miałam to wiedzieć tylko ja... taka moja mała tajemnica, ale postanowiłam się nią podzielić za pomocą: "Mój Kochany Pamiętniczku"
zaszalałam. wczoraj zjadłam trochę więcej niż 1470 kcal. nie, nie, nie to nie była czekolada ani inne moje ulubione przysmaki (czyt. chipsy, orzeszki i inne tłuste cuda) Rzuciłam się na owoce. Borówki, maliny, 2 nektarynki na obiad cykoria na ciepło ... a po cykorii zeżarłam opakowanie suszonych fig. wiem, wiem... mnóstwo kcal i cukru. jakie one były pyszne... to nic, że mnie zemdliło i miałam kaca moralnego. wieczorem dobiłam łososiem z piekarnika i gotowana fasolką.
taaaadddamm !
uwielbiam suszone owoce... z wyjątkiem jabłek i gruszek. nie chcą mi przejść przez gardło, ale jak się pojawiają na horyzoncie figi i daktyle, mango i papaja (o rodzynkach nie wspomnę, bo im większe tym lepsze)... nic się nie liczy. przyznaję, że figi leżały na moim "pracowym" biurku od zeszłego poniedziałku. (dostałam w prezencie) małym sukcesem jest to, że nie pożarłam ich od razu. jednak wytrzymałam kilka dni. jestem z siebie prawie dumna. oczywiście zamysł był taki, że zjem połowę opakowania.. jakoś to ładnie sobie podzielę...bla bla bla... zjadłam pół.. a za 20 min pochłonęłam resztę :)
Kocica na diecie...ehhh
oczywiście dzisiaj jestem grzeczna. rano kawka, potem sporo wody (jak na mnie) a o 12.00 sałata z dodatkami. wieczorem znowu łosoś i fasolka. już się nie mogę doczekać. normalnie ta ryba mną rządzi
życzę przyjemnego i ciepłego popołudnia bo dzisiaj jest mi zimno. chcę upały. uwielbiam temp.+ 30.