Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1345
Komentarzy: 18
Założony: 26 stycznia 2016
Ostatni wpis: 4 lutego 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
karmacode

kobieta, 36 lat, Kraków

175 cm, 83.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 lutego 2016 , Komentarze (3)

Przełom! I RUSZYŁO! :D znowu, w końcu. przez kilka dni miałam cały czas magiczne 84,2 - może to i kwestia okresu, może tego że za mało jadłam, ale jest. I motywacja dalej też jest i chwałaś Ci Panie bo nie wiem jak bez tego bym przetrwała tłusty czwartek :p Oprócz tego intensywnie pracuję, od rana do nocy. Ale dzieją sie konstruktywne i fajne rzeczy, poznaje się cały zespół i o ile nie miałam na to ochoty, to teraz jest bardzo super :)

2 lutego 2016 , Skomentuj

W zasadzie to PMS-owo już było i prawdopodobnie dlatego też zamiast jak człowiek powiedzieć o co mi chodzi, to się zafukałam. Ani on nie był ok, ani ja - bywa też tak. Ogólnie jest lepiej w sferze emocjonalnej, gorzej z fizyczną - jestem totalnie rozczarowana bolącym brzuchem! Z tego co pamiętam to SB była dla mnie właśnie niesamowitą niespodzianką pod względem jak dobrze się na niej czuł mój organizm (w sensie postanowił nie doprowadzać mnie wtedy do stanu kiedy jedyną opcją jest zwinięcie się w kłębek z termoforem), a teraz co? Oszustwo :p Może to jeszcze za krótko żeby mogły być tego typu efekty. I waga stoi jak zaklęta, chociaż nie, wypluła dodatkowe 0,1.  Pocieszające to nie jest. Natomiast z drugiej strony barykady, coraz mniej się czuję jak na diecie i coraz mniej mnie cokolwiek kusi :) Mój już też jakoś w miarę przetrawił to moje wiosenne "oczyszczanie", nie zrzędzi już tak bardzo i prawie nie próbuje wciskać tego co nie wolno ( takie np mleko z nutellą, albo świeża bagietka itd itp -przetrwałam!). I oczywiście czuję się luźniej, tzn w rzeczach, choć pewnie to bardziej autosugestia - co by nie było, ważne że działa! :D A tak poza tym to mija już tydzień. Grzeczny tydzień. Bez rozrabiania - aż sama z siebie jestem dumna :)

31 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Jeden. Miałam jeden pierdolony dzień, żeby w końcu odpocząć i żeby było miło. Nie da się. Coraz bardziej mnie wkurza (żeby nie używać ostrych wulgaryzmów) to, że on nie jest w stanie tego zobaczyć i jakoś spróbować docenić. No tak, bo skoro jest się osobą która nie musi nic i nie ma żadnych obowiązków oprócz zdania jakichś bzdurnych egzaminów raz na jakiś czas, do których najwyraźniej nie trzeba się uczyć dłużej niż jeden wieczór - to trudno jest zobaczyć że czas jest cenny. Że normalni ludzie bywają zmęczeni i że to, że ktoś chce się podzielić swoim czasem mimo ogarniania miliona rzeczy naraz - ma wartość. Być może jestem po prostu zła i wszystko teraz wyolbrzymiam, ale po takim czasie, kiedy związek wygląda bardziej na fuck friends niż na cokolwiek innego- bo skoro z tego jednego mojego wolnego pierdolonego dnia - wychodzi na to że oprócz południowego "przytulania", ja jadę po zakupy, po to żeby wrócić i zobaczyć że nie zrobił tego co miał... bo w tym czasie się wziął za granie i cóż.. jak wróciłam dalej zeszło mu na to kolejne 2h, potem oglądamy parszywy film bo chciał, mimo że ja nie cierpię horrorów, a kwintesencją jest to że się pyta "no to co, bo ja chcę iść na piwo z A, możesz zostać ale nie wiem ile będę może godzinę, a może 4. nie wiem" -  przestaje mieć na to ochotę. Żeby było zabawniej , na początku prawie mieszkaliśmy razem i jeżeli chciałam mieć dla siebie popołudnie, to nie mógł wytrzymać i przyjeżdżał po dwóch godzinach kiedy ja grzęzłam w górze prania. Na ten moment mam dość i coraz bliżej mi do stanu kiedy będzie mi wszystko jedno, a z tego nie ma już odwrotu.

