Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam na imię Gosia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 33211
Komentarzy: 1339
Założony: 28 lipca 2014
Ostatni wpis: 28 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
NieidealnaG

kobieta, 39 lat, Za Krzakiem

172 cm, 68.40 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

15 grudnia 2014 , Komentarze (5)

Hej, w końcu dzisiaj wróciłam do ćwiczeń. Brakowało mi już tego, jednak jak człowiekowi to wejdzie w nawyk to później się chce :) Do tego odkąd zaczęłam regularnie ćwiczyć moje bóle kręgosłupa w odcinku piersiowyim odeszły w zapomnienie i pojawiają się na tyle sporadycznie, że nie są takim utrapieniem jak były. Ostatnie dwa tygodnie przesiedzialam, choroba zmusila mnie do siedzienia w domu, mało ruchu, dużo czasu pzed kompem i efekt taki, że od 4 dni zmagałam się znowu z tym bólem. Trochę w tym mojej winy bo przecież nikt mi nie kazał tyle siedzieć, sama sobie to zrobilam. Więc cieszę się, że w końcu mogę ćwiczyć bo tego bólu to ja już nie chcę, dał mi w kość kiedyś już wystrczająco.
Wracając do treningu to postanowilam zacząć od mocnego uderzenia czyli od razu orbitrek, nie tam pilatesik dla relaksu. Zrobilam rozgrzewkę i pomyslalam, że wskoczę na orbiego i jeśli np. po chorobie jeszcze nie dam rady 40 minut to zejdę kiedy uznam, że trzeba. Ale nic się nie dzialo, 40 minut zlecialo nim się obejrzalam :) Od razu lepiej, jest energia, jest moc :)
Udanego tygodnia, niech nam kg lecą w dół :)

12 grudnia 2014 , Komentarze (3)

Cześć :)
U mnie dzisiaj pierwszy dzień @ więc ani dzisiaj ani jutro się nie ważę kontrolnie jak zawsze bo to nic nie da, z doświadczenia wiem, że jest zapewne 2 lub 3 kg więcej.Wczoraj w związku z okresm też nie najlepiej się czułam, zawroty głowy, uderzenia gorąca. Ja nigdy nie mialam takich rzeczy, brzuch pobolewał, wrażliwe i pobolewajace piersi, trochę humor się psuł, opuchnięta się czułam i tyle, nie było to bardzo uciążliwe a od jakiegoś czasu, kilkunastu miesięcy właśnie doszły zawroty głowy, bóle krzyża, uderzenia gorąca wraz z oblewanem się potem.Wiem, że wiele kobiet ma takie objawy ale ja wcześniej nie miałam. I to co lepsze mam nie przy każdej @, ostatnio z 3 miechy temu tak mialam i teraz akurat też. Byłam z tym u gina, badania różne dwa razy porobione i nic, wszystko w normie, wszystko ok. Także nie wiem, no tak sobie coś szaleje u mnie raz na jakiś czas.

W mojej historii pisalam Wam, że przez nadwagę i brak ruchu dokuczały mi bóle kręgosłupa w odcinku piersiowym i teraz 2 tygodnie się nie ruszam przez chorobę, siedzę na tyłku i odczuwam już to właśnie bólowo w tym odcinku, jednak ruch daje mi wiele. Byle do poniedziałku bo wtedy wracam do ćwiczeń, już nie mogę się doczekać. Dobrze w sumie, że @ jest i teraz to ten pierwszy, czasami drugi dzień mnie ominie, bo z reguły przy okresie ćwiczę ale bywa, że w pierwszy, czasami drugi dzień nie czuję się wtedy zbyt komfortowo. No także byle do poniedzialku :D

Miłego weekendu, niech kg lecą nam w dól :)

10 grudnia 2014 , Komentarze (5)

