O mnie

Jestem na emeryturze czyli wolna. Miałam wiele zainteresowań, byłam inżynierem, szefem, matką i niezłą żoną. Interesowały mnie psychologia, muzyka lekka i klasyczna, malarstwo, architektura, przyroda, historia, geografia, polityka, wędrówki po górach, taniec, świątynie, fotografika...Wieloma z tych przyjemności z powodu tuszy mogę zajmować się już tylko symbolicznie, np. tańcem , wędrówkami. Obecnie mam wielką ochotę na dalsze 20 lat dla siebie i wnuków. Potrzebna mi tylko kondycja do korzystania z życia mądrze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24652
Komentarzy: 4890
Założony: 20 maja 2014
Ostatni wpis: 31 sierpnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nakonieczny

kobieta, 72 lat, Gdańsk

165 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do jesieni 107kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 października 2014 , Komentarze (26)

Wczorajsze wspomnienie burzy w górach w okolicy Pradziada przypomniało mi historię też z 2012 roku, z lipca. Byliśmy na wycieczce w straszliwie gorącym dniu, 36 stopni w cieniu, a cienia akurat bardzo mało było na tej trasie. Cudem przeżyłam tę eskapadę i zdobyłam kolejną solidną lekcję życia, którą dają zawsze góry. Jestem starą harcerką, miłośniczką skautingu, spania pod namiotem, budowania sobie samodzielnie posłania, palenia ognisk itd. Wydawałoby się, że jestem doświadczona w tym względzie i nie wybiorę się w klapkach albo szpileczkach, w jakich widziałam niekiedy "turystki" na Przełęczy Wetlińskiej w Schronisku na Połoninie. Tym razem wycieczka dla 75+latków wydawała się łatwa i przyjemna. Kolejka wciągnęła nas na Palenicę a potem prawie bez wzniesień kilka drobnych kilometrów, zejście Wąwozem Homole i dojazd busikami do Dusznik. Takie, proste.:Dale, ostatni tydzień poprzedzający wycieczkę oddałam się namiętnie Diecie o niskim Indeksie glikiemicznym IG a i wycieczka wydawała się wspaniałą okazją do dania popalić ciału i zagłodzić go na gwałt.  Wzięłam napoje energetyzujące z solami mineralnymi a pozbawione cukru, był upał więc nie wzięłam czekolady. Po pewnym czasie organizm przyzwyczaił się do upału, kapelino osłaniało głowę, ubiór przewiewny, obuwie prawidłowe, kijki wspieracze pomagają iść I naraz zaczynam czuć słabość, zaczynam pokładać się po trawie, ciągnę się w ogonie, chociaż jestem 20 lat młodsza od niektórych współtowarzyszy, spowalniam całą grupę...Nie kojarzyłam tego absolutnie z dietą....Uratowały mnie i radość z końca wycieczki 2 kostki cukru, podane przez przyjaciół... na pamiątkę została Borelioza od kleszcza, który ugryzł mnie w gołe ciało na brzuchu pomiędzy koszulką a spodniami....czerwony krąg, który rósł  przez sierpień u mamy, nie swędział i specjalnie mi nie przeszkadzał. Potem w październiku 21 dni brania potężnego antybiotyku i wyjałowienie organizmu przypomniały mi o tej mojej lekkomyślności.... ta lekcja nie była taka ostateczna jak nieszczęście rodziny, którą zabił piorun w tej samej okolicy parę dni później....na pewno słyszeliście o tej tragedii, było głośno o tym wypadku mieszkańców Warszawy a w Internecie znalazłam taką Informację:

"To jeden z naj­więk­szych dra­ma­tów, do ja­kich do­szło w na­szych gó­rach! Nie żyje czwór­ka tu­ry­stów z War­sza­wy, któ­rych od środy w Pie­ni­nach po­szu­ki­wa­li ra­tow­ni­cy GOPR, po­li­cjan­ci i stra­ża­cy. Mał­żeń­stwo, ich córka oraz jej na­rze­czo­ny zgi­nę­li po­ra­że­ni pio­ru­nem w oko­li­cy wą­wo­zu Ho­mo­le

Przez dwa dni wszy­scy mieli na­dzie­ję, że urlo­po­wi­cze od­naj­dą się cali i zdro­wi. Nie­ste­ty w pią­tek przed po­łu­dniem GOPR podał tra­gicz­ną in­for­ma­cje. Ciała tu­ry­stów zna­le­zio­no ok. godz. 10.00 rano na grani po­mię­dzy Pa­le­ni­cą a Dur­basz­ką w Ma­łych Pie­ni­nach – za­le­d­wie kil­ka­set me­trów od schro­ni­ska."

