Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

optymistka :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7874
Komentarzy: 184
Założony: 6 lutego 2014
Ostatni wpis: 6 stycznia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Wiolowa

kobieta, 37 lat, Olsztyn

177 cm, 77.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 września 2014 , Komentarze (4)

Hejaa :)

Tak jak w temacie :D

Ostatnio więcej ćwiczę w zaciszu domowym. Może nie jest to aż taka wielka dawka ruchu ale zawsze coś. Polubiłam filmiki 10 min (szczególnie Tiffany i Mel b.). Pocę się jak świnka i oddycham jak astmatyk ale jak postanowię wytrzymać tak też wytrzymuję. Ćwiczę około 40 min komponując różne 10 min. Nie jest to w 100 % tempem jaki na filmikach ale z czasem będzie lepiej.

Ostatnio też wybrałam się na dłuższą przejażdżkę rowerową i zauważyłam, że kondycyjnie jest już znacznie lepiej także ciesze się ogromnie, a rower to moja absolutna miłość.

Co do wagi to nie wiem, gdyż moja maszinu zeziarła baterie do końca i jakoś mi nie po drodze by dokupić, ale jak już to zrobię to sprawdzę czy coś tam drgnęła chociaż jakoś specjalnie mi do tego się nie śpieszy. Czuję, że jest mnie mniej,a to poczucie mi wystarcza :)

Co do jedzonka jest typowe MŻ, czyli jem w zasadzie wszystko ( po za słodyczami za którymi nie przepadam, gazowańców też nie specjalnie, a na fast foody szkoda kasy).

Dziś mało dietetyczny obiad stworzyłam ale zjadłam niewiele, Luby mi smęcił o kluski śląskie więc zrobiłam, a do tego pieczona szynka w sosie pieczeniowym. Sama zjadłam tylko 4 małe kluseczki kawałek szynki i odrobinkę sosu a do tego pomidora z cebulą. Nie mogłabym przeżyć jakbym nie zjadła klusków :P normalnie pewnie bym zjadła z 10 więc oto mój sukces- TYLKO 4 :D

Kolacja już znacznie lepsza, bo kawałek suchej kiełbasy, a później serek wiejski.

Mam nadzieję, że ćwiczenia wejdą mi w krew i będę coraz lepiej je wykonywała pod względem technicznym, a także przedłużę czas do godziny dziennie :)

(pa)

3 września 2014 , Komentarze (9)

Dzisiaj trochę o tym, że warto być optymistą.

Może to naiwne myślenie, może nie każdemu się spodoba ale w moim dotychczasowym życiu przekonałam się o skuteczności metod pozytywnego myślenia.

Nie chodzi o to by się szczerzyć jak głupi do sera przez cały dzień, chodzi o to by dostrzegać w małych rzeczach coś pozytywnego.

Jako, że to portal o tzw. Odchudzaniu ( eh nie lubię tego określenia) to będę opierała się głównie na przykładach z tym związanych.

 

Większość z Was zakłada sobie jakieś cele, np. 4 kg w miesiąc. Co się stanie jak cel nie zostanie osiągnięty?

 Pesymista - poddaje się, bo przecież się starał i nie wyszło z tego oczekiwany rezultat. Popada w rozpacz i wątpi w swoją siłę.

Optymista - cieszy się, że schudł chociaż kg, a może nawet nie schudł ale polubił ruch, poznał koleżanki na siłowni, a może nawet z tego, że podczas ćwiczeń czuje się lepiej.

 

Zawsze zdarzają się wpadki nawet największej perfekcjonistce. I co wtedy?

Pesymista- zadręcza się brakiem silnej woli, wmawia sobie swoją niby słabość. Wraz ze złym nastrojem może pojawić się myśl, że przecież nie warto się starać, bo i tak polegnie, a jak polegnie to coo tammm zjem sobie jeszcze jedną czekoladę.