We wpisie dotyczącym mojej historii pisałam, że  tyłam też poprzez zajadanie stresu. Nie napisalam jednak jak się tego nawyku pozbyłam. Nie licząc napadów przy @ ale to się chyba nie liczy ;) Początki nie były łatwe bo każdy stres, każde zdenerwowanie, małe, duże, błahe , pważne powodowały, żw chciałam się rzucić na jedzenie, nażreć się i na chwilę poczuć lepiej. No i na początku mojej drogi kilka wpadek takich zaliczyłam. Starałam się ale na początku nigdy nie jest łatwo. Sądziłam nawet, że sama sobie z tym nie poradzę i rozważałam pomoc specjalisty.  Ale wtedy postanowilam, że nim pójdę do specjalisty  powalczę jeszcze chwilę sama. Po drodze też kilka życiowych spraw się wyprostowalo i mialam mniej stresów więc to też dobrze na mnie wpłynęło. No i kilka razy gdy mi się chcialo zamiast na coś słodkiego, tuczącego rzucałam się na marchewkę, jabłka, no ogólnie warzywa, owoce. Warzywa na stres nie smakowały tak dobrze ale zaciskałam zęby wiedząc, że muszę wytrwać. To byl test na moją siłę, wytrwałość i muszę przyznać, że nie jest chyba źle, okazalo się, że jak chcę to potrafię. Jednak najwięcej zmieniło się gdy zaczęłam regularnie, niemal codziennie ćwiczyć, rozladowując tym samym emocje i przy tym chęć rzucania się na żarcie sama gdzieś zniknęła.Wydaje mi się, że w moim przypdku ruch fizyczny to był klucz do sukcesu. Oczywiście starałam się też zmienić myślenie, wmawiałam sobie, że nie tędy droga, zrozumiałam, że taki napad uszczęśliwia tylko na chwilę i w istocie nie rozwiązuje problemu. I tak do tej pory udaje mi się wytrwać, gdzieś tam po drodze sporadycznie miałam takie chwile , że chętnie bym się najadła bo coś tam ale udawało mi się to pokonać. Mam nadzieję, że już w tym wytrwam i będzie dobrze, chociaż wiem też , że muszę być czujna i uważać by to nie wróciło.

9 grudnia 2014 , Komentarze (6)

Przyszłam trochę ponarzekać, ogólnie staram się być optymistką ale czasami trzeba żale wylać ;)
Zacznę od tego, że vitalia coś zaszalała i nie pokazywała mi w powiadomieniach informacji o komentarzach do poprzedniego wpisu, myślałam, że cisza u mnie a tu teraz patrzę, że gości miałam.
Gardło mnie nie boli, kaszel odpukać też odpuszcza, druga noc za mną, którą w końcu przespałam. Jedynie co to czuję takie podrażnienie gardła, czasami muszę chrząknąć, wydaje mi się, że po tym wszystkim potrzebuje je nawilżyć, poszukam jakiś sposobów.
Dzisiaj kończę antybiotyk, mam nadzieję, że już będzie ok. Po antybiotyku podobno trzeba chwilę odczekać z treningiem więc tak do poniedziałku bym się jeszcze obijała a od poniedziałku chcialabym wrócić do ćwiczeń. Generalnie korci mnie już ale się naczytałam, że nie wolno, to wolę poczekać niż za chwilę się rozłożyć znowu. Sama nie mam wiedzy na ten temat bo ostatni raz antybiotyk brałam chyba w dzieciństwie. A do kompletu @ się zbliża, spodziewam się za 3 dni, już to czuję,poirytowanie,na wadze dzisiaj też już + 1 kg, no to na dniach będzie 2-3 więcej ;) Dzisiaj jest ok pod względem apetytu ale wczoraj zbliżająca się ciotka dala o sobie znać bo do słodkiego mnie ciągneło. Pozwoliłam sobie na kawałek ciasta, 2 cukierki, garść chrupek i pasek gorzekiej czekolady. No trudno ;) Dramatu z tego nie będzie, nie jadam tego codziennie no i te ilości to też nie giganty, gorzka czekolada spoko ale jak człowiek ćwiczy i spala to jakoś tak przyjemniej się patrzy na takie wpadki.
Buziaki, trzymajcie się ciepło i zdrowo bo pora roku zbiera żniwo i sporo ludzi zmaga się z infekcjami.