Dzisiaj w Himalajach w Nepalu zaginęło 3 turystów z Polski....

Teraz zdjęcia z mojej mimo wszystko szczęśliwie zakończonej wycieczki.w Pieniny:)

Widok na Tatry  z Palenicy..

Czy czujecie  ten upał, tę duchotę....

A teraz ulga, szmer strumienia, cień od skał...

Morał po tej wycieczce: 

Żyj uważniej, ciesz się życiem póki jest i nie chodź na skróty....  Odchudzanie tez wymaga cierpliwości....Co nagle to po diable, jak mówi stare, ludowe, sprawdzone przysłowie...Pamiętaj, że odchudzając się zbyt gwałtownie, szaleńczo, nadrabiając lata zaniedbań, możesz zaszkodzić sobie bardziej niż będzie efekt tego poświęcenia. Trzeba przebudować całą filozofię życie....a nie tylko rozwalić sobie organizm:) A będziesz żyła długo i szczęśliwie w zdrowiu Małgorzato!

14 października 2014 , Komentarze (25)

Nie ma już żadnych złudzeń, przynajmniej tutaj w Trójmieście. Lato już było...Miałam cichą nadzieję, że jednak będzie złota słoneczna jesień jeszcze długo...W duszy wiedziałam niestety, że tak nie będzie. Pierwsze pełne lato, wiosna i zima w Gdańsku były wyjątkowo łaskawe dla mnie. W niedzielę minął rok mojego mieszkania w Gdańsku od śmierci Mamy. Ten rok był  wspaniały, słoneczny, ciepły, taki jaki można tylko sobie życzyć. Mimo żałoby w sercu, czułam jej opiekę i nie popadłam w smutny nastrój czy depresję. Czuję się tutaj wspaniale i Mama towarzyszy mi w wszystkich spacerach...Wiem, które miejsca podobały jej się i gdzie lubiłyśmy razem chodzić. Od tygodnia jestem z powrotem w Gdańsku, U SIEBIE. Ten tydzień w pogodzie był najbrzydszym chyba tygodniem w tym roku. Chodziłam tylko po okolicy, sklepy, poczta, bank i kościół. Nie pojechałam nigdzie autobusem czy tramwajem, nie byłam nad morzem a nawet i na starówce, która jest kilka kroków ode mnie. Mam pewne usprawiedliwienie, byłam zajęta porządkami po powrocie, uzupełnieniem zapasów w lodówce, praniem i organizacją od nowa szuflad, szafek i szaf po zakupie biblioteczki Billi i po zakończeniu sezonu letniego, w którym gościłam 14 osób..Lato było...Wraca okres normalności.

Pogoda za oknem przypomniała mi wycieczkę w góry z przed 2 lat. Plan był, wejść na szczyt Pradziada, na którym jest największa antena, właściwie wieża telewizyjna w Czechach, podziwianie widoków dalekich, odległych na kilkadziesiąt kilometrów

Powiadają,  jeżeli chcesz rozśmieszyć Pana Boga powiedz mu o swoich planach i tak było z tym Pradziadem. Była to wspaniała lekcja życia.

Zaczęło się dobrze, wschodziło słońce, dojazd był sprawny, grupa wyścigowa piechuro-hartów sprawnie wysadzona u podnóża góry, jeszcze przy czystym niebie a grupa 75+latków, zoperowanych stawów biodrowych i ja, najmłodsza sarenka wśród seniorów dowieziona została na przełęcz Owczarnia. Już  troszeczkę było szarawo, ale sklepik, kawka, zakup zgodnie z moją prywatną tradycją, map okolicy, która jest dziewicza dla mnie...

