Pamiętnik odchudzania użytkownika:
flaviadeluce

kobieta, 28 lat, Elbląg

170 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

25 września 2015 , Komentarze (1)

Otwieram dzisiaj e-mail a tam miła niespodzianka. Wygrałam vitaliowy kubeczek :) Ładny zielony kolorek, tak więc będzie z czego pić studencką kawę.

 Wczoraj wróciłam na kilka dni do domu. Rodzice wiedzieli, że przyjadę, ale nie mówiłam im kiedy dokładnie. To miała być niespodzianka. Kiedy mama dzwoniła wczoraj rano, oczywiście kłamałam jak z nut, ze będę w piątek, albo w sobotę. Byli miło zaskoczeni widząc mnie wczoraj w domu, siedzącą na kanapie w salonie, kiedy oni wrócili z działki. Nie powiem, byli nawet lekko przestraszeni, że ktoś włamał się do mieszkania bo drzwi były zamknięte tylko na 1 zamek :)

 O 14 wsiadłam w pociąg. Już na początku trasy problemy-stoimy na 20 minut. Cudem załapałam się na przesiadkę. 3 minuty przed odjazdem z Tczewa wyskoczyłam z wcześniejszego pociągu. To się nazywa mieć farta. 

 Nie o tym w sumie miałam. Jak już wcześniej pisałam strasznie obawiałam się powrotu do domu. Moze nie tyle samego powrotu, co reakcji mamy na mój wygląd. Według wagi schudłam. 35,4 rano po wstaniu. Jednak dziś usłyszałam od niej, ze wyglądam lepiej na buzi- Jakby wszystko szło już w lepszą stronę. Czyli jednak waga się myli? Czyli przytyłam? Czy może mama powiedziała to tylko dlatego żeby mnie zbyć? Straciłam rachubę i zaczęłam się znów bać. Bać się tego, ze zaczynam tyć. Tycie, tycie, tycie - co za okropne słowo! Kojarzy mi się z tyczeniem świń do uboju... chyba uraz psychiczny po szpitalu...

 Ciągle boli mnie brzuch, mam migreny. Nie wiem, czyt o przeziębienie czy jednak stres i nerwy wywołują u mnie taki efekt.

 Nadal boję się większych liczb na wadze. Niby mam jakiś cel- wyglądać na tyle normalnie by znów nie słyszeć ironicznych komentarzy na swój temat, ale gdy przychodzi co do czego, zaczynam panikować. 

22 września 2015 , Komentarze (1)

 Dziś pogoda nie może się zdecydować. Raz wyjrzy słońce, by zaraz zostać zasłonięte warstwą ciemnych chmur. Poszłabym na spacer, ale mam wielkiego lenia. Poza tym, chyba znudziły mi się samotne spacery po obcym mieście. Współlokatorki nie są amatorkami takiej rekreacji. Ostatecznie wyszłam tylko rano na rynek kupić trochę warzyw. Cały dzień siedzę na kanapie czytając książkę (średnio ciekawa, jak większość obyczajowych, choć czytając opis w bibliotece wydawała mi się interesująca..). Ostatnio tylko tym się zajmuję. Czytam. Czytam by zapomnieć o smutku i o problemach, by zamknąć się w swoim świecie . Ale jak długo można?-pytam samą siebie. 

 W czwartek jadę na weekend do domu. Boję się reakcji rodziców. Czy coś powiedzą? Skomentują to, że obiecałam przytyć i się nie wywiązałam, czy może okażą mi pełne zrozumienie?

 Początek roku akademickiego zbliża się wielkimi krokami. Nowy rozdział w moim życiu. Boję się otwierać tę nową, czystą księgę. Niby jest pusta, ale muszę dokładnie ważyć każde słowo, które będę w niej zapisywać, by umożliwić sobie lepszą przyszłość.

20 września 2015 , Komentarze (3)

 Coś we mnie wciąż siedzi. Nie potrafię opisać tego uczucia czy stanu. Jakkolwiek bym to nazwała, wiem, ze ma to na mnie zły wpływ. Czy to emocje tak biorą nade mną górę? Depresja czy jakieś początki nerwicy? A może po prostu nie potrafię poradzić sobie sama ze sobą? 

