Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (21)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 122416 |
Komentarzy: | 3687 |
Założony: | 31 sierpnia 2013 |
Ostatni wpis: | 3 listopada 2015 |
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
Moja aktywność - spaliłam 1084 kcal
Wege fotomenu, kolejny spadek i wyzwanie rowerkowe
:)
Do osób chcących zaprosić mnie do znajomych: zanim wyślesz mi zaproszenie, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad w moim pamiętniku!:) Poza tym przeczytaj sekcję "o mnie" :) Dziękuję!
Dobry wieczór!
Dziś będzie króciutko, bo nie mam czasu :) Dzień zaliczony raczej poprawnie, może poza dużym obiadem - dużym ilościowo, bo jeśli chodzi o kcal, to myślę, że nie było źle.
Poza tym odważyłam się rano wejść na wagę - pokazała 83,8 kg, czyli spadek o 400 g od zeszłego poniedziałku :) Dupy nie urywa i nie doszłam ciągle do tego, co na pasku, ale spadek to spadek, a poza tym teraz wiem przynajmniej, że to prawdziwy spadek, a nie spowodowany biegunką. Mam też nadzieję, że do przyszłego tygodnia uda mi się nareszcie pokonać te nieszczęsne 83,5 kg... ;)
Fotomenu:
Śniadanie: gotowana owsianka z otrębami, chia, orzechami, rodzynkami, jagodami i bananem - wyszło mi półtora porcji (więcej niż na zdjęciu), ale to dlatego, że dość długo ją gotowałam i ciągle dolewałam wody ;)) Była całkiem niezła, dosłodziłam ją trochę stevią (której nienawidzę) i syropem buraczanym. Jagody były wielkości śliwek, olbrzymie po prostu :P
II śniadanie: jabłko (to wielkie), nektarynka (ta malutka) i kilka orzeszków z cieciorki :) Tym razem wyszły naprawdę przepysznościowe ^^
Obiad: znów męczyłam kaszę gryczaną i kotlety z cukinii :) Tym razem pokroiłam je w kosteczkę, podsmażyłam, wylałam na całość jajka (2) z mlekiem i kaszą, dodałam trochę grana padano i czekałam, aż pięknie się zetnie. Do tego sporo surówki ze zredukowanym balsamico i kilka orzeszków z cieciorki :) Jutro będzie spokojniej ilościowo, bo już dzisiaj chciałam zjeść do końca tę kaszę ;) Danie mało atrakcyjne wizualnie, ale naprawdę pyszne :)
Kolacja: powtórka z rozrywki, czyli serek wiejski... tym razem 0,1% tłuszczu (nie lubię go, ale myślałam, że może z dżemem przejdzie - przeszedł), do tego 1/2 owocowego słoiczka dla dzieci z jabłkiem, truskawką i malinami, 2 łyżeczki dżemu, naturalna activia i kilka żurawin (mówi się tak? kilka żurawin? głupio jakoś...) :)
Ot, i całe moje menu :) Humor mam niezły, a miałabym o wiele lepszy, gdyby nie okazało się dziś, że przez głupią biurokrację prawdopocobnie będę musiała studiować semestr dłużej, wrrr... Przejmuję nastawienie od winter_beats i stwierdzam z całą stanowczością, że uwielbiam się odchudzać - czego i Wam życzę :)
Chciałam dziś zacząć z Callanetics, ale jest strasznie późno i chyba nie dam rady. Czeka mnie jeszcze jedenasty dzień wyzwania abs... nie wiem, jak ja to zrobię :) Poza tym na jutro mam zadanie z językoznawstwa, a jeszcze nawet nie zaczęłam... o psycholingwistyce nie wspominając. Jutro nie ma szans, bo jestem cały dzień na uczelni, mam nadzieję zacząć od środy. Podoba mi się ta idea i naprawdę jestem ciekawa efektów :)
Jeśli chodzi o dzisiejszą a k t y w n o ś ć, to standardowo spacerek, 7.400 kroków, 517 kcal, poza tym brzuszki z Tiffany i 2. odcinek aerobiku z TV Morąg, po którym bolą mnie mięśnie pleców :P No i abs będzie. Aha, zaczęłam też ćwiczyć mięśnie nóg - sama rozpisałam sobie wyzwanie rowerkowe. Dziś zrobiłam 1 minutę rowerków do przodu i 1 minutę do tyłu. Jutro lecę 70 sekund w każdą stronę, muszę jeszcze dokładnie wszystko rozpisać. Macie ochotę dołączyć? :)
Lecę, bo miało być krótko, a znowu się rozpisałam :P
Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*
Wege fotomenu, przydługi wpis, dziesiąty dzień
abs i wielka przemiana!
