Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem kobietą pracującą, kochającą, marzącą, walczącą o siebie i dla siebie.... Ostatnio odczuwającą mijający wiek i podłamaną porażkami, ktore de facto funduję sobie sama. Potrzebuję zmiany. Chcę zmiany. Bedę dążyć do dobrej zmiany (jakkolwiek to by nie brzmiało).

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6634
Komentarzy: 40
Założony: 4 czerwca 2018
Ostatni wpis: 30 listopada 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
M@lpa1986

kobieta, 38 lat, bydgoszcz

172 cm, 86.70 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 sierpnia 2018 , Komentarze (7)

moje relacje z orbitrekiem to jeszcze nie przyjaźń ale wraz ze spadkiem temperatury na zewnątrz wzrasta moje uznanie wobec tego żelastwa i sprawia mi coraz wiecej przyjemności to kręcenie. Mało tego, wyłania się coraz więcej plusów- a to że faktycznie się męczę, a to że serio wzrasta mi poziom endorfin i z kaloriami wypalam złe emocje, no i czas! Wskakuję, kręcę i tadam!!!! Nie dojeżdżam, nie wracam tylko wszystko na miejscu :)

Dziś ponad 20 min, 3km, na kalorie nie spojrzałam ale ciul z nimi :) 

Dietowo też nie najgorzej:

6.30 2 jaja sadzone, pół serka wiejskiego, ogórek, troche keczupu

10:00 owsianka+ grejfrut

13:00 makaron razowy (pół szkl.) ze szpinakiem+ czosnek, jogurt nat. i pół sera camembert-chyba ok. 40-50 g- to samo mam na jutro

16:00 kasza, indyk z pieczarkami, porem i łyżką śmietany+ surowka z buraczków iiiii 2 małosolne iiiii jeden ogór w occie

19:00 kasza i 2 zielone ogórki i niestety podżarty pulpet (gotowałam na jutro na obiad z mielonego indyka, pora i marchewki z otrebami zamiast tartej buły no i pożarłam bo sobie stały i stygły ;))

I oczywiście 2 kawy z mlekiem i marchewka surowa wpadła.

A z innej beczki- od środy biorę wolne do końca tygodnia, pakuję kocura i ruszam do domciu na Mazury!!!! Juupi :):):) takie mini wczaski ;)

19 sierpnia 2018 , Komentarze (1)

Już wspominałam, że lubię weekendy! Zwłaszcza takie jak ten- niby bez wyjazdów i jakiś specjalnych technik relaksacyjnych ( ;)) a jednak jestem wypoczęta i zadowolona bo był czas na relaks, ćwiczenia, pichcenie, uporzadkowanie balkonu ( do którego zbierałam się od jakiś 2-3 tygodni, czyli od kiedy mi kwiatki i zioła uschły przez te upały), a nawet drobne przemeblowanie, dzięki któremu moje książki zamiast leżeć po macoszemu na podłodze prezentują sie dumnie na półkach :) 

No i właściwie wlazłam tu z powodu książek, a właściwie jednej- Kasi Nosowskiej. Zaczęłam czytać ją wczoraj, dziś skończyłam. Śpiewanie Pani Kasi lubiłam- może nie od zawsze- ale od czasów gimnazjum na pewno. A Jej pisanie ??? Równie rewelacyjnie. Dawno czytanie ( a czytam tyle, na ile mam czasu bo wrecz uwielbiam) nie sprawiło mi tyle przyjemności. Takie miłe zakończenie weekendu

19 sierpnia 2018 , Komentarze (1)

Niedzielę rozpoczęłam z orbitrekiem- 20 min, 1.8km, prawie 300 kcal spalonych.

Kawka, 2 naleśniki z mąki owsianej z dżemem z jarzębiny i szklanką mleka (poczułam się jak za dzieciaka;) chyba przez to mleko do śniadania)

No i mierzenie... Waga żyje własnym życiem, po swojemu, 2 razy pokazala 86.3kg, pptem 86.7- też dwa razy.... Co za franca! No zostawiam ten wyższy wynik. Pomierzyłam się też centymetrem i ogolnie to dupowato bo praktycznie bez zmian...z biustu tylko leci, brzuszysko ani drgnie... 

We wrześniu znowu zaczynam treningi zumbowe i już sie doczekać nie mogę, niby tylko w sierpniu nie ma zajęć ale mi już brakuje tych tańców i nie mogę się doczekać. Tam po prostu skacze, cwicze, wychodze mokra jak szczur ale szczęśliwa, w domu nie mam takiego samozaparcia.