8 grudnia 2014 , Komentarze (12)

Kochane, dziękuję Wam za mnóstwo ciepłych słów pod moim wpisem z historią :) Mam nadzieję, że każda z nas będzie mogła cieszyć i chwalić się takimi sukcesami, mniejszymi, większymi ale swoimi sukcesami. Jesteśmy różne, różnie walczymy, jesteśmy na różnych etapach ale niech każda z nas dąży do upragnionego celu bo mimo, że to łatwe nie jest to da się to zrobić. Trzymam za siebie i za Was kciuki, damy radę :)

Jeśli chodzi o moje choróbsko to antybiotyk zadziałał, juz zaczynało być fajnie a tu niespodziewnie dzisiaj rano obudziłam się z pobolewającym gardłem, teraz niby nie boli ale mam lekką chrypkę i jakiś taki dyskomfort tam czuję. No żesz ku*wa, za pzeproszeniem wkurzylam się normalnie. Już mam tego dosyć, liczyłam, że jutro skończę antybiotyk, odpocznę chwilę, pomału będę wracala do aktywności bo mi już tego brakuje a tu dzisiaj znowu coś. Mam nadzieję, że to jakieś chwilowe :/

Na wadze 82, mogło być spokojnie z 1, 1,5 kg mniej na dzień dzisiejszy gdybym była aktywna a tak choroba mnie rozłożyła i nic z tego ale absolutnie nie narzekam bo mimo wszystko i tak spadki były w tym czasie więc ogólnie jest ok, tyle dobrego z zawalonego gardła, że jeść było trudno ;)

Miłego tygodnia :*

5 grudnia 2014 , Komentarze (20)