29 stycznia 2016 , Komentarze (1)

Dziś cały dzień spędziłam w szkole. W sumie bardziej wczoraj byłam tym przerażona niż wyszło w praniu. Dietkowo dałam radę i mimo rozlicznych pokus obiadowych w grupie, w postaci makaronów, pizz, naleśników i grzanek z szynką parmeńską - dla mnie to wyjście skończyło się kremem z pomidorów solo :) Tak w zasadzie oprócz herbaty, to była jedyna rzecz z karty którą mogłam zamówić, ale że lubię, nie było problemu. Oprócz tego przygotowałam sobie dzielnie ser biały w pojemniku (który się okazał z braku czasu kolacją) i orzechy calem zachowania godzin jedzenia. Dziś -1 posiłek. No nie dobrze. Oprócz tego mam piekielne zakwasy! coś czułam że te ćwiczenia mają ukryty haczyk ;)

Poza tym pożarłam się wczoraj z Moim. On zupełnie nie rozumie idei oczyszczania i z jakiegoś dziwnego powodu nie pasuje mu to, że jestem na diecie. Nie rozumiem i nie zrozumiem, przecież jego nie zmuszam, ani niczego nie zabraniam, a daję ograniczenia tylko na siebie. Czasami zastanawiam się czy w jego poczuciu w ogóle występuję jako osobna osoba, bo normalnie tak był urażony tym, że nie chciałam jeść tego co zrobił na obiad - jakbym co najmniej wmawiała mu że od dziś żywimy się razem "energią kosmiczną". 

28 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Tak tak, przyczajam się dzielnie, bo nie mogę sobie przypomnieć kiedy mi się pojawiają chwilę zwątpienia, w sensie po jakim czasie (a jak się nie wie, to jak człowiek ma wtedy bardziej walczyć?!). Dziś smok był bardziej łaskawy, co nie powiem miło jest widzieć. Nawet jeżeli to woda to i tak dobrze wiedzieć, że ciało właściwe bez niej waży samo w sobie mniej :D haha to chyba pokręcona logika, ale działa. Z nowości przełamałam się do ruszenia tyłka rano. O zgrozo jak bardzo nie mam kondycji! znalazłam sobie urocze 20 minutowe ćwiczenia i wytrwałam 6.... a jeszcze gorzej że chyba będę mieć zakwasy O.O 

Plan jest taki, zamiast się zniechęcać, jutro zrobię dwie minuty dłużej i pomalutku do przodu, w sensie do 20 ;) Z resztą sam krok był ważny. To aż idiotyczne jaki straszny miałam opór. Poza tym wszyscy zdrowi. Pracuję nad scenariuszami do szkoły, dietkowo trzymam się bardzo dobrze i tylko tak jak napisałam na początku, martwię się na zapas odnośnie pierwszego kuszenia. Postanowiłam jeszcze jedną rzecz, zamiast patrzeć na cel, chyba będę odliczać dni do pierwszej granicy... niech będzie ich 30 - to przecież wcale nie jest długo! Zatem dzień 2/30 zaliczony :)

27 stycznia 2016 , Komentarze (5)

Maszyna oczywiście metaforyczna, ale zaliczyłam dzień pierwszy i czuję że na ten moment nie ma ludzkiej siły która mogłaby mnie złamać :)