18 sierpnia 2018 , Komentarze (1)

małpa walczy sama ze sobią...wczoraj piłam wino, które mnie dzisiaj tak przeczyściło, że czułam się rewelacyjnie lekko ;-) ot, skutki uboczne moich pijackich wieczorkow z M. Ale cały dzień walcze, kaca jako takiego nie mam, od rana wskoczyłam na robocze obroty ale tak za mną chodzi... Pizzza, kfc, chipsy albo inne, równie niezdrowe paskudztwo.. I już miałam zamawiać ale nie. No nie, nie wolno... W ramach zabicia tego śmieciowego głodu na kolacje zjadłam kanapke z pastą kupną i wtryniłam z pół słoika ogórków konserwowych... 

Bo kur... szkoda by było, cały tydzień jako tako się trzymałam, wczoraj nawet tak sobie poćwiczyłam, że dzisiaj mam zakwasy- to lubię :) i nawet zmieniłam baterie w tej mojej cholernej wadze i pokazała troszkę poniżej 87 to jak to teraz tak zawalić!?!?! Już wczoraj było %%%% a obiecałam sama sobie, że nie będzie już tak jak wcześniej, czyli: aaa jak już raz odpuściłam to i drugi raz nie zaszkodzi . co to to nie. Wpady sie zdarzają, nawet je w weekendowy dzień dopuszczam ale po to, żeby po zaspokojeniu grzesznych ciągot znowu wrócić na właściwą drogę.

Idę zatem zrobić sobie dzban zielonej i zapiję te niezdrowe popędy ;-)

15 sierpnia 2018 , Komentarze (2)

Mały weekend!!!! Uwielbiam takie wolne dni w tygodniu, zwłaszcza że w tym roku nie brałam jeszcze urlopu i każdy dzień regeneracji i budzenia się bez budzika jest na wagę złota.

A właśnie, co do wagi- zarowno wczoraj wieczorem, jak i dzisiaj rano wskazała 87,4 kg. Super :) ale aż ciężko mi w to uwierzyć- jednak dla 100-procentowej pewności przy najbliższej okazji kupię nowe baterie. Chociaż zmierzyłam się też centymetrem i gdzie niegdzie mnie ubyło, tak średnio po centymetrze, więc jest jakiś postęp. Szkoda tylko, że z brzucha mi nic nie leci, ale na to potrzeba cierpliwości. Ważne, że w końcu odnotowuję spadki a nie wzrosty :) a to motywuje! 

Wczoraj dietka ok, co prawda wieczorem miałam ochotę na drinka ale odpuściłam- po pierwsze szkoda a po drugie byłam sama, wiec bez sensu. Zamiast tego polatałam na orbitreku- niedługo bo jakies 12 min.- 1.5 km i zrobilam brzuszki (3 serie po 30+20 pogłębień). Dziś już po śniadaniu (omlet z 3 jaj, celulka, pomidor, oliwki), owsianka sie moczy bo wyjatkowo w domu robie na mleku a nie z jogurtem, planuje zrobic fit spagetti ( ciemny makaron, mieso mielone z insyka i swoje pomodorki duszone z ziolami).... 

Przed chwilą zrobiłam też 2km na orbim- czyli troszkę ponad 17min + ćwiczenia na ramiona z hantlami, wysmarowałam łepetynę olejkiem z łopianu i masłem shea, wskoczę pod prysznic....kawusia iii ???

No i poza tym nie mam pomysłu na spędzenie wolnego dnia...fuck! Jak na złość nawet pogoda nie sprzyja żeby sie wybrać na jakąś plażę czy inne lenistwo na łonie natury;)

Wczoraj zamówiłam książki (Pawlikowskiej i Nosowskiej) ale pewnie dojdą dopiero na weekend. A wczoraj znalazłam sklep/ lumpeks, ktory mi podpasował - cenowo i jakościowo, kupiłam torebkę, apaszke, 2 biustonosze, spodnie beżowe i białe, żółty t-shirt, koszulkę do spania i śliczną koszulę w kwiaty (taka ala tiulowa) a za wszystko zaplaciłam ok. 100 zł :) takie okazje to ja lubię, a jeszcze bardziej lubię gdy mi ubrania na dupsko wchodzą- co nie zawsze było takie proste. Fakt, teraz kupuje rozmiar głównie 44, sporadycznie 42, w zeszlym roku 42 było standardem a i 40 sie zdarzało, ale wierzę, że za jakiś czas znowu w tą 40stke sie wcisnę :)