Dobry wieczór Kochane Dziewczyny!
Na wstępie chciałam Wam podziękować za niesamowite, ogromne i tak strasznie dla mnie ważne wsparcie, którego udzieliłyście mi w komentarzach pod poprzednim wpisem! Jesteście wielkie, naprawdę nie liczyłam na tak wielki odzew! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! :*
Przy okazji chciałam coś wytłumaczyć :) To nie tak, że ja jestem ślepa i nie widzę różnicy na zdjęciach :) Na zdjęciach widzę, nie widzę za to w lustrze, bo jak każda z nas codziennie się w nim przeglądam, choćby po to, żeby poprawić włosy, umalować się czy ubrać jak człowiek ;) Uwierzcie, trudno zobaczyć różnicę na samym sobie i jak jedna z Was ładnie to ujęła, "ciężko jest się zobaczyć oczami innych". Sporo siedzi w głowie, a mnie jeszcze dobiło poniedziałkowe ważenie, przy którym waga pokazała 700 g więcej, chociaż była to najprawdopodobniej wina mojej trwającej 2 tygodnie biegunki... Organizm po prostu tak głupio się bronił, co nie zmienia faktu, że przez cały tydzień trafiał mnie szlag :P
Poza tym jestem krótko przed @, tak że w ogóle tragedia jakaś... Jaram jak smok, wszystko mnie wkurza, ale...
KONIEC Z TYM!
Wczoraj wieczorem przeprowadziłam ze sobą szczerą rozmowę w cztery oczy (przed lustrem). Nie żeby jakieś pierwsze objawy schizofrenii czy coś, nieee... ;) Poprzeglądałam Pinteresta, w ramach buntu się nie umyłam i poszłam spać. Przed zaśnięciem wbiłam sobie do głowy kilka fajnych tekstów i porad z Pina oraz to, co pisałyście Wy. Wstałam dziś z nieco innym nastawieniem - zjadłam zupełnie normalną owsiankę - nie dość, że nie zblendowaną, to jeszcze ugotowaną, czego normalnie nie cierpię. Smakowała mi jak nigdy. Stwierdziłam, że na takie rzeczy jak owsianka czekoladowo-daktylowa mogę sobie pozwolić nie częściej jak raz w tygodni, bo to kcal w ch...olerę. Że całe szczęście, że skończyło mi się masło orzechowe, które po takiej mega owsiance wyżerałam łyżeczką (okay, odrobinę, ale zawsze). Że muszę jeść wolniej i bardziej koncentrować się na tym jedzeniu, ale po posiłku natychmiast zmienić temat, bo zwariuję. A przede wszystkim, że muszę sobie sama dać siana, bo się zamęczę. Jak będę chciała dzisiaj poczytać coś na przyszłotygodniowe zajęcia, to poczytam, a jak nie, to też nie umrę. Że muszę wreszcie ruszyć dupę i posprzątać mieszkanie, bo nawet tego mi się ostatnio nie chciało. Że pojadę z E do ogrodu i nareszcie mu tam pomogę, bo nieborak robi wszystko sam - ja albo nie mam czasu albo jestem zmęczona albo nie mam ochoty.