Wieża dumnie pokazywała się od godziny w oknie autobusu, nie wydawała się jakaś pilnie pożądająca fotografii. Gdy wyszłam po kawce, wieża zaczęła znikać w zastraszającym tempie w wacie chmur i zanim zdjęłam plecak, wyjęłam aparat fotograficzny, wyjęłam go z etui i odpaliłam, wieży nie było. Nie raz tak w życiu jest...Nawet nie wiesz, kiedy przegapiasz przez rutynę, chodzenie co dnia jak tramwaj na szynach, przez brak uwagi najważniejsze sprawy Twego Jedynego  Niepowtarzalnego Życia. Nie dostrzegasz Miłości, potrzeb bliskich, problemów dzieci, choroby czy starości.. Nie dostrzegasz kiedy tyjesz, tracisz  sprawność, kondycję...

Przypomniałam sobie te 13 km w deszczu, mgle, bez widoku, mimo wszystko szczęśliwych 13 km. Kiedy wykręcałam już z wody polar aby go ubrać zaraz na siebie, kiedy ubrałam suche skarpety i pozostawione w autobusie buty na zmianę, smak  gorącej herbaty z rumem, slalom autobusu na serpentynach największych po Alpach i błękit nieba nad słonecznym rżyskiem... Patrząc za okno wiem, że jutro też wzejdzie słońce i gdy tylko obudzimy się wszystko może się  jeszcze zdarzyć, i może będzie i morze....

Wierzcie mi, tam po prawej stronie gdzieś jest Wieża. Droga do wieży.

W połowie drogi w tak barowej pogodzie zasiedliśmy do baru...

A Ci co zagapili się w życiu, upamiętnieni zostali na tablicach pod dzwonem..

Myśleliśmy, że coś przeczekamy.... W życiu nic się nie przeczeka....Może być tylko gorzej. Z małego grzechu katastrofa, rozwód,rozpad rodziny, z małego strumienia rwąca rzeka, z ciasteczka co dnia po czasie 120kg Małgorzatko, zresztą też.:D

Góry bez widoku gór, drewniane pomosty, setki metrów wśród bagien, torfowisk, deszcz coraz solidniejszy i  grzmoty. Burza  grzmiała całą godzinę w kolo nas, liczyliśmy czas od blasku nieba do huku. Ścieżki w dół zamieniły się w rwące strumienie, tylko kije nas ratowały od ślizgu. Dlaczego tyle :D:Dczasu siedzieliśmy w  schronisku???

Ale było też tuż pod nosem piękno...

I naraz za zakrętem z mgły wyłoniło się  wybawienie:D

Bezpieczeństwo, jeszcze tylko slalomy autobusem, wspaniały był ten Krupnik z naparstka:D...

Widzicie ten błękit nieba......"Zegarmistrz Światła Purpurowy gdy mi zabełta błękit w głowie, to będę zwarty i gotowy...."

Potem było już pięknie, coraz piękniej i tak aż do domu.

Jaki Morał z tego wynika? Kultura Wschodu ma rację, bez burzy nie ceni się słońca...Bez Tuszy Szczupłości...:D;)

To pole faluje tylko z  winy autobusu, proszę nie regulować odbiorników.:D

10 października 2014 , Komentarze (30)

Wiem, że Gliwice wymykają się łatwej ocenie. Po kontakcie z ulicami Pszczyńską, Robotniczą, Jagielońską, Zabrską, Chorzowską. a nawet w samym Centrum z równoległą do głównej ulicy Gliwic, ulicą Dworcową można powiedzieć Ruderownia, ale też oprócz osiedli, o których poprzednio pisałam są urocze, pełne zieleni, wspaniale zaplanowane, przedwojenne ulice, którymi spacerowanie daje mnóstwo przyjemności. 

Nie byłam dotychczas świadoma tego, że moje córki mieszkają bardzo blisko tych ulic i  dopiero spacer od  jednej do drugiej na nogach, a nie jazda samochodem pokazują całe piękno tych właśnie ulic, ulic spacerowych, ulic jak park z architektonicznymi elementami.

