O mnie

Jestem na emeryturze czyli wolna. Miałam wiele zainteresowań, byłam inżynierem, szefem, matką i niezłą żoną. Interesowały mnie psychologia, muzyka lekka i klasyczna, malarstwo, architektura, przyroda, historia, geografia, polityka, wędrówki po górach, taniec, świątynie, fotografika...Wieloma z tych przyjemności z powodu tuszy mogę zajmować się już tylko symbolicznie, np. tańcem , wędrówkami. Obecnie mam wielką ochotę na dalsze 20 lat dla siebie i wnuków. Potrzebna mi tylko kondycja do korzystania z życia mądrze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25015
Komentarzy: 4890
Założony: 20 maja 2014
Ostatni wpis: 31 sierpnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nakonieczny

kobieta, 72 lat, Gdańsk

165 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do jesieni 107kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 września 2014 , Komentarze (5)

Stogi to plaża za portem....Najszersza, największa i oddzielona szerokim pasem lasu od siedzib ludzkich. Nigdy nie udało mi się całej jej przejść. Z jednej strony port kontenerowy.... powstawał latami i znikał w przeciągu kilku minut we mgle na moich oczach a z drugiej Górki Zachodnie na Wyspie Sobieszewskiej, kraina Ptasiego Raju....do której mogę się dostać tylko przez najdziwniejszy stojący na barkach most...

23 września 2014 , Komentarze (4)

Krystyna jest wielką fanką polskiego morza. Nie dziwne jej zabytki, kwiatki, zwierzątka, widoczki, muzea czy landszafty....Krystyna przyjechała dla mnie i dla upajania się szumem fal... Szczęśliwie dla nas, przypuszczam, że byłyśmy grzeczne Bozia dała w ostatnim tygodniu Pogodę-Marzenie...Byłyśmy na wszystkich plażach Gdańska i Sopotu z wyjątkiem Wyspy Sobieszewskiej...

Chodziłam, dreptałam, brodziłam, szorowałam pięty od Brzeźna przy tramwaju do jego molo, od mola do Jelitkowa i od Jelitkowa do Sopot...oczywiście w kawałkach... morze zawsze było inne ale woda zadziwiająco ciepła.  Odrębna wycieczka była na Stogi, teraz z powodu remontu torowiska z przesiadką i do Sopot z przesiadką na 122 przy Galerii Bałtyckiej...

Tyle na temat kontaktu z pięknem Bałtyku...

Krystyna jest przyjaciółką naszego morza i twierdzi, że plaże Chorwacji, Grecji, Egiptu, Portugalii i Hiszpanii nie mają tego uroku.  Wierzę jej na słowo, bo mi znane z Morza Egejskiego i Adriatyku faktycznie nie były najpiękniejsze,kamienisto-żwirowate ale dla miłośniczki siedzenia po szyję w wodzie godzinami, miały idealną temperaturę solanki...

Jesienne plaże polskie są wspaniale.puste, dalekie i piękne...

A to moja Krystyna i moje ulubione  jesienne morze....

22 września 2014 , Komentarze (12)

W wyborze miejsca ostatecznego zakotwiczenia i przyszłego spoczynku kierowałam się między innymi urodą miejsca, które będzie cieszyć moje oczy i oczy odwiedzających mnie bliskich. Jeździliśmy tu z mężem przez wiele lat i z pierwszym rzutem dzieci i z ostatnim dzieckiem Miłości, byliśmy w Parku, Katedrze, Muzeach i ZOO dziesiątki razy ale nie podejrzewałam nigdy, że z otaczających ZOO wzgórz mogę zobaczyć panoramę całego Gdańska z tak dalekim horyzontem morza...

Po wyjściu z parku i przejściu obok Kościoła św.Jakuba, niestety odbywała się w nim jakaś uroczystość i nie dane mi było obejrzenie jego wnętrza, przeszliśmy na szlak w kierunku wzgórza zwanego Pachołkiem. Był to kiedyś teren przynależny Klasztorowi Cystersów osiadłych w Oliwie, dzisiaj miejsce spacerów rodzin, rowerzystów i takich wędrowników jak my. Podejście łatwiutkie w kategoriach chodzących w góry, zaledwie 800m ale mi i tak sprawiło poważną zadyszkę. Iwonka weszła z uśmiechem i prawie, że ze śpiewem na ustach. Na szczycie Wieża Widokowa, coś wspaniałego, stalowa, śliczna, zielona jak las a z niej widok zapierający mi jeszcze bardziej dech w piersiach niż do skrobanie się pod górę...

