Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Początkująca torciara, kochająca taniec i gotowanie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 17093
Komentarzy: 130
Założony: 1 lutego 2014
Ostatni wpis: 23 kwietnia 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Perverse

kobieta, 26 lat, Eindhoven

163 cm, 100.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 lutego 2024 , Skomentuj

Waga wspaniałomyślnie ruszyła. Nie będę chwalić się jeszcze ile, poczekam do czwartku. Tak, zaczęłam obsesyjnie sprawdzać codziennie, ale potrzebuję tego, to mnie motywuje i sprawia że chcę działać dalej.

Dziś był mega ciężki dzień. Mąż poszedł o 10 do pracy, wrócił po godzinie z migreną. Na wejściu ruszył prosto do łazienki, zwymiotował i już do końca dnia tam został. Koło 16 dzwoniłam na spoeda bo już naprawdę miałam dość patrzenia jak on się męczy. Dostał leki po które pojechaliśmy razem - tyle że ja za kierownicą. Jakoś to przeżyłam chociaż nadal czuję się niepewnie za kółkiem. 

Posprzątałam kuchnie, salon, zrobiłam i poskładałam pranie. I tak jakoś mi z Młodą dzień zleciał. Miało być sprzątanie ogrodu i kończenie domku ale wyszło jak zwykle.

Teraz przepedałowałam godzinę oglądając FAME w samotności i tak rozmyślam o życiu. Oby jutro było jeszcze lepiej.

Podsumowanie dnia:

Rowerek 62min31sek i 20km - 458kcal

Dieta bez zarzutów. Woda też całkiem ładnie.

9 lutego 2024 , Skomentuj

Dziś mija dokładnie dwa tygodnie od mojego wielkiego powrotu. Waga na dziś: 94,0 czyli w dwa tygodnie wynik -0,9kg

Czy to dobrze? Dobrze. Czy to tyle ile kiedyś robiłam w tydzień? Tak. Czy jest mi z tym źle? Nie.

Myślałam że będę czuć większe rozczarowanie uzyskując gorsze wyniki, ale o dziwo nie jest tak. Trochę mnie to gniecie, bo nie rozumiem jak to możliwe skoro w dwa tygodnie zrobiłam 161km na rowerze stacjonarnym i jeszcze spacerowałam, ale mam nadzieję że to się przełoży na wygląd i na cm. Czy to te pączki? No nie sądzę. Skończył mi się też okres, więc na wadze powinno być w tym tygodniu dużo mniej niż 0,3 no ale. Trudno. Czuję się lepiej, mam też wrażenie że brzuszek znów się zmienia, ale może tylko mi się tak zdaje bo chcę to widzieć. 

Przyszły dziś też stroje na "siłkę" w których zamierzam jeździć na rowerze i ewentualnie spacerować w lecie. Stanik za mały, zbyt optymistycznie do tego podeszłam, czarne legginsy niby okej ale jednak rozmiar większe byłyby wygodniejsze. Różowe w tym samym rozmiarze za to IDEALNE. Ale jednak nie wyglądają tak dobrze, bo podkreślają fałdki, odcinają majtki na brzuchu itd. Ale są wygodne i o to właśnie w nich miało chodzić.

Z fajnych rzeczy - mąż się zlitował i spełnił moją kolejną zachciankę czyli pojemnik na torta/placka itd. Był w kaufie za 2.99e! Poszedł sam, kupił mi śliczny różowy 🤪 Tak, wiem.. Ja lubiące różowe rzeczy - kiedyś nie do pomyślenia.

Dziś pięknie uczciłam te dwa tygodnie. Ale to możecie zobaczyć w podsumowaniu poniżej:

Rower stacjonarny: 60minut, 466kcal i 20,44km

Spacer: 6,3km bo zanim poszłam do męża, poszłam z Młodą w zupełnie inną stronę odebrać stroje do ćwiczeń do paczkomatu.

Wrzucam poobcinane zdjęcia  gaci i biustonosza sportowego, a co mi tam. Czas pokazać trochę tego mojego tłuszczyku żeby kiedyś było lepsze porównanie!