13 sierpnia 2018 , Skomentuj

13. wcale nie pechowy :-) nie lubię dni w ciągu tygodnia bo praca, latanie, codzienność i wieczny brak czasu... Zwłaszcza, że nie jestem nocnym markiem i po 20-21 już trace moce na działanie- ale nie o tym chciałam pisać. No w porównaniu do weekendu tydzień wypada stanowczo gorzej ;-) ale to nie znaczy, że nie ma plusów, o choćby to, że w przeciwieństwie do weekendu w tej monotonii dnia codziennego łatwiej mi utrzymać pory posiłków :) 

Dziś zjedzone: 

6:30 tortilla pszenno- żytnia z pastą: twaróg (1/3)+ szczypior, koperek, jogurt nat., łyżeczka śmietany + plaster wędzonego łososia

10:00 owsianka+ arbuz

13:00 sałatka: salata lodowa, ogórek, kawałek wędzonego kurczaka, koper+ oliwa i przyprawy, makaron razowy (ok. 0.5 szklanki)

16:00 burger wołowy- bez bułki czyli mięsko+ pomidor+ 2 plastry cebuli, sałata, łyżka sosu z jogutru nat. i keczupu + tortilla taka jak z rańca- pozostałość

19:30 kilka łyżek leczo z kaszą ale zrezygnowałam bo chyba już zaczęło sie psuć- fuu, podjadlam za to troche z tego co na jutro robiłam- gryz piersi z kury, kilka leniwych- nie wiem z 3-4 sztuki dla posmakowania ( nieudanych, eksperymentalnych, na mące owsianej) 

I znowu wskoczylam na orbitreka- spalone ponad 350 kcal :)

Ten burger to wpadł tak bez planu ale wleciałam po pracy do sklepu i wzięłam bo standardowo- napisy kuszą, że mięsko, że zdrowe, że z Warmi- no zachęcająco...szkoda ze poza mięsem władowali w to jakieś ulepszacze, w tym E!!! Ech... Jednak nie opakowanie a etykieta powinny mnie bardziej interesować w trakcie zakupów.

12 sierpnia 2018 , Komentarze (3)

Już nie pamietam kiedy miałam tak "lekką" że tak powiem, niedziele. Tak jak patrzę te kilka tygodni wstecz to widzę, że w weekendy totalnie sie zatracałam w obzarstwie a tu poza grzeszno-imprezowo- procentowym piątkiem było ok. 

Dzisiejsze jedzonko: 

9:00 2 jaja sadzone z łyżka keczupu, cebulka, kilkoma plastrami chorizo i pomidorkami koktajlowymi

Ok. 13:00 pizzeinki z baklazana - 4 (plastry bakłażana zapiekane z pomidorowym sosem wlasnej roboty i mozarellą)

16:00 kasza + leczo i 1 pizzerinka z bakłażana

19:00 kasza z odrobiną leczo+ 2 pizzerinki

Przez caly dzień pożarlam calego bakłażana ale tragedii nie ma bo na wszystko poszła mi 1 kulka mozarelli co chyba przy rozłożeniu na cały dzień tragedią nie jest.

No i ponad 17 min na orbitreku zrobiłam czyli ponad 250 kcal spalonych :) szału nie ma ale lepsze to niż nic. Wogole zadziwia mnie to, ze w domu ledwo 15 minut wykrecam a chodzac na siłownięie jakoś 20-30min latam i tak sie nie zalewam potem jak na tym moim żelastwie. Może to kwestia tego, że mam starego, niemieckoego kettlera i taka jego specyfika. Nie wiem.

Ale ciesze sie bo w sumie to był impuls, standardowo zezłosciłam się na swojego (chociaż sama nie wiem na ile on mój jest) M. .... Może nie tyle zezłosciłam, ile zasmuciłam, wiec dopadłam się do sprzętu żeby trochę tych negatywnych emocji się pozbyć. I to plus bo ostatnio na to poczucie samotności, złości i bezradności dopadałam się do jedzenia a nie tędy droga... W ogóle ta relacja jest dziwna, albo ja jestem dziwna, nieufna i stąd moje frustracje. M. sie stara ale jego wieczne zalatanie, brak czasu i przede wszystkim brak konkretów czasami mnie tak dobija że szkoda gadać... Chyba sie starzeje i tak najzwyczajniej w świecie potrzebuje stabilizacji na tej płaszczyźnie życia... Tak naprawdę nie tylko na tej ale... To nie temat na wpis klepany na telefonie. 