 Hej mała! Dwie osoby w jednym ciele. Niby jesteśmy tym samym stworzeniem, jednak walczymy ze sobą! Możesz zagrać mi na nosie, ale ja nie dam Ci spokoju. Chcieli się mnie pozbyć siłą. Lecz ty jesteś typową zodiakalną panną- uparta i dążąca do celu- to Cię gubi kochanie, czyż nie?

 3 lata temu wylądowałam na hospitalizacji. 36 czy coś koło tego. Pół roku w zamknięciu i izolacji. Czy coś mi to dało? Tak, chyba tylko tyle, że między mną a moimi rodzicami zrodził się pewien dystans- żal za to, ze chcąc mnie ratować, zostałam sama w obcym miejscu, pod ciągłą obserwacją. Jedzenie, leżenie, jedzenie, leżenie. I te głupie pytania lekarzy. Jak się dziś czujesz? Fantastycznie do cholery! Tak się cieszę, ze wciskacie we mnie mięcho i nie przejmujecie się tym, że to wbrew moim przekonaniom! Ale mimo wszystko walczyłam, nie poddawałam się. Dlaczego? Przecież wtedy było mi wszystko obojętnie. Żyję czy nie, co za różnica? Walczyłam bo chciałam wrócić. Nienawidziłam wtedy moich rodziców, ale chciałam być znowu w domu. 50-cel lekarzy

 Dziś wszystko potoczyło się jakąś pieprzoną drogą! Jestem w punkcie wyjścia. Tyle co 3 lata temu-36. Dlaczego nie potrafię? Chyba ten nacisk psychologów, psychiatrów i lekarzy wywołał we mnie ten rodzaj buntu. Nie wiem, może to taka odpowiedź na ich czyny wobec mnie? Ja wam jeszcze pokażę kto ma władze! Będę robić wszystko na opak po to, byście zobaczyli, kto tu rządzi! Mam w uszach ciągły płacz mamy. Odkąd wyszłam ze szpitala patrzy mi w talerz z obawy przed nawrotem. Słyszę przytyj proszę, zjedz to czy tamto. Jednocześnie rozumiem i nie pojmuję jej zachowania. 

 Matura była dodatkowym czynnikiem, który wpłynął na utratę wagi. Bałam się cholernie tego egzaminu. A stres działa na moją niekorzyść- kilogramy lecą niezauważalnie. Zupełnie jak wtedy gdy dopada mnie smutek czy rozpacz. Ostatecznie zdałam i dostałam się na studia. Toruńskie UMK. Finanse i rachunkowość. Od początku września mieszkam na stancji. Obiecałam mamie, ze w tym czasie trochę przytyję. Przecież widzę siebie w lustrze i potrafię się ocenić. Nie sądzę, ze wyglądam dobrze, bo wiem, ze tak nie jest. Same kości! Gnat na gnacie. Po prostu czuję każdy z nich kiedy dotykam jakiejkolwiek partii ciała. Nie jestem atrakcyjna. Chciałabym schować się w worku. Zawiązać wejście do niego i siedzieć w nim jak jakiś Gollum z władcy pierścieni (bo przecież tego stworka obecnie przypominam-chyba nawet zmienię profilowe). Najgorsze jest to, że często nie postrzegam tego problemu. Patrząc na swoje odbicie myślę Czego oni chcą, nie jest przecież aż tak źle?

 Nie chcę słuchać tych ciągłych uwag mamy, komentarzy obcych ludzi i znajomych rodziny. Łzy spływają mi po policzku gdy idąc parkiem słyszę "sama skóra i kości". Chcę żyć normalnie, ale czy potrafię? Jak na razie udowadniam sobie, ze nie! Za kilka dni wracam do domu po resztę rzeczy. Chyba tego boję się bardziej, niż rozpoczęcia roku akademickiego. Tak, boję się własnej rodziny i ich reakcji na moje ciało nad którym nie potrafię zapanować.

Potrzebuję wsparcia. Proszę Was o nie. Kiedy wcześniej do Was pisałam, było mi jakoś łatwiej nie wiedzieć czemu. Moze dlatego, ze są tu też osoby podobne do mnie, ale też zupełnie skrajne. Jednak ten sam problem- akceptacja siebie-nas łączy. 