Zdałam sobie też sprawę, że Gliwice jako miasto portowe mają wiele wspólnego z Trójmiastem. Mają Lwy, niestety na cokołach i nie mogę je ujeżdżać, jak tutaj na Grobli I. Neptun z Gliwic jest dużo starszy, brodaty i nie tak przystojny jak z  Długiego Targu ale wille  przedwojenne urodą nie ustępują tym z Wrzeszcza czy Sopot. Każda inna, każda istne cudo

Cmentarz Gliwicki też ma swój urok, spokój, uporządkowanie, dyskretna elegancja symetrii, klasycznej malarskiej perspektywy. Ten na Łostowicach w Gdańsku to niespodzianka, przygoda, niewiadoma  za każdym  zakrętem, schody do nieba, tarasy.... 

A teraz parę ilustracji ze spaceru, cmentarza i wspólnych elementów obu moich miłości Gliwic i Gdańska.....

Neptun na  Rynku przy Ratuszu, przy okazji parę  zdjęć z Starego  Rynku, nie daleko jest mnóstwo starych uliczek i Zamek Piastowski ale to może już na wiosnę....

Cmentarz Główny na Kozielskiej i szkoła na Sobieskiego i obok najpiękniejszy balkon jaki widziałam...

Wille na pięknej ulicy Kościuszki

Zielone ulice: Mickiewicza, Zawiszy Czarnego, Korfantego,..

Teraz to już chyba macie dość Gliwic na jakiś czas. Następna kontrola za pół roku, jeszcze trochę będzie do pokazania.....:D

9 października 2014 , Komentarze (33)

Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w Gliwicach, w miejscu gdzie studiowałam, pracowałam, wychowywałam dzieci i kochałam....Dzisiaj dzieci są już dorosłe. Wnuki zaczynają być już nastolatkami. Życie młodych toczy się znanym i mi rytmem pracy, szkoły, pozalekcyjnych zajęć, odpoczynku w niedzielę i urlopu. W tym rytmie mało jest miejsca dla mamy, babci czy dziadka...Identycznie było ze mną i z milionami współczesnych rodzin...Miałam więc dość czasu aby na Gliwice spojrzeć świeżym okiem przejezdnej osoby. Jak pisałam Gliwice zrobiły na mnie  mniej korzystne wrażenie niż lata temu, gdy większość czasu spędza się w domu i w pracy. Nie ma wtedy znaczenia co dzieje się w mieście, jakie są chodniki, jakie rozrywki, co można robić z wolnym czasem, co mogą robić dzieci, co starsi i co seniorzy...Życie przed telewizorem, internetem,z czasopismem i książką powinno wystarczyć za wszystko dzisiejszym robotom...Nic dziwnego też, że biedne dzisiejsze dzieci samotnicy przesiadują w domu przy grach komputerowych unikają lekcji w-f. Jakże odmienne było moje dzieciństwo i młodość w Andrychowie...Nie skończyłam pisać o nim ale właśnie Krystyna przyjaciółka z Liceum przypomniała mi o tamtym pełnym życia, przygód, ruchu, odkryć dzieciństwie. Kiedyś opiszę to co mam na myśli. Wracając jednak do Gliwic zobaczyłam, że owszem Gliwice zasłużenie mają markę jednego z  ładniejszych miast na Śląsku i jest to zasługa tego, że mają przeszło 800-letnią historię jako miasto, że ma zabytki z tak różnych czasów, że zbytnio nie ucierpiało w czasie wojny i  że tutaj osiedlili się profesorowie i naukowcy ze Lwowa i tak powstała Politechnika i wiele, wiele Instytutów Naukowych...Było tu wystarczająco dużo solidnych gmachów na początek, koszary wojskowe i urząd  miejski, kościoły nie zbombardowane jak tutaj w Gdańsku. Zbudowano Osiedla i stalinowskie z cegły z piecami jak Trynek i ciasne Gomułkowskie jak Sikornik i z fabryk domów z wielkiej płyty jak Kopernik...Wszystkie te Osiedla znamy w każdym mieście... Jadąc przez  Polskę widziałam je w Częstochowie, Łodzi, Włocławku, Kutnie,Toruniu. Każdy je zna i w dużych iw małych miastach. Jedyne więc co jest piękne w Gliwicach to gmachy, które  były tu i przed wojną, które były jeszcze piękne 50 lat temu, gdy tutaj bywałam i teraz po odmalowaniu i odświeżeniu..Co ma robić człowiek nie zmotoryzowany, w końcu w dość dużym mieście? Nie mam pojęcia...Ile razy może być w willi Caro, w Zameczku Piastowskim i muzeum  techniki? na ulicach,chodnikach, podwórkach i wszędzie, wszędzie zaparkowane auta, spaliny...Ścieżek rowerowych tyle co kot napłakał. Basen odkryty słownie jeden, korty jedne, jedna operetka, parę galerii, jedna ulica wielkomiejska, dużo parków owszem, rynek obsadzony piwiarniami pod namiotami....Na pewno nie żałuję wyboru....Liczę po cichu też, że i dzieci pociągną za mną...

