego :D.
Pozdrawiam wszystkich i życzę samych sukcesów!

16 marca 2013 , Komentarze (9)

Cześć!
Dawno nie pisałam, i chyba niestety będę tu coraz rzadziej. Ostatni tydzień to była jakaś masakra. Uczenie się po nocach, spanie po 4h i inne tego typu przyjemności.cóż poradzić, w końcu matura. Cieszy mnie fakt, że w tym tygodniu ma się trochę ocieplić :D. Oby! Pod względem diety daję radę. Jest raczej zdrowo, nie obżeram się, mieszczę się w 1600 kcal i mam nadzieje, że tak zostanie. Lepiej się czuję i to na razie musi mi wystarczyć. Boje się wejść na wagę, zrobię to dopiero wtedy, gdy będę "mentalnie gotowa". Haha, w sumie i tak to nie ma znaczenia. Raczej bardziej ograniczać jedzenia i tak nie będę, bo wtedy źle się czuję. A jak wiadomo - samopoczucie najważniejsze.



 Zakochałam się ostatnio w pieczonej owsiance. Robię co prawda bardziej dietetyczną wersję, ale i tak jest pyszna. W ogóle ostatnio więcej czasu poświęcam na przygotowywanie pysznych i zdrowych śniadań. W końcu to one są najważniejsze :D. Planuję zrobić podejście do kaszy jaglanej, bardzo mnie zaintrygowała.
Zaraz lecę na dodatkową matmę. Kolejny wpis pewnie sie pojawi za kilka dni, ale nie obiecuję. Trzymajcie kciuki za mnie, a ja będe trzymać za Was, ok?
Do napisania

12 marca 2013 , Komentarze (7)

Hejjjjj!
Miałam dziś właściwie nie pisać, ale jakoś mam taki dobry humor, że aż mi się zechciało. Wstałam sobie rano i mimo, że było to po 5 godzinach snu i wieczorze spędzonym z matmą i tak mi się jakoś wstawać chciało :D. Na śniadanie zrobiłam sobie owsiankę zapiekana z serkiem wiejskim i jabłkami. Taka pyszna wyszła, że mama zaczęła mi z garnka wyjadać :D. Poza tym wypracowanie maturalne, które ostatnio pisaliśmy poszło mi wprost wyśmienicie, miałam 42 punkty na 50 możliwych. I tylko jedna osoba napisała lepiej ode mnie (na 45 pkt). Szkoda, że nigdy nie wiem, kiedy idzie mi dobrze. Czasem dostaję dwóję, a czasem szóstkę. Nawet moja polonistka tego nie ogarnia :). Mam nadzieję, że na maturze będzie temat, z którym sobie fajnie poradzę. Poprawa z matmy, którą dziś pisała też wypadła nie najgorzej, w każdym razie na pewno zaliczyłam (warto było siedzieć w szkole do 16.30 :)). Przez ostatni rok prawie zapomniałam, jaka frajdę sprawia gotowanie. Ale spokojnie, powoli sobie przypominam :). Może po maturze założę jakiegoś bloga kulinarnego. Mam mnóstwo fajnych przepisów i pomysłów, które na razie wypróbowuję. Zobaczymy :D. Idealnie byłoby jeszcze gdyby wiosna zechciała u nas zagościć. Mogłabym się oderwać od książek i pojeździć na moim ukochanym rowerze. Na razie nie chce mi się ćwiczyć, więc ćwiczę pilnie na wf i spaceruję (zawsze to coś :D). I znalazłam świetne lekarstwo na lepszy humor. Po prostu nie myślę o problemach. Jeśli stoi mi na drodze jakaś przeszkoda, staram się traktować ja jak wyzwanie i nie poświęcać zbyt dużo uwagi. Może to poskutkuje i będę wreszcie bardziej zrelaksowana :).
A tymczasem idę się dalej uczyć niemieckiego i angielskiego, bo jutro sprawdziany.
Trzymajcie się zdrowo, ciepło i nie wiem, jak jeszcze :D

P.s. Ostatnio strasznie chodzą za mną truskawki i jagody. Chcę je już i to bardzo!