19 lipca 2014 , Komentarze (12)

Coraz bardziej się boję. Jestem pozostawiona sama sobie. To już za 10 miesięcy. Nie dam rady. Nie zdążę. Nie mogę sobie odpuścić, zacząć ryczeć w poduszkę i użalać się nad sobą. Chcę zgarnąć jakąś motywację, ale kompletnie nie wiem od czego zacząć.

Matura. Teraz to moja obsesja. Ciągle tylko gadam o tym, że jej nie zdam. Mama próbuje mnie wspierać, ale trochę słabo to wychodzi. Całymi dniami się uczę, a kiedy tego nie robię, obwiniam się za to, że działam tylko na swoją niekorzyść. Np. dziś. Kompletnie nie chciało mi się usiąść do książek, ogarnął mnie leń(pierwszy raz od długiego czasu). Jednak spróbowałam, otworzyłam podręcznik, ale nic z tego. Skończyłam na 2 zdaniu.

Wszystko mi nie wychodzi. Działam pod presją czasu. W szkole nikt mi nie pomoże. Mogę liczyć tylko na siebie. Nowa podstawa programowa wcale nie pomaga. Nie wiem czego się spodziewać. Boję się, boję się, boję się... że nie dam sobie rady. Co zrobię jak maturę zdam,ok,ale na marne 50-60 %? Mogę zapomnieć o studiach w Białymstoku. Wtedy zostanie mi tylko jakiś awaryjny kierunek po którym będę robić na kasie w durnym spożywczaku, a ja mam trochę wyższe ambicje. Chociaż i dobre studia nie gwarantują pracy. Moja korepetytorka od matmy musi dorabiać poza tymi lekcjami  w barze z kurczakami w markecie za 900 zł miesięcznie. Chciała uczyć w szkole, ale nigdzie jej nie chcą.

Boję się  swoją przyszłość... to chyba normalne... czy może jednak nie?

Kurwa!(sory musiałam) dlaczego ja płaczę?!! 

15 lipca 2014 , Komentarze (11)

Ciągle coś, ciągle ktoś, a ja nie mam czasu na wytchnienie. Za rok matura, trzeba siedzieć nad książkami całe wakacje (pół biedy gdybym przedmioty maturalne miała w szkole, a że tak nie jest (sorki ale po prostu muszę) zapierdalam po całości, ucząc się od 7:30 robiąc przerwy na jedzenie i inne sprawy które muszę również pędem załatwić.) Biologii uczę się sama, nie wiem co  mi z tego wyjdzie. Testy które wypożyczyłam z biblioteki robię na 16/30 pkt. Słabo. Z tak napisanym egzaminem o dobrej uczelni mogę zapomnieć. W matematyce pomaga mi korepetytorka. Nie ogarnęłabym tych wszystkich różniczek, ciągów, pochodnych sama (dziewczyna młoda, dopiero po studiach, ale była zaskoczona nową podstawą. Na maturze mamy to, co ona na 2 roku- nowa podstawa programowa <3).

W przygotowania do matury musiałam jeszcze wcisnąć wykłady na prawo jazdy (2 godziny przez 8 dni non stop, a potem 30 godzin jazd). Nie wiem już czy to szczęście czy nie, bo mam je po południu, ale gdy wracam do domu jestem tak padnięta, ze jedyne co mogę zrobić to zjeść kolację, przygotować tacie kanapki do pracy na następny dzień i usiąść przed komputerem lub poczytać trochę książki (zasadniczo powinnam czytać lektury, ale jakoś zbrodnia i kara mnie nie zafascynowała, a po wesele i p. Dulską nie chce mi się lecieć do biblioteki).

Żeby tego wszystkiego było mało mam utrapienie ze swoim biologicznym O. Po miesiącach namawiania wreszcie pojechał do szpitala. Teraz mieszka z nim mój brat więc jakąś kontrolę ktoś nad nim ma. Mama widzi, ze strasznie się przejmuję (a zasadniczo nie powinnam bo mało mnie ten człowiek obchodzi(ł?).) i próbuje mnie przekonać, żebym dała sobie spokój. Ojciec ma rozwaloną wątrobę i trzustkę przez alkohol, cukrzycę, problemy z sercem, ciśnieniem. Wszytko co się da. Większość to skutki zaniedbania (ma meeega nadwagę, aż ledwo chodzi) i jego nałogu. Nie pije od tygodnia. Przynajmniej taki plus. Zapisałam go do dietetyka. Sam mi to zasugerował więc załatwiłam wizytę na ten czwartek. Dziś miał mieć wypis ze szpitala (chociaż my z bratem twierdzimy, ze on sam się chce wypisać). Ojciec miał do mnie zadzwonić jak tylko pielęgniarki coś napomkną o wypisie. Miało być to koło 8. Telefon milczy a ja nie mogę się dodzwonić. 