Wysprzątałam kuchnię i łazienkę (poza podłogą), wyprałam dywaniki, w ogrodzie latałam z wiatrówką i próbowałam upolować obiad, a później latałam z grabiami i zbierałam skoszoną przez E trawę, aż mi się odciski na dłoniach porobiły. Na początku w ogrodzie myślałam o żarciu - cały czas, chociaż nie byłam głodna, bo dopiero co po obiedzie. Dopiero jak wzięłam się za to grabienie, puściłam sobie swoje ukochane bałkańskie rytmy w słuchawkach i skupiłam się na pracy (i na tym, żeby mi ręce nie poodpadały ;)), stwierdziłam, że właściwie to ja mogę w ogóle nie jeść, bo jest tak fajnie. Pograbiłam z godzinkę, a teraz przyjechałam do domku i odpoczywam. Językoznawstwo dalej leży odłogiem, tym razem "Krzyżacy" wygrali bitwę ;) Bo mnie zawsze najdzie w środku semestru albo przed samymi egzaminami na nadrabianie lektur (w szkole nie przeczytałam ani jednej).
Dobra, koniec marudzenia. Chciałam Wam tylko powiedzieć, że jadę dalej, że cieszę się strasznie, że Was mam i że jutro zaczyna się nowy, słoneczny tydzień, więc może być tylko lepiej :))
Lecimy z fotomenu (dziś już spokojniej...):
Śniadanie: płatki i otręby z mlekiem zwykłym, owsianym, nasionami chia, 1/2 banana i jagodami, a całość polana odrobiną syropu z buraka. Było pyszne!
II śniadanie: cały talerzyk owoców: małe jabłko, mała brzoskwinia (wiem, że na zdjęciu nie do odróżnienia, ale wierzcie mi, tam naprawdę leżą dwa różne owoce ;)), reszta jagód i wczorajszych wiśni, kilka jagód goji, do tego szklanka soku z marchwi.
Obiad: Powtórka z wczoraj praktycznie: 2 kotlety z cukinii i fety, kolorowa sałatka (dużo, ale mniej niż wczoraj) i jajecznica z kaszą gryczaną. Do tego kilka orzeszków z cieciorki - dziś wypróbowałam nowy smak: czerwona papryka, sumak i harissa i kurna wyszły takie dobre, że już sama nie wiem, które zrobić następnym razem :)
Kolacja: serek wiejski (ostatni :( jutro idę zrobić zapas :)), naturalna activia, 2 łyżeczki dżemu i trochę żurawiny. Oczywiście przepyszne :)
Co do ćwiczeń, to wczoraj zrobiłam tylko 9. dzień wyzwania abs (a i tak myślałam, że się zes... na kwadratowo przy podnoszeniu nóg), a dzisiejszy dzień był cały aktywny, więc wieczorem będzie 10. dzień abs, a co poza tym, to się zobaczy :) Zero stresu :P
Idę się dalej odstresowywać :) Trzymajcie się cieplutko i do jutra! Jeszcze raz dziękuję! :*:*:*
Fotoporównanie po -17 kg, wege fotomenu i cheat
day.
Dobry wieczór!
Dziś będzie króciutko, bo i nie ma o czym pisać. Miałam takie gastro, że zrobiłam sobie cheat day. Jadłam wszystko co chciałam i w jakich ilościach chciałam. Nie czuję się teraz rewelacyjnie, ale przynajmniej to cholerne ssanie trochę minęło. Zbliża się @, więc to chyba dlatego... Poza tym nie palę papierosów, a dzisiaj jarałam jak smok :(
Lecimy od razu z fotomenu:
Śniadanie: czekoladowa owsianka z daktylami, przepis znajdziecie oczywiście na blogu :) Tu jeszcze było w miarę spokojnie, chociaż nawrzucałam do niej tyle wszystkiego, ze miała pewnie z 700 kcal :/
II śniadanie: 2 małe jabłka (w samochodzie, jak wracałam z uczelni).
Obiad: ogromna, ale po prostu ogromna porcja sałatki (to, co leży na talerzu to tylko połowa tego, co zjadłam), 2,5 łyżki kaszy gryczanej, 2 kotlety z cukinii i fety, chyba kilka orzeszków z cieciorki. A na koniec 3(!!!) kostki gorzkiej czekolady :/ Byłam głodna jak pies i miałam ochotę po prostu się najeść.
