Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam 23 lata i od zawsze zmagam się z nadwagą. Obecnie podejmuję milionową próbę walki ze zbędnymi kilogramami.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1805
Komentarzy: 19
Założony: 2 lutego 2014
Ostatni wpis: 20 lipca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Barbarossa2014

kobieta, 28 lat, Wrocław

161 cm, 78.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 lipca 2019 , Komentarze (2)

Odstawienie słodzonych napojów, cukru w herbacie i masła poszło tak gładko aż sama jestem w szoku. Poczekałam chwilkę, żeby oswoić się z nowymi małymi zmianami, bo nie chciałam i nadal nie chcę bombardować się ogromnymi wyzwaniami, których pewnie nie byłabym w stanie wykonać, jak zwykle zresztą. 

Minęło kilka dni odkąd małymi krokami wprowadzam w życie zmiany na drodze ku lepszej wersji siebie i na drodze do zdrowej relacji z jedzeniem. 

Dziś pora na kolejny krok. Mam gdzieś z tyłu głowy lekkie obawy, że póki co idzie tak łatwo, i że zaraz napotkam konkretne przeszkody. Ale może nie będzie tak źle. Postanawiam sobie, że trzecim małym krokiem będzie picie 2-3 litrów wody dziennie. Przyznaję szczerze, że mam z tym spory problem. Bardzo rzadko czuję pragnienie, a w związku z tym nie pamiętam aby regularnie wypijać odpowiednie ilości wody. I tak jak przeczuwałam, może to być konkretne wyzwanie. 

Eksperymentowałam już nie raz z różnymi metodami, fajne szklanki, kolorowe butelki, rurki do picia, dodatki w postaci owoców, ale to wszystko nie poskutkowało. Mam nadzieję, że tym razem też spróbuję znaleźć jakiś sposób aby ułatwić sobie wprowadzenie tego kolejnego kroku do mojej codzienności. 

Dodatkowo, chcę się podzielić moimi spostrzeżeniami na małe zmiany, które powoli u mnie zachodzą. Oczywiście nie mówię tu jeszcze absolutnie o zmianach fizycznych, ponieważ minęło zdecydowanie za mało czasu, ale w głowie leciutko coś się ruszyło. Chyba już po dwóch dniach sama z siebie bez żadnego postanowienia zrobiłam w domu trening 45 minutowy, co prawda trochę musiałam wyganiać mojego lenia, ale udało się i jestem bardzo zadowolona z siebie. Zauważyłam też, że bardziej zwracam uwagę na to co jem i mimo, że jeszcze nie postanowiłam jakoś rygorystycznie pilnować diety, to robię to i bardzo się cieszę. 

Czasami łapię sama siebie w takich śmiesznych momentach, gdy powiedziałam sobie, że nic na siłę i nawet jak jeszcze teraz coś podjem, czy zjem za dużo, to nic takiego się nie stanie, bo do wszystkiego chcę dojść na spokojnie, i nachodzi mnie ochota np. na loda, albo coś słodkiego itp., wtedy moja pierwsza reakcja jest taka, że nie mogę tego zjeść pod żadnym pozorem, a następnie tłumaczę sobie po cichu, że nie będzie tragedii jak to zjem i wręcz trochę zmuszam się, żeby "zgrzeszyć" i zjeść to na co mam ochotę. Oczywiście nie przesadzam, ale w ramach zdrowego rozsądku próbuję uzdrowić moją relację z jedzeniem. Mam nadzieję, ze tym co robię idę w dobrym kierunku. 

Życzę wszystkim miłego dnia :) 

17 lipca 2019 , Komentarze (3)

Okej, jeśli chodzi o wyeliminowanie słodkich napojów i niesłodzenie herbaty, to jestem pozytywnie zaskoczona i stwierdzam, że to absolutnie nie jest nic trudnego. Jako, że nie jestem jakąś wielką fanką tego, od trzech dni ani razu nie pomyślałam o tym, żeby się napić czegoś "zakazanego". Mam świadomość, że szkodzi to zdrowiu i z łatwością to odrzuciłam. 

