Od tygodnia waga stoi. Dieta utrzymana. Grzechy:: 2 whiski w sobotę wieczorem - spalone jednak na orbitreku. Pomimo zastoju wagi nie poddaję się. W poniedziałek miałam ochotę na ruskie pierogi - zrezygnowałam z zupy i wszamałam 5 sztuk polanych jogurtem. Pycha!!! Czekam na trochę słońca- człowiek by się chętniej ruszał, a tu - 12 stopni od 2 dni. Nie sprzyja to wyjściom, biegom. Mam nadzieję,że moja waga zacznie spadać, kiedy zrobi się trochę cieplej!Pozdrawiam.
Dieta utrzymana, skalpel zrobiony, humor dopisuje: kupiłam spodnie rozmiar 38.
Normalnie się sobie podobam , trzy kilo zeszło mi w ciągu miesiąca tak naprawdę. Najwięcej w cm z talii, trochę z tyłka i ud. Dietę trzymam i mimo , że moi dziś wsuwali pizzę - ja pulpeciki + brokułek na obiad.Super Super! I nawet słonko dzisiaj u nas świeci, choć mróz na dworze.
Co jest? Rano o szóstej jem duże śniadanie i lecę do pracy. W pracy jem kanapkę+ jabłko lub banana, ewentualnie kanapkę i jogurt. Umieram w tej pracy z głodu. A jak przyjdę do domu i zjem drugie o 16 to mnie trzyma aż do wieczora. O co chodzi?
Konsekwentnie dążę do celu. Zero chleba, ziemniorów i słodyczy. Trochę gorzej z ćwiczeniami, bo nadwyrężyłam mięsień czworogłowy uda. U nas zima okropna, czekam na wiosnę ,żeby wreszcie móc pospacerować.Dietę trzymam, ale w pracy "handluję" głodem, pomimo kanapek z wasy i owoców. To najgorszy czas dla mnie w ciągu dnia. W domu jakoś tak mnie głód nie męczy. Co tu do tej pracy wymyślić?- nie mam mikrofali, bo bym sobie zupę przyniosła (Nadmieniam , że jem o szóstej porządne śniadanie.)
Na sobotni obiadek zaserwowałam moim kochanym tartę z łososiem w sosie koperkowym - jedna porcja około 500 kcal, ale popedałowałam na rowerze 20 minut i zaliczyłam skalpel z EWA. A co dopiero w święta? Jak pomyślę o tych mazurkach i sernikach, ach...Dlaczego ja lubię gotować?
Dziś mija tak naprawdę 2 tydzień diety - około 1200 do 1500 kcal dziennie, codziennie 40 minut orbitrek lub skalpel. I co? Tylko kilo mniej ! Wkurza mnie to, ale nie rezygnuję , poczekam jeszcze ze dwa tygodnie, a jak nic dalej nie drgnie - zjem wielki kawał ciasta.
Na śniadanie zjadłam kromkę wasa z masełkiem, parówke i sałatke Waldorf- "garść". W pracy 2 wasy (kanapka) z wędlina i banana. Na obiad ryba na parze + warzywa i miseczka pomodorowej z kilkoma kluchami. Kolacja: jogurt z rzodkiewką. Czy to nie za mało?