Cześć :) Dzisiaj obiecana i zapowiadana moja historia ;) Zacznę od tego, że zabrałam się za siebie rok temu, na przełomie listopada i grudnia, do tej pory pozbyłam się 33 kg. Niestety nie mam zdjęć z tamtego okresu bo raz, że jak ognia unikałam aparatu bo wychodził na fotkach gruby potwór, zresztą dodatkowo ja malo fotogeniczna jestem ;) dwa, że nie sądziłam, że w połowie drogi trafię na vitalię i zdjęcia się przydadzą i trzy, że zupełnie nie pomyslałam wtedy o tym, że warto by było je mieć w celach porównawczych, tak dla siebie nawet. No nic, czasu nie cofnę. W sierpniu zrobilam sobie fotę (93 kg) to pod koniec drogi wrzucę chociaż ją dla porównania z efektem końcowym. A przechodząc do rzeczy to było to tak:
Nigdy nie byłam chuderlakiem ale nigdy nie byłam też otyła i nie miałam wielkiej nadwagi. Ot kilka nadprogramowych kilogramów, które w niczym mi nie przeszkadzały i nie wpływały znacząco na moje życie. W podstawówce nie spotkalam się z szykanami, trochę wyśmiewał się ze mnie i z innych koleżanek z paroma kg więcej kolega ale on sam też miał te kg w nadbagażu więc nikt się tym nie przejmował. W liceum padłam ofirą dwójki z klasy, kolega i koleżanka wzieli sobie mnie jako cel swoich kpin, w efekcie tego a także źle wybranej szkoły  zmieniłam szkołę i miałam spokój.Dzisiaj po latach wiem, że nie było warto się nmi przejmować, oni też nie byli pod różnymi względami idealni. Ale to taki epizod ,który mną nie zachwiał mocno. Pierwszy raz poważnie bo do 90 kg przytyłam mając jakoś 20-21 lat, miałam kontuzję nogi, która mnie unieruchomiła na kilka miesięcy i tak siedząc na tyłku dobiłam do 90. Ale gdy noga wydobrzala wziełam się za siebie, dieta , ćwiczenia i dość szybko się tego pozbyłam. Zresztą byłam też wtedy młodsza to łatwiej szło. I przez  kolejne lata cały czas ważyłam okolo 72-73 kg, wiadomo, różnie czasami bywało więc zdarzały się jakieś wahania + / - 1 kg czy 2 kg ale to własnie czasami. Nie trzymałam jakoś specjalnie diety, trochę się tylko pilnowałam ale byłam wiecznie w ruchu to nie tyłam.To była taka moja stała waga, owszem kilka kg nadwagi ale ja tego nie odczuwałam, czułam się dobrze w swoim ciele, nie byłam szczypiorkiem ale też nie grubasem. Przy moim wzroście, budowie wyglądałam normalnie. Kilka razy próbowalam zejśc niżej, niby do wlaściwego dla mnie  65 ale z racji, że to nie było wiele do zgubienia moje próby zrobienia tego nie były mądre, rozsądne. Chcialam szybko no i nawet jak coś ubywało to zaraz wracało. Kryzys nadszedł 4 lata temu i od tamtego momentu zaczęłam tyć aż do szoku rok temu. Zaczęło się od tego, że to był ciężki czas w pracy, dokładka godzin, stres,presja. Mało ruchu i  do tego pocieszanie się jedzeniem. Do  tego kolejny stres w postaci problemów bliskiej mi osoby o których wiedzialam ale niestety nie miałam żadnej możliwości by pomóc tej osobie. To też mnie stresowało i to też zajadałam. Zła chwila i robiłam rzut na jedzenie, pomagało. Że na chwilę to wiem dzisiaj, wtedy liczył się nawet chwilowy efekt. Dodatkowo 3 lata temu rozstalam się po kilkuletnim związku z facetem. Tego nie wiążę z tyciem dalszym bo od dawna związek się sypał. Ale to sprawiło, że chcialam odpocząć od związków, facetów i nie miałam motywacji by o siebie dbać , by dla kogoś wyglądać ładnie. I tak czas mijał, tylam, widzialam to w lustrze, widziałam grubego potwora ale jdnocześnie potrafiłam to wypierać i udawać, że przcież aż tak źle nie jest. Takie dwie skrajności. Doszły kłopoty zdrowotne, od siedzącego trybu życia i nadwagi zaczął boleć mnie kręgosłup w odcinku piersiowym, nim to wykryli bałam się, że to serce, wiecie, jak boli w klatce piersiowej to panika i to był kolejny stres do zajadania. Podnioslo mi się ciśnienie, nie były to jeszcze wielkie wartości ale już odrobinę za duże były. Do tego byłam zmęczona, znużona. Ogólnie zamiast energetycznej młodej babki ja byłam jak wrak. Otrzeźwienie przyszło rok temu gdy stanęłam na wadze i ujrzałam 115 kg, w pierwszej chwili pomyślałam, waga ściemnia ale stanęłam drugi raz i poczułam jakby mi ktoś w twarz strzelił. To byl moment w którym postanowiłam się za siebie zabrać.Zaczęłam od wizyty u lekarza, porobilam wyniki. Zmieniłam dietę na mniej i zdrowo żreć, ograniczylam slodycze, zmieniłam nawyki. Postanowiłam zacząc się ruszać i na początek lekarka doradziła mi pilates. On nie spala jakoś mocno tłuszczu i nie męczy- teraz ale wtedy ja byłam po 15 minutach spocona jak mysz i dyszalam jak lokomotywa. Kryzys pryszedł niedlugo później. I to nawet nie jedzeniowy, chociaż tu wiadomo, zdarzaly się wpadki, zwłaszcza na początku. Ale przy pilatesie się rozruszały moje stawy, mięśnie, no całe ciało, kręgosłup. Poczułam , że je mam. Szlam ulicą i czułam jakbym miala się przwrócić, takie uczucie a to po prostu moje cialo zaczynalo żyć. Ten kryzys sprawił, że padlam na dwa tygodnie ale doszlam do siebie i walka trwala.  Cudownie smakowaly i motywowaly pierwsze efekty. Po 3 misiącach do pilatesu dolożyłam orbitrek i wtedy fajnie, jeszcze efektywniej  ruszyło wszystko. I tak minął rok w trakcie ,którego pozbyłam się 33 kg. Czasami myślę czy mogłam zrobić więcej, inaczej, szybciej pokonywać kryzysy , zastoje ale ogólnie nie zadręczam się tym bo wydaje mi się, że i tak wynik jest imponujący. Zmieniłam swoje nawyki żywieniowe, jem inaczej,zdrowo. Oczywiście jak każdemu i mi się zdarzają potknięcia ale nie poddaję się im tylko dalej idę do celu. Czasami sama sobie na coś grzesznego pozwalam bo sądzę, że grunt to umiar i zdrowy rozsądek. Ogromną motywacją jest dla mnie to, że dzięki regularnym ćwiczeniom ogólnie wyglądam lepiej i jak mówią mi bliscy mimo jeszcze tych nadprogramowych kg, które mam wyglądam na mniej. I sama to dostrzegam. Ale fakt, że moje cialo w okolicy brzucha nie wygląda idealnie ale spodziewalam się, że będzie dużo gorzej. Walczę ćwiczeniami, masażami,balsamami o to , żeby bylo tutaj w miarę ok. Fajnie jest móc zacząć się ubierać w rzeczy w których wygląda się dobrze. Fantastyczne uczucie to wejście bezproblemowe w ubrania, które do tej pory nie wchodzily. Oczywiście ogromny plus to zdrowie, bóle kręgosłupa zniknęły i jeśli nękają mnie to sporadycznie. Ciśnienie się unormowalo, wlaściwie  to znowu jestem niskociśnieniowcem. Nabralam też, właściwie to wróciła mi pewność siebie, lepej się ze sobą czuję i już się nie chowam, nie garbię, nie ukrywm. Momentami jeszcze miewiam takie myślenie grubasa ale staram się je pokonać. Ogólnie mam więcej energii, radości w sobie. W pracy też się uspokoiło.
Cel wyznaczyłam sobie 65 kg ale chcę dojść do tych 72-73 i zobaczyć jak jest, czy tak jak kiedyś, nadal dobrze tak wyglądam i czuję się ok. Jeśli tak to przy tym być może zostanę, jeśli nie to powalczę o to 65. Zobaczę, tutaj nie będę miala poczucia porażki w  razie czego bo i tak uda mi się tyle zrzucić, że tutaj nie może być mowy o porażce i nie dobrnięciu do końca. Nie ukrywm, że jakoś tak podświadomi kręci mnie to 65 więc być może zawalczę o to. Czas pokaże. To czego mi teraz brakuje to trochę cierpliwości, tyle się udalo zrobić, że ten koniec bym chciala by jak najszybicej nadszedl, by szybciej szło. Ale wiem jak wygląda ten cały proces odchudzania, nic nie dzieje się w mig jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki więc pomału a dojdę do celu, który już jest bliżej niż dalej :) Ogólnie wygląda na to, że na wiosnę, lato będę całkiem fajną laską :D
Pozdrawiam :)