Był trochę zamglony dzień, bo to było popołudnie ale obiecuję, że jeszcze kiedyś ostre, czyste zdjęcia przed Wami.... Nie daruję je sobie i Pachołek wejdzie do stałego repertuaru wycieczek moich gości...

Popatrzcie więc na namiastkę tego co można stamtąd zobaczyć, uruchomcie swoją wyobraźnię a te małe plamki to statki stojące na redzie, te zamglone wzgórza to przyszłe do zdobycia szczyty Alp, na miarę aktualnych moich możliwości.....

Zejście  było łatwe, niemniej dość strome, co odczułam dopiero po stanie moich dużych paznokci w stopach..

Zaproszeni zostaliśmy też na zakończenia pleneru rzeźbiarzy w drewnie, międzynarodowego towarzystwa, znajomych naszych przewodników i u stóp Pachołka mogliśmy podziwiać wytwory rąk ludzkich...

Z Iwonką umówiłyśmy się też na wtorek, na fantastyczny, w mistrzowskim wykonaniu Vadimira Brodzkiego koncert, gdzie moje uszy pieściły melodie, przy których zdarzało się najlepsze co w życiu tylko zdarzyć się może. 

Yesterday Beatles wywołało u mnie łzy i Ave Maryja Szuberta z resztą też. Big Band wyrywał mnie z siedzenia,,,, i tylko przyzwoitość powstrzymała mnie od dawnego szaleństwa na parkiecie...

22 września 2014 , Komentarze (12)

Tegoroczne lato było pierwszym, które spędziłam całe, wszystkie 90 dni w Trójmieście. 

Pierwsze lato w Gdańsku bez Mamy, z dala od dawnego domu, od dzieci, od znanego mi życia. Z zapałem neofity pochłaniałam uroki miasta znanego mi już dość dobrze od 40 lat i z wprawnym okiem Dozoru Budowlanego oceniałam postępy w rozwoju  jednych miejsc i degrengolady innych. 

W tamte lata dzieliłam się codziennymi świeżymi odkryciami z Mamą a teraz, gdy jej zabrakło, odkryłam dla siebie to bezpieczne miejsce Towarzystwa Wzajemnej Adoracji i odnalazłam życzliwych słuchaczy (czytaczy) i komentatorów moich wpisów. Lato było wyjątkowo piękne tego roku, słoneczne, ciepłe, suche, gdzie deszcz litościwie padał nocami i tylko jego dobroczynny wpływ można było dostrzec na liściach odświeżonych w porannym słońcu. Dzisiaj jest już szaro-buro i wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny...

Tydzień temu byłam na wycieczce z Iwonką z Gdyni wraz z nowoodkrytą przeze mnie tego lata grupą młodych zapaleńców z Klubu Kultury Dawnej "Arche". Byłam z nimi już na Wyspie Sobieszewskiej i było to bardzo sympatyczne doświadczenie.

Spotkaliśmy się na pętli tramwajowej w Oliwie i rozpoczęliśmy spacer od przejścia przez Park Oliwski. Byłam w nim pewnie z kilkadziesiąt razy, ale nigdy z przewodnikiem. Zabawne, że w tak małym parku szłam jeszcze ścieżkami, nigdy przeze mnie nie deptanymi i odkryto przede mną miejsca nigdy dotąd nie dostrzeżone...

Odkryłam również Dolinę Ślubów....

 Potem zakończyłam mały etap Mojego Życiowego Camino od Kościoła św.Jakuba w Gdańsku, tuż obok Placu Trzech Krzyży i Muzeum Solidarności, podejściem do kolejnego etapu na przyszłym moim szlaku, od Kościoła św.Jakuba w Oliwie...

Teraz przede mną Kartuzy, ale to już będzie następne lato...

Potem poszłyśmy w Alpy Oliwskie,Alpy na miarę moich aktualnych możliwości fizycznych ale już mnie Tato wzywa....niestety...

