Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam na imię Gosia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 33148
Komentarzy: 1339
Założony: 28 lipca 2014
Ostatni wpis: 28 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
NieidealnaG

kobieta, 39 lat, Za Krzakiem

172 cm, 68.40 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

8 stycznia 2015 , Komentarze (9)

Hejka :)
Ogólnie już mi lepiej ale dalej lekkie zmęczenie odczuwam więc postanowiłam sobie przedłużyć odpoczynek. Myślę, że od poniedziałku wrócę do pełnej aktywności.Od długiego czasu jestem na tyle aktywna, że kilka dni raz na jakiś czas można sobie odpuścić. A wolę odpuścić niz się zajechać ;)  Byłam dzisiaj u mojej lekarki po kilka skierowań i weszlam do gabinetu to nic nie mówiła a w połowie wizyty wypałiła, że jest super bo coraz mnie mniej i ona widzi z każdą kolejną wizytą jak mnie ubywa :) Miło usłyszeć takie rzeczy, to motywujące :) Druga rzecz, że widziałam dzisiaj kogoś z rodziny, z kim kontaktu na codzień nie utrzymuję a kto z tego co słyszalam miał kiedyś wiele do powiedzenia na temat mojej wagi i tego jak się spasłam. Jego szok, niedowierzeanie jak na mnie patrzył, bezcenne :D I dalo mi to kolejnego motywującego kopa :) Ogólnie jako, że ta osoba nic dla mnie nie znaczy to nie był to dla mnie cios jak komentował moją wagę i teraz też nie powinnam triumfować jakoś szczególnie. Ale takie chwile gdy ktoś nie może uwierzyć w to co widzi są fajne i dodają powera. Nie chudnę dla tej czy innej osoby ale mimo wszystko te chwile dają jakąś tam satysfakcję i potwierdzają, że to co się robi ma sens.
Kończę bo właściwie to nie miałam w planach by coś pisać dzisiaj ale nudzi mi się to postanowiłam skrobnąć parę słów ;)

7 stycznia 2015 , Komentarze (10)

Padłam ;) Jak wiecie ja ćwiczę z reguły 6 razy w tygodniu, jeden dzień jest przerwy. Od czasu do czasu jednak mój organizm mówi stop. Czuję wtedy znużenie, zmęczenie, osłabienie, bolą mnie mięśnie - ogólnie samopoczucie do bani. Zawsze wtedy reaguję i odpoczywam. Takie coś też dopadło mnie wczoraj dlatego odpuściłam sobie trening, dzisiaj też jeszcze dam sobie na luz. Tzn. padłam, to  na wyrost napisane i ciut przesadzone bo nie doprowadzam się do takiego stanu, że rzeczywiście z tego zmęczenia nie mogę funkcjonować i padam. Ja mogę z tym funkcjonować , nawet w miarę normlanie. Pewnie gdybym nie słuchała swojego organizmu to bym dosłownie i faktycznie padła a tak po krótkim odpoczynku wszystko wraca do normy. Kiedyś się nawet zastanawiałam czy aby nie przesadzam z  intensywnością treningów. Intensywnością, to też można rożnie interpretować, ja  nie wykonuję jakiś morderczych treningów ale wiaodmo, każdy powinien dostoswać trening do w swoich możliwości i pod tym kątem myślałam. Rozmawiałam o tym z lekarką i znajomą trenerką. U mnie codzienne ćwiczenia przynoszą raczej same korzyści a takie mocne zmęczenie dopada mnie raz na jakiś czas więc usłyszalam, że jeśli to nie jest codzienność to mogę trenować codziennie. Ponadto wszystkie wyniki badań mam idealne. Więc póki co ćwiczę codziennie. Bo mam plan, że jak już swój cel osiągnę to trochę zmodyfikuję swoje ćwiczenia. Tzn. cały czas będą obecne w moim życiu, raz żeby utzymać wagę, dwa dbać o skórę, trzy, że sprawiają mi przyjemność i dają frajdę ale być może to wszystko  już nie będzie z taką częstotliwością jak teraz. Być może na orbiego wskoczę wtedy już nie 6 razy a 3 razy w tygodniu, pilates będzie też. I może to wystarczy. A może postawię na coś innego, jakieś inny rodzaj aktwyności, będąc szczupłą będzie mi łatwiej wykonywać niektóre ćwiczenia. Zobaczę za jakiś czas jak to będzie, w każdym bądź razie ćwizczenia będą ze mną już zawsze bo polubiłam to :)
Miłego tygodnia :)