12 sierpnia 2018 , Komentarze (1)

Moja waga oszalała...i to komletnie. W poniedzialek pokazala 90.5 kg, wczoraj 87, 5 a po dosłownie minucie 89,5 (bardziej prawdopodobne). Mi tam najbardziej podoba sie to 87 ale to raczej nierealne... Zwaze sie jutro- zobacze co pokaże ta pokręcona menda ale zeby mieć jakieś miarodajne wyniki to jeszcze będę musiała sie pomierzyć.

Spektakularnych efektów nie oczekuje bo od czwartku to dieta nie wyglądała najlepiej. O ile na wyjazdowy czwartek bylam przygotowana- w miarę to i tak wszystko wzięło w łeb już po południu. Zajechalismy na obiad- niby "fish restaurant" wiec ucieszylam sie coś lekkiego bedzie i co??? I dupa. Tak paskudnego jedzenia to dawno nie jadłam. Wszystkie dania bez smaku i 99% potraw z karty to smażone... Zamowilam wiec pierogi ruskie ( tak wogole moja słabość) z surówką i zupe gulaszową- ciężka, ale zjadlam pół porcji bo szału to ona nie robiła (tak delikatnie mówiąc), pierogi strasznie tluste ale jakoś je wybrałam z tej okrasy- tyle o ile- i zjadłam a surowka? No coż, gorzkie paskudztwo, nie do zjedzenia, podobnie jak kawa- bleeeee.... Kiedyś były takie kawy Sido, też pilo sie jak zalane wiory i mi sie wlasnie z rym skojarzyła kawa tam. Podobne odczucia smakowe - a własciwie powinnam napisać niesmakowe mieli moi znajomi. Sam fakt ze w restauracji rybnej zupa rybna- dno, bez smaku i aromatu- wrecz woda zaciagnieta keczupem, a ryba doprawiana, sama nie wiem? Wegetą chyba daje zarys jakosci w knajpie. No i cena... Masakra. Jednym slowem to kolejna (druga- bo wybredna to ja nie jestem) knajpa, ktorą wpisuje na liste "omijaj szerokim łukiem".

Wieczorem okazalo sie ze musze zostac na noc... No i tu już dupa straszna. Wieczorem 2 drinki i jakas bulka z pasta pomidorowa i polędwicą łososiową. Rano w piątek śniadanie w hotelu- pyszne, jajeczniczka, pasta z jajek itp. ale stanowczo za dużo... Ach te szwedkie stoły ;-) a na powrocie nie wiem co mnie wzięło ale zamówiłam placka po wegiersku... Zajebiscie dietetyczne i lekkie...No cóż.... Musze na te wyjazdy jakoś sie odpowoednio nastawiac bo mam ich całkiem sporo.... 

Ale na szczescie wróciłam... Albo i na nieszczęście bo w piątek wybralam sie wieczorem do znajomych, impreza planowana od jakiegoś czasu bo górale zjechali... I miałam iść na chwile a ostatecznie poszlam na 3 godziny, wypilam wino, 2 drinki z jakismiś podhalanskimi specyfikami, zżarłam kabanoska, tortilke z warztwami iiii... I w koncu dotarlam do domu.

Sobota w miare ok. Ugotowalam leczo z cukinią, zjadłam śniadanie bialkowo- tłuszczowe i tak po 2 dniach wybrykow wracam do dobrych nawyków. Chociaz weekendy zawsze mam gorsze niz tydzień- zwlaszcza w kwestii trzymania pory posiłków.

Sobota właściwie upłynęła gospodarczo- sprzatanie, zakupy...a wieczorem relaks.