21 września 2014 , Komentarze (17)

Ostatni tydzień lata zakończyłam fajerwerkiem aktywności. Co ja mówię, jakim fajerwerkiem? Wulkanem aktywności raczej! Gdyby wziąć pod uwagę moją codzienną senno - kanapową, oszczędną energetycznie egzystencję Matrony to to był tydzień bicia wszelkich rekordów życiowych.... Tak ekstremalny był jeszcze w tym roku tydzień Pielgrzymki do Rzymu na Kanonizację Dwóch Papieży w asyście dwóch żyjących równocześnie Papieży na jednym Placu, z których jeszcze do tego jeden z Nich bierzmował mnie osobiście we wczesnej młodości.... Że tamten kwietniowy tydzień przeżyłam to zrozumiałe, bo działały Siły Wyższe. Ten jednak  tydzień jest w stanie wytłumaczyć tylko to, że patrząc na siwą głowę mojej Przyjaciółki i jej pomarszczoną twarz widziałam 17-letnią śliczną dziewczynę, energiczną, wesołą, beztroską jak ja.....I przeniosłam się emocjonalnie w tamten czas... Andrychów, Liceum, beztroska, śmiech.... Gadałyśmy, paplałyśmy, szczebiotałyśmy....jak gadać potrafią w autobusach tylko dwie licealistki wracające z "Budy" z czerwoną tarczą na granatowych szkolnych fartuchach...Mowa stymuluje myślenie, wydobyłam więc z  zakamarów pamięci, ogniska blaski, starych nauczycieli, chłopaków, nasze książki, filmy, aktorów, seriale, zespoły, wycieczki, obozy harcerskie, kolonie, smaki dzieciństwa, grzechy młodości, Imiona zmarłych Przyjaciół.....Dzisiaj Krystyna jedzie przez całą Polskę do Krakowa....Za rok, da Bóg znowu się tutaj spotkamy na "Tydzień Młodości" a gdy pojadę do Córci, mojego najmłodszego Skarbu, który mieszka tylko 3 przystanki od Krystyny, spędzimy pewnie znowu "Nocne Polaków Rozmowy"..

Dzisiaj  Ostatni Dzień Lata.

Dlatego wczoraj byłyśmy na ostatnim tego lata wieczornym spacerze, ciepłym jak w sierpniową noc gdzieś w Bieszczadach na nocnej warcie....Zamiast ogniska rude blaski lamp ulicznych, podświetlone światłem zabytki...Strumień przy Wielkim Młynie i fontanny przy nim naśladowały marnie plusk strumienia....Kłódki na Moście Miłości ożywiły nasze serca i pamięć o Andrzeju, Stefanie, Zdziniu, Jurku....

.....Dziś rozpaliło się ognisko

Dając nam ciepły ognia blask

Siadłyśmy w koło przy nim blisko

I w całej Polsce siedzą tak...

Siedzą harcerki przy płomieniach

Ciepły blask ognia skupia je

Wszystko co złe to szuka cienia

Do światła Dobro garnie się....


CDN...

19 września 2014 , Komentarze (30)

Żyję bardzo, bardzo intensywnie.:D

Jeden tydzień a:

SOBOTA Byłam z Iwonką-MODERNO w Oliwie w parku i na Pachołku (opiszę w niedzielę)

NIEDZIELA Z Przyjaciółką z dzieciństwa i wczesnej młodości z Andrychowa na Starówce

PONIEDZIAŁEK Z Krystyną, tą Przyjaciółką w Jelitkowie spacer do Sopot

WTOREK W Brzeżnie spacer do tramwaju, jazda do Gdyni,koncert z Iwonką Moderno

ŚRODA W Brzeźnie spacer na molo

Wczoraj CZWARTEK  na Stogach i w Centrum Solidarności

W autobusach, tramwajach, na zakupach, gotowałyśmy, chodzimy spać o 24 a budzimy o 6-tej.

Nie jest łatwo.....

Przytyłam 0.8kg.....To na pewno te mięśnie:D

Dzisiaj Oliwa, Auchan

Jutro Sopot i Kościół Brygidy

W Niedzielę łzy pożegnania.....Zdjęcia będą sukcesywnie.....:D

13 września 2014 , Komentarze (31)

Dzisiaj zapowiada się jeden  z tych cudownych dni, kiedy chce się żyć i śpiewać, śpiewać na cały głos,,,, Jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask duszkiem pić..... 

Jestem już po krótkim spacerze po świeże pieczywo dla Ojca. Coś wspaniałego jest w sobotnich porankach, gdy na ulicach pustki, mały ruch, okna zasłonięte żaluzjami, a w koło cisza i głos ptaków.  Gdy wychodziłam, widok za oknem nie zapowiadał takiej przyjemności. Jednak kiedy już wyszłam, zaskoczyło mnie ciepło powietrza, rosa srebrzysta na skoszonej skarpie, szyby stojących samochodów błyszczące kroplami  wschodzącego słońca i śpiewy, trele, piski, gwizdy ptaków w centrum miasta... Między domami mamy już dojrzałe jarzębiny i dzikie bzy, resztki wiśni...pewnie dzisiaj mają używanie w tej ptasiej stołówce....