Już nie mam na to siły. za dużo mam na głowie. Ciągle boli mnie brzuch, głowa. Zawsze wstając o 6 wysypiałam się i byłam pełna energii. Teraz wstaję bo po prostu nie daję rady wytrzymać w łóżku. Wory pod oczami są coraz ciemniejsze. Nawet kawa nie pomaga. 

KOPNIJCIE MNIE PROSZĘ W DUPĘ TO MOŻE SIĘ OGARNĘ!

wasza Flv.

9 lipca 2014 , Komentarze (1)

Po kilku miesiącach udało mi się wreszcie zapisać na prawko :D Jestem szczęśliwa. Wreszcie coś się kręci. Jedyny minus to taki, ze wykłady mam codziennie po 2 godziny i cały plan najbliższego tygodnia muszę podporządkować pod kurs. Przez to mam też mniej czasu m.in na pisanie do Was w moim pamiętniku.

Wczoraj załatwiając profil kierowcy na kurs musiałam (niestety) wsiąść w (najbardziej przewiewny i aromatyczny środek transportu o tej porze roku) autobus i pokierować swoje 4literki na dworzec. Przy ostatnim przystanku starsza pani która siedziała naprzeciw mnie zaczęła mnie pytać o to czy jestem katoliczką. W zasadzie trochębyło mi głupio powiedzieć "tak" bo z moją wiarą jest trochę krucho, ale przytaknęłam. NA początku myślałam, że albo to Jehowa (chociaż oni nie pytają o wyznanie tylko prosto z mostu-"czy zechce Pani porozmawiac o Bogu?"-bez urazy wszystkim świadkom) albo jakaś akwizytorka. Pani dała mi do ręki woreczek z małym medalikiem i książeczką. Uprzedziła moją rezygnacę z przyjęcia podarku mówiąc, że nie chce za to żadnych pieniędzy i ma nadzieję, że mi przyniesie szczęście. Dziwna sytuacja.Też miałyście taki przypadek?Zastanawia mnie tylko: dlaczego dała go akurat mi i jaki miała w tym interes oddawać medalik komuś całkowicie obcemu.

Koniec wyznań, czas na kluczowy punkt programu

Babka na białkach

P-pieczone owoce z jogurtem i pestkami

Ś- "smażony" wieśniak z warzywami i pł. jęczmiennymi

Ś- Parówka sojowa, sałatka warzywna, kanapka z pastą z białej fasoli, pieczonych pieczarek i pieczonego czosnku

O-zapiekanka marchewkowo-cukiniowa na białku z ryżem

S-wieśniak, ryż,warzywka, truskawka, migdały, pestki, pyłek pszczeli

Ś-wieśniak, soczewica, warzywa i truskawki, migdały, pyłek

Ś-wieśniak, grzanki, domowy ketchup, sałatka warzywna

Ś-wieśniak, gryczaka, warzywa, truskawki, porzeczki, pestki

P-twarożek z jagodami, morwą i migdałami

Jest tak gorąco, ze jeść się nie chce...

1 lipca 2014 , Komentarze (7)

Ach.. jak się cieszę. Dostałam już urodzinowy prezent (a sama impreza ma się odbyć dopiero za 2 miesiące), więc muszę się pochwalić :D

 canon eos 700d. Mały cudak. Dopiero zaczynam go odkrywać więc zdjęcia nie są szczytem moich marzeń, ale trochę czasu minie i będziemy mówić sobie na "ty". Wczorajszy dzieńna działce uwieczniłam mową zabawką.

i fota z której jestem na maksa dumna. Jakoś owady mnie przyciągają. Są, hmm... ?tajemnicze?