4 stycznia 2015 , Komentarze (10)

Niedziela przywitała mnie @, jak miło haha. Spodziewalam się jej prawidlowo za 5-6 dni a  tu jest no ale nie martwię się bo brałam antybiotyk a antybiotyki podobno mają wpływ na to, że @ przyspiesza. Zresztą czułam, że może  być wcześniej bo raz, że od kilku dni czułam PMS, ciągnęło mnie do słodyczy ( udało mi się jako tako nie ulegać a w krytycznej jednej chwili słodycze zastąpić suszonymi owocami, też swoje kalorie mają ale dla mnie to lepsze niż wsunięcie cukierka czy batona) do tego spuchłam, wydęty brzuch, cala się czułam ciężka a nogi, które coraz bardziej mi się podobają nagle stały się znowu wstrętnymi serdelkami. Dobrze, że na chwilę ;) 
Na wadze pewnie tradycyjnie w takiej sytuacji 2-3 kg więcej. A w ogóle to nie kupiłam jeszcze nowej wagi. Pomyślałam, że robię swoje a kupię wagę pod koniec stycznia/na początku lutego. I wtedy tak na psychikę dobrze wpłynie zobaczyć ciut więcej niż podczas cotygodniowego pomiaru ;) Znaczy się, mam nadzieję, że nic się nie zatrzyma i ładnie spadnie by właśnie było fajnie ;) W ogólnym rozrachunku na jedno wyjdzie bo ważąc się raz w tygodnu na koniec bym mogła to zsumować ale właśnie zobaczyć więcej dobrze mi zrobi na stan umysłu ;)
Paaa :)

1 stycznia 2015 , Komentarze (6)

No to jesteśmy po tej "magicznej" nocy i w nowym roku :) Czy coś się od wczoraj zmieniło ? Nie bardzo. Świat jest jaki był ;) Ale ok, jest ten nowy rok, nowa książka życia otwarta, ja w niej póki co głównie kontynuuję to co pochlaniało mnie w minionym roku czyli walkę z kilogramami. Być może najpóźniej w połowie tego roku będę mogła cieszyć się z końca tej drogi. Chociaż tak naprawdę zawsze już poniekąd na niej będę dbając o to by nie zaprzepaścić tego co osiągnełam. Czyli ruch i inne-lepsze nawyki żywieniowe za mną zostaną i cieszę się z tego :)

Przed wczorajszym wybyciem na "imprezkę" zaliczyłam jeszcze trening :) Na imprezce okazało się, że niespodziewanie będzie więcej osób ale spoko, ogólnie motyw był caly czas taki sam czyli zwyczajna kolacja  w miłym gronie. Pojeść nie pojadłam bo menu było takie, że na niewiele miałam ochotę ( tzn. nie to, że okropne czy coś, po prostu nie dla mnie na ten moment) ale zjadłam rybkę a głównie  farsz z ryby po grecku i z racji, że nic innego mnie nie kusiło to zjadłam kawałeczek ciasta czekoladowego ;) W takiej sytuacji mogłam sobie pozwolić. % jakoś w ogóle mi nie wchodziły a skoro nie to się nie zmuszalam, w efekcie przez cały wieczór miałam jednego drinka z którego wypiłam ze dwa łyki a  po północy tylko zrobiłam łyczka szampana. Także pod względem jedzeniowo-alkoholowym było grzecznie ;) A najlepsze było, że około godz. 23 zrobiłam się tak śpiąca, że masakra. Walczylam ze sobą i ogarniającym mnie znużeniem i wtedy jedyny raz miałam myśl, że lepiej mogłam zostać w domu i leżeć w łożku ;) Ale rozejrzałam się po towarzystwie i dostrzegłam, że kilka osób wyglądało na zmagających się z podobym problemem jak ja. Gdy się większość zorientowała co jest grane a niemal spane ;) to wynikło z  tego sporo śmiechu i żartów. Nasza biba skończyła się około 1 w nocy. Fajnie bo wyspałam się, dzisiaj nic nie muszę odchorować. Było sympatycznie, miło bez żadnej spiny i wydziwiania :)

Zaraz zmykam na spacerek, slońce świeci. Śnieg topnieje, chociaż jeśli już to bym go wolała, lepszy śnieg niż chlapa. Wpadnę po drodzę na kawę i ploteczki do babci a jak wrócę do domu to wskakuję na orbiego :)

Miłego dnia i jeszcze raz wszystkiego co najlepsze w 2015 roku :)

31 grudnia 2014 , Komentarze (9)

Hej :)
Chciałam się zważyć, ostatni raz w tym starym roku, tak na pożegnanie ;) i chyba moja waga się popsuła bo non stop pokazuje, że ważę ... 11 kg :D No fajnie, chyba w jednym cycku ;) haha. Po nowym roku będę sobie musiała sprawić nową bo dzisiaj już nie będę latała za wagą.

Robicie jakieś podsumowanie mionionego roku ?, ja jakoś nie, chociaż np. pod względem odchudzania mam się z czego cieszyć i co podsumować :) Ale to już tu zrobiłam poniekąd w mojej historii więc nie będę się powtarzała :)
Nie robię też jakiś postanowień typu od 1-go to czy tamto. Bo u mnie to nie działa, mam zapał tylko w ten dzień gdy robię postnowienie a jak ma się zacząć to odkładam na zaś. U mnie jak coś to musi się zacząć po prostu z miejsca, od razu. Oczywiście mam swoje plany na nadchodzący rok ale je będę wdrażała w życie właśnie albo z miejsca albo pomału a nie tak, że akurat 1-go coś się zacznę.

Jakie macie plany sylwestrowe ? Ja wybieram się na bardzo kameralną domówkę, będzie okazja by się spotkać, poplotkować, żadne tam u nas cuda i dziwy typu bale, wymyślne stroje i tona brokatu ;), ot zwykłe spotkanie przyjaciół :)
Powiem Wam, że jak bylam nastolatką i ogólnie młodziutką osobą to oczywiście  w sylwestra musiałam się bawić bo tak trzeba, bo przecież o tym media trąbią poniekąd z góry nam narzucając, że tak trzeba. No i ogólnie wszycy dookoła podnieceni bo sylwester bo impreza, bawmy się ;) Więc już od października byly plany i ten triumf , że gdzieś się idzie, organizuję imprezę. A kto się nigdzie nie zalapał to dramat życia, wstyd i chęć ukrycia się przed światem bo jak to tak się nie bawić jak przecież trzeba. I te pogardliwe, pełne politowania spojrzenia innych na tych odmieńców i to zdziwienie no jak to nigdzie się nie wybierasz, nie byłaś/eś ? Ja raz też mialam taką sytuację, że nigdzie nie szłam , pamiętam ten obciach, ten wstyd haha. Jak się okazało, że do rodziców spontanicznie wpadnie rodzinka na sylwestra to zwialam do babci i rodziców błagalam by mówili, że jestem na imprezie a babcię blagałam by się nie wygadala, że byłam u niej ;) Istny cyrk i dzisiaj to się śmieję z własnej głupoty. Jak trochę dorosłam to zrozumiałam, że to dzień jak każdy inny i nikt z góry nie będzie mi narzucal, że akurat tego dnia mam się bawić. I nieważne czy mam  ochotę czy nie, mam humor czy nie to muszę bo tak trzeba. Nie muszę. Jak mam ochotę się bawić np. 21 grudnia to wtedy się pobawię, jak czuję, że chcę 31 grudnia to też ale jak nie to nie, żaden dramat. Od tamtego czasu mam luźne podejście do sylwestra, jak właśnie mam ochotę to gdzieś się wybieram,coś organizuję, jak nie mam to leżę w łożku i też mi jest dobrze. Od kilku lat tak spędzam sylwestry, na kameralnych domówkach albo wylegując się w wyrku. Najlepszy w ostatnich latach to był sylwek w babskim gronie, ja, moja przyjaciólka i nasze dwie koleżanki. Ubrałyśmy się odświętnie jak trzeba czyli w dresy :D popijalyśmy winko, szampana, oglądałśmy filmy i nagadalysmy się jak nigdy. Niby nic a dla mnie najfajniej było :) Bez żadnej spiny. Podobnie jak do mojego sylwestra podchodzę do sylwestra innych osób, nikogo nie oceniam przez pryzmat tego jak spędzi ten dzień a właściwie noc. I w tej chwili już mnie nie obchodzi kto i co i czy w ogóle coś sobie o tym jak ja spędzam pomyśli :) Napiszcie jak Wy podchodzicie do tego święta ? ;) I zaznaczam, że to tylko moje zdanie tu wyrazilam :)

Niezależnie od tego jakie macie plany życzę Wam mile spędzonego dnia i nocy oraz siły i  wytrwałości  w nowym roku by walka, którą tutaj toczycie przynosiła efekty a i pozostale sprawy w życiu układały się pozytywnie :* Buziaki :)