9 lutego 2024 , Skomentuj

Waga na dziś: 94,0

Wynik nie powala. W porównaniu z czasem kiedy traciłam kilogram tygodniowo to całe nic. Ale zawsze coś, bo przynajmniej nie stoję - no i wiadomo, jak głosi znane powiedzonko pomali a dali. Jakiś cień rozczarowania jest, chociaż sama dobrze wiem że dni kiedy ściśle trzymałam się diety nie było wiele, do tego pączki i inne słodkości były codziennie podczas wizyty gości. Zobaczymy jak będzie za tydzień, ale liczę że lepiej. Od przyszłego tygodnia wracam do 1700kcal. Tak mi było dobrze.  

Po powrocie męża z pracy zabraliśmy się za gotowanie na następne dni, a później żeby za bardzo nie odpocząć pojechaliśmy spontanicznie do ikei żeby zakupić nasze ulubione pojemniki. Było półtorej godziny przed zamknięciem gdy 8minut od celu utknęliśmy w godzinnym korku. 

Dojechaliśmy. Pokrywek nie było. 

Jak wróciliśmy to kończyliśmy obiad i jakimś cudem zmusiłam się mimo ogromnego braku chęci do przejechania chwili na rowerze. To była gigantyczna walka  w mojej głowie, serio.

Podsumowanie dnia:

Dieta ok, bez zarzutów. Woda też codziennie około 1500.

Rowerek 26min, 9,16km i 2008kcal

7 lutego 2024 , Skomentuj

Dziś dzień przed ważeniem. Rano nie mogłam się powstrzymać i sprawdziłam. 94.0 a więc afirmacja działa! 😆 A tak na poważnie to i tak dopiero jutrzejszy wynik się liczy, więc z radością poczekam do rana. 

Dziś krótki spacer zaliczony, głównie na potrzeby pójścia do sklepu i kupienia chleba. 

Dieta dziś całkiem dobrze, ponadprogramowy pączek został spalony na rowerku. Skończyły się więc już nie ma co kusić. Od jutra już grzecznie, aż do moich urodzin, bo wtedy widzimy się ze znajomymi i mam zamiar poszaleć z wypiekami.

Podsumowanie dnia:

2km spaceru

Rower stacjonarny 50 minut, 18km i 414kcal

7 lutego 2024 , Skomentuj

Może zacznę od tego że to post nadrabiający wczorajszy dzień który był absolutnie tragiczny dla mnie.

Dzień zaczęłam dobrze, ściśle trzymając się diety, z planem na spacer 5,3km. I tak też się wydarzyło, jednak gdzieś około dwóch kilometrów przed celem spotkałam razem z Młodą w wózku dwie znajome. Zagadałyśmy się trochę, jedna z nich dała Młodej rękawiczki które ja później wymieniłam na klucze żeby mogły bez protestu wrócić do właścicielki i żeby znudzone bobo miało zajęcie na następne 15-20min. Każdy poszedł w swoją stronę, idziemy dalej. Nagle młoda upuściła klucze, ja z rozpędu zostawiłam je kawałek za sobą. Więc stanęłam, zostawiłam wózek i szybko rzuciłam się żeby nikt nam ich czasem nie rozjechał rowerem (plastikowy kluczyk do auta mógłby tego nie przeżyć) a w tym czasie młoda (która już chwilę wcześniej wyswobodziła swoje ręce z pasów i w zostały w nich tylko nogi) rzuciła się do przodu i przeważyła wózek. Nawet nie będę mówić o zawale który przeżyłam. Na samo wspomnienie beczeć mi się chce. Oczywiście dużo tulenia na środku drogi, guz na samym środku czoła i telefon do męża gdzie jesteśmy bo nie damy rady zajść na miejsce bo 16kg bobo na rękach i pchanie wózka to raczej mało wykonalne zadanie dla mnie, zwłaszcza w takich emocjach. Młoda szybko się uspokoiła, jednak ja roztrzęsiona byłam już do wieczora.  Zdaje się że nic jej się nie stało, jednak cały czas ją obserwuje. Przepłakałam drugą część dnia i pozwoliłam sobie na myślenie "co ze mnie za matka"  bo moje dziecko nabiło sobie przeze mnie guza.

Oczywiście jest jedna rzecz która zawsze pomaga na smutki, a jednocześnie znajoma w trakcie rozmowy dała mi do tego pretekst  - pieczenie. Znajomi z pracy męża chcieli żebym zrobiła im na zamówienie pączki, więc uznałam że może zrobię te pistacjowe na które miałam ochotę a resztę mąż weźmie do pracy i da im spróbować i sami zdecydują czy chcą takie czy nie. Co prawda nie jestem zdecydowana na to aby je upiec, bo koszt takich pączków jest duży. Śmietanka, pasta pistacjowa, 15 jajek, czekolada, pistacje, pasta waniliowa.. To nie są tanie rzeczy a nie sądzę żeby byli zainteresowani kwotą która mnie by interesowała za takiego pączka. Zwłaszcza że tutaj JEDEN taki kosztuje około 5e.  Poza tym, nadal średnio w siebie wierzę. 