Skończyliśmy rok szkolny. Powitaliśmy wakacje. My, uczniowie. Zaczęliśmy czas ciągłej nauki i stresów. My, nowi maturzyści. Tata już się nabija i śpiewa "już za rok matura...". W tym momencie mam ochotę go udusić :) Po 5 miesiącach nieobecności w szkole miałam straszne zaległości, jednak udało mi się wszystko nadrobić. Dziękuję nauczycielom. Przez Was tak bardzo spodobało mi sie nauczanie indywidualne, ze nie chce wracać do klasy :D. Średnia 5,14. Najlepsza w klasie. Trochę głupio sie poczułam kiedy na forum powiedziała to wychowawczyni. Miałam wrażenie, ze wszyscy patrzą na mnie jak na "odmieńca". Przylazła w połowie roku i teraz zgrywa cwaniaka. 

No dobra, a teraz obiecane jedzonko.

Czary mary, kuszę twoją duszę :)

O-zupa krem z kalarepy i marchewki z kostką sojową i słonecznikiem

Ś- mus z surowego pęczaku truskawkowego z twarogiem, warzywami, migdałami i goją 

O-jednoosobowa pizza na spodzie z kalafiora

Ś-parówka sojowa, żytni razowy domowy z j. bałkańskim, sałatka warzywna z czarnuszką

K- mix warzyw z serem feta. Żytni razowy domowy z pasztetem sojowym

P- serek homo naturalny z mrożona jagodą, goją i posypką z kawy inki

s- warzywa i truskawki z serkiem wiejskim, świeżo zagniecionym moimi rękoma pełnoziarnistym wegańskim makaronem czekoladowym i pyłkiem pszczelim

O- warzywa z marokańską nutą

O- buraczany krem z tymiankiem i serem feta oraz łyżką jogurtu

24 czerwca 2014 , Komentarze (7)

Lato przyszło... wszyscy skaczą z radości na myśl o prognozach pogody które ostatnimi czasy nie wróżą nic dobrego. Chmury, chmury, chmury. No tak, ktoś chciał w Polsce drugą Irlandię... Wg. TVNmeteo w moim mieście do końca pierwszego tygodnia lipca na ponad 23 stopnie nie ma co liczyć, a słoneczko do tego czasu będzie na świecić całe 2 dni! (to się rodzice ucieszą na myśl, że spędzą sobie urlopik niczym na tropikalnej wyspie )

Przez taką sytuację meteorologiczną nic się nie chce. Zamiast się trochę pouczyć (przyszłoroczna matura sama się nie napisze) nawet pudełko z fusami z herbaty zaczyna mnie ciekawić. I oto rezultat:

Taaa... Dobra już dobra, nie będę więcej narzekać. Hjuston, Hjuston! Widzę słońce! W plecy mi grzeje! O... jak dobrze :)

Jako, ze wczoraj był dzień taty, nie omieszkałam nic nie przygotować. Na szybko zmajstrowałam torcik z drożdżówki z kremem budyniowym i dżemem z czarnej porzeczki. Tacie smakował (nie wspominam już o mamie która ma cukrzycę, słodyczy nie powinna a i tak wcina jak małpa banany :D)

Jeśli pozostaniemy na chwilkę w temacie drożdżówki...

No dobra a teraz zdjęcia kilku posiłków (wiem, wiem, jest ich coraz mniej ale to dlatego, że ostatnimi czasy nie miałam czasu wymyślać a co za tym idzie nie miałam Wam kochane nic ciekawego do pokazania. Odrobię w wakacje. Macie moje słowo)

Ś-zupa marchewkowo-nektarynkowa z soczewicą (PYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYCHA)

Prz- zamrożony mus truskawkowy z jogurtem i nasionkami

Ś-serek wiejski z pyłkiem, migdałami, grzankami z kromki żytniego, marchewka, seler, pietruszka, cukinia i chyba truskawka

Ś-Żytni z pasztetem sojowym, jajo i sałatka w sosie z kurkumy której składu nie pamiętam

Ś-(wydaje mi się, ze dodawałam tę fotkę), sałatka, twarożek z truskawkami, goją i czereśniami, żytni