30 grudnia 2014 , Komentarze (6)

Przyszłam się Wam pochawlić pewnym małym osiągnięciem ;) Jak wiecie ćwiczę też pilates, nie znam się na fachowych nazwach tych figur, robię to co widzę na ekranie i tyle. Ćwiczę taką wersję light, dla początkujących. Chociaż nie powiem, na początku to dla mnie było nie lada wyzwanie i wcale takie łatwe to nie było ;) Teraz już robię te ćwiczenia na luzie i nie stanowią dla mnie problemu. Jest też wersja dla zaawansowanych, jakiś czas temu próbowalam do niej podejść ale okazało się, że jeszcze nie, nie dałam rady, nie dałam rady unieść swoich szanownych czterech liter przy niektórych ćwiczeniach. Starałam się ale nic a nic, ani drgnęłam ;) Wczoraj wykonując ten mój pilates tak jakoś ni z  tego ni z owego zamiast zrobić ćwiczenie jakie miałam zrobić ja się  uniosłam i zwinęłam tak jak do jednego z ćwiczeń z tej wersji dla zaawansowanych. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że dałam radę unieść dupsko i się ruszyć haha.Pierwszy raz z tego szoku był jeszcze dość taki chaotyczny i niezdarny ale powtórzyłam to ćwiczenie kilka razy i okazało się , że umiem je zrobić :D Cieszyłam się jak dziecko ;) Wiecie może to nie jest coś wielkiego i takiego wow ale cieszy mnie to bardzo bo to jeden z etapów mojej drogi. Robię się coraz szczuplejsza, ćwiczę i co za tym idzie jestem coraz bardziej sprawna :) W życiu nie dałabym rady tego zrobić gdy startowalam i miałam 115 kg, nie dałam rady gdy miałam około 90 kg ( bo wtedy jakoś robiłam to podejście), teraz gdy mam 80 już mogę, więc nie mogę się doczekać co wykonam mając 65-70 kg :) Pilates będę znowu ćwiczyła jutro, nie wiem czy będę miałą czas więc zrobię jeszcze wersję lekką a w weekend w wolnej chwili ma spokojnie podejdę do tej wersji bardziej zaawansowanej i zobaczę co jeszcze z niej jestem już w stanie zrobić i dołożyć do stałego repertuaru bo przecież warto sobie podnośić poprzeczkę :)
Buziaki, niech kg nam ubywa :)

26 grudnia 2014 , Komentarze (5)

Witajcie, nie chciałam zaczynać banałem w stylu święta, święta i po świętach ale tak właściwie już jest, jeszcze dzisiaj zleci i tyle. Pisałam Wam już ostatnio jakoś, że w tym roku nie ogarniam czasu, nie jestem z  nim zsynchronizowana przez to jakoś tak nie odczułam magii tych świąt, co nie znaczy, że były/są złe, było/jest miło. Śnieg napadał dopiero dzisiaj a szkoda bo jak dla mnie to padający śnieg w wigilię ma swój urok i nadaje klimat, Szkoda, że w ten wigilijny dzień go nie było.

A teraz temat świątecznego jedzonka ;) Na wigilijnej kolacji nie poszalałam, zjadłam tylko 3 pierogi z barszczem, byłam jakoś tak zmęczona przygotowaniami, że nie chciało mi się jeść. Wczoraj za to postanowiłam, że zrobię sobie trochę luźniejszy dzień, oczywiście bez totalnego popłynięcia.I tak ze słodkości zjadłam tylko cukierka Michałka, kawałek sernika  przy czym odwaliłam z dołu ciasto i zjadłam tylko górę z sera i pół muffinki piernikowej.To jest nic w porównianiu do zajadania się tonami słodyczy w poprzednie święta. Ale teraz już umiem żyć bez słodyczy i umiem się powstrzymać. Zaś pozostałe moje menu w przekroju od rana do wieczora wyglądało tak: zjadłam galaretkę z kurczaka z kromką razowca, kromkę razowca z pieczonym schabem i odrobiną ćwikły. Na obiad zaszalałam bo zjadlam 4 pierogi i 2 krokiety, to i to z kapustą i grzybami, popiłam to kubkiem barszczu. Jak pierogi to nie krokiety lub na odwrót, tak chcialam ale w końcu odpuściłam sobie. Poźniej zjadlam jeszcze po łyżce sałatki jarzynowej, ryby po grecku i śledzi w jogurcie z jabłkiem + do tego wszystkiego kromka razowca.Ogólnie sądzę, że tragedii nie było, normanie bym tego w jednym dniu nie zjadla ale i tak dałam radę, np. gdy inni przy stole ładowali sobie na talerz 5 łyżek sałatki ja nałożyłam sobie jedną. Efekt był taki, że wieczorem byłam najedzona ale nie przejedzona i w przeciwieństwie do niektórych z  mojej rodzinki nie jęczałam trzymając się za brzuch i nie okupywalam kibelka ;) Ja się czułam doskonale :) Do tego wczoraj rano zaliczyłam ponad godzinkę ćwiczeń, rozgrzewka+orbi+pilates więc to też pozwalało mi się nie stresować jedzeniem. Dzisiaj z ciekawości rano stanęłam na wadze i ujrzalam 80,5 kg co znaczy, że od ostatniego ważenia w minioną sobotę ubyło mi pól kilograma :) Także jest super :) I wydaje mi się, że jak się chce to i w święta można się najeść, lekko sobie odpuścić ale się nie przejeść i nie jęczęć później jak to się przytyło ;)
Dzisiaj też już za mną orbi i dzisiaj już jedzeniowo jest grzeczniej.
Ściskam, buziaki :)