Przypomniały mi się poranki niedzielne wyjazdów w góry i wschody słońca oglądane z okien autokarów, większość pasażerów dośniwała swoje nocne fantazje a ja byłam urzeczona widokami za szybą i pstrykałam te ulotne chwile aby zatrzymać na długie zimowe dni starości w pamięci komputera....

Przypomniał mi się szczególnie poranek październikowego wyjazdu w Pieniny nad jezioro Czorsztyńskie i pomyślałam, że chcielibyście tam ze mną być, w tej ciszy, w tym pięknie zapowiadającym jak dzisiaj, szczęśliwe chwile na spacerze popołudniowym w Alpach Oliwskich, górach na miarę moich aktualnych możliwości, kiedy Duch wielki a ciało ciągle jeszcze mdłe...;)

Tego zwłaszcza ostatniego widoku nie powstydziłby się na pewno żaden malarz z epoki Młodej Polski....

Kiedy odpoczywam, a mam tych zdjęć wiele puszczam je sobie w trybie slajdów z 5 sekundową zmianą i jestem znów na wycieczce z moich snów....:D

11 września 2014 , Komentarze (23)

A dzisiaj klasyka listopadowego poranka Wredziol. Boziu  czy jeszcze wróci do nas słoneczko? Za oknem mgła lepka mokra i zimna, ma tylko jedną zaletę, obudził mnie o 7 budzik....a zwykle budzi już o 5-tej słoneczko...

Nakarmiłam Tate, prześcieliłam mu łóżko, przebrałam i powrót do ciepłego jeszcze łóżeczka....

Gdybym nie była na DIECIE Przemodelowywaniu Swojego Życia PSŻ w myśl ogólnej zasady MŻ RP (mniej żreć ruch i praca) pewnie tak skończyłby się ten cudowny mglisty-srebrzysty wyciszony poranek...

Dlatego odpalam kompa, robię kawę z mlekiem bez cukru i kreślę kilka słów w moim Pamiętniczku-poganiaczku...

Serce śpiewa

Czy to w dzień, czy o zachodzie,
Zmieszana z pluskiem fal,
Leci nasza pieśń po wodzie,
Niesiona wichrem w dal.

W słońcu czy w blasku gwiazd
Mijamy wiele miast.
Z góry, hen, gdzieś spod Krakowa
Wieziemy tu nasz plon.

Choć płyniemy wciąż w szeregu
Przez długie, smutne dnie,
Ale każdy z nas na brzegu
Zostawił serce swe.

I choć rozstania żal,
Płyniemy z prądem w dal,
Ale każdy wróci z drogi
Do swej niebogi znów.

W czas Sezonu gdy woła i woda i słońce i piach nie miałam okazji pokazać więcej zdjęć z Jarmarku Dominikańskiego. Jeszcze została ulica Szeroka z ciuchami i Starowiejska ze starociami,i ta obok Katedry w stronę Motławy gdzie najniebezpieczniej byłoby brać małe dziewczynki.....Duże pewnie też..

To tak dla równowagi psychicznej poszukałam tekstu Janusza Laskowskiego z Kolorowych jarmarków i proponuję pośpiewać sobie
Kiedy patrzę hen za siebie,
W tamte lata co minęły,
Czasem myślę, co przegrałem,
Ile diabli wzięli,
Co straciłem z własnej woli,
Ile przeciw sobie.
Co wyliczę, to wyliczę,
Ale zawsze wtedy powiem,
Że najbardziej mi żal ..........



Ref:

Kolorowych jarmarków,
Blaszanych zegarków,
Pierzastych kogucików,
Baloników na druciku
Motyli drewnianych,
Koników bujanych,
Cukrowej waty,
Z piernika chaty.



Gdy w dzieciństwa wracam strony,
Dobre chwile przypominam,
Mego miasta słyszę dzwony,
Czy ktoś czas zatrzymał?
I gdy pytam cicho siebie:
Czego żal dziś tobie?
Co wyliczę, to wyliczę,
Ale zawsze wtedy powiem,
Że najbardziej mi żal ..........kolorowych jarmarków   itd. itd. itd...