Optymista- zjadłam czekoladkę, pyyycha była ale teraz idę pojeździć na rowerze, może pójdę na basen. To tylko czekolada, a ja jestem silna, że nie zjadłam więcej, OTO MÓJ SUKCES!

 

To są takie małe przykłady obrazujące fakt, że warto się lubić i ufać temu, że pomimo słabości, które ma każdy warto cieszyć się z małych rzeczy, które przecież mogą być częścią czegoś większego. Przecież każda z nas jest silna i piękna , więc czasami warto to sobie powtarzać w myślach by pamiętać, a uwierzcie takie powtarzanie sprawia, że nawet największa pesymistyczna dusza w końcu w to uwierzy. Swoją drogą jeżeli my same tak o sobie myślimy cały świat nie ma wyboru, też musi :D

 

I jak to powiedział Ralph Waldo Emerson

„Człowiek jest tym, o czym przez cały dzień myśli”

Ps. Dziękuję Wam za porady w kwestii ćwiczeń, wczoraj dałam czadu z Tiffany Rothe 10 min Booty Shaking i Mel b. trening całego ciała i na brzuch. Tak jak obiecywała Mrs Shout podczas ćwiczeń było okej z tą Tiffany ale dziś mam meeega zakwas. Czyli działa ha ! ;)

 

2 września 2014 , Komentarze (16)

Witam :)

Jak już wspomniałam w którymś z poprzednich wpisów chciałam wziąć się za jakieś dywanówki. Pojawił się problem w postaci mojego lenistwa :P i jakoś zarzuciłam ten pomysł.

Teraz chciałabym czegoś nowego popróbować, bo jakieś urozmaicenie się przyda. Rower nadal aktualny, spacery codzienne muszą być, hantelkami też czasami porzucam ale przydałoby się coś jeszcze :)

Przejrzałam You tube ale jakoś mało co mi wpadło w oko po za Mel b, którą lubię ale chciałabym mieć coś jeszcze w zanadrzu, bo jestem typem co woli mieć większy wybór ;)

i tu pytanie do Was Dziewuszki. Macie jakieś ulubione ćwiczenia? coś szczególnie polecacie dla okrąglaka co nie chce już nim być? ;)

Poproszę o linki :)

bajoooo:D

28 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

Dziś temat z życia wzięty, niestety...

Zacznę od tego, że napaliłam się jak szczerbaty na suchary na kurtkę przeciwdeszczową z lidla, 

Także dziś rano popędziłam do owego sklepu. Wchodzę pewnym krokiem podążam do działu gdzie powinny się znajdować tego typu rzeczy i co widzę?? gromada kobiet w wieku różnym prawie siłą wyrywa sobie ostatnie sztuki kurtek.

Myślę sobie okeeej nie będę pchała się na siłę, pochodzę po sklepie może coś jeszcze kupię, a jak się trochę rozluźni podejdę. 

Tak też uczyniłam, stała jedna kobieta z dzieckiem więc podchodzę. Zostały 2 sztuki więc zaczęłam sprawdzać rozmiar , a po chwili owa "Pani" wyrywa mi z rąk kurtkę jednocześnie krzycząc do dziecka " jak pilnujesz? zaraz ktoś mi je ukradnie" 

Ja z uśmiechem odpowiedziałam " miłej Pani", że o ile nie posiada paragonu za tą rzecz określenie "ukradnie" jest dość nie trafione, bo ta rzecz nie jest jej własnością. (była to raczej odpowiedź z uśmiechem i nie chciałam się kłócić, bo rzecz nie warta świeczki)

Reakcja była taka, okazał się tępy wyraz na twarzy owej "Damy", mi zasunęła z bara i szarpiąc dziecko za rękę poszła sobie z (uwaga!) obiema ostatnimi kurtkami.

Kurtka jak kurtka ale smutno mi się zrobiło, że w ludziach tyle złości i chamstwa, a co gorsza tacy ludzie wpajają takie zachowania dzieciom.

