Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5743
Komentarzy: 106
Założony: 8 listopada 2013
Ostatni wpis: 13 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
marchewa2013

kobieta, 40 lat, Dźwirzyno

162 cm, 86.10 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

9 grudnia 2013 , Komentarze (4)

Jak w tytule... pogoda dziś idealna, wprost na rower.

Wyciągnęłam mojego rumaka i pocisnęłam zobaczyć całość szkód jakie wyrządziła wichura.

Pojeździłam trochę w pasie nadmorskim, popatrzyłam na te poprzewalane, połamane jak zapałki drzewa. Aż strach brał.

Wykręciłam 34 km i co jest z deczka nienormalne, poczułam zmęczenie. Aż się zdziwiłam, bardzo zdziwiłam.

W tym roku muszę jeszcze przejechać 158 km, żeby na liczniku zobaczyć ładne 7500 km :)

1 grudnia 2013 , Komentarze (3)

I od razu mi lżej...

Dziś postanowiłam, że jednak wezmę się trochę za siebie.

Jedzenie w normie, kulturalnie.

Ruch też był:
34 km na rowerze
20 minut hula hoop
80 minut brykania z psem
50 brzuszków
30 przysiadów
450 podskoków na skakance.

A teraz siedzę na nocce ze szklaneczką wody niegazowanej.

1 grudnia 2013 , Komentarze (4)

Podsumowanie miesiąca nie wygląda za ciekawie:

   waga: poszła do góry, jest kilogram więcej;
   wymiary: w zasadzie się nie zmieniły i chociaż tyle dobrze
   spacery z psem: 1300 minut, co nam daje ok 43 minut dziennie
   rower: 464 km, co daje ok 15 km dziennie, na stacjonarny nawet nie spojrzałam
   hula - hoop: tu aż całe 30 minut
   skakanka: 550 podskoków przez cały miesiąc
   książki: no i totalny brak czasu i chęci na czytanie, przeczytałam raptem pięć książek

Plan na grudzień:

zważywszy na to, że wracam do pracy zmianowej z nockami, będę miała dużo, dużo więcej wolnego czasu, który zamierzam również poświęcić na trochę ruchu, wracam do skakanki i hula hoop, no i zaczynam oszczędzać, więc będzie mniej piwa i coli. Do końca roku muszę zrzucić prawie pięć kilo ... i dam radę.

28 listopada 2013 , Komentarze (3)

W ramach zadośćuczynienia za moje ostatnie grzeszki i wciąż rosnącą wagę, wyskoczyłam dziś do sąsiadki, pomóc przy drewnie. Trzy godziny, no może odrobinkę dłużej, machania siekierką i okazało się, że mój organizm jest w kiepskim stanie:

   pęcherze na dłoniach, mimo rękawiczek
   ból barków i kręgosłupa

Ale za to humor idealny i lepsze samopoczucie, no i bardzo szybko odreagowałam złość po telefonie z pracy.

Może jeszcze dzisiaj dobiję się moim hula hoop? I nie będę w stanie dotrzeć jutro do pracy?

27 listopada 2013 , Komentarze (3)

waga o 0,4 kg do góry. W sumie nie powinno mnie nawet to dziwić i nie dziwi.

A z mojego ruchu, to tak:
spacerki z psem - 330 minut
hula hoop - 25 minut
rowerek - 159 km

24 listopada 2013 , Komentarze (6)

Znowu sobie poleciałam. No i co z tego, że w lodówce nie trzymam ani piwa, ani niczego słodkiego, jak do sklepu mam zaledwie pięć minut drogi. Znowu sobie trochę podjadłam i trochę podpiłam.

Chyba muszę się ogarnąć i to chyba szybko. Tak sobie porównałam moją wagę z zeszłego roku i co, jak będę się dalej tak starać, to jeszcze z tydzień i mi się wyrówna. Dużo już mi nie brakuje.

No, chyba że wezmę się pod boki, tupnę parę razy i zacznę mniej, w innych godzinach żreć, no i mniej pić napoi wyskokowych.

Dzisiaj jakiejś tragedii nie ma, ale moje posiłki są jakoś bardzo okrojone, bo nie wzięłam ze sobą nic do pracy. Mam nadzieję tylko, że na kolację nie polecę po całości.

22 listopada 2013 , Komentarze (3)

Oj poleciałam wczoraj i to zdrowo, za dużo jedzenia, za dużo piwa i to na sam wieczór. No, ale cóż, tego już nie zmienię.

Za to odpaliłam rowerek, przejechałam 26 km. Hula hoop postało w kącie, po ostatnich dwóch dniach i tak mam problemy z dotknięciem się, moje ciało musi się do niego dopiero przyzwyczaić. Dziś jest już jako tako ale dalej trochę boli.

Dzisiaj jestem w pracy, więc na pewno z jedzeniem nie przegnę, no chyba, że po powrocie do domu zrobię napad na lodówkę... ale nie chcę, muszę się trzymać.

21 listopada 2013 , Komentarze (5)

Wczorajszy dzień był zdecydowanie krótki, za krótki. 

Dwanaście godzin w pracy, a tam jak zwykle sterta papierów i inne udziwnienia, średnio to ogarnęłam. Do tego nowa dziewczynka na recepcji, coś pokazać trzeba było, coś powiedzieć, coś przypilnować, coś poprawić.

Jak na złość, nie ogarnęłam wszystkiego w pracy, więc część przywiozłam ze sobą do domu i do godziny 22 tłumaczyłam opisy zabiegów na ciało na język niemiecki. 

Potem już taka pobita wyskoczyłam ze zwierzątkiem na króciutką przebieżkę, potem odpaliłam jeszcze na 10 minut hula hoop. Takie mam po nim wszystko obolałe, że masakra.

Dziś już też ładnie wstałam i ogarnęłam się i zaraz startuję na rowerek :)

19 listopada 2013 , Komentarze (5)

Dzisiaj dałam sobie trochę w kość.

Postanowiłam pojeździć na rowerku, strzeliłam 55 km, ale pod wiatr to miałam średni siłę kręcić.

Dwie godzinki pociskałam z psiakiem po plaży, w tym cholernym zapadającym się piachu, też mi dało trochę do wiwatu.

A na koniec przypomniałam sobie, że mam torturka - moje ukochane hula-hoop z wypustkami i pokręciłam 15 minut.

Nogi - mięśnie mnie bolą - dawno nie zrobiłam więcej niż 30 km, brzuch i boczki mnie pieką - dawno nie było hula - hoop. Przynajmniej pies szczęśliwy.

19 listopada 2013 , Komentarze (5)

Waga - w dół o całe 0,7 kg - mały sukces jest.

Jakoś specjalnie wiele czasu na ruch nie miałam, a wyszło to mniej więcej tak:
   spacer z pieskiem - średnio 40 minut dziennie (mój biedny Zeusik, w tym tygodniu postaram się to nadrobić)
   jazda na rowerku - 106 km

Więc w sumie całkiem tragicznie to nie jest.