Podsumowanie dnia:

Brak lunchu ale za to zjedzone 3 pączki

Spacer szybkim krokiem 3,6km

5 lutego 2024 , Skomentuj

Dzisiejszy dzień nadal lekko zakręcony, ale udało się osiągnąć mój mały cel czyli jazdę na rowerze. Ale to nie jedyny sukces - budowa szopki na ogrodzie też dobiega końca, dziś został zamontowany dach, więc to już naprawdę ostatnia prosta i będziemy mogli wreszcie posprzątać na ogrodzie. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, bo idzie wiosna a on wygląda jak śmietnik.

Pogotowałam już na jutro, chociaż obiad nie do końca jest z diety - musiałam zrobić dziś na szybko spaghetti, a że wyszło go bardzo dużo to pomyślałam że będzie też dla nas na następne dwa dni. 

Nadrabiam też powoli wodę - przez okres i brak jej picia pewnie zatrzymała mi się woda a chciałabym w czwartek zobaczyć spadek. Nawet -0,4 mnie usatysfakcjonuje, byle by tylko spaść. Wiem że to głupie nadzieje patrząc na to że słodkie wjechało i brak wody, ale marzyć zawsze można. Może takie "pozytywne" myślenie i wyobrażanie sobie takiego wyniku na wadze sprawi że będę w czwartek świętować. No wiecie, afirmacja. 

Jutro jak będzie dobra pogoda do roweru dokładam spacer 6km.

Podsumowanie dnia: 

Rower stacjonarny 50min 18,33km obciążenie 3. Rower pokazuje ponad 420 spalonych kalorii, fajnie by było jakby faktycznie tak było.  

5 lutego 2024 , Skomentuj

Sobota i niedziela również spisane na straty. Przez obecność rodziny i chęć spędzenia z nimi jak największej ilości czasu nie było gotowania i rowerowania. Wleciały za to pizza, dwa pączki i jedna mini beza pawlova. Swoją drogą beza to jak się okazało moja nowa absolutna miłość. Nawet w piekarniku bez termoobiegu dałam radę ją upiec i uwaga - wyszła pyszna!


Na wagę nie stawałam, stanę dopiero w czwartek. Myślę że od jutra wracam już normalnie z dietą, bo w środę goście jadą a dziś będzie czas na gotowanie i wszystko. Muszę nadrobić też wodę, bo bardzo mało piłam ostatnio. No i dziś wieczorem nie ma siły - wjeżdża rowerek. 

2 lutego 2024 , Skomentuj

Dzisiaj mega zabiegany dzień. Ledwo zjadłam rano śniadanie a już trzeba było gnać na zakupy, po zakupach mąż wysadził nas tylko, wniósł torby i pojechał do pracy. Po zakupach nie było czasu jeść bo trzeba było rozpakować wszystko i sprzątać bo rodzina Męża przyjechała i była szansa że w każdej chwili mogą wpaść w odwiedziny. Więc tak oto ominelam drugie śniadanie i zjadłam dopiero o 16 obiad. 

Nie obyło się oczywiście bez komplikacji. Dostałam dziś okres, dwa dni przed czasem. Żeby tego było mało  wymyśliłam sobie wczoraj że będę robić dziś  Donuty Red Velvet bo sugarlady wrzuciła wczoraj przepis, a że mieli być goście to uznałam że to będzie dobra sposobność żeby wypróbować przepis i jednocześnie za dużo się ich nie objeść. Oczywiście skończyło się tak że sypnęło mi się trochę za dużo kakao, więc zamiast krwistej czerwieni wyszła taka trochę sraczka. Myślę dobra, upieczemy zobaczymy. W piecu foremka na babeczki z ciastem które miało służyć do dekoracji się wylała i ciasto wylądowało na całym piekarniku. A Donuty? Po wyjęciu okazały się być z jednej strony upieczone brązowe a z drugiej brudno-czerwono nijakie. W tym czasie młoda zdążyła dorwać czerwony barwnik i zafarbować sobie pół buzi i dwie ręce, a do tego jeszcze blat i mikser. 