Moim, może nie tyle ideałem ile wzorem kobiecości jest Marlin Monroe...kobiece kształty, seksapil i ogolnie zadbane ciało. Myślę że nawet takie pusie jak ja dbając o siebie zyskują na atrakcyjności, w końcu to wieksze ciało też musi sie jakoś prezentowac ;-) fakt, czasami dopada mnie kryzys i nic, absolutnie nic poza użalaniem sie nie robie, nawet balsamowanie ciała mnie przerasta ale staram sie jakoś z tym walczyć bo zbyt wiele razy zamiast zająć sie soba to zamawialam albo robiłam na pocieszenie żarcie i żarłam, a im bardziej pełny był brzuch, tym głębszy stawał sie dół... Dlatego wczoraj, jak już miałam w głowie zamowienie pizzy bo miałam w głowie te wyjazdowe porażki postanowiłam, że nie! Nie tym razem bo znowu skonczy sie na płaczu, wyrzutach i dodatkowych kilogramach. Wskoczyłam wiec ma orbitreka- za wiele nie polatalam ale lepsze to niz nic, zrobiłam 3 serie po 30 brzuszków i zaparzyłam sobie dzbanek czerwonej herbaty. I przy tej herbatce zrobilam kawowy peeling ciała, depilacje, nałożyłam sobie maseczke ( ostatnio kupiłam białą glinke, naturalną i w końcu ją wypróbowałam) a na koniec cała sie wysmarowałam masłem shea ( tez zakupione, naturalne i w moim przypadku wymagające cierpliwości)....a później odwiedzilam blogi plus size... Trochę mnie to podbudowało bo dziewczyny udowadniają ze nawet w rozmiarze xxl można wyglądać i czuć się pięknie !

I jestem przekonana że wymieniając pizze na te zabiegi podjęłam słuszną decyzję :-) 

8 sierpnia 2018 , Komentarze (1)

Dzisiaj jedzonkowo ok- pod kątem tego co jadłam i o której jadłam :-):

6:30 ok. 50g łososia wędzonego, 2 jajka gotowane posmarowane serkiem łaciatym o smaku meksykańskim ( skuteczne zastępuje majonez) i pomidorki koktajlowe,

10:00 owsianka ze sliwą suszoną i winogronami,

13:00 salatka jak wczoraj

16:00 mieso z uda indyka pieczone z cebulą, kasza, 4 małe ogorki małosolne

19:00 kasza + pomidorki koktajlowe i 2 ogorki gruntowe

Dodatkowo: 2 kawy z mlekiem, gryz arbuza i skubas makreli podczas przygotowywania jedzenia ;-)

Jutro bedzie pewnie gorzej bo bede praktycznie cały dzień w podróży służbowej co skuteczni utrudnia mi trzymanie godzin i w te upały uniemożliwia wziecie ze sobą jakiegoś pudelkowego jedzenia bo zaraz by sie zepsuło. Ale mam plan: rano śniadanie w domu ( kawalek makreli, dwa jaja gotowane i pomidorki koktajlowe), II też zdążę zjeść jeszcze normalnie ( owsianka+łyżka rodzynek- zawsze dodaje ok. łyżki suszonych owoców- i arbuz- owoc też pożeram zwykle do owsianki) a potem tzn. na pozostałe 3 posiłki zabieram 100g orzechow, kupne smoothe i pewnie gdzieś ba obiad sie zatrzymam więc zobaczymy co z tego wyjdzie.

7 sierpnia 2018 , Komentarze (2)

małpie szamanie dziś:

6:30 2 jaja sadzone + garść pomidorków koktajlowych i trochę keczupu;

12:00 (planowo posiłek miał byc o 10 ale spotkanie w pracy mi pokrzyżowało nieco plany) owsianka- 2 łyżki płatków owsianych, łyżka otrąb, łyżka chia, jogurt naturalny- standard w moich owsiankach+ 4 suszone śliwki i garść ciemnych winogron

14:30 sałata z serem plesniowym blue (ok. 50g), garść winogron, łyżka słonecznika i łyżka sosu ala balsamicznego - posilek niezbyt dietetyczny ale pyszny i zwiazany z opustoszaniem lodówki ;-);

16:30 miska zupy koperkowej ( pseudo zupa bo warzywa gotowane na kostkach), kasza jeczmienna (ok. 3 łyżek), jajko sadzone i sałatka z pora- kupna, obiad ogolnie na szybko to i taki byle jaki nieco

19:00 kasza- 3 lyzki z buraczkami i garscia salaty z oliwą i przyprawami.

Dodatkowo 2 kawy z mlekiem, 2 mietowe pastylki i lyzka pieczonego miesa z indyka, ktore przygotowalam na jutrzejszy obiad.

Wniski- nie jest źle ale zawsze mogłoby być lepiej, na pewno gubi mnie brak czasu i jak sobie wcześniej nie przygotuje chociaż produktów to mam problem z czekaniem, zwlaszcza na obiad po pracy i pakuje w paszcze wszystko jak leci...

No i ruch = 0. Ale w te upały to sam fakt przeżycia w robocie bez klimy jest dla mnie wyzwaniem ;-) hmm... Kiepska wymówka