(dlaczego słowo Pani jest w cudzysłowie? bo powinnam użyć słowa Babsztyl :P)

27 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Witam :)

Dziś pomyślałam sobie refleksyjnie o tym co sprawiło, że moje ciałko jest w takim stanie skupienia nie innym. Myślę, że podstawą jest poznanie tego co nas blokuje, albo inaczej jest WROGIEM.Chronologicznie oto oni ;)

1. Siedzący tryb życia- co tu dużo mówić jestem typem co nie lubi się pocić. Owszem lubię spacerować, rower ale przy wcześniejszej kaloryczności posiłków te wszystkie aktywności nie były w stanie spalić tego co jadłam i odkładało się tu i ówdzie. Teraz też nie rzucam się na głęboką wodę ale kiedyś oglądając TV i program o odchudzaniu pewien trener wspomniał, że aby się zmobilizować można np zacząć od tego, że podczas oglądania TV natrafiamy na reklamę więc w tym czasie fruuu z kanapy i np. 10 przysiadów ( i tak co reklamę jakieś ćwiczonko). Szybko się wkręca, a przez kilka godzin przed TV tych ćwiczeń się uzbiera. Oczywiście to taki przykład. Ja na np będąc w kuchni i czekając na to aż mój czajnik pstryknie, albo coś się podgrzeje wykonuję różne akrobacje. 

2. Ukochane węglowodany- Kocham je miłością ogromną i nie przemijającą. Co gorsza umiem przyrządzić wszystkie odmiany klusek, kopytek, naleśników, pierogów, pyz itp. Nie zrezygnuję nigdy z nich w 100% bo dają mi szczęście:P ale już nie opycham się tak strasznie. Tutaj stosuję metodę małego talerzyka i nie jem tego przed tv ani laptopem. 

3. Nieregularne posiłki- Kiedyś mogłam jeść 2 wielkie posiłki dziennie przez resztę dnia pijąc kawę i paląc ogromne ilości fajek. Teraz mój brzuch po 4 godzinach od poprzedniego posiłku burczy jak wściekły więc chcę czy nie muszę coś zjeść, chociaż nadal zdarzają mi się dni zapomnienia.

4. piwoooo- mieliśmy rytuały w postaci wieczornego oglądania filmów a do nich piwo i chipsy albo fryty. Na początku wszystko okej do momentu aż uświadomiłam sobie że od miesiąca codziennie piję alkohol. Wtedy kwestia wagi nie zaprzątała mojej głowy ale stwierdziłam, że to jest złe i może prowadzić do problemu. Oprócz tego kwestia kasy przekonała nas do tego, że wprowadziliśmy zasadę alkohol jak już tylko w weekend (oczywiście nie w każdy weekend).

To czwórka największych wrogów, których mam świadomość i walczę z całą zawziętością :) 

24 sierpnia 2014 , Komentarze (6)

My kobiety ( wszystkie jakie znam) mają odwieczny problem z garderobą. Szafa pęka w szwach a ja nie mam się w co ubrać. Zaaawsze tak jest, ale ten problem zawsze nabrzmiewa w momencie gdy muszę wyglądać jak człowiek. Są to zwykle uroczystości, święta, urodziny, imprezy "na mieście" wywalam z szaf wszystko i rwę włosy z głowy "booo nie mam w co się ubrać". Zwykle mój Luby juz dawno gotowy, bo na nim wszystko wygląda dobrze, a na mnie już niekoniecznie. Mam obsesje na temat maskowania swoich niedoskonałości, bo jeżeli czegoś nie przemyślę to później jest mi niewygodnie (ciągle na wdechu:P). Ostatnio odkryłam bluzki baskinki, jak dla mnie bomba. No i wczoraj zamaskowaszy się poszłam na impre i usłyszałam , że "niezła z Ciebie laska" :D