Na takiej podusi też bym się wyspała i taką kapeczką przykryła...

Może w przyszłym roku ją dorwę:D

Kupię świnkę i zacznę zbierać..

10 września 2014 , Komentarze (33)

Wczoraj spotkała mnie bardzo sympatyczna niespodzianka, moja przyjaciółka z ostatniej mojej pracy wpadła do mnie ze swoją wnuczką. Wiedziałam, że jest na wczasach niedaleko Karwi ale nie spodziewałam się jej w moich drzwiach.....Dopiero miałyśmy się umówić. Poszłyśmy jak zwykle, kiedy coś świętuję do Grycana, po boczku, kolejny grzeszek przeciwko przykazaniom Diety, tym gorzej dla diety.... Byłyśmy też na pięknym spacerze. Koleżanka nie była w Gdańsku już ładne parę lat. Ona jest filigranowa i razem tworzyłyśmy wspaniałą parę jak Flip i Flap, Jej maleńka to przesłodka istotka, ślicznie układała się do zdjęć. Dzieci są takie kochane. Troszkę zatęskniłam za moimi. Na spacerze zobaczyłam, że wszystko przemija. Było i minęło, nie ma Jarmarku, nie ma straganów, nie ma już sceny na Targu Węglonym, nie ma już zieleni na wielu drzewach....nawet koło, które jeszcze w niedzielę woziło pasażerów do nieba uległo dekompletacji. Dziwnie wygląda ćwierć koła...Na Długim Targu jeszcze tłumy, jeszcze ogródki piwne, stoliki przed restauracjami, jeszcze słychać szanty na pirackim żaglowcu. Ale już wszędzie owoce, nasiona zamiast kwiatów... Dobrze, że trochę jeszcze świeciło słońce...

 


Dzisiaj za to deszcz i w sercu gra...

Deszcz ,jesienny deszcz
Smutne pieśni gra,
Mokną na nim karabiny,
Hełmy kryje rdza.

Nieś po błocie w dal,
W zapłakany świat,
Przemoczone pod plecakiem
Osiemnaście lat.

Gdzieś daleko stąd
Noc zapada znów,
Ciemna główka twej dziewczyny
Chyli się do snu.

Może właśnie dziś
Patrzy w mroczną mgłę
I modlitwą prosi Boga
By zachował cię.

Deszcz ,jesienny deszcz
Bębni w hełmy stal,
Idziesz, młody żołnierzyku,
Gdzieś w nieznaną dal.

Może jednak Bóg
Da że wrócisz znów,
będziesz tulił ciemną główkę
Miłej twej do snu.

10 września 2014 , Komentarze (16)

W dniach od 4 do 7 września odbywał się, jak zwykle na Placu Węglowym, ten Festiwal. Były stragany z czapkami futrzanymi, ręcznie robionymi  i skórzanymi rękawicami, obrusami, miodem, piernikowymi sercami, Wileńskimi Palmami, bursztynem i smakołykami, niestety takimi, którym i ja się nie oparszła...W ramach diety odchudzającej kupiłam pachnący dymem suszony solony boczek i inne kiełbasy  :D Mea culpa, mea culpa...

Było bardzo przyjemnie, zwłaszcza występ Kapeli Wileńskiej z tym humorem Kresowiaków i śpiewnymi smętnymi,pełnymi nostalgii piosenkami. Kupiłam sobie dwie ich płyty w ramach wsparcia Wileńskiego Hospicjum, bo taka była myśl przewodnia tego festiwalu...Słonce świeciło wtedy jeszcze cieplutko, dzisiaj pada i opanowała świat Paskuda....

Wczoraj, gdy byłam na spacerze z koleżanką ze Śląska i jej wnuczką, po Jarmarku nie było już ani śladu, po boczku zresztą też, :D nawet zdążono rozebrać scenę, która trwała tam od lipca...Jesień, jeszcze stało kilka leżaków na zielonych sztucznych trawnikach oddanych do dyspozycji turystów ale po Targu hulał już jesienny wiatr....

Pokażę Wam zdjęcie Muzeum Solidarności, do którego wybiorę się z Przyjaciółką z Krakowa w przyszłym tygodniu, okolice Biblioteki Wojewódzkiej, gdzie wymieniałam książki w poniedziałek i kilka z występów Kapeli Wileńskiej, która obchodziła 25-cio lecie....:D