Najstarszy w Gliwicach Kościół Wszystkich Świętych


Tuż obok niego resztki starej bramy i murów

Urząd pracy, nie wiem czy zachwyca bezrobotnych

I te auta parkujące wszędzie, o których mówiłam, a jest to niedziela..

Wydział Chemiczny, tzw.Czerwona  Chemia

I wejście do Białej Chemii, dzisiaj zielonej

Kinoteatr X po poważnym liftingu, teraz oddany  dla Wydziału Architektury

Plac Krakowski z Wydziałem Górniczym

Sławny ściek zwany Sekwaną Gliwic, czyli brzeg Kłodnicy z Bankiem Śląskim przy głównej ulicy Gliwic, ul. Zwycięstwa

Stary hotel Diament

I nowy hotel Silva

Gmach Sądu 

Piękne budynki przedwojenne przy ul.Wyszyńskiego obok Pomnika Piłsudzkiego.

I wstrętny budynek przedwojenny też Urzędu Miejskiego przy Diabełkach..

A jutro  reszta.....

9 października 2014 , Komentarze (55)

To zabawne, że trzeba przeżyć blisko 63 lata aby wreszcie jakieś miejsce nazwać "U Siebie". Nie wiem czy to kwestia dojrzałości, losu ptaka czy jakaś jeszcze inna ale pomyślałam pierwszy raz po powrocie, z przyjemnej w końcu podróży do ukochanych najbliższych, po wstawieniu walizek do pokoju, o jestem U Siebie. Witaj domu, witaj  mój tapczanie, moje biurko, moja filiżanko i storczyku. To nie jest tak naprawdę mój dom, to jest tylko wynajęte na jakiś czas mieszkanie, z nie moimi  meblami, oprócz biurka, fotela, a teraz i biblioteczki ale tu czuję się u siebie....W dzieciństwie mieszkamy w "Domu", w miejscu urządzonym przez rodziców, dziadków. Mamy, albo i nie swój kąt, ale to mama decyduje jak on wygląda, jakimi przedmiotami jesteś otoczona, jakie ma firanki w oknach, kiedy należy gasić światło i kiedy robić porządki....Mieszkałam z mężem i dziećmi blisko 40 lat w Gliwicach, to jest nasze miasto od młodości, to jest nasze, teraz i przez PiS, własnościowe mieszkanie, ale był to "nasz dom", nigdy " U Siebie". Może dlatego, że dzieliłam go z mężem i z dziećmi, i tak naprawdę my dorośli mieszkaliśmy w salonie, a córki zajmowały pozostałe  pokoje, bo się uczą, bo chciałam aby miały swój kąt, swoje łóżko, szafę, biurko, aby ozdabiały go wg swojego gustu i miały w nim swój bałagan. Do każdej kobiety, żony, matki należy organizacja  całości "Domu" i z reguły sama sobie zostawia niewiele, nawet własne łóżko dzieli z współtowarzyszem życia. Można powiedzieć: ale od 10 lat Małgorzato, to łóżko należało już tylko do Ciebie. Zmieniłaś meble, obrazy, kuchnię, zbudowałaś nowe ściany, dałaś gładzie,lampy, dzieci odeszły i  mogłaś "rowerem jeździć po pokojach"....a jednak....Genius loci, ten duch opiekuńczy tamtego domu wraz z odejściem Miłości też odszedł i  nigdy  już naprawdę nic nie było w  stanie ogrzać tych murów mimo przegrzanych kaloryferów. Straciłam  serce do miejsca, pomimo usilnych starań aby go przekształcić w własny kąt. Trzymał mnie tam jeszcze tylko obowiązek zachowania gniazda dla studiującej najmłodszej córci, chora zmarła sąsiadka, samotna, bezdzietna, dla której byłam zastępczą córką, praca ale długo nie da żyć się bez serca....bo serce straciłam,  zapłaciłam chorobą i kontaktem z onkologami.... Po zerwaniu wszystkich lin mogłam wreszcie odfrunąć i poszukać nowego nieskalanego gniazda....Tutaj, mimo niespodziewanej śmierci Mamy z przed roku, mimo kłopotów z nieznanym mi prawie mężczyzną Ojcem, którego pozostawiłam 45 lat temu, mimo niewielkiej liczby znajomych, w obcym domu, w obcym mieście czuję się szczęśliwa i co najważniejsze, wreszcie "U Siebie" jak nigdy... Kocham Trójmiasto, tam za lipami, z których opadają już pierwsze liście leci samolot na lotnisko, wracają z dalekich krajów ludzie do siebie, przejeżdża tramwaj, który zawiezie mnie do Katedry Oliwskiej gdzie wysłucham koncertu organowego, albo drugi nad morze...oddycham....