Dlatego dziś czas na drugi krok. (W zasadzie o tym pierwszym pisałam wczoraj, ale praktykuję go od 3 dni, a postanowiłam sobie mniej więcej co 3-4 dni wprowadzać coś nowego, w zależności od trudności danego kroku.) Dlatego jako kolejne wyzwanie stawiam sobie odrzucenie masła. Jako, że jestem nieszczęśliwie uzależniona od jedzenia chleba, kanapek, bułek, itd... to masło zawsze było nieodłącznym elementem tego "dania". Zawsze czyli mam na myśli ten okres kiedy odpuściłam dbanie o siebie. Wiem, że objadanie się chlebem i wpychanie go w siebie pomiędzy posiłkami nie jest dobrym pomysłem, ale na zakończenie tego etapu muszę jeszcze trochę poczekać i być bardziej przygotowaną. Jednak wyeliminowanie masła uznałam za krok możliwy do wykonania. 

Zgadzam się z powiedzeniem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia (w przenośni i nie tylko :P) Ale jeśli chodzi o moje kroki, to bardzo ciężko jest się powstrzymać, żeby nie postanowić sobie wszystkiego na raz. Jednak tym razem tak nie zrobię, nie popełnię znowu tego samego błędu. Wierzę w filozofię małych kroków i zamierzam się tego trzymać. Będę dawać znać jak mi idzie. I zachęcam do przetestowania :D 

16 lipca 2019 , Komentarze (1)

Zbuduję ją! 

Wiem czego mi na chwilę obecną brakuję. Jest to spokój ducha i silna wola. Spokój ducha w takim sensie emocjonalnym. Za bardzo reaguję na stres, w mojej głowie każdego dnia przechodzą jakieś burze... A przecież w zdrowym ciele zdrowy duch, myślę, że jedno z drugim tak bardzo się łączy, że jest konieczne zapanować jednocześnie nad własnym ciałem i emocjami. Staram się zwracać na to coraz większą uwagę i pracować na tych płaszczyznach. 

A jeśli chodzi o silną wolę, to wierzę, że jest to coś nad czym spokojnie można pracować. Tak uważam, bo śmiało mogę stwierdzić, że doświadczyłam swojej silnej woli, chociażby wtedy kiedy udawało mi się chudnąć. Dlatego wiem, że ją mam, ale na chwilę obecną gdzieś się schowała i dosyć głęboko :P Czas najwyższy ją odnaleźć. 

Obecnie mam wakacje i pracuję tylko weekendowo, dlatego mam mnóstwo wolnego czasu, który zamierzam bardzo dobrze wykorzystać. Nie chcę się do niczego zmuszać, ale tak jak pisałam w poprzednim wpisie, małymi krokami, cierpliwie chcę dojść do wielkiego celu. Takim sposobem planuję obudzić sobie te cechy, które przygasły, ale które wiem, że posiadam. Chodzi mi tu o ambicję, konsekwencję i samozaparcie. Wiem, że potrafię sobie powiedzieć "Ja tego nie zrobię? Tylko patrzcie!". Po prostu ostatnimi czasy miałam tak ciężki okres, który trwał nieco za długo i niestety przygasił moje waleczne cechy. Ale nie ma co się poddawać, trzeba walczyć dalej i zawsze się podnosić, booo najzwyczajniej w świecie życie jest za krótkie, żeby się tak długo zamartwiać. 

A wracają do moich małych kroków, to oprócz płaszczyzny psychicznej, nad którą już pracuję prowadząc swój zeszyt :psychologiczny" , postanowiłam, że jestem już gotowa na fizyczny krok. Mając świadomość, że to na prawdę musi się udać, wiem, że muszę działać powoli i spokojnie, dlatego postanowiłam jako pierwsze wyzwanie postawić sobie zerwanie ze słodzonymi napojami i słodzeniem herbaty.