4 grudnia 2014 , Komentarze (8)

Hejka :) Wieści z frontu są takie, że poległam w domowej walce i dzisiaj skończyło się na antybiotyku. Kaszel jest ale po osłuchaniu lekarka powiedziala, że jest ok, nic nie slychać złego w oskrzelach czy płucach. Za to mam zawalone totalnie gardło no i tu własnie trzeba powalczyć. Swoją drogą ostatni raz antybiotyk brałam chyba z 15 lat temu.
Marzę o tym żeby się wyspać, od niedzieli praktycznie po nocach nie śpię przez męczący kaszel, jak mi się przyśnie to na godzinę, góra dwie. Ogólnie jestem osobą, która nie potrzebuje mega dużo snu , 6 godzin to dla mnie spoko, ale staram się tak 6-8 spać, jednak kilka dni pod rząd bez snu to nawet jak dla mnie już za dużo. A w dzień nie umiem spać, próbowałam i nic, nie zasnę w ciągu dnia. Z tego niewyspania to taka niewyraźna chodzę, łeb boli, wszystko od kaszlu podrażnione i obolałe. Mam nadzieję, że teraz będzie już lepiej.
Brakuje mi ćwiczeń ale jedzeniowo jest ok więc jakoś to idzie mimo wszystko. Dzisiaj w ramach małej przyjemności zjadłam 4 kostki milki oreo :D Trudno, od tego świat się nie zawali a potrzebowłam czegoś takiego.
Trzymajcie się ciepło :)

2 grudnia 2014 , Komentarze (8)