O-Cukinia faszerowana grzybami w mielonym sojowym z posypką z fety

Ś-wieśniak, pł jęczmienne, marchewka, seler, cukinia, pietrucha, niektarynka

i na koniec troszkę przyrody :) Sorki za jakość zdjęć, ale przy takiej pogodzie trochę mój aparacik w telefonie niedomaga

16 czerwca 2014 , Komentarze (9)

Ciasto wymyślone na poczekaniu i z potrzeby wykorzystania białek które mama kiedyś zamroziła. Nikomu nic nie było, nikt od salmonelli nie umarł, więc ciasto godne polecenia. Ja sama słodyczy nie jadam (poza gorzką 90% czekoladą którą skubnę od czasu do czasu) więc mogę opierać się na opinii rodziny, ale jeżeli babcia na poczekaniu zjadła 1/4 foremki to chyba musiało być dobre :D

Ciasto wymaga trochę cierpliwości ale jest warte czasu (tak przynajmniej twierdzi moja rodzinka)

Wysłałam przepis do Pani Ewy Wachowicz. Trzymajcie kciuki, moze tym razem się uda. (jedno z moich marzeń by się spełniło :D)

1 galaretka wiśniowa (słodzona)

szklanka białek

1 cukier wanilinowy

paczka herbatników

3/4 tabliczki gorzkiej czekolady + ok 5-6 łyżek mleka do rozpuszczenia

1.formę do ciasta lekko natłuścić olejem (aby pianka nie przywarła). Spód blaszki wyłożyć herbatnikami. Odstawić.

2. galaretkę rozpuścić w 400 ml wody a zlewkę odstawić do miski z zimną wodą aby galaretka ostygła (ale nie tężała)

3.Białka ubić na sztywno z cukrem wanilinowym (jeżeli preferowane są słodsze wypieki radzę dodać jeszcze trochę zwykłego cukru)

4.300 ml przestygniętej, ale wciąż nie stężałej galaretki powoli wlewać do piany z białek cały czas miksując. masę odstawić na 10 minut do lodówki aby zrobiła się bardziej zbita. Po tym czasie masę wyłożyć na herbatniki umieszczone w blaszce i znów włożyć do lodówki.

5.Czekoladę rozpuścić w odrobinie mleka. kiedy cała się rozpuści wlewamy pozostałą galaretkę i dokładnie mieszamy. Zostawiamy na trochę do ochłodzenia

6. Po upływie 45 minut od włożenia pianki do lodówki wylewamy na nią polewę z czekoladą, rozprowadzamy do cieście

7. Teraz pozostaje nam znów poczekać, ale spokojnie, kiedy minie godzinka można już spokojnie kroić. 

I tak na marginesie zapomniałam się pochwalić. Na działce mamy rzodkiewkowy boom, ale taka była tylko jedna...

100% eko :D

16 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Tak tak, przepraszam za moją dość długą "nieobecność". Prawdę mówiąc, byłam z Wami codziennie przez te 2 tygodnie od ostatniego postu, ale czas nie pozwala mi usiąść spokojnie do komputera i opisać wszystkiego co bym chciała. Koniec roku szkolnego się zbliża i trzeba pokazać się z jak najlepszej strony (nie tyle chodzi o oceny, bo są już wystawione, co o opinię na przyszły rok szkolny :D Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz, czy coś w ten deseń :)). Kolejny rok w liceum i kolejna średnia z paskiem na którą nawet nie liczyłam. Wszystko to zawdzięczam moim nauczycielom którzy swoją życzliwością pomogli mi nadrobić zaległości z 5 miesięcy kiedy nie było mnie w szkole. Mam nadzieję, że uda mi się załatwić znów nauczanie indywidualne na 3 klasę. W końcu maturka za rok i trzeba wypaść jak najlepiej jeżeli chcę iść na studia. Przez ten brak czasu zaniedbałam trochę moją akcję czytelniczą "przeczytam tyle ile mam wzrostu", ale przez wakacje spokojnie nadrobię zaległości i z 20 zebranych centymetrów zrobi się 170 :) (no okej patrzmy na rzeczy realnie, niech będzie 100). Kończę więc swoje wywody i podsyłam kilka zdjęć. Może uda mi się napisać do was choć słówko za kilka dni.

Flv.

PS. Zdjęcia jedzenia podpiszę wieczorkiem jak znajdę chwilkę :)

mój ostatni wymysł:

ciasto pianka