Taak, kupiłam więc nowego smoka w postaci wagi i cóż, jest troszkę gorzej niż przypuszczałam... o 2,6 kg gorzej. Zobaczymy jutro. Niby można by było powiedzieć że to idiotyczne wydawać pieniądze których chwilowo się nie ma na wagę po to żeby się umartwić, no ale tak trzeba. Przez to jestem tym bardziej pewna, że nie ma innego wyjścia. Teraz nieubłaganie ten smok sie będzie na mnie szyderczo patrzeć z pod szafki! Poza tym ogólnie spoko, co prawda rozkładając posiłki na 5 dziennie, mam wrażenie że nic tylko jem, ale jest to dla mnie wyczyn. Kolejne plusy : gotując i sałatkując trzeba mieć porządek w kuchni (nie da się przecież wziąć zupy w garstkę tak jak kanapek, które równie dobrze można zrobić na kolanie i udawać że sterta naczyń wcale nie istnieje ;) i oto stała się magia, myjąc na bieżąco, nagle nic nie zostaje, a przecież to tylko opłukanie talerza czy miski. Oto też zwykle z Moim mam wojną. Człowiek to w tej sprawie jest niesamowity. Czasem mam wrażenie, że potrafi zużyć dokładnie wszystko co w jego kuchni się znajduje, zanim weźmie się za umycie czegokolwiek. I ma pretensje że przy górze naczyń, ja u niego nie biorę się za mycie skoro mówię, że od razu umyć jest lepiej (tak, nie mieszkamy razem i chwałaś ci Panie - tak przynajmniej widzę te absurdy ;) Nie przyznam mu się że dietkuję. Inaczej musiałabym się również przyznać, że coś w mnie samej mi nie pasuje, a do perfekcji opanowałam już zagryzanie zębów kiedy dotyka mojego brzucha. Może to wydawać się dziwne, ale na podstawie lat obserwacji rozmaitych koleżanek, uważam że mówienie o swoich kompleksach nie robi nic dobrego, ani dla związku, ani dla łóżka, ani dla "swojego odbicia w czyichś oczach". Zresztą,co to ma być że człowiek zrzędzi że jest za gruby, albo że ma kompleksy.... jak coś z tym robi, to zwykle nie zrzędzi bo się cieszy, że mu się zmniejszają, a tak? Zatruwa tylko życie i tworzy niezręczną atmosferę osobie której się wyżala. Nie cierpię tego. I tą również myślą, podtrzymuję to, że wolę zaciskać zęby i sama się męczyć ze sobą :)

26 stycznia 2016 , Komentarze (2)

No dobra, nie wiem ile ważę. Wiem,że na swoje potrzeby za dużo ;) Wszystko związane jest ze złośliwością rzeczy martwych. Do chwili temu wydawało mi się, że trzeba w wadze wymienić baterię i zmierzyć się ze smokiem, a kiedy już tą decyzję podjęłam - to okazało się że smok nie działa tak czy siak! Ehh pewnie trzeba będzie kupić nowego, coś czuję że bez tego się nie obejdzie. Ok, może kiedy z nim walczę to popadam w lekką obsesję i przez większość czasu lepiej jak siedzi sobie w swojej podszafkowej jaskini, ale prawdopodobnie jednak go potrzebuję. Zakupy na jutrzejsze startowanie zrobione, wszystko będzie w myśl połączenia SB i 5:2 co w stosunku do siebie uważam za mega racjonalne. Kiedyś zdarzyło mi się plażować i efekt był bardzo dobry, na tyle dobry że poczułam się zdolna do kroku dalej i ruszenia na siłownię. Wszystko było ekstra, a potem bum. Przez różne bolące wydarzenia zamknięcie się w skorupce i czterech ścianach. Długo zajęło znalezienie z nich wyjścia, a potem kwestia treningów i wagi stały się tak mało istotne w porównaniu do reszty, że gdzieś się zgubiły. Pamiętam tyle,że na SB czułam się fantastycznie (włącznie z brakiem dolegliwości comiesięcznych uroków bycia kobietą) i do tego właśnie chcę wrócić! Dziś walczę z górą prania, To niesamowite sąd ono sie bierze, skoro prawie człowiek nie bywa w domu.... co do reszty, na siłownię za szybko nie wrócę. Za mocno odbiły mi się kompleksy zaczęte w dzieciństwie w związku z czerwoną buzią przy sporcie, a dodając do tego to, że teraz dobrze w swojej skórze się nie czuję, to będzie musiało poczekać. Za to mam w planie zacząć od łyżew i ruszyć te mięśnie o których człowiek się dowiaduje że je ma, dopiero po pierwszym dniu na ślizgawce ^^, może spacerki, może basen, zobaczymy. Ale dziś w ostatni w najbliższym czasie wieczór, kiedy popijam herbatkę z pysznym sokiem malinowym, nastawiam się do walki!