Także moje umiejętności maskujące rozkwitają i zostały docenione ;)

edit. Zdjęcie usunięte, bo i po co ma tu wisieć ;)

22 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

Po rozmowie z przyjaciółką i pewnymi refleksjami na temat ćwiczeń postanowiłam opisać dwa przykłady osób chcących zmienić swoją sylwetkę. Obie osoby znam osobiście, więc nie jest to wytwór mojej wyobraźni J Być może skłoni to kilka osób do refleksji, być może nie. Ja nadal zastanawiam się w którą z dróg pójść. Jako, że nie jestem osobą radykalną ( co już przedstawiłam w poprzednim wpisie) pewnie wybiorę własną miłą dla mnie drogę;)

Ale przejdźmy do sedna , opiszę historie dwóch super Facetów, którzy postanowili wziąć się za siebie.

1)      Pierwszy przykład to mój Kuzyn. Ma 37 lat i od kiedy pamiętam był to misiowaty Facet o wzroście koło 190 cm. Nie był „gruby” tylko powiedzmy pulchny do momentu aż dosięgła Go klątwa brzuszka po 30 ;) Waga rosła , a kuzyn jakoś specjalnie nic z tym nie robił aż do momentu gdy przypomniał sobie, że przecież jako dzieciak parał się kolarstwem i stwierdził, że może by tak pojeździć rekreacyjnie z synami. Rekreacja szybko zmieniła się w coś poważniejszego. Kilka km dziennie na rowerze zmieniło się w kilkadziesiąt, a do tego odnalazł także swoja pasję w bieganiu. Po roku gdy spotkałam kuzyna nie poznałam Go, wygląda jak typowy wychudzony maratończyk. Oprócz codziennego wysiłku wprowadził także bardzo restrykcyjną dietę. Rozmawiając z Nim nie do końca ufam w Jego zapewnienia, że teraz to jest dopiero szczęście. Pracując na noce , wraca kładzie się na kilka godzin po czym wstaje i idzie na rower ( widziałam na fejsie Jego trasy i myślałam że oczy mi z orbit wylecą, bo w weekend to było nawet 60 km , a po pracy 40 :/). Sam powiedział, że zmienił uzależnienie od hamburgerow na uzależnienie do roweru i biegów. Fakt, jest szczupły, wysportowany ale jakby 10 lat starszy (chodzi o twarz). Oczywiście lepiej biegać niż żłopać browara i zagryzać hambusiem ale ja nie jestem do końca przekonana do takiego życia ( to akurat moje subiektywne odczucie).

2)      Drugi przykład to mój dobry znajomy, mąż mojej Przyjaciółki. Facet 30 lat o wzroście 180 cm i pokaźnym brzuszku. Od kiedy go znam, a będzie już z 8 lat zawsze był okraglaczkiem.  Zawsze twierdziłam, że nie wyobrażam sobie Jego w formie szczuplejszej ale z drugiej strony jednak nadwaga to nie tylko wizualne aspekty ale także zdrowotne. Zatem mój Kumpel stwierdził, że bierze się za siebie i najpierw z Przyjaciólką zaczęli liczyć kcal i określili sobie właściwą ilość, kg spadały. Wszystko trwało do momentu aż znudziło się liczenie i powrócili do tego co było. Kumpel to typ faceta co wciąga kawałek tortu za nim ja jestem w stanie ukroić następny. Jego żona, a moja przyjaciółka trafnie stwierdziła, że jej mąż nie je tylko wpier..ala :P Teraz od 2 miesięcy zapisał się na zajęcia sztuk walki i biega ale wizualnie nic zupełnie się nie zmienia. Byłam tym zdziwiona, ale Przyjaciółka mnie oświeciła. Kumpel stwierdził, że skoro tyle się rusza to musi więcej jeść więc teraz wpier..ala do kwadratu :P Jako, że nie ma deficytu kalorycznego nie chudnie. Co z tego, że wylewa z siebie 7 poty jak w domu opycha się jak szalony. Wychodzi z tej historii na to, że w Jego przypadku lepiej sprawdzała się sama dieta, a ćwiczenia stały się Jego psychologiczną furtką do większej ilości jedzenia.