11 marca 2013 , Komentarze (9)

Witajcie :D
Jakże miło było dziś się zbudzić bez tego okropnego uczucia przejedzenia, jak to bywało w niedziele. Wczoraj po raz pierwszy od dłuższego czasu udało mi się wypełnić plan nie obżerania się w niedzielę i bardzo jestem zadowolona :)
Mam nadzieję, że mój problem z objadaniem się wreszcie skończył. Kiedyś w ogóle nie miałam takiego problemu, to się zaczęło jakiś rok temu i wolałabym o tym zapomnieć. W końcu zawsze można zacząć od nowa i dać radę
Czuję, że trochę ze mnie spadło. Wiem, że 1600 kcal to sporo, jak na dietę, ale jak na mnie to i tak dobrze. Zawsze dużo jadłam, przed tymi epizodami z objadaniem ok. 2500 kcal dziennie i wcale nie tyłam. Przytyłam przez te napady, które same w sobie miały po kilka tys kcal. I tak nie dużo, bo jakieś 2-3 kg, no ale zawsze to jednak nadbagaż. Teraz czuję, że wszystko wraca do normy, brzuch już jest płaski i ogólnie mam lepsze samopoczucie. Bo przecież można jeść wszystko tylko z umiarem :)



Nie będę codziennie dodawać jadłospisu, bo to trochę nudne, tak co jakiś czas, dla kontroli. Jeśli popełniam jakieś błędy żywieniowe to świetnie o tym wiem (jem za mało warzyw i zdrowych tłuszczy). Jeśli chodzi o zdrowe żywienie to mogłabym napisać jakąś książkę, gorzej tylko z praktyką :P.

Także dziś zjadłam

1) serek wiejski, 2 wafle ryżowe z chudym twarogiem i wędliną drobiową
2) jogurt light ze zbożami (nie lubię, ale akurat taki był w domu), jabłko
3) kasza gryczana z lekkim gulaszem (mam robiła - uwielbiam), łyżeczka twarogu, 4 daktyle
4) jeszcze nie wiem, ale prawdopodobnie serek wiejski z czymś lub jabłko i garść pistacji, na pewno wsunę jeszcze jakieś marchewki :)

Nie wiem, czemu mnie tak do białka ostatnio ciągnie. Całe czas mam ochotę na serek wiejski, twaróg albo mięso, a u mnie to raczej rzadkie. Muszę chyba jutro jakieś warzywa kupić, bo w domu się pokończyło wszystko.
A teraz idę się uczyć, bo niestety dużo do ogarnięcia mam :/.

10 marca 2013 , Komentarze (11)

Hej :)!
Nie wiem, czy pamiętacie, ale w zeszłą niedzielę pisałam, że jest to dzień, w którym najciężej mi zachować dietę. I obiecałam sobie, że już nigdy się nie będę objadać. Na razie mi się to udaje. Co prawda wyczerpałam  już limit kcal, ale i tak jestem dumna. Postanowiłam zjeść syty obiad, żeby mi przeszła ochota na wszelkie ewentualne zachcianki. Wpadły też jakieś słodycze, ale wszystko zgodnie z limitem kcal :D. Kolacji nie będzie, najwyżej wypiję zbożówkę z odrobiną mleka. Może wreszcie pozbędę się tego ohydnego nawyku niedzielnego obżarstwa.
Gorzej tylko z ćwiczeniami. Miałam nadzieję, że pogoda już będzie ładna i będę mogła uprawiać jedyny sport, który przynajmniej trochę lubię, czyli rower :). Ale niestety u mnie zima wróciła. Prószy śnieg, jest zimno i szaro na dworze :(. Przydałoby się zabrać przynajmniej za jakieś 8-minutówki.



Myślami jestem już przy lecie i wakacjach, a tu się uczyć trzeba - kiepsko. Dobrze, że rodzice mi te korki opłacają, bo jakbym miała sama się zmobilizować to byłoby ciężko.



