Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Tyję, tyję i tyję, Wiecznie tyję.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 12001
Komentarzy: 90
Założony: 21 kwietnia 2014
Ostatni wpis: 18 października 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bedezdrowsza

kobieta, 33 lat,

170 cm, 102.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 maja 2014 , Komentarze (3)

Dziewczyny (i chłopaki!:), przeszukując internet znalazłam bardzo ciekawy, fajny film, który świetnie wyjaśnia czemu czasem przestajemy chudnąć i czemu mamy chęć na słodkie.

Ja cukier mierzę na bieżąco (mam tatę cukrzyka, więc glukometr to nasz przyjaciel) i wiem, że mój cukier jest w normie. Choruję jednak na PCOS, więc mam pod kontrolą także insulinę, ale wiele z nas nie wie nawet jaki ma cukier i często NIGDY go nie mierzymy. Warto obejrzeć, zwłaszcza jeśli jesteście pewne, że Wasza dieta jest w porządku a waga nie spada. 

2 maja 2014 , Komentarze (8)

Zrobiłam sobie dziś zdjęcia swojego gigantycznego cielska, ale się nimi chwalić nie będę bo nie ma czym, na samą myśl o nich przychodzi mi do głowy ten mem:

Jak będą efekty to wtedy wkleję porównanie. 

Dziś był owocny dzień- rano 30 minut orbitreka, a potem dwugodzinny spacer po okolicy z psem. Do tego zamiast jak zwykle pojechać do koleżanki samochodem poszłam na nogach!

Wgrałam dziś też endomodo ale niestety trochę oszukuje, bo naliczył mi aż 15 km, gdzie max. mogłam zrobić 10. 

Menu z dziś:

śniadanie: dwie kanapki z paprykarzem sojowym i pomidorem, jedna kanapka z margaryną i pomidorem (były malutkie:)), zielona herbata

II śniadanie: babeczka bananowa, garść migdałów

obiad: barszcz czysty z ziemniakami

podwieczorek: cukierek toffi 

kolacja: hot dog z sojową parówką (ale świństwo, więcej nie kupię:D), herbata z cukrem

Mam nadzieję, że waga mi wynagrodzi trudy!

29 kwietnia 2014 , Komentarze (9)

W ciągu swoich pierwszych 7 dni weganizmu:

ocaliłam pewnie ze dwie rybki i jednego kurczaka. Oszczędziłam krowie 3 litrów niepotrzebnego dojenia. 

- Mój cholesterol pewnie spadł o jakiś niewielki procent. 

- moje ciało pozbyło się 3 kg! 

- oszczędziłam kilkanaście złotych, które wydałabym na bezsensowne słodycze i fast-food

- wypiłam więcej wody niż przez ostatnie dwa miesiące

- zjadłam tyle warzyw, co normalnie w ciągu trzech miesięcy

- znów zabrałam się za hodowlę kiełków <3

Dzisiejsze menu:

śniadanie: dwie wegańskie babeczki bananowe

II śniadanie: babeczka bananowa, kanapka z margaryną, ogórkiem świeżym i kiełkami

gdzieś w między czasie: ciasteczka bellvita

obiad: makaron z sosem warzywnym i zupa ogórkowa

kolacja: pita z ogórkiem, papryką, pomidorem i kiełkami

Trochę za mało warzyw dzisiaj w stosunku do węgli, ale dzień był ciężki. Jutro będzie poprawa, zwłaszcza, że czeka mnie dentysta- sadysta i prawdopodobnie wyrywanie!

Masło jaglane, które zrobiłam nadaje się niestety tylko do wyrzucenia :( 

27 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

Nie bardzo mam się z kim i gdzie podzielić swoim problemem, więc pomyślałam, że wyżalę się tutaj, może komuś będzie się chciało wytrwać do końca.

A więc zacznę od tego, że w dzieciństwie przeżyłam traumatyczne spotkanie z dentystą- pierwszy raz, w wieku 10 lat zrobiono mi u dentysty znieczulenie, które bolało tak okropnie, że prawie uciekłam z fotela. Do tego, już po znieczuleniu samo borowanie i dziubanie również bolało w związku z czym powiedziałam sobie, że już nigdy nie dam sobie znieczulić zęba. Do 17 roku życia chodziłam do dentysty przygodnie- szukając takiego, który zrozumie mój problem i stres jaki w związku z tym przeżywam. Panikowałam na samą myśl o znieczuleniu i borowaniu. A gdy dowiedziałam się, że mam do wyrwania ósemkę przez kilka dni nie mogłam się uspokoić. W końcu nadszedł sądny dzień i już nie bardzo było wyjście- ząb trzeba było rwać- krzywił inne zęby, niszczył okoliczne, a do tego "miażdżył dziąsło" co dodatkowo sprawiało okropny ból. Byłam gotowa zapłacić majątek za to by zrobili mi to w narkozie. Niestety nie znalazłam takiego fachowca, który by się tym zajął- wylądowałam więc u dentystki, do której poszła koleżanka. Rozpłakałam się na samo słowo "znieczulenie" (zaznaczę, że miałam 18 lat!) i na myśl, że rozetnie mi dziąsło. Prawie zemdlałam na jej fotelu. Na szczęście dentystka ta to najcierpliwsza kobieta na świecie, pełna pasji, spokoju i zrozumienia dla takich sierot jak ja.  Po wyrwaniu nieszczęsnej ósemki postanowiłam wyleczyć u niej wszystkie zęby. Było aż 11 plomb do wymiany po partackim dentyście jakiego spotkałam na swojej drodze. Za każdą słono zapłaciłam z własnej kieszeni (dentystka się ceni). Po pół roku zjawiłam się na kontroli (nawet sami dzwonią by przypomnieć że minęło pół roku od ostatniej wizyty!). 2 zęby były do kontroli, nowe 2 ósemki do rwania za jakiś czas. Pół roku później- siódemka do leczenia, 3 ósemki do wyrwania.  Cena za plombę zwaliła mnie z nóg - 250 zł za jedną sztukę. Odpuściłam sobie. Obiecałam sobie iść do innego dentysty- tańszego. Jednak za nic w świecie nie mogłam się do tego zmusić. Moja psychika jest tak zryta, że nie jestem w stanie przemóc się żeby iść na leczenie do innego dentysty.  Po dwóch latach wróciłam do mojej dentystki, a było to w środę. Oczywiście nadal 3 ósemki do rwania,do tego siódemka w trybie pilnym do leczenia. Wzięła się za niego od razu- wyborowała, wydziubała, założyła plombę trochę na moje życzenie- ząb był w takim stanie, że kwalifikowałby się do kanałówki - warunkowo założyła jednak plombę bo na samo słowo "kanałowe" dostaję drgawek. Gdyby coś się działo w trybie pilnym mam przyjść, przyjmie nawet z ulicy. Po leczeniu przez jeden dzień jechałam na przeciwbólowych, potem zaczęło się poprawiać i nagle ciach- coś boli. Taki tępy, lekki ból. Nie umiem nawet określić który ząb mnie boli, czy to zrobiona siódemka czy może kolejna do robienia piątka. Kolejna wizyta 7 maja a ja siedzę i płaczę w fotelu myśląc co zrobić. Czy dzwonić jutro z paniką czy czekać do 7 maja. Jeśli okaże się, że którykolwiek ząb nadaje się do kanałowego to chyba stracę pół szczęki. Nie jestem w stanie psychicznie przemóc się żeby iść do innego dentysty. Komfort psychiczny jaki dostaję od  tej dentystki pozwala mi w ogóle na leczenie zębów. Znieczulenie jakie stosuje  (komputerowe) pozwala mi w ogóle na myślenie o wyrywaniu ósemek. Ale ceny jakie ma pozwalają mi siedzieć i płakać. 270 zł za plombę (choć dość głęboką) przyprawia o zawał serca. A jak okaże się, że kanałówka to co? Po prostu mnie na to nie stać. Nie stać mnie żeby zostawić  w gabinecie 1000 zł, bo ich fizycznie nie mam. Za miesiąc wyjeżdżam do Francji na cztery miesiące. Po powrocie wyrywam ósemki i leczę resztę zębów, wtedy będzie mnie stać. Ale jeśli teraz powie mi, że musi robić kanałówkę (a przecież dowie się dopeiro jak rozwierci zęba) to nie wiem co zrobię. Przerażają mnie problemy finansowe, brak pieniędzy, proszenie i pożyczanie (żeby jeszcze było chociaż skąd pożyczyć- rodzice sami nie mają, a co dopiero żeby mi dać). Denerwuje mnie, że jedni mają tyle kasy, że mogą nią szastać a mnie nie stać na wyleczenie głupich zębów. Jedna kretyńska dentystka w dzieciństwie spieprzyła mi psychikę do końca życia 


Ot tak, musiałam się wyżalić, ponoć to pomaga. Zobaczę jutro, może pomoże na ból?

27 kwietnia 2014 , Komentarze (4)

Jestem wege dopiero piąty dzień a spadło już 2,5 kg. Wiem, nie ma się co podniecać, leci mi woda i to tyle mojej radości. Ale coś się ruszyło, idzie w dół. Ja nie chodzę głodna, nie mam ochoty na słodycze  (w ciągu ostatnich czterech i pół dnia zjadłam 50 g ciasteczek zbożowych - jako drugie śniadanie, i opakowanie ciasteczek bell vita- a właściwie pół bo resztę zjadł mi dzieciak), nie opycham się. Co prawda też nie ćwiczę- od kilku dni bardzo boli mnie ząb, jak nie ząb to głowa i koło się zamyka. Dziś czuję się lepiej i na pewno poćwiczę, jutro uczelnia  a tam obowiązkowy basen. Do czerwca będzie mniej niż 100. Na pewno!

23 kwietnia 2014 , Komentarze (1)

Było na plus, nie obżarłam się.

Śniadanie: bułka z ziarnem, sok warzywny i banan

drugie śniadanie: płatki zdrowy błonnik 

obiad: zielony koktajl z sałaty i owoców, falafel wegański z sałatą, ogórkiem i kiełkami

kolacja (w między czasie był dentysta, no nie ma wtedy jak jeść): waniliowy napój sojowy i bułka z ziarnami, posmarowana margaryną roślinną, z pomidorem i zieloną cebulką

Moje dwa wegańskie odkrycia smakowe waniliowy napój sojowy <3 i falafel za 5 zł w wegańskim slow- fast foodzie. 

Mniam mniam! 

A od wczoraj, z ciekawości ważone, spadło pół kilo!

22 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Dlaczego od jutra próbuję diety wegańskiej:

1. bo tata cukrzyk- aż się prosi żebym też zaraz dymała do końca życia z glukometrem

2. bo tata zawałowiec- a dietka podobna do mojej

3. trójglicerydy i cholesterol- zawsze wysoki, zawsze ignorowany. Czas sprawdzić czy to faktycznie "za dużo żółtego sera"

4. narzucony rygor planowania posiłków to coś co jest mi potrzebne na początku mojej kolejnej już przygody z odchudzaniem- każdy fail do tej pory spowodowany był nie przygotowanymi posiłkami, zajadaniem się tym, co podają w szkolnej stołówie (nie polecam)

5. bo nie znam jeszcze wielu smaków, miliona rzeczy nie lubię i wciąż szukam swojego kulinarnego raju 

6. bo kocham zwierzęta

7. bo widziałam już jak działa eko- dieta oparta na kaszy i tłuszczach roślinnych

7.  bo w życiu wszystkiego trzeba spróbować:) 

22 kwietnia 2014 , Komentarze (4)

Nie pomyliłam się zbytnio strzelając swoją wagą wczoraj. Dziś w piżamie 107,1 kg. Chciałabym w pierwsze dwa tygodnie pozbyć się tych 7 kg. Wiem, wiem, dużo i pewnie się nie uda, bo głodzić się nie mam zamiaru ale biorąc pod uwagę utratę wody, odsunięcie tabletek, które te 2-3 kg trzymają to może chociaż do 101? Byłoby taaaaaaak fajnie!

Czas brać się za trening. Błogosławieństwo posiadać swój własny orbitrek i darmowy basen na uczelni, gorzej gdy się tego nie chce wykorzystywać. 

Wymiary:

waga: 107,1 kg:<

ramię: 34 cm

szyja: 39 cm (CO?!?!!)

biust: 120 cm

pas : 128 cm

talia: 118 cm 

biodra: 119 cm 

udo: 71 cm

łydka: 49 cm 

21 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Święta to dobry czas by zacząć dietę. 

U mnie z dietą było zawsze krucho. Moja dupa jest wielka tylko z mojego powodu. Nikt się do tego nie przyczynił tylko ja sama. Rozpoczęcie nowych studiów, nadmiar zajęć, praca, stresy- wszystko to zajadam McDonaldem. Ah, jak ja kocham Mcdonald. Te tłuściutkie hamburgery i chrupiące fryteczki, a do tego ciasteczko. 
Dosyć tego! Odliczam dni jak w wojsku, dni do wyjazdu do Francji. A zostało mi 49 dni. 

Przez ostatnie kilka dni podejmowałam trudną decyzję o wypróbowaniu diety wegańskiej. Wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Jutro z rana pójdę na badania cholesterolu i trójglicerydów- zawsze były te wyniki u mnie wysokie. Jutro dojadam resztki poświąteczne. Tak, tak, wiem. Powinnam zacząć od już. Od teraz. Od tego momentu. U mnie nie działa. Potrzebne tu pasmo przygotowań, psychicznych preparacji, zakupów. 

Nie robię tego na własną rękę. Spróbuję z kampanią: http://www.zostanwege.pl/zostan-wege-na-30-dni/

Moje poprzednie pamiętniki były smutne. Smutaśne, płaczące. Ten taki nie będzie. Będzie jasny, kolorowy, radosny. Bo tym razem mi się uda. Na pewno się uda. MUSI.