Kolacja: serek wiejski z żurawiną i 4 (!) łyżeczkami dżemu malinowo-marakujowego, nektarynka i... co najmniej pół kg wiśni. Miałam zamiar zjeść tylko to, co jest na zdjęciu, ale nie byłam najedzona, a poza tym to pierwsze owoce z naszego ogrodu, więc jadłam i jadłam i jadłam... Prosto z drzewa, nawet nie myłam :( Wróciłam do domu i miałam ochotę poprawić orzeszkami z cieciorki, ale na szczęście się opamiętałam.
Dziewczyny, przechodzę poważny kryzys. Brak mi motywacji, chęci, cierpliwości i siły. Nie chodzi nawet o odchudzanie, chociaż o to oczywiście też. Nie mam kompletnie czasu dla siebie, normalnie się czuję jak kilka lat temu, kiedy cierpiałam na burnout syndrome... :( Miałam tego nie robić, ale... wstawiam swoje zdjęcia. Jedno z sierpnia 2013 roku, z wesela najlepszej przyjaciółki, a drugie zrobiłam chyba we wtorek. Na zdjęciach niby widzę różnicę (nogi mam nadal koszmarne), ale jak patrzę w lustro to nic, kompletnie nic. Z drugiej strony jestem w szoku, że kilka m-cy temu tak strasznie wyglądałam :( Nie wiedziałam. I cholera wstawiam to jako motywację dla samej siebie! I dla Was, żeby pokazać, że się da, nawet jeśli czasem jest tak kurewsko ciężko jak w tej chwili. Bo poddać się nie zamierzam.
Ja wiem, daleka droga przede mną. Zaraz idę poćwiczyć, a jutro spokojnie będę kontynuować dietę. Jak gdyby nic się nie stało. Na szczęście nie rzuciłam się dziś na chipsy i czekoladę (poza tymi 3 kostkami), tylko na warzywa i owoce, ale mimo wszystko pozwoliłam znów przejąć kontrolę jedzeniu. Przez 5 m-cy było dobrze i nagle dupa. W poniedziałek nie będę wchodziła na wagę, daruję sobie. Dziś wieczór naładuję sobie głowę motywacjami i pozytywnym myśleniem! Nie ma, że boli! Nie dam się!
Idę. Idę przeglądać Pinteresta czy co tam jeszcze jest, będę szukała inspiracji, motywacji i optymizmu.
Wam tymczasem życzę spokojnej soboty i bardziej pozytywnego podejścia niż to moje... Mam nadzieję, że i mnie niedługo minie :)
Przepraszam za zawracanie dupy :*
ula
Wege fotomenu, gastrofaza, zdjęciowa tragedia i
cudowny ratunek :)
Do osób chcących zaprosić mnie do znajomych: zanim wyślesz mi zaproszenie, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad w moim pamiętniku!:) Poza tym przeczytaj sekcję "o mnie" :) Dziękuję!
Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień... A huk z tym dzisiejszym dniem. Wiecie co, chciałabym, żeby był już poniedziałek i żeby waga nareszcie pokazała spadek, bo krew mnie zalewa w tym tygodniu przez ten głupi plus na początku tygodnia. No tak mnie zdemotywował, że żeby go szlag. Zresztą mam nadzieję, że trafi.