Aha, miałam napisać o jeszcze jednej sprawie. A mianowicie o mojej dziwnej koleżance. Zrozumcie to, że wczoraj z nią chwilę rozmawiałam o jakimś temacie związanym z jedzeniem, a ona mi na to rzuciła "ty i tak 'dobrze' wyglądasz". Najśmieszniejsze jest to, że jeszcze tydzień temu twierdziła, że chyba schudłam :o. Nie przepadam za taką krytyką, szczególnie z jej ust. Ona sama jest przekonana, że jest super laską, a w rzeczywistości nie ma idealnej figury - ma trochę wystający brzuch i praktycznie brak talii. Więc jeśli o te partie ciała chodzi to wyglądam (nieskromnie mówiąc :)) lepiej. No, ale co poradzić, niektórzy są dziwni.

Ehhh, teraz lece się uczyć na poprawę z matmy, a jak zwykle mi się nie chce. W przyszłym tygodniu chyba się zważę, ciekawe, czy moje znikome wysiłki przyniosły jakikolwiek efekt, ale mam nadzieję, że tak.
Trzymajcie za mnie kciuki :)

6 marca 2013 , Komentarze (8)

Siemka!
Dzisiaj już dużo lepiej się czuję :). Naprawdę nie ogarniam swojego nastroju. Dzień zaczełam bardzo wcześnie, bo o 4 już byłam na nogach. A wiecie po co? Po to, żeby przełożyć egzamin z prawka na wcześniejszy termin. I oczywiście się nie udało ;p. Ale cóż, humoru mi to nie popsuło, w poniedziałek zamierzam zaatakować kolejny raz. Boję się, że mi w końcu teoria przepadnie, a nie chcę zdawać jej jeszcze raz na tych dziwnych, nowych zasadach. Jakoś lepiej się dziś wszystko potoczyło. Martwiłam się kilkoma sprawami, a okazało się, że jednak nie jest tak źle :). W szkole tez było w miarę ok, bo mieliśmy wyjście do kina i 4 lekcje nam przepadły. W ogóle z moją szkołą to jest ciężka sprawa, bo chodzę do klasy humanistycznej, a maturę zdaję z biologii i chemii. Także większość czasu tam marnuje, no i jeszcze muszę się uczyć niepotrzebnych mi rzeczy, bo u mnie jest dosyć wysoki poziom i wymagania tez niemałe. Decyzję o takich przedmiotach podjęłam dopiero w tym roku, gdybym wcześniej miała takie zamiary, chodziłabym pewnie do innej klasy. Jakby jednak nie patrzeć zostały niecałe 2 miesiące, więc się przemęczę :). Jedzenia nie będę opisywać, bo większość posiłków składała się z serka wiejskiego. A to z 2 powodów - miałam w lodówce kilka, którym kończy się data ważności i nie miałam czasu na jakieś bardziej wymyślne posiłki. Za to na obiad jadłam duszonego pstrąga z makaronem pełnoziarnistym, mniam! Znów dziś zaliczyłam godzinkę na rowerze. Jakoś staram się nadrobić te dni lenistwa. Szkoda, że w weekend ma być brzydko :/. W piątek jedziemy na wycieczkę, więc lajcik. Nawet przełożyłam sobie korki, bo powrót ma być dosyć późno. W ogóle nagle tyle mi się planów porobiło na wakacje, fajnie byłoby, gdyby wypaliły Jako bonus dodaję Wam jedną z moich ulubionych piosenek.
Kasabian - Fire 
Tymczasem trzymajcie się ciepło i wiosennie


5 marca 2013 , Komentarze (5)

Witajcie.
Wczoraj niestety dzień zawalony po całej linii, nawet nie piszę o tym nie chce mi się. I teraz pytanie, czemu mam taki masakryczny dołek ostatnio? Gdzie się podziała siła i energia z poprzedniego tygodnia. Poprzednie dni mogę zwalić jeszcze na @, ale dzisiaj już się kończy, a humor dalej mam podły. Nie poszłam dziś do szkoły, przynajmniej się wyspałam. Myślałam, że taki dzień dodatkowego odpoczynku mi pomoże, ale niestety tak się nie stało. Wciąż moja kondycja psychiczna i fizyczna pozostawiają wiele do życzenia. Chcę żeby było już po tej pieprzonej maturze. Chcę jechać na wakacje, zacząć coś nowego. Wyrwać się z rutyny.



