Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rinnelis

kobieta, 41 lat,

160 cm, 81.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 września 2016 , Skomentuj

Śniadanie: serek wiejski z pomidorem i cebulą (wielki pomidor) i bułka orkiszowa ze słonecznikiem, herbata z łuski gryczanej 

II śniadanie/obiad: zupa ogórkowa z ryżem - wg siostry jest to rosół z marchewką i ogórkami, bo ja zup nie podprawiam

Obiad: pęczak owsiany i leczo (papryka, cukinia, pomidory, kapka oleju)

Podwieczorek/kolacja: trzy łyżki jajecznicy z pomidorami a później pół papryki i dwie kromki chleba ze słonecznikiem - dałam za dużo słonecznika do chleba i jedna kromka ma bardzo dużo kalorii. Jutro upiekę chleb bez słonecznika i taki będę jadła :D

Chleb jadłam jeszcze ciepły. Taki pyszny był, że jej. Skórka przypieczona i chrupiąca. Mniam. Ale nie napchałam go w siebie do nieprzytomności. Na szczęście.

5 września 2016 , Skomentuj

jeżdżę rowerem, chodzę na kijki, rzucam się jak foka na podłodze. Jem inaczej, ale to, na co mam chęć. Głównie są to pomidory z cebulą i twarożkiem. Mam takie parcie na cebulę, że nie ogarniam tego. Dobrze, że to czerwona cebula, która nie rozwala mi później jelit ;)

Codziennie rano piję wodę z octem jabłkowym, zarzuciłam białe pieczywo - piekę sobie sama chleb (jak mi się chce, jak nie to kupuję orkiszowy ze słonecznikiem, który dzisiaj jest po prostu słodki Oo). Jem ziemniaki, bo ziemniaki smaczne są - nawet takie na sucho. 

Oczywiście, że jest już za późno, bo zmarnowałam dwa miesiące, w czasie których mogłam mieć niezłe wyniki, ale komu by się chciało. I tak nic się nie zmieniło. Nadal jestem gruba. Nadal jestem otyła.  Nadal jestem chora na jedzenie i na słodkie. 

Wczoraj tak mi się chciało słodkiego, że aż mnie nosiło. Przejechałam się rowerem i gdy wróciłam to nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Już miałam jechać i nakupić sobie słodkiego, ale zaczęło tak lać (a już i tak zdążyłam zmoknąć w czasie wycieczki), więc dałam sobie spokój. Zrobiłam sobie kisiel z malinami i to jakoś mnie zadowoliło (nie przepadam za kisielem, ma za mało cukru dla mnie, czekolada góra). A na kolację miałam paprykę posmarowaną twarożkiem z solą i pieprzem ziołowym. Pychota. Dlatego dzisiaj już sobie nakupiłam papryki do pochrupywania. 

9 lipca 2016 , Skomentuj

nie umiem walczyć z kilogramami. albo i umiem, ale poddaję się. 

Czerwiec był masakryczny pod względem jedzenia - jadłam byle co, byle jak , byle dużo.

Lipiec też jest nielepszy. W sumie waga pokazuje 0,6kg więcej niż pasek, ale przecież ja w lipcu miałam pukać do drzwi 95kg albo i mniej. Czytam tak pamiętniki  i niektóre dziewczyny chwalą się sukcesami i faktycznie idzie im jakoś a ja jak zwykle wymiękłam.

Nawet kotów nie będę miała, bo je zjem.

4 czerwca 2016 , Skomentuj

co zjadłam dziś:

śniadanie: bułka grahamka i bułka pszenna z masłem, indykiem w galarecie i pomidorem, 4 kostki czekolady

II śniadanie: pizzetka

obiad: kawałeczek piersi parowanej, pulpet wieprzowy, ziemniaki, sałata, ogórek, pomidor z sosem z musztardy, oleju i cytryny

kolacja: warka porzeczkowa

wypiłam ok 2l wody, ok 500 ml pepsi i piwo/lemoniada - ilość rozwojowa ;)

przejechałam rowerem 10km, jakieś 6h pracowałam w ogródku.

co zjadłam wczoraj: wszystko co było w domu, byłam jak bez dna i tylko wrzucałam i wrzucałam. śniadanie ogarnięte było, później zupa szczawiowa a później to pieczone ziemniaki pyszne że jej z serem białym z ogórkami i śmietaną, później czekolada, migdały, znów ziemniaki i ser, wino, czekolada, batonik, brzoskwinia, truskawki, drożdżówki

aktywność: tyle co pokręciłam się po domu

czwartek:

śniadanie:bułka orkiszowa z wędliną z piersi kurczaka, pomidor

II śniadanie: zupa szczawiowa z jajkiem (podprawiana śmietaną), 

obiad: piersi kawałek parowanej i pieczone skrzydełko, kasza gryczana z koperkiem, kalafior parowany i kapusta młoda duszona z jogurtem,

kolacja:serek wiejski z pomidorem i cebulą, pół kromki chleba orkiszowego

aktywność: 6km na rowerze

1 czerwca 2016 , Skomentuj

co dziś jadłam:

śniadanie: 2  kromki z masłem, kiełbasą drobiową i pomidorem, 1/3 bułki z dynią

w ramach nawadniania: warka jabłkowo-gruszkowa - słodka że ech, ale była taka pyszna zimna, że wypiłam

II śniadanie (w porze obiadowej): rosół z makaronem (bo kaszy nie było)

na działce : kromka chleba orkiszowego, jabłko, kawałeczek słodkiej bułki

obiad/kolacja: kasza gryczana z koperkiem, kalafior parowany, golonka z indyka gotowana (1/3 i gotowała się bez skóry), sałatka owocowa - ogólnie to najadłam się jak bąk.

aktywność: rano 8km rowerem, po południu 10km rowerem i 2h pracy w ogródku

Miesiąc maj nie skończył się przejściem do dwóch cyfr, ale wszystko przede mną. Jutro rano znów krótka wycieczka rowerem - zawsze to coś.

23 maja 2016 , Skomentuj

Dziś był dzień ważenia. I mierzenia. I albo znów się gdzieś walnęłam albo nie wiem. Wychodzi mi, że z brzucha spadło mi 11cm, ale to raczej nie jest możliwe. Może po prostu wina techniki pomiarowej :) Powinnam sobie zapisać jak i gdzie się mierzę, żeby później mierzyć się w tym samym miejscu. Ogólnie po 14 dniach mamy spadek o 2,5kg. Wydaje mi się, że nie jest źle, chociaż pewnie gdybym ćwiczyła, to byłoby lepiej. Tak ciężko jest się zmobilizować. Jedzenie to jeszcze, jeszcze, jakoś staram się ogarnąć, ale ćwiczenia to szkoda gadać.

Jutro jadę załatwiać sobie praktyki. Normalnie szał. Mogłabym tu gdzie mieszkam, ale nie, wolę dojechać rowerem te 3km niż iść na miejscu (chociaż i tak niby na miejscu a dojechać 2km trzeba :D )

I zaczynam się denerwować, że nie dam sobie rady w  czasie sesji. Ogólnie to jest tak, że przyszłam od drugiego semestru, więc zasadniczo, przyszłam jako ta obca to ludzi. którzy się znają a to nigdy nie jest łatwe - przynajmniej dla mnie, osoby, która ma problemy z kontaktami z innymi ludźmi (nieznajomymi). Grupa jest zróżnicowana, są "normalne" dziewczyny i takie laski, że jej. No i ja - osobna kategoria. 

Plan mam taki, żeby do końca maja mieć poniżej 100. Czyli 8 dni, na pozbycie się 0,9kg - minimum, jak będzie więcej to tym lepiej dla mnie. :)

23 maja 2016 , Skomentuj

Śniadanie:

płatki owsiane, banan, jabłko, jogurt naturalny, kostka czekolady, płatki migdałowe (wszystko zważone, bo tej jest "ten" etap, gdzie wszystko ważę ;) )

II śniadanie

kasza jaglana i rosół

obiad: ziemniaki parowane, pierś z kurczaka parowana i warzywa (ogórek, pomidor, kukurydza)

a później to nie wiem.

wpadły: 3 grahamki (takie ciasteczka a la poduszki do mleka), lody śmietankowe z truskawkami i ogórki z serkiem ulubionym na kolację.

21 maja 2016 , Skomentuj

Kolejny weekend. Miałam zaplanowane prace w ogródku i tak też było.