Nie pytajcie jak ją domyłam. Bo nie domyłam a próbowałam wszystkim. Łapki dalej są czerwone, no i trudno. 




Podsumowanie dnia: 

Dieta tragedia. Nie pilnowałam posiłków, omijałam je, nie piłam wystarczająco wody, nie wzięłam supli. Dodatkowo zjadłam dwa pieczone donuty.

Rowerek - brak. Przyjechali goście gdy się za niego zabierałam. 

Dzień z tych spisanych na straty. No trudno. Takie też muszą być. 

1 lutego 2024 , Skomentuj

Waga na dziś: 94.35 czyli -0,6kg

Dzieje się proszę państwa! Pierwszy tydzień, a raczej pierwsze 6 dni za mną. Idzie dobrze, jestem pełna nadziei. Powoli ale do celu. Przewidywania są takie że 25.07 tj za pół roku będę ważyć 79.4 i szczerze? Abstrakcja. Jestem ciekawa czy tym razem wytrwam dłużej niż 3 miesiące na diecie. Póki co ustawiam sobie małe cele, czyli dążę do tego żeby zejść poniżej 90. Chyba padnę ze szczęścia jeśli zobaczę 89.9 na wadze. Dzieli mnie od tego 4.4kg - to będzie kolejny wielki sukces, dokładnie tak jak wtedy gdy zeszłam poniżej 100.

Tym razem to nie tylko dieta, ale też ruch. Jest inaczej. Trzymając się ściśle diety udało mi się, czy uda się i tym razem, z trochę większym luzem ale też ruchem się uda? Zobaczymy.

Na przyszły tydzień mam już dietę 1900kcal. Trochę chyba przesadziłam z tymi kaloriami, wydaje mi się że 1800 to jednak był lepszy pomysł. Niby tylko 200 więcej niż aktualnie ale jednak mogę dzięki temu sobie pozwolić na dodatkową pierdółkę czy gryza czegoś bez wyrzutów sumienia. Jednak mąż ma pierwszą zmianę i planuje chodzić z Młodą po niego codziennie, tj. robić 6km + jeszcze dojeżdżać sobie dodatkowe 30min na rowerze  w domu. 

Bark już dużo lepiej. Codziennie ćwiczę szyje. Ale za to plecy z prawej strony w odcinku lędźwiowym padają. Dziś dotknęłam bolącego miejsca i poczułam jak coś mi tam dosłownie przeskakuje. 

Podsumowanie dnia:

Rower stacjonarny 15,16km - 43minuty. Obciążenie nadal 3.

Dieta - ponadprogramowa kanapka z serkiem, bo STRASZNIE miałam na ten serek ochotę. 

31 stycznia 2024 , Skomentuj

Dzisiejszy dzień dał mi nadzieję na to, że ból pleców minie i że wszystko wróci do normy. A to dlatego, że czułam się znacznie lepiej niż wczoraj. Nie ukrywam, przyjęłam to z ulgą, ale też dodałam sobie kalorii. Wczoraj pisałam że diety trzymałam się wzorowo, ale po napisaniu tego opędzlowałam kawałek sera i trochę orzechów. Myślę że potrzebuje tych dodatkowych kalorii żeby po prostu czuć się dobrze. Stanęłam też na wagę, z czystej ciekawości. Dziś było 94,45. Zobaczymy jak będzie jutro. Ale.. spadam. 

Dziś kolejna wizyta z Młodą u lekarza. Wszystko dobrze. Do tego przed szpitalem skoczyliśmy na drobne zakupy a ja zamówiłam sobie termometr do żywności. Zamierzam w tym roku na tłusty czwartek odpalić pączki z przepisu sugarlady z nadzieniem pistacjowym, słonym karmelem i kinder bueno. Tak, dobrze słyszycie - będzie obchodzony tłusty czwartek. Ale wcześniej niż w spodziewanym terminie, myślę że w niedzielę. Przyjeżdża brat męża z żoną i pewnie nas też wpadną odwiedzić, więc zamiast robić ciasto zrobię to na co mam ochotę aktualnie, a pistacjowe nadzienie śni mi się normalnie po nocach.

Podsumowanie dnia:

Na rowerze 41minut, 13,21km tempo 3.

Dieta porządnie, bez większych zastrzeżeń.