Zaczęłam wczoraj i daję sobie kilka dni, jeśli przebiegną one pomyślnie wprowadzę następną małą zmianę. Życzcie mi powodzenia w wytrwaniu w tej wędrówce, a ja życzę wszystkim silnej woli! 

14 lipca 2019 , Komentarze (1)

Kiedyś ze swoim problemem zgłosiłam się nawet do psychologa. Piszę o kompulsywnym objadaniu się, Poszłam tylko na 2 wizyty z powodu braku środków. Jednak kompletnie nie żałuję, że spróbowałam i o dziwo już te dwa spotkania pomogły mi spojrzeć na moją sytuację z innej perspektywy. 

Zawsze myślałam, że problem tkwi jedynie w moim lenistwie i jest spowodowany brakiem motywacji. Jasne, tego nie odrzucam, bo to akurat prawda, ale jednak jest coś jeszcze. Psycholog pomogła mi spojrzeć na ten problem od samego początku mojego życia i przeanalizowała je ze mną krok po kroku, wskazując jakie etapy mogły spowodować to, co obecnie przeżywam. Przeanalizowałyśmy relacje rodzinne, decyzje moich rodziców oraz stosunki koleżeńskie. Wszystko to otworzyło mi oczy i dostrzegłam, że problem nie jest taki błahy jak mogło się wydawać. 

Z polecenia terapeutki założyłam sobie zeszyt, do którego dzisiaj wróciłam. Zadanie było takie, że mam wypisywać w nim emocje, które mi towarzyszą w różnych momentach mojego życia. Wypisywałam to jak się czuję gdy się objadam, co czuję gdy to już się stanie, itd. Dziś sobie o tym przypomniałam i postanowiłam to kontynuować. 

Wypisałam sobie co czuję gdy chce mi się objeść, gdy czuję, że ten moment się zbliża. A oto co mi wyszło...

- czuję nieodpartą ochotę na zjedzenie czegokolwiek; nie mam sprecyzowanego posiłku czy konkretnego jedzenia; nie jest to żadna specjalna zachcianka; analizuję co jest w domu do zjedzenia i myślę o tym, żeby to zjeść; 

- w głowie układam sobie plan, jak się objeść, żeby nikt z domowników tego nie zauważył...; ukrywam to przed każdym i czuję się z tym źle, ale jest to silniejsze ode mnie;

- pomimo, że nie jestem fizycznie głodna, czuję drażniący głów w mojej głowie; najczęściej objawia się gdy nie mam zorganizowanego czasu; 

To takie pierwsze spostrzeżenia gdy zbliża mi się "atak". Mam nadzieję, że kiedy je zobaczę wypisane i zacznę zwracać na to większą uwagę, może z czasem nauczę się te objawy uciszać. 

11 lipca 2019 , Komentarze (4)

Jak do tego doszło? 

Jak to się stało, że w moje życie wkradło się objadanie?  W wielkim skrócie chcę sobie ogarnąć moje całe jedzeniowe życie, może pomoże mi to uświadomić sobie przyczynę? 

Zacznę od tego, że od dziecka byłam grubaskiem. Nigdy w swoim życiu nie miałam momentu kiedy byłam szczupła. Do szóstej klasy szkoły podstawowej za bardzo nie przeszkadzał mi ten stan. Na szczęście lub nieszczęście moi rodzice zorientowali się wtedy, że spora nadwaga, a być może nawet otyłość nie jest dobra dla mojego zdrowia i postanowili coś z tym zrobić. Sami nie podęli się tego ciężkiego wyzwania jakim jest ograniczenie dziecka w jedzeniu niezdrowych rzeczy i wysłali mnie do sanatorium odchudzającego, gdzie przeżywałam męki, mając 12 lat, sama z dala od domu. Trwało to miesiąc, schudłam 8 kilogramów i gdy wróciłam do domu, w około pół roku przytyłam wszystko, a nawet więcej... W gimnazjum już sama chciałam pozbyć się zbędnych kilogramów, wiedząc, że mnie oszpecają i czynią nieatrakcyjną. Zaczęła się wtedy walka z wiatrakami. Jedna dieta za drugą, mnóstwo nieudanych prób. Jedyne z czego mogę być dumna w tamtym okresie, to to, że zaczęłam się więcej ruszać. Odkryłam siłownię, zumbę, bieganie. Ale mimo moich usilnych starań nigdy nie osiągnęłam celu. 