5 października 2014 , Komentarze (45)

Jestem na urlopie w mieście, w którym przeżyłam prawie 2/3 swojego życia. 

Mieszkają tutaj moje dzieci, wnuki, mąż, koleżanki, znajome, zaprzyjaźnieni sąsiedzi.... Odwiedziłam wielu z nich, wypieściłam wnuki i porozmawiałam z dziećmi, odwiedziłam groby i starszyznę, byłam na kontroli zdrowia, pływałam w moim ulubionym Aqaparku w Rudzie Kochłowickiej na Kłodnickiej, pływałam i z wnukami w nowo otwartym basenie przy MAKRO i OBI w Zabrzu, spacerowałam, robiłam zdjęcia, jadłam, dogadzano mi.....ale

Nie ma jak moje miasto docelowe.... Już tęsknię... We wtorek powrót...Od środy Pamiętnik, Dieta, ćwiczenia i radości życia.....

Przeszłam przez Gliwice jak Turysta, w pierwszym kontakcie powiedziałam dzieciom, Gliwice to Ruderownia, miasto tysięcy samochodów bez parkingów, miasto z gospodarzem z zamkniętego osiedla i przyciemnianych szyb w służbowej limuzynie, horror, krzywe chodniki, rozpadające się rudery tuż pod nosem urzędu miasta, w samym centrum. Totalnie nie zrozumiały układ przystanków linii autobusowych, w przeciwną stronę o 200m za budynkami..., bez tramwajów, ze straszliwym wymyślonym przez bezmózgiego planistę planem komunikacji miejskiej. Planista chory na jednokierunkowe prowadzenie wszystkich ulic w centrum, gdzie dla turysty który nie zna miasta świat robi się straszny.

Gliwice mają potencjał, mają starówkę i śliczne dzielnice, secesję, kamienice, autostrady, buduje się jeszcze szybsze połączenie z resztą Śląska, jest zielone i młode tysiącami studentów...

Ale.... nie ma Gospodarza, mimo 25lat...

Po powrocie do domu pokażę parę zdjęć. Teraz korzystam z komputera córy...:)

27 września 2014 , Komentarze (25)

Jeszcze w zeszłym tygodniu, chociaż dzisiaj to się wydaje całkiem nie możliwe, świeciło gorące, letnie słońce, woda w morzu była ciepła i nie wykręcała nóg....Upał zasługiwał na piwo i nie ma atrakcyjniejszego miejsca do jego wypicia niż tło Grand Hotelu w Sopocie... miejsce nobilitujące nawet zwykłą Warkę

Zostawiam resztę do domysłów....

A i dla miłośników moli....

Molo w Brzeźnie

27 września 2014 , Komentarze (14)

Start Dworzec PKS nad dworcem PKP w Gdańsku. Trasa do Rzeszowa przez Toruń, Łódź, Katowice, Kraków.

Zdjęcia tylko z trasy, Torunia i Katowic, w Łodzi na szczęście lało a i tak nie wiele byłoby do fotografowania, blokowiska, blokowiska, skrzyżowania, parę nowych wiaduktów, dworzec PKS w Łodzi Kaliskiej obraz nędzy i rozpaczy, brak przyzwoitej toalety....

26 września 2014 , Komentarze (12)

Od kilku lat korzystałam już z tego środka komunikacji, zwłaszcza, że prace na torach wydłużyły podróż z Gliwic do Gdańska o rekordowy czas, dłuższy niż w moim dzieciństwie, a zaręczam Wam, że to sporo lat temu było. Pamiętam do dzisiaj twardość półek na bagaże, na których po dwie leżąc jechałyśmy na kolonie....Skoro PKP postanowiła iść na akord w liczbie Prezesów i wysokości ich odpraw odwrotnie proporcjonalnych do jakości usługi a wprost proporcjonalnych do długości jazdy zaprzyjaźniłam się z czerwonym autobusem z polskim bocianem na burtach...

Wczoraj była jedna z takich tras i upolowałam pierwsze miejsce w loży na piętrze. Do szczęścia brakowało mi tylko słonecznej pogody... Lubię tak jechać w siną dal... Podróż dla mnie jest jak seans kontemplacyjny.... bardzo psychicznie mnie relaksuje, chociaż cieleśnie trochę wygina. Postanowiłam jednak tym razem być uważniejsza, bardziej skoncentrowana i zobaczyć znaną mi prawie na pamięć trasę i tę część Polski okiem turysty... 

Z Gdańska jedzie się do Torunia przez dla mnie najpiękniejszy kawałek falujących dosłownie wzgórz. Widząc z boku te pola unoszące się w górę i w dół, odniosłam poprzednio wrażenie morskiej choroby.. Patrząc na wprost ten efekt znikł ale to idealne miejsce aby wyprzedzająco zobaczyć co będzie ciekawe za zakrętem. Wysokość siedzenia też jest nie bez znaczenia. Gdy jedzie się samochodem osobowym jedzie się właściwie tunelem zielonych, szarych, szklanych i pstrokatych ekranów.... Tam na górze leci się w przestworzach.....

Zrobiłam kilka zdjęć z tej podróży, pola, pola, lasy, pola, lasy na horyzoncie, małe "wiejskie chateńki", kilka ujęć  z Torunia i z Katowic. W Łodzi lało jak z cebra, Tuszyn wymarły a Częstochowa jawi się w przelocie jako kilkukilometrowe zagłębie handlowe. "Autostrada" do Częstochowy to jeden korek w jej kierunku....Po Śląsku wije się jak wstążka.

Teraz już muszę z dzieckiem pilnie wyjść, ale po powrocie je załączę:)

24 września 2014 , Komentarze (33)

A dzisiaj w tak zimnym chociaż słonecznym dniu pokażę Wam parę fotek jeszcze z gorącego ECS, w którym byliśmy z moją Przyjaciółką w zeszłym tygodniu...Otwarte jest do końca miesiąca za darmo...potem będą jeszcze dalej prace wykończeniowe...Dam znać z Gliwic, Katowic, Krakowa, może i Wisły.....Dietę chyba diabli wezmą....Wrócimy do niej od 07.10.br

Byłyśmy też na lotnisku....

I na koncercie w Oliwie...

A teraz życzcie mi szczęśliwej podróży do córek i wnuków...

Mam jeszcze dla Was słoneczne zdjęcia Grand Hotelu...ale to w piątek...