 Chciałabym wreszcie znaleźć chłopaka. Wiecie, wtedy, gdy nie było mnie na vitalii trochę się wydarzyło. Przed świętami poznałam bardzo fajnego chłopaka. Super się nam rozmawiało, nawet ze dwa razy gdzieś razem wyszliśmy. Schudłam wtedy trochę. Hehe, zawsze, jak jestem z czegoś zadowolona i mam dobry humor to chudnę (dlatego teraz też by się przydało ;p). Ale niestety, potem wszystko sie jakoś posypało, już nie rozmawialiśmy tak, jak przedtem. W końcu stwierdziłam, że to nie ma sensu i praktycznie w ogóle nie mamy kontaktu. Czasem gdzieś się przypadkowo spotkamy i wtedy cały nasza rozmowa zawiera się w krótkim "cześć". I teraz chodzę sfrustrowana. Wszystkie moje przyjaciółki mają chłopaków. Ostatnio pojawił się temat wakacji. Nie wyobrażam sobie tego. One wszystkie z chłopakami i ja sama, jak piąte koło u wozu. Nienawidzę tego. Dlaczego nie umiem nawet stworzyć związku?
Także, jak widzicie na tę chwilę nic mi się nie układa. Zarówno w szkole, jak i w życiu prywatnym. Cholernie mi przykro. Każdego dnia ze sobą walczę, żeby w ogóle wstać i się nie objadać. Już dawno tak źle nie było. Mam nadzieję, że jutro coś się poprawi. Jednak przebywanie w towarzystwie ludzi dobrze na mnie działa. Wybaczcie, że tak pierdzielę, ale gdzieś musiałam to wyrzucić.
Jeśli chodzi o jedzenie to dzisiaj skromnie, muszę się jakoś zdetoksykować po tych wpadkach.
1) 2 jajka na miękko, mała kromka chleba żytniego z masłem roślinnym, 2 wafle ryżowe z 1 łyżeczką serka i pomidorem
2) jabłko
3) ok. 1/2 woreczka ryżu brązowego z gulaszem mojej mamy (chudy był i bardzo smaczny, więc postanowiłam zjeść)
4) nie wiem, ale raczej coś małego
Byłam dziś godzinę na rowerze, zmachałam się masakrycznie, bo cały czas musiałam jechać pod wiatr :/. Może jeszcze zrobię 8 min abs, czy coś. Eh, nie wiem już co robić, chciałabym się pozytywnie nakręcić, tylko nie wiem jak .

3 marca 2013 , Komentarze (5)

Wczoraj dzień zaliczony zgodnie z limitem. Wszystko pięknie, humor dopisywał, byłam pełna energii. A dzisiaj? Totalnie poległam. Obżarłam się. Nie wiem dlaczego w niedzielę ZAWSZE mam kryzys. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam normalną niedzielę. Zupełnie tego nie rozumiem. Nie wiem, co robić. Wpędza mnie to w depresję. Jutro pewnie będę się okropnie czuła, jak zwykle po obżarciu. Przepełnienie, wzdęcia i inne atrakcje. A co najgorsze nie mam komu o tym powiedzieć. Nikt mi nie wierzy, bo jestem dosyć szczupła. A ja naprawdę mam problem. I tak teraz jest lepiej, bo kiedyś potrafiłam kilka dni z rzędu się objadać. Teraz tylko niedziele. Nie chcę tak. Nie umiem przestać. Może to przez to, że niedziele zwykle całe spędzam w domu. A nienawidzę tego. Nie lubię tej wsi. Nie mam tu znajomych. Nie mam z kim wyjść. Już wolałabym mieć jakieś korki, czy coś. Eh, pochrzanione to. Może macie jakieś pomysły na poradzenie sobie z moją beznadziejną sytuacją? Tak bardzo chciałabym sobie z tym umieć radzić, być silną. A wiecie co jest najbardziej frustrujące? Wszyscy bliscy mi ludzie myślą, że jestem silną, wesołą, pełną życia osobą. A tak naprawdę rzadko czuję się dobrze. Nie chce martwić innych, zawsze staram się pomóc. Szkoda tylko, że nie radzę sobie sama ze sobą. A dlaczego? BO ŻARCIE MNĄ RZĄDZI! Ale tak nie będzie. Obiecuję Wam, że od przyszłego tygodnia się to skończy. Choćbym miała się rzucać, chodzić po ścianach i nie wiem, co jeszcze to się nie obeżrę. O nie. Muszę się z tym rozprawić. Raz na zawsze. Do końca. To ja decyduję, kiedy i co mam jeść. A nie mój brzuch. To wszystko da się kontrolować. Ale trzeba zacząć od psychiki.