W liceum nastąpił niewielki przełom. Zmotywowana wizją wycieczki klasowej do Grecji schudłam około 15 kilogramów, co uważam za na prawdę wielki wyczyn. Patrząc na to teraz jestem z siebie dumna za to, co udało mi się samej zrobić. Byłam systematyczna i konsekwentna, teraz nie umiem tych cech w sobie odnaleźć. Przez jakiś czas ta waga się utrzymywała, cały czas przez moje życie przewijał się ruch. Większy lub mniejszy ale był zawsze. Myślę, że około 4 lata utrzymywałam w miarę stałą wagę około 70 kilogramów, która wahała się o kilka kilogramów, zależnie od pary roku itd. 

Kolejny etap w moim życiu to studia. Na początku było w miarę stabilnie, ale dalej z nadwagą. Jednak chęci i motywacja drzemały gdzieś wewnątrz mnie, co pozwalało mi na jakieś działania, nawet w miarę skuteczne. Coś się ruszało w pozytywną stronę. Na drugim roku poznałam chłopaka, który ogromnie mi pomógł w mojej drodze. Poprowadził mnie w treningu na siłowni, pomógł w ułożeniu i utrzymaniu diety. Wtedy moja waga bardzo się ruszyła i na prawdę byłam bliska uzyskania wymarzonej wagi i sylwetki. Niestety, kiedy zaczęło się między nami psuć, zaczęłam sobie odpuszczać. Wprawdzie schudłam wtedy dosyć sporo, moja waga dochodziła do około 62 kilogramów, to nie było to do końca zdrowe. Dieta opierała się na 1200 kcal i codziennych wizytach na siłowni. 

Dzisiaj już wiem, że nie chcę tego osiągnąć w ten sposób. Nie chcę za wszelką cenę trzymać tych kalorii i zajeżdżać się na siłce. Po prostu chciałabym ustabilizować swoją relację z jedzeniem. Mam świadomość, że na chwilę obecną jest ona niezdrowa, a powodem tego może być cała moja historia związana z odchudzaniem. Obecnie potrafię się objadać bez ograniczeń kiedy tylko mam gorszy czas lub po prostu mi się nudzi. Bardzo tego nie lubię i chciałabym to zmienić. Mam nadzieję, że w końcu mi się to uda.

10 lipca 2019 , Komentarze (6)

Wielki powrót!

Powracam tu po około 5 latach... moja przygoda z odchudzaniem nigdy nie kończyła się happy endem... Mam wrażenie, że jest tylko gorzej. Mam już 23 lata a waga wzrasta i wzrasta. Wróciłam tu po wielu porażkach, ponieważ przypomniałam sobie, że to miejsce pomogło mi się zmotywować do odchudzania. Wiele rzeczy zadziało się w moim życiu i nie dość, że przytyłam wszystko co udało mi się schudnąć, to ważę jeszcze więcej niż wyjściowa waga gdy zaczynałam się odchudzać 5 lat temu. Jest mi okropnie przykro, nie umiem sobie z tym psychicznie poradzić. Mam wielkie chęci na zmianę i zazwyczaj na chęciach się kończy. Czuję się bezsilna, ale wiem doskonale, że to jest jedynie moje lenistwo i brak odpowiednich bodźców, które mogą mi pomóc w działaniach,. 

Doskonale wiem, co powinnam robić aby osiągnąć swój cel... niestety nie umiem tego zrobić. A moje przemyślenia zamiast mi w tym pomagać, tylko mnie pogrążają w tej beznadziejnej sytuacji. A mianowicie, myślę sobie, że mam już 23 lata, nie mam życia jakiego oczekiwałam, że będę miała w tym wieku. Nie umiem wejść w żaden szczęśliwy związek, bo nie akceptuję siebie.... Mam na siebie pomysł, plan na życie i swój osobisty rozwój. Jednak wszystko kończy się na marzeniach i sprowadza się do tego, że skoro nie umiem ogarnąć własnego ciała, to jak mam ogarnąć swoje życie na innych płaszczyznach? 

Z przykrością stwierdzam, że chyba zajadanie stresów i innych niepowodzeń doprowadziło mnie do uzależnienia od jedzenia, z którego cholernie ciężko mi wyjść. Podjęłam tyle prób, że nie jestem w stanie zliczyć. Nie wiem czego potrzebuję... Może fakt, że wróciłam tutaj, gdzie kiedyś mi się udało, pomoże mi jakoś wytrwać w postanowieniach i zmienić moją przykrą codzienność.  

A może znajdzie się tu ktoś, kto ma podobnie jak ja. Niech się odezwie taki ktoś :D w grupie podobno siła :) 

25 marca 2015 , Komentarze (1)

Sporo czasu utrzymuję już wagę po dużym schudnięciu, ale dla mnie to jest cały czas za mało... Nie wiem dlaczego nie potrafię znaleźć odpowiedniej motywacji do dalszej pracy :( Coś jest ze mną ostatnio nie tak... Chodzę zmęczona, zdekoncentrowana, rozkojarzona i niewyspana... Choćbym spała 15 h dalej czuję się śpiąca... Staram się jeść zdrowo, dużo warzyw i owoców, odrzuciłam ziemniaki, biały ryż i makaron, nie słodzę herbaty i kawy, piję zieloną herbatę, itp.Od ponad roku stosuję się do tych zasad i wielu innych. Jednak mam "coś" co nie daje mi schudnąć i spędza sen z powiek.... A mianowicie : chleb. Niestety... Bardzo go lubię i ciężko mi wyobrazi sobie dzień bez niego, ale jednocześnie wiem, że to on powoduje, że moja waga stoi w miejscu albo rośnie. Nieustannie próbuję pokonać tę pokusę, i tak na przykład, Rano zamiast standardowych kanapek jem płatki z mlekiem, do szkoły biorę serki, jogurty, owoce, sałatki, itp. to co akurat mam w domu, Jednak kiedy przychodzę do domu i mam w głowie zaplanowane co zjem na obiad, który muszę najpierw bardzo często zrobić, mój plan niejedzenia chleba spala na panewce... Dzieje się tak dlatego, że najczęściej wracam ze szkoły głodna, dlatego zanim przygotuję obiad, co trwa około 0,5 do 1 godziny, nie wytrzymuję i sięgam po coś czym mogę głód zabić, a jest to chleb. ( Nie zwykły, biały, zawsze w domu mam chleb orkiszowy, ale to nic nie daje). Po wielu próbach odchudzania, wiem już, że to właśnie chleb wpływa na mnie najbardziej znacząco, wystarczy, że parę dni nie jem chleba, od razu widać efekty, tak samo dzieje się w drugą stronę :( Szukam jakiegoś pomysłu, może jakiejś alternatywy... Czym zastąpić chleb lub jak całkiem go odstawić? Pomocy...

21 lutego 2014 , Skomentuj

Byłam dzisiaj na zakupach i kupiłam sobie sukienkę, którą mam zamiar założyć za tydzień w sobotę na 18-tkę koleżanki :) Tylko wiadomo jak to jest... w tych sklepowych przymierzalniach w lustrach jakoś dziwnie ładnie wyglądamy i te światła sprawiają, że na serio znikają nam większe niedoskonałości, więc zauroczona ładną sukienką kupiłam ją :) No i wracam do domu, całej rodzinie bardzo spodobał się mój zakup, ale ich reakcja troszeczkę się zmieniła jak założyłam ową sukienkę. :P Nie mówie, że jest jakoś tragicznie, ale po prostu bardziej niż w sklepie wbiły mi się majtki i wystawał brzuch...
Może to też przez to, że gdy byłam w sklepie to byłam tylko po lekkim śniadaniu, a gdy przymierzałam sukienkę w domu to byłam zaraz po obiedzie... 