Dziś na szczęście nie jestem już tak bez sił jak wczoraj - ewidentnie byłam niedospana. Pozwoliłam sobie zresztą przekimać dzisiaj do 07:00 - a co! W końcu miałam wolne :) Cholera mnie tylko bierze, że jutro na 09:00 muszę być w Heidelbergu... Przeczytałam ten tekst na jutro - po angielsku, notatki robiłam po niemiecku. Godzinę mi to tylko zajęło, ale mózg aż parował z koncentracji ;)
W ogóle dzisiaj miałam gastro, ale takie jakiego dawno u siebie nie widziałam. Rano było okay, po II śniadaniu właściwie też, później zjadłam obiad... i się zaczęło. Ratowałam się zieloną herbatą i... stevią w tabletkach, bo tak mi się słodkiego chciało :/ Aha, i gumą do żucia. Nie rzuciłam się w końcu na jedzenie, nie zjadłam w końcu nic ponadprogramowego, ale męczyłam się straszliwie. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale mówię Wam, ten tydzień jest przeciwko mnie. Obiad był ewidentnie niedietetyczny, zresztą dzisiaj w ogóle było niedietetycznie. A tam, ch... Chrzanić to :)
Lecimy z fotomenu, którego o mały włos by nie było, bo oto nagle również mój drugi czytnik kart zaczął dzisiaj świrować. A kupiłam go chyba w poniedziałek, więc niemożliwe, żeby się rozdupcył. Poza tym tylko z tą jedną kartą od aparatu nie działczył, znaczy się karta się spiperzyła, a nie czytnik... Cholera, jeszcze będę musiała kartę kupić. W końcu jakimś cudem wpadłam na to, żeby podłączyć aparat bezpośrednio do laptopa (bo aparat nie ma z nią problemów) i faktycznie poszło :D Who's the bitch? The man, znaczy się? ;)
Śniadanie: coś, czego długo nie jadłam, mianowicie owsianka á la piña colada, na którą przepis znajdziecie oczywiście na moim blogu :) Była pyszna! ^^
II śniadanie: pełnoziarniste pancakes z sosem bananowym, ukrytą w nich czekoladą (która nie chciała za bardzo ujawnić się na zdjęciach ;)) i kilkoma "kawowymi" ziarenkami :) Przepis oczywiście znajdziecie tutaj :)
Obiad: greckie placki z cukinii i serem feta, suszonymi pomidorami i czarnymi oliwkami polane tzatziki, 2 łyżki kuskusu i pomidorowo-fasolowa sałatka z mozarellą i zredukowanym balsamico :) Pyszne, ale dużo tego sera, cholera... I na II śniadanie mąka, i na obiad mąka... Niby niewiele jej było, bo z tych wszystkich placków zjadłam 2, ale mimo wszystko.
A tu jeszcze same placki (ostatniego oczywiście musiałam przyjarać ;P)
Kolacja: powtórka z wczoraj, czyli serek wiejski z malinowo-marakujowym dżemem i suszoną żurawiną oraz dwie suszone morele. Uwielbiam!
Aktywność fizyczna:
na razie zaliczyłam 2 odcinki Morąg TV, ale planuję ręce, coś z Mel B, Tiffany i coś na nogi. Dziś ósmy dzień wyzwania abs, ale akurat wypada dzień wolny :) Wczoraj oczywiście mało się nie zes... podnosząc i opuszczając te nogi, ale mam lekkie zakwasy, znaczy coś tam się dzieje.
Mam energię, to szkoda byłoby to zmarnować ;)
Później może jeszcze coś poczytam na wtorkowe językoznawstwo, chociaż z drugiej strony wczoraj wzięłam się za "Krzyżaków" (tak, bo mam mało do roboty i do czytania...) i muszę powiedzieć, że całkiem fajne... tak że językoznawstwo ma konkurencję ;)
Albo wezmę się za prasowanie i pooglądam Scooby Doo, bo właśnie znalazłam w necie wszystkie odcinki :D
Wam tymczasem życzę miłego wieczórku!
Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*
Ula
Wege fotomenu i przepis na orzeszki z cieciorki
:))
Do osób chcących zaprosić mnie do znajomych: zanim wyślesz mi zaproszenie, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad w moim pamiętniku!:) Poza tym przeczytaj sekcję "o mnie" :) Dziękuję!
Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień należy do kategorii tych, których nie powinno być. Od rana padam na ryj, dosłownie, dzisiaj myślałam, że zasnę na stojąco... Jestem kompletnie bez sił, może to skutek tabletki nasennej, chociaż pierwszy raz się zdarza, żeby aż tak mnie ścięło z nóg. Dzisiaj nie ma bata, idę wcześniej spać, żeby pokimać chociaż 8 godzin do tej 06:30.
Dobra, lecimy z fotomenu:
Śniadanie: owsianka czekoladowa z czerwoną fasolą. Nie do końca mi się podoba w owsiance, co trochę mnie dziwi, bo przecież z czerwonej robi się ciasto fasolowe. Jakaś taka gorzkawa wyszła, nie wiem, o co chodzi :) To znacz wiecie - dla mnie nie istnieje coś takiego jak niedobra owsianka, ale jadłam lepsze ;)
II śniadanie: jabłko i pół kalarepy:
Obiad: 50 g z pełnoziarnistego makaronu z sosem szpinakowym (j'adore!) i mała sałatka caprese ze świeżą bazylią. Do tego resztka orzeszków z ciecierzycy :) W związku z częstymi pytaniami o przepis postanowiłam dodać go na bloga :)
Kolacja: coś pysznego! Serek wiejski z łyżeczką dżemu malinowo-marakujowego i łyżeczką suszonej żurawiny - pyyyycha! Mogłabym jeść codziennie i tonami! Mniam :))
Co do aktywności fizycznej, to dziś niewiele (bo nie mam siły), zrobię na pewno boczki z Tiffany i siódmy dzień wyzwania abs. Mówię Wam, o ile nie mam żadnych problemów z brzuszkami czy plankiem (na razie ;)), to nogi dosłownie mi omdlewają po kilku podniesieniach. Dzisiaj czeka mnie 20 sztuk, będę to musiała rozłożyć na raty, bo nie wydolę, takie mam słabe mięśnie :( Mam nadzieję, że dzięki temu wyzwaniu trochę mi tych mięśni przybędzie, bo po prostu załamka :)
Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*
Ula
Moja aktywność - spaliłam 558 kcal
Wege fotomenu, szósty dzień wyzwania abs i mały
akcent muzyczny :)
Do osób chcących zaprosić mnie do znajomych: zanim wyślesz mi zaproszenie, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad w moim pamiętniku!:) Poza tym przeczytaj sekcję "o mnie" :) Dziękuję!
Dobry wieczór!
Dziś króciutko, bo w nocy spałam tylko 5 h i padam na pysk. Tak długo pisałam referat, ale walnęłam dzisiaj taki wykład nt stylu potocznego w języku chorwackim, że klękajcie narody ;) W związku z tym kompletnie nie mam dzisiaj siły, chociaż udało mi się poćwiczyć :)
Od razu lecimy z fotomenu:
Śniadanie: tradycyjnie owsianka, tym razem waniliowa z fasolą i cieciorką, całość polana "Chyżą pszczołą" ;) Dodałam też znowu nasion chia, ale nie jestem zachwycona ani ich smakiem, ani konsystencją :) Przypominam, że przepis na tę owsiankę znajdziecie na moim blogu :)
II śniadanie: mieszanka sałat: młody szpinak, czerwony jarmuż i coś tam jeszcze ;) z malinowym sosem balsamicznym:
Obiad: powtórka z wczoraj, bo było pyszne: sałatka z jaglanej jajecznicy z warzywami :) To ostatni dzień jedzenia kaszy jaglanej (100 g jadłam 4 dni... :)), ale niedługo na pewno znów zrobię :) Do tego dwa ostatnie kotleciki z tego przepisu i kilka kulek mozarelli.
Kolacja: sałata z pomidorami, czerwoną fasolą (zgadnijcie, co jutro wyląduje w owsiance...;)) i zredukowanym sosem balsamicznym :) Robiłam pierwszy raz i wyszedł przepyszny! Ale wali podczas gotowania tak, że aż nos wykręca ;) Do tego kilka łyków soku pomidorowego i garść orzeszków z cieciorki (kończą mi się, jutro trzeba będzie dorobić) :))
Co do aktywności fizycznej to nawet nie wiem, bo VTracker kompletnie dzisiaj zwariował i pokazywał takie głupoty, że pała mięknie...
Spacer jak zawsze, z dworca do instytutu i z powrotem, a w domku 2 odcinki aerobiku TV Morąg (na boczki i plecy) i 10-minutowy trening ramion, a będzie jeszcze Tiffany i szósty dzień wyzwania abs. Wiecie, co sprawia mi największą trudność? Nie brzuszki, z nimi akurat nie mam problemu (jeszcze). Ale podnoszenie i opuszczanie wyprostowanych nóg to jakiś horror - zero mięśni. Mam nadzieję, że po tym wyzwaniu coś się poprawi, bo aż wstyd ;)
Tymczasem lecę poćwiczyć i lulu, padam na ryj :) Jutro ostatni dzień, ale w tym tygodniu muszę być na uczelni również w sobotę...
