"Precz smutki niech zginą, wspomnienia niechaj płyną
Usiądźmy wszyscy w koło z piosenką wesołą
Uśmiechnij się jasno, a wszystkie troski zgasną
Podajmy sobie ręce w piosence, w piosence.
Bo w naszej ferajnie przyjęte jest zabawić się fajnie i śpiewać też
I w tym jest właśnie cała rzecz, ażeby smutki przegnać precz...."
Nie ma się czym zamartwiać i ja na pewno w swoim nastroju jestem daleko od tego.
Waga, to tylko miernik i oko prawdy i tylko tyle...jeżeli nie przestrzega się zasad to ma się po łapach i nie będziemy rozdzierać szat..
Moje odchudzanie jest moje i tylko moje, więc cieszy mnie w ogóle, że myślę o tym, że nie porzuciłam go jak szmacianą lalkę, że wykonuję wiele ruchów aby chudnąć, że zdrowiej się ożywiam, że mam mniej niż miałam na początku, że poznałam nowy styl życia, że dużo różnych rzeczy wypróbowałam, że koresponduję z mądrymi kobietami, że mi się nie nudzi, że mam nadzieję na więcej kondycji, lepsze i dłuższe życie i najważniejsze, że się świetnie bawię
Chudnięcie dla mnie to nie wyścigi, chudnięcie to nie zając, nie ucieknie, a najważniejsze to jest mieć odwróconą głowę w właściwą stronę i nawet gdy się robi kilka kroków do tyłu, to długo tak się nie da iść, zwłaszcza gdy reszta ciała i oczy trzymają kurs i widzą drogę z przodu i się wraca na właściwą ścieżkę......
Moje oczy uwiązane są na cyfrze 78 i to tylko kwestia czasu, gdy zobaczę ją między stopami...
Nie wierzę w strasznego luda JO-JO.....to potwór dla tych, którzy się odchudzają na gwałt, wbrew sobie, jakby od tego wszystko w życiu zależało, jakby spadek wagi miał im załatwić wszystkie nierozwiązane od lat problemy, którzy gwałcą swój organizm, ignorują swoje wewnętrzne potrzeby, zastępując je walką z tuszą a ona może być z powodu choroby ciała lub z powodu choroby duszy i z nimi najpierw trzeba podjąć walkę, nie ze sobą i swoim ciałem....
Ciało jest najlepsza rzeczą jaką mamy. Bez ciała nie ma myśli, nie ma przyjemności, nie ma książki, seksu, zwycięstw, dzieci.....
To brak miłości siebie, brak wsparcia i niezrozumienie otoczenia, ból rozstania, traumy z dzieciństwa, okropna praca, mobing, strach przed jej utratą są tu winne.....przecież nikt nie chce wyglądać jak foczka, nikt nie chce mieć problemu z umyciem stóp, obcięciem paznokci, nikt nie chce być spocony jak mysz po jednym kawałku tańca i dusić się przy wejściu na II piętro...Czyż nie?
Myślę, że do odchudzania powinno podchodzić się jak do Wielkiej Przygody, oczekiwać z ekscytacją naszych dalszych zmian, naszego poszerzenia katalogu możliwych wyborów, cieszyć się odkryciami jakie są naszym udziałem, gdy obserwujemy siebie, jak próbujemy oszukiwać wagę, jak próbujemy udawać, że zgubił nam się przymiar... To naprawdę jest zabawne, kiedy poobserwujemy nasze Wewnętrzne Dziecko, co ono kombinuje, żeby się tylko wyłgać od pracy, ruchu, postu i odpowiedzialności....Ale jako Rodzic musimy mu wybaczyć i przywołać do porządku, zachęcić do podjęcia wysiłku i nagrodzić, kiedy to już zrobi....Moje Dziecko dostało pochwałę, że wyrzuciło starą wagę, kupiło nową chociaż wiedziało, że w dzienniczku będą złe oceny...Kocham go za odwagę, jesteśmy w przyjacielskich stosunkach i dzisiaj w piątek troszeczkę sobie popościliśmy a jutro pójdziemy na cmentarz na te piękne wzgórza i do Lidla kupić owoce, sałaty i soki....
A WAGA? WAGA CZUWA