2 marca 2013 , Komentarze (4)

Hej
W tej notce nie dodaję menu, chciałam tylko napisać, że trzymam się limitu kcal i bardzo dużo chodzę :).
Teraz trochę o moim trybie życia i jedzeniu. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje menu pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Jednak z mojej perspektywy każdy odmówiony sobie batonik, czy dzień przeżyty zgodnie z limitem kcal to już duży sukces. Na razie nie staram się narzucić jakiegoś strasznego rygoru. Jest mi bardzo ciężko, ot tak odstawić wszystko, do czego byłam przyzwyczajona. Ok, mogłabym na przykład zupełnie eliminować cukier i słodzone produkty, tylko po co? Wiele razy próbowałam i zawsze kończyło się to obżarstwem słodyczowym. Chcę prowadzić taką dietę, aby jednocześnie cieszyć się życiem. Zdrowe żarcie to nie jest mój jedyny cel. I kiedy wychodzę ze znajomymi to nie będę piła wody mineralnej, skoro inni zamawiają piwo. Tak samo nie zamierzam odmawiać sobie kawałka ciasta w niedziele. Nie mam jakichś tragicznych problemów z wagą, dlatego też uważam, że takie ograniczenia nie są mi potrzebne. Jednocześnie nie twierdzę, że kiedyś do tego nie dojdę. Może zdrowe odżywianie spodoba mi się na tyle, że naprawdę będę jadła same megadietetyczne produkty i będę szczęśliwa. Na razie tak nie jest i nie chcę się do niczego zmuszać. Poza tym moje życie, jak na razie jest skrajnie nieusystematyzowane. Czasami ciężko mi o konkretnej porze zjeść idealny posiłek. Często obiad jem "po drodze" i wtedy zwykle jest to jakaś kanapka i jogurt. Pod ostatnim wpisem dostałam cenną radę dotyczącą jogurtów smakowych. Wiem, że nie są zbyt dobre dla ciała. Kiedyś próbowałam pić naturalne, ale po prostu ich nie lubię :(. Postaram się też jeść więcej warzyw, dzięki za zwrócenie uwagi ;).

 Kolejnym minusem jest to, że dojeżdżam do szkoły i tracę na to sporo czasu. Przez to nie mogę pomiędzy lekcjami a korkami wpaść do domu na jakiś pełnowartościowy obiad, więc stosuję wyjścia awaryjne. A do tego z natury jestem leniem i nie lubię ćwiczyć. Może po maturze ogarnę się nieco bardziej. Póki co cieszę się każdym malutkim krokiem w stronę lepszej figury i tego się trzymajmy :D.



Tak z innej beczki to wczoraj spędziłam super popołudnie z przyjaciółką na pogaduchach przy kawie w uroczym lokalu w rynku. Od razu humor mi się poprawił :). Dziś też już zdążyłam zaliczyć korki i pójść na kolejną kawę (chyba zacznę chodzić na herbatę, bo za dużo tego :D) z 2 moich znajomych.Taka piękna dziś u mnie pogoda! Ach, nie pamiętam, kiedy tak świeciło słońce! Tyle mam do zrobienia w weekend, a siły powoli się kończą. Jestem niewyspana. Jeszcze siostra z mężem dzisiaj wpadają, z czego bardzo się cieszę. Tymczasem idę zrobić jakieś dobre ciasto na jutro.
Na zakończenie napiszę jeszcze, że jest już dużo lepiej niż było na początku. Spodnie są luźniejsze (super uczucie!), a brzuch fajnie się wypłaszczył :D.
Hehe, ciekawe, czy ktoś dotrwał do końca tego wpisu-tasiemca.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości