Dzisiaj już nie byłam taka silna i ciekawość wygrała. Stanęłam na wagę i się przeraziłam. Waga wskazała 94,9! Tydzień temu w czwartek było 93,3... Jestem przerażona tymi wahaniami. Zaczynam myśleć że ten rowerek to był błąd, bo ostatnim razem jak zaczynałam to samą dietą udało mi się bardzo dobrze schudnąć, no i czułam się dobrze, a ostatnie dni są dla mnie mega męczące. Zaczęłam szukać przyczyny i nie sądzę, aby 10dni przed okresem już się zaczynały dziać takie cyrki, nawet internet mówi o około 5 dniach. Za to zaczynam myśleć że za mało jem w odniesieniu do tego ile teoretycznie spalam na tym rowerku. Fakt faktem, próbuję sobie dojadać coś jak wiem że trzymałam się diety a dużo ćwiczyłam, ale nie wiem czy wystarczająco. Może to też te słynne ważące zakwasy? Strasznie boli mnie tyłek po tym siedzeniu, mam wrażenie też że mam lekkie zakwasy w nogach.. A może to woda? Ostatnie dni nie pilnowałam się jakoś szczególnie. No i może to moje 1,5l na dzień to zbyt mało? Wpisałam odpowiednie frazy w google i wyskoczyło że powinnam pić 3l, tak jak podpowiada aplikacja vitalii.. Więc od dziś mój cel to przynajmniej 2,5l każdego dnia.
Trochę się martwię. Nie chcę sobie wyrządzić krzywdy, czuć się źle i na dodatek o zgrozo, przytyć na diecie.
Napisałam o moich obawach mamie. Oczywiście gdy powiedziałam że waga mi wzrosła, ona zaczęła wyliczać - tort, sałatka z majonezem, beza. Powiedziała też że jeśli chce schudnąć to powinnam wziąć się za dietę na poważnie i że ruch jeszcze nikomu nie zaszkodził. Nie pomogło tłumaczenie, że wliczyłam ten mały kawałek tortu czy bezy do zapotrzebowania, dla niej bycie na diecie to zero odstępstw i najlepiej zajeżdżanie się całymi dniami ćwiczeniami. Próbowałam jej tłumaczyć, ale ona widzi to tak, że ja się tym wszystkim mega obżarłam i przez to przytyłam w dwa dni 2kg mimo że WCALE tak z tym jedzeniem nie było.
Dzisiaj daje sobie dzień przerwy od ćwiczeń, ale za to szukam metra. Muszę go znaleźć i zacząć się mierzyć, może to mi da jakiś znak że jest dobrze, albo wręcz przeciwnie.
***
Minął cały dzień. Pół dnia sprzątania w domu z Małą, a drugie pół w ogródku. Mąż zrobił półki w naszej szopie, a ja powyciągałam gwoździe i wkręty z połowy desek zalegających na ogrodzie. Porządek tam powoli się zbliża.
Miałam nie ćwiczyć i zobaczyć co będzie do jutra z wagą, ale jednak uznałam że chociaż chwila nie zaszkodzi. Będę robić sobie przerwy w soboty i niedziele. Ale dzisiaj jednak spokojniej niż zazwyczaj.
Podsumowanie dnia:
Rowerek 40minut, 271kcal, 12km