Waga po wczorajszym obżarstwie słodkościami nie wzrosła Co nie znaczy, że dziś kontynuowałam ten smaczny proceder. O dziwo dziś ciasta były dla mnie jakoś dziwnie aseksualne, za to skrupulatnie przeprowadziłam detoks warzywno-owocowy.
Na śniadanie koktajl z kiwi, gruszki, kawałka banana, awokado, ogórka, natki i szczypty imbiru, woda
wyszło 600ml- 332kcal
Drugie śniadanie - sałatka owocowa - grejpfrut, pomarańcza, truskawki i sok marchewkowy - wszystko 253kcal
Z tą sałatką to popełniłam straszny błąd, bo zamiast posypać cynamonem, sypnęłam na nią... chili Pojemniczki do sypania stoją obok siebie i bez zastanowienia sięgnęłam po nie ten ;) no ale nic to, przecież chili to spalacz tłuszczu, więc poza szokującym smakiem nic się nie stało. Całe szczęście, że miałam ten sok marchwiowy do popicia, bo paliło straszniście, ale w smaku o dziwo nie takie złe.
Obiad- surówka z buraczka, marchewki, jabłka i papryki
ilościowo wyszło dużo, aż nie dałam rady zjeść .Kalorycznie strasznie mało. Wszamałam tylko 130kcal
Podwieczorek 1,5 grejpfruta, 125kcal
Kolacja - warzywa na parze, doprawione pieprzem i koperkiem - 154kcal
Cały dzień, poza wodą, popijałam hipotetyczny spalacz tłuszczu, czyli mieszankę mięty, imbiru, cynamonu, miodu i soku z cytryny - cztery szklany;)
Bilans dnia 994kcal i nie jestem głodna;)
Według diety powinno być 1500kcal, ale nic już dziś nie dam rady zjeść. Zresztą skoro to detoks, to powinno być chyba mniej kalorii niż zwykle.
Jutro może być ciężki dzień, bo ciasta nadal nie zniknęły. Za to już mam zaplanowane i przygotowane śniadanie- magiczna owsianka Opisze ją jutro szczegółowo.