YAFUD
Na koniec jeszcze mały akcent muzyczny, bo dzisiaj rano zagrało mi w słuchawkach i pomyślałam, że to coś dla nas :) "Jeśli wierzysz w cuda, one się zdarzają, jeśli wierzysz w miłość, pozwól jej się ponieść" :)
Wy tymczasem trzymajcie się cieplutko i do jutra!
Wege fotomenu i niepohamowany zapas energii :)
Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień zdecydowanie zaliczam do udanych :) Sporo chodziłam (prawie 13.000 kroków), bo w przerwie między zajęciami zamiast siedzieć bezczynnie w bibliotece, postanowiłam pojechać do domu i wrócić na 18:00. W ten sposób dwa razy (niecałe, bo niestety musiałam kawałek podjechać tramwajem, żeby zdążyć na pociąg) przeszłam swoją codzienną trasę - teraz tak będzie co wtorek! ^^
Wczoraj wieczorem zrobiłam boczki z Tiffany i miałam taką ochotę na ćwiczenia jak nigdy :D Okazało się jednak, że w swoim brzuszkowym wyzwaniu miałam mieć dzień przerwy (ale tego dnia robiłam inne ćwiczenia na brzuch ;)), o czym kompletnie nie wiedziałam i w ten sposób dzień skończył się na boczkach. A ja bym mogła jeszcze i jeszcze i jeszcze... Teraz też. Co prawda przez ten skok wagi czuję się wybitnie nieatrakcyjna (poważnie, siadło mi na psychę), ale mam taki zapał do ćwiczeń i w ogóle aktywności fizycznej, że klękajcie narody. Dziś oprócz spaceru będą więc ćwiczenia na ręce, boczki i 5. dzień wyzwania brzuszkowego (tylko tyle, bo późno jest, a muszę dokończyć referat na jutro rano).
Dobra, lecimy z fotomenu:
Śniadanie: owsianka malinowo-gruszkowo-jogurtowa z suszoną żurawiną i nasionami chia, które to niby mają być takie cudowne. Pożyjemy, zobaczymy ;) Nie powiem, śniadanko było niezłe ;)
II śniadanie: 1/2 jabłka, 1 marchewka, cieciorkowe orzeszki ^^
Obiad: znowu kasza jaglana (mam jeszcze na jutro ;)), tym razem w nieco innym wydaniu. Zrobiłam taką niby jajecznicę - jajko i kasza, a kiedy się porządnie ścięło, dorzuciłam wszelkiem maści warzywa: cieciorkę (a jakże!), oliwki, paprykę, kukurydzę i marchewkę. Do tego 3 wege-kotlety z mojego przepisu, 3 kulki mozarelli i kilka listków jarmużu chyba i czegoś tam jeszcze ;) Niebo w gębie! ^^ Aż zgłodniałam znowu :)
A tu jeszcze wersja z ketchupem i odrobiną grana padano :)
Podwieczorek (w pociągu): 1 jabłko i 3 małe kolorowe papryczki :)
Kolacja: 500 ml soku z marchwii (na uczelni, ale zdjęcie zrobiłam już w domu, bo by na mnie patrzyli jak na idiotkę ;)
Aha, jeszcze jedno: jako że ciągle dostaję zaproszenia od osób ewidentnie nieczytających moich wpisów do końca, na początku każdego kolejnego posta będę dodawała coś w rodzaju "Zanim wyślesz mi zaproszenie do znajomych, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad, blablabla...". Czyli to, co jest napisane w sekcji "o mnie", ale czego większości tutaj nie chce się czytać. Bo nie dociera inaczej, a mam dość ciągłego odrzucania zaproszeń. To już lepiej niech nikt nie wysyła.
Te z Was, które czytają mnie regularnie (dziękuję! :*), mogą po prostu przeskakiwać od razu do początku posta, szybko się przyzwyczaicie :) Wiem, że temat jest nudny do obrzygania, ale nie wiem, dlaczego niektórzy mają problemy z logicznym myśleniem... Więc tłumaczę łopatologicznie.
Tymczasem lecę pisać referat, bo nie jestem nawet w połowie... :)
Trzymajcie się cieplutko! :*
Ula
Moja aktywność - spaliłam 889 kcal