24 grudnia 2014 , Komentarze (5)

Spokojnych,radosnych Świąt Wam życzę :)

21 grudnia 2014 , Komentarze (5)

Wczoraj na wadze 81. Ostatnio bylo 82,to bylo jakoś niespełna 2 tyg. temu. Nie jest źle bo spadek jest. Liczyłam,że może uda mi się na święta ujrzeć 7 z przodu ale nie wyszło bo przyplątało się choróbsko i 2 tyg. bez ćwiczeń no i nie ma tej 7. Podczas choroby ciut spadlo bo zawalone i bolące gardło nie pozwalało jeść. Teraz od poniedziałku znowu ćwiczę.Także ogólnie mimo wszystko źle nie jest i nie mam powodu do zmartwień.

Pisałam ostatnio,że nie ogarniam się czasowo coś i dlatego dopiero wczoraj ruszyłam w poszukiwaniu prezentów. Udalo mi się część kupić,dzisiaj i jutro chce dokończyć te zakupy. Kiedyś lubiłam ten szał w sklepach a teraz mnie to męczy. Czuję się w tych sklepach,wśród tego tłumu oszołomiona,zamroczona i trzyma mnie to jeszcze jakiś czas po wyjściu. Jakbym dostala obuchem w łeb ;)

Miłej niedzieli :)

17 grudnia 2014 , Komentarze (6)

Święta tuż tuż a ja jakoś nie czuję magii świąt. I nie dlatego,że jest jakiś konkretny powód. Po prostu w tym roku mam jakieś problem z czasem,nie ogarniam go jakoś i mam poczucie,że jest dużo wcześniej niż wskazuje stan aktualny. Nie wiem dlaczego,no tak teraz mam i już ;)

A propo świąt, jak święta to i jedzenie i odwieczny problem po świętach w postaci nadmiaru kg. Ja tak o tym myślałam i w tym roku nie boję się świątecznego obżarstwa i nie boję się tego co będzie po świętach. Raz, że caly czas walczę i nawet podczas świąt będę ćwiczyla i uważała na to co jem. A dwa, że ja generalnie nie przepadam za większością wigilijnych i świątecznych potraw więc z tego co zjem to kg nie przybędzie. Ale zawsze mi przybywało, od czego ? a no od słodkiego. Wiadomo, ciasta, ciasteczka, same pyszności,w domu,w gościach. Po co bylo zjeść kawałek dla smaku jak można było opychać się do woli. Do tego mnóstwo innych słodyczy. Bo u nas mamy taki zwyczaj, że do prezentu zawsze dorzucamy coś słodkiego. Więc tego bylo wiele a ja powstrzymać się nie umiałam, nie chciałam i tak cale święta żarłam słodycze i później po świętach na wadze było na plusie. W tym roku się tego nie boję bo już nie rzucam się na słodycze, już umiem się powstrzymać i już ich nie jadam codziennie a jak już od czasu do czasu zjadam to symbolicznie a nie ile tylko wlezie. Więc jak teraz coś dostanę to nie opróżnię tego w 2 dni. Zresztą wspomniałam moim bliskim, że jeśli o mnie chodzi to np. zamiast czegoś słodkiego niech mi dorzucą jakiś drobiazg typu lakier do paznokci, krem do rąk. No takie tam bzdurki, które mi się przydzadzą bardziej niż coś słodkiego :)

Buziaki :)