Gdy ostatnio wypiłam sobie jeden z szeroko dostępnych leków na grypę i poczułam się lepiej to popadłam w w euforię, że już po chorobie, pokonałam ją. Nic bardziej mylnego. Nigdy nie wnikałam w działanie, skład tego typu preparatów. Dopiero teraz poczytałam i one owszem, łagodzą objawy ale nie zabijają wirusów. Co za tym idzie ja owszem poczułam się lepiej bo zniknęła gorączka, przestały boleć mięśnie, minęło takie ogólnie rozbicie - na te objawy to zadziałało. Ale na gardło, kaszel nie do końca, od niedzieli się tak duszę, że masakra, najgorzej chyba bylo wczoraj, po nocach przez to nie śpię bo męczy to strasznie. Żeby nie było, próbowalam się dostać do lekarza ale moja rodzinna na urlopie  a do innych lekarzy "przykro nam ale nie ma miejsca by panią gdzieś wcisnąć" Mogłam iść i próbować, może lekarz by mnie przyjął po innych pacjentach ale wiecie jak to jest, ludzie nawet jak czekasz gotowi ci oczy wydrapać. Na wizytę prywatną też średnio mi się uśmiecha wydać niemal stówkę zwałszcza, że teraz przed świętami kasa się przyda. No nic, moja lekarka wraca w czwartek, mam nadzieję, że będzie lepiej do tego czasu i przetrwam jeszcze dzień. Póki co jadę na domowych sposobach. A następny przebój to taki, że dodatkowo przyplątało mi się zapalenie spojówek. Dzisiaj rano się obudzilam i widać kulminacyjny moment jest. Od kilku dni oczy mi łzawiły, byly lekko zaczerwienione ale nie przejmowałam się tym i zwalałam to na chorobę. I żeby było mało hitem jest to, że na dzisiaj rano mialam wizytę u okulisty, czekalam na nią 1,5 miesiąca ale wczoraj widząc w jakim jestem stanie uznalam, że nie pójdę taka dusząca się, na okulistę kaszleć i innych ludzi w poczekalni, no i odwołałam wczoraj wizytę. A dzisiaj by mi byla bardzo potrzebna haha. No jak się wali to wszystko.
Dzisiaj się tak kontrolnie zważyłam, ostatnio, tzn. 21 listopada było 83,7 dzisiaj 82,2. Także chociaż w tym wszystkim tyle dobrego :) Biorąc pod uwage fakt, że nie ćwiczę od tygodnia to cieszę się.
Buźki :)

28 listopada 2014 , Komentarze (7)

Hej :) Dziękuję Wam za życzonka zdrówka, melduję , że jest lepiej :) Może jednak coś jest w tych reklamach i rzeczywiście jak się działa i bierze proszki szybko to można jakoś sobie z choróbskiem poradzić. Ja jak w śrdowe popołudnie walnęłam sobie taki lek i walnęłam się do wyra tak już wieczorem o dziwo poczułam się lepiej, minęła gorączka, przestały boleć kości.Podsumowując teraz jest w miarę ok, nie czuję się źle i mnie totalnie nie rozłożyło. Jedyny problem był z  gardłem, to bolało i tabletki nie pomagały, pomogła za to płukanka z wody utlenionej. Teraz coś tam jeszcze z gardziołkiem czuje ale to już bardziej takie na zasadzie pozostałości po, podrażnienie może. Plus, że niewiele mi przechodzilo jeśli chodzi o jedzenie ;)
Siedzę od wczoraj w domu, o dziwo moja szefowa ma dni dobroci i pozwoliła mi odpocząc w domu, bez l4 i pozwoliła część roboty wykonać w domu. Oprócz tego sprzątam, piorę. Nie wiem jak Wy ale ja jestem praczką, pralkową. Normalnie jakbym mogła to bym co chwilę uruchomiała pralkę, jakoś to lubię ;)

Buziaki :)

26 listopada 2014 , Komentarze (4)

witam Was  z lozka :/ Wczoraj wieczorem nic mi nie bylo a dzisiaj zdycham.Rano wstalam z pobolewajacym gardlem i ogolnym rozbiciem. I z kazda godzina bylo gorzej, lamanie w kosciach,zle samopoczucie a w gardle zyletki,do tego 37,9 temperatury a zimno mi tak,ze zgrzytam zebami. Chcialabym by proszki zadzialaly tak szybko jak w reklamie,lykaja i postawieni na nogi. Minus,ze moze czeka mnie przerwa w treningach,jako taki plus,ze gardlo tak boli,ze nie moge nic przelknac. W obiedzie pogrzebalam i nic mi nie szlo  Moze to wplynie na wage,na minus,tyllo zeby pozniej nie wrocilo z nawiazka. Mialam robic wpis o podsumowaniu mojej walki ze zbednymi kg ale dzis sie nie czuje na silach tyle pisac. Dlatego dzis taki krotki zdychajacy wpis.Sorki za ewentualne bledy i brak ą,ę itd. ale pisze z telefonu a to zbyt wygodne nie jest dla mnie a zwlaszcza dzisiaj. Poprawie to jak sie ogarne ; )

Znacie cos co pomoze na taki mocny bol gardla ? umieram przy przelykaniu.

Trzymajcie sie cieplo i zdrowo :)