 

Super jest korzystać z własnych doświadczeń, ale także warto korzystać z cudzych. Ja po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że ani zbytni fanatyzm , ani liberalizm nic dobrego nie przyniesie. Nie chcę podporządkować swojego życia temu jak wyglądam, ufam pomimo zewsząd panującemu kultu piękna zewnętrznego, że to co w środku najważniejsze. Także nie wybiorę opcji zarzynania się wielką dawką ruchu zaniedbując inne aspekty mojego życia . To nie dla mnie…

Z drugiej strony jestem tu po coś, więc tak jak zmieniam to co jem powoli tak małymi kroczkami ruszam w stronę aktywności ale tej fajnej :) czyli wspólny wypad na rower, spacer z Lubym gdzie się śmiejemy , a przy okazji On się nabija, że ja czerwona jak burak a On na „lajcie”. Zamiast jazdy autem (którą kochaaaam, jestem absolutnym automaniakiem) iść do tego sklepu na piechotę. Zapisać się na jakąś zumbę albo spotykać się z koleżanką na domową.

(polecam Wam program „XL kontra XS” nadawany na TTV, fajnie pokazuje skrajności)

 

Pozdrawiam i ruszam na spacer :D

 

 

 

 

 

 

21 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Dzisiejszą notkę poświęcę czasowi, który większość osób wyznacza sobie do osiągnięcia celu jakim jest wymarzona masa ciała czy ogólny stan wizualny sylwetki. Dodam, że zwykle jest to czas z tych ekspresowych;)

Sama nie wyznaczam ram czasowych. Dlaczego?

Pomyśli ktoś, że tych ram nie mam by się „opierdzielać” i żreć nie wiadomo co, a później stwierdzić, że przecież mam czas. Chodzi bardziej o to, że lubię się znajdować w sytuacji psychicznie komfortowej dla mnie . Same/ sami dobrze wiecie jakie jest rozczarowanie w momencie gdy w wyznaczonym czasie pomimo wysiłków stajesz na wagę, a tam nie to czego się spodziewałaś/eś. Ja mam furtkę w postaci mojego luzu czasowego, waga nie jest w stanie mnie rozczarować. Rozczarować może mnie jedyne poddanie się i powrót do chipsów i piwa i tej codzienności przepełnionej węglowodanami. Dana masa ciała nie jest dla mnie celem tak jak pisałam na początku, bardziej się skupiłam na procentowym udziale tkanki tłuszczowej. W marcu gdy zaczynałam zmieniać moje nawyki bf na poziomie 33%, obecnie 29% ,oto mój mały sukces. Oczywiście fajnie widzieć, że na wadzę coś się ruszyło ale przecież na co dzień nie mam przyklejonej tej liczby na czole ( dlatego śmieszą mnie tematy na forum pt. „na ile kg wyglądam”:P). 

Kolejnym plusem jaki widzę w tym, że nie pędzę na łeb na szyje to stan mojej skóry. Mam więcej czasu by się nią zaopiekować J

Teraz coś o tzw. Motywacji.  Niektórzy czas traktują jako coś co ich motywuje. Odliczają tygodnie, dni i godziny do końca. To jestem w stanie zrozumieć , ale co się stanie po tym określonym czasie? Załóżmy osiągamy określoną sylwetkę i co wtedy? Czyżby już nie było motywacji? Wtedy zwykle zauważalne jest jojo, bo już przecież mogę, bo czas diety się skończył i hulaj” brzusia” , piekła nie ma. A co na to nasz organizm? Przy wcześniejszej radykalnej diecie z dużymi ograniczeniami nasz organizm dostaje bomby kaloryczne, których kilka miesięcy nie dostawał więc apetyt na nie jest ogromny, ilości dużo większe niż gdybyśmy w czasie naszej zmiany czasami pozwalali na małe przyjemności. Dlatego mi daleko od radykalności, pozwalam sobie na małe grzeszki ale w rozsądnych ilościach i raz na jakiś czas.