Najpierw 5km rowerem (wg endomondo 250kcal), później 3,5h przewalania ziemi (siałam dynie, ale najpierw motyką musiałam spulchnić ziemię, motyka razem z kijem ma jakieś 2kg, a ja machałam nią ok 3m5h - rąk nie czuję) - wg vitalii spaliłam 1700kcal (czy to możliwe????). Jest 20 a ja zjadłam wszystkiego za jakieś 1200kcal. Mega wielka masakra. A że najadłam się po 18 to teraz nie jestem już głodna. Najwyżej pójdę późno spać to zjem później serek wiejski.

No i później do domu znów 5km. ;)

Boli mnie kręgosłup, ręce i tyłek. Ręce mam pokancerowane, ale przynajmniej zasiałam te moje nieszczęsne dynie. Może urosną - normalnie to najpierw siałam do doniczek i wysadzałam wyrośnięte roślinki a w tym roku normalnie zabrakło mi czasu :)

A jak urosną to w zimie będzie dyniowa zupa curry Bo poza zupą to za dynią nie przepadam. Próbowałam już gulaszu z dyni, pieczonej dyni, makaronu z dynia i suszonymi pomidorami i nie podchodzi mi. A zupa tak. 

W poniedziałek się zważę i zmierzę i zobaczymy jak będzie. Bo ogólnie to nie jest źle, ale ćwiczenia leżą - jak zwykle zresztą i mam żle rozkładam kaloryczność, ale to taki mój standard. Najpierw nie jem a wieczorem staram się jakoś z głową nadgonić. (aha, aha).

16 maja 2016 , Skomentuj

Początek roku zaczął się ok a później było już tylko gorzej - oczywiście pod względem zrzucania kilogramów. Po prostu ZNOWU zaczęło się odkładanie (no zjem to ciasto i wafelki i coś tam jeszcze, ale od jutra to już się biorę) i tak dotoczyłam się do maja z wagą kolejny raz trzycyfrową. Ubiegły tydzień był ogarnięty. Jem normalnie, smażone zamieniłam na parowane i mi smakuje (jak dobrze doprawię ;) ). Staram się dobijać do 1800kcal, ale to wcale nie jest łatwe. 

Pierwszy weekend za mną. I tak jak się spodziewałam to są dwa najgorsze dni. W sobotę było jeszcze jakoś, ale i tak objadłam się tym, czym nie powinnam (był grill) - jednak uznajmy, że wyszłam na zero z racji pracy na ogródku (ciężka praca, nie żadne zabawy w małą ogrodniczkę) i 10km na rowerze (jest się czym chwalić). Niedziela to porażka totalna - dużo wolnego czasu, co sprawiało, że myślałam o jedzeniu i jadłam (lody, paluszki a ostatecznie chleb i kiełbasę a nie byłam głodna, byłam łakoma).

Dzisiaj już ogarnięcie. Ale i tak zjadłam 3/4 batonika twarożkowego w czekoladzie, jednak został wliczony w bilans, więc nie ma nad czym rozpaczać. Lepiej codziennie zjeść trochę słodkiego, niż nie jeść a później rzucić się i zjeść kilo michałków na raz :).

Zastanawia mnie jak zorganizować sobie jedzenie w czasie zjazdu. Bo poszłam do szkoły. Po tylu latach stwierdziłam, że złożę papiery no i teraz co dwa tygodnie dwa całe dni spędzam w szkole. Trochę mi ciężko się dostosować a najbardziej to zmobilizować do nauki. Ale kto to za mnie zrobi? Nikt. :)

Trzeba będzie kombinować i jakoś się uda.

1 stycznia 2016 , Komentarze (1)

Nowy rok nowy rok, planów nowych nie mam i już.

Aczkolwiek obejrzałam dziś płytę z wrześniowego wesela. Powiem wam, że jak na tę wagę to nie było źle. Bluzka fajnie się układała i tuszował to,co miała tuszować. Buty spełniły swoje zadanie i moje wielkie łydki wyglądały trochę chudziej - może to być też zasługa dobrze dobranych rajstop (nie zapomnę srebrnych rajstop na weselu brata OMG i w ogóle). Ale mogło być lepiej. Mogło być dużo lepiej,ale przecież muszę zaprzepaścić wszystko przez swoje jedzenie nieopanowane. 

Dlatego podjęłam decyzję, że wykupię sobie dietę vitalii. I może wtedy, gdy będę miała elegancko wszystko rozpisane i zaplanowane to zapanuję nad sobą.

Czyli nie mam planów, ale jakiś plan jednak mam. Ot logika :D