No nie wiem... ale troszezczke się podłamałam. I już skrupulatnie zaplanowałam ten przyszły tydzień, któryotworem stoi przede mną, bo mam ferie :D Obiecałam sobie, że nie odpuszczę i każdego dnia będę ćwiczyć z Ewą Chodakowską i będę chodzić biegać! Muszę i koniec... Wiem, że tydzień to za mało, ale może to coś da... :) 

Wiem, że powinno się jeść regularnie 5 posiłków dzienniie i tak dalej, ale ja zdecydowałam, że mój jutrzejszy jadłospis będzie wyglądał następująco: (i tak zamierzam jeść przez cały tydzień, jakieś podobne dania, żeby coś jeść, ale żeby to było lekkie i nic się nie odkładało :) 

ŚNIADANIE: Chrupki Fitness z mlekiem
OBIAD: 1 pomidor z kawałkiem sałaty lodowej
KOLACJA: Chrupki z mlekiem 

Ja wiem, że w tydzień za Chiny ludowe nie pozbędę się wstającego brzuszka :P ale potrzebuję rad, bo może znacie coś, co pomoże mi chociaż troszeczkę, aby ten brzuch się odrobinę schował :P 

11 lutego 2014 , Skomentuj

Niedługo moja 18 !!! :D Tak się cieszę, już nie mogę się doczekać. 

Wczoraj zobaczyłam gazetkę z ofertami z biedronki i ujrzałam to o czym zawsze marzyłam :) Noo... dobra, może nie zawsze ale odkąd się odchudzam :P A mianowicie: rower eliptyczny za jedyne 399 zł :D Haha, wiem, że zabrzmiało jak w reklamie, ale niesamowicie się podjarałam :P 

I moja siostra powiedziała, że sprawi mi go na urodziny, więc już tym bardziej nie mogę się doczekać. 

Przecież to w końcu jakaś alternatywa do biegania, którego nienawidzę :( Chociaż byłam dzisiaj trochę pobiegać, ale nie wiem czy jest sens się zmuszać, jak po prostu nie mam na to ochoty... 

Do tej pory codziennie ćwiczyłam z Ewą Chodakowską ale trochę zaczęły mi się nuszić te treningi, które mam na płycie. O właśnie! Przy okazji, w Biedronce będzie również jej płyta z Szok treningiem, więc ją też sobie chyba sprawię :) 

Jakoś trzeba sobie urozmaicić ten codzienny ruch :P 

6 lutego 2014 , Skomentuj

Ostatnio brak mi do końca motywacji... Nie znam powodu, bo pogoda jest ładna aż żyć się chce :) Ale może to przez moją chorobę... Nie mogę teraz ćwiczyć, bo dość źle się czuje, a do tego coraz częściej pozwalam sobie na podjadanie między posiłkami i to jeszcze tego czego nie powinnam, czyli chleba. :( 

Byłam pewna, że jak już zacznę brać do szkoły 1 kanapkę (wprawdzie chleb żytni i dużo warzyw) to na tym się nie skończy... Niestety, jestem potworem kanapkowym... Jak całkiem nie odstawię chleba tylko go ograniczę, to mi się nie uda... Muszę znowu się zebrać w sobie i tak jak na początku mi się udało przez parę tygodni, tak teraz muszę pokazać, że jestem w stanie wyrzec się chleba. Niestety zauważyłam, że to właśnie przez chleb tyję najbardziej... 

Niestety muszę się z tym pogodzić. Zaliczyłam upadek na drodze do celu, ale wierzę, że bez porażki nie ma sukcesu. Mam nadzieje, że nie braknie mi motywacji aby dopiąć swego :)