Moje podejście do tego procesu wynika z błędów popełnionych kilka lat wcześniej. Jako dziecko, a później nastolatka byłam zawsze pulchnym stworzonkiem, ale jako  że mogę się pochwalić dość wysokim wzrostem nie było wielkiej tragedii ( tak mi się wydawało). W końcu w 3 klasie LO dobijając do wagi 89 kg zafiksowałam się na odchudzanie. Najlepsze było to, że wtedy od 3 lat byłam wegetarianką, a moja waga wynikała z częstego błędu początkujących wege czyli rekompensowaniu sobie białka węglowodanami. Wtedy obrałam najgorszą z możliwych dróg – dieta pt. prawie nić nie jem i do wakacji super sylwetka. W przeciągu 8 miesięcy dobiłam do ok. 56 kg i wyglądałam jak tyczka z płaskodupiem za przeproszeniem. Wiadomo, że całe życie nie da się jeść 500 kcal dziennie więc po latach dobiłam znowu do 85,9 kg.  Najlepiej czułam się z wagą 65-67 kg, dlatego taką wagę ustawiłam na pasku, co jednak jest tylko przewidywaniem, bo być może cele ulegną zmianie. Chciałabym mieć 23-25% tkanki tłuszczowej.  

Wiem, że moje podejście do utraty wagi jest dość liberalne i nie każdy się odnajdzie w tym. Ja nie traktuję tego jako diety, tylko traktuje zmiany jako takie z którymi będę żyła do końca swych dni ;)

Miłego wieczoru (pa)

 

 

 

19 sierpnia 2014 , Komentarze (1)

Witanko :)

Czuję się już znacznie lepiej i mogę z pełną parą wziąć się za siebie :)

Tak jak wspominałam miałam zważyć się u rodziców. Okazało się, że waga mojej mamy ma identyczny "problem" co moja czyli w zależności od miejsca w mieszkaniu waży inaczej.

Biegałam po chałupie w gaciach i zrobiłam kilka pomiarów po czym wyciągnęłam średnią (waga nie przekroczyła 80) (darowałam sobie mediany i dominanty :P). 

Wyszło 79 kg z których jestem zadowolona bo psychologiczna 80 pękła. Nie idę jak burza, to fakt. Raczej można mnie określić ślimakiem albo i jakimś ospałym pandą ale progres jest, bo czuję to po ubraniach.

Tak sobie pomyślałam, że ten przysłowiowy ślimak o ile ma w sobie wystarczająco konsekwencji może zapełznąć dalej niż zrywna i przejściowa burza ;)

Tym poetyckim akcentem kończę i zabieram się za robienie jakiegoś żarełka (pa)

ps. oto nasz nowy domownik, Rafcio szatan, który wieczorem wykazuje iście psychopatyczne zachowania i jest uzależniony od swojego kołowrotka ;)

16 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Witam :)

Tak jak w tytule ...

Wczoraj spałaszowałam jak głupia tą durną pizze popijając wińskiem, a dziś wstałam rano z mega rewolucją w brzuchu i myślałam, że nie dojadę do rodzinnego domu. Najgorsze, że miałam dziś do załatwienia jedną dość stresującą sprawę co jeszcze pogłębiło moje rewolucje. Na szczęście sprawa została załatwiona, rewolucja odeszła ale za to pojawiła się gorączka i ból głowy. Jestem typem, który unika farmaceutyków do końca więc póki co siedzę w łóżku pod kołdrą i piję herbatę, a za oknem 15 stopni. 

Miałam w planie spotkać się ze znajomymi ale daruję sobie i posiedzę w cieple i samotności :)