To chyba jeden z niewielu dni w ostatnim czasie w którym szczery uśmiech gościł na mojej twarzy. Nawet pogoda nie popsuła mi humoru. Dziś na prawdę chciało mi się żyć co nie dzieje się często. Tę niedzielę spędziłam u J. Jej współlokatorka wyjechała na weekend, więc umówiłyśmy się na popołudnie. Zrobiłyśmy zakupy, a potem obiad. Kasza z warzywami- nic specjalnego, czegoś nam brakowało( mi osobiście ziół, bo a używam ich w swojej kuchni przeraźliwie dużo) ale i tak było smacznie. Zostało po małej porcji na jutro. Chciałyśmy wyjść na spacr, ale ciągle lało. W sumie, nadal pada. Zadowoliłyśmy się oglądaniem polsatu i szukaniem pościeli dla J. w sieci. Prozaiczne czynności, które raczej nie sprawiłyby, ze przeciętny człowiek poczuje się dobrze. Ja chyba jestem inna. Mnie to po południe cieszyło. Cholernie cieszyło. Dlaczego? Bo dawno nie doświadczyłam spędzania czasu z kimkolwiek, bez potrzeby ukrywania się pod maską. Mogłam być sobą. Mam wrażenie, że znam J. od lat, jednak nasza znajomość trwa niecałe 3 tygodnie. Czy można kogoś tak szybko "odczytać"? Ona wydaje sie być dobrym człowiekiem, któremu można zaufać, powiedzieć co trapi, męczy, ale już tyle razy zawiodłam się na ludziach, że słowo "przyjaciel" straciło dla mnie sens. Boję się nowych relacji, bo nie chcę znów zostac skrzywdzona