Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cel: Odzyskać kontrolę nad własnym życiem

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25184
Komentarzy: 633
Założony: 14 maja 2016
Ostatni wpis: 6 marca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PokonacGloda

kobieta, 31 lat, Warszawa

174 cm, 71.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 2017 rok to mój sukces!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 maja 2016 , Komentarze (21)

Pożegnałam się z głodówkami.Powiedziałam sobie: Dość! Po co się katować, skoro i tak nie ma ŻADNYCH efektów? Przyznam wam się bez bicia... w zeszłym miesiącu stosowałam kopenhaską. Fakt, schudłam- ale co z tego? To było chwilowe! 12 dnia zjadłam tabliczkę czekolady i małe laysy. Następnego dnia było jeszcze gorzej z żarciem- resztę możecie sobie dopowiedzieć patrząc na moją wagę.
Muszę trochę zwolnić. Mój duch nieraz krzyczy: jeść, jeść, jeść! Jakbym przed chwilą przebiegła maraton lub zdobyła kilimandżaro- tzn. jakbym właśnie straciła całą energię i trzeba ją szybko odrobić! 
Jakiś czas temu natknęłam się na stronę wilczogłodnej. Kto czytał, ten wie... Mój Gadzi jest ogromnych rozmiarów i ma niezłą siłę perswazji, skoro aż tak mnie kontroluje (albo raczej pozbywa kontroli Profesora) 
Pomyślałam sobie: skoro tak na mnie działa ograniczenie jedzenia, to będę jadła więcej! Ale nie słodyczy/ fast-foodów etc..
Obowiązkowe śniadanie- które zastępowałam kawą.
Do pracy: II śniadanie plus przekąski (marchewka, jabłko itp)
Po pracy: Pożywny obiad = zmiana proporcji między surówką/warzywami a makaronem/ziemniakami/ryżem.
Podwieczorek! - posiłek przedtreningowy.
Bezpośrednio po treningu odżywiam mięśnie- aby rosły w siłę - węglowodany proste.
I kolacja. Białko + Tłuszcze + Warzywa

Co do treningu póki co.. 2x w tygodniu siłownia (oczywiście z nastawieniem na trening siłowy, nie tylko cardio) i 2x biegi.
Rower mam na co dzień - zasuwam nim do pracy (co prawda dopiero od miesiąca) 

Chcę w końcu osiągnąć jakiś sukces i zatuszować moje porażki.
Wieczorem odezwę się do Was z moim planem posiłków i treningowym. 

Jesteście ze mną?

14 maja 2016 , Komentarze (18)

Chce mieć rację, że to jest ten moment.
Dzień, w którym staję na skrzyżowaniu z dwoma drogami. Pierwsza (skręt w lewo) nazywa się: żyj jak do tej pory, a może raczej egzystuj, istniej, bytuj. Objadaj się, chowaj się w pokoju oglądając seriale przed laptopem. Nie myśl o wyjściu do klubu, ani na plażę. "Żyj" sobie dalej nie akceptując i nie kochając siebie. 
Druga (prawa) droga to: Odetchnij-Pomyśl-Zacznij Żyć. Na tej drodze przejmę kontrolę nad sobą, zacznę cieszyć się życiem, pokocham siebie będę prawdziwą sobą, a nie tą schowaną gdzieś pod tym brzydkim ciałem. Wróć! Na tej drodze nie ma czegoś takiego jak brzydkie, grube ciało; obleśna ja. Na drugiej drodze mam siebie pokochać,zaakceptować i dbać o siebie! 

Wiecie, co jeszcze jest na tym skrzyżowaniu? Znak: nakaz skrętu w prawo i kategoryczny zakaz skrętu w lewo, gdzie jest rondo bez możliwości zjazdu.
Chcę wybrać dobrze, a jedyny i najlepszy wybór to wkroczyć na drogę, która da mi życie, o jakim od zawsze marzę.

Na tej drodze nie ma odchudzania- jest odzyskanie KONTROLI NAD SOBĄ.

Dziś ruszyłam przed siebie z licznymi ranami, ale z podniesioną głową. Jestem na początku mojej drogi do szczęśliwego życia. 

Mój numer jeden - Igor Herbut - śpiewa: ISTNIEĆ NIE ZNACZY ŻYĆ.

Więc ja już nie chcę tylko istnieć. Chcę czerpać z życia wszystko co najlepsze. Wziąć się w garść, bo ten dzień jest moim dniem! 

14 maja 2016 , Komentarze (51)

Ostatnie 8 lat mojego życia to nieustanne błędne koło. 
Moja historia jest chyba podobna do większości waszych. Młoda - 15 letnia dziewczyna zauważa, że coś jest nie tak. Nieco zbyt dużo tu i ówdzie. Jedyna znana metoda- mniej jeść, a raczej nie jeść prawie w cale. I obowiązkowo do tego dużo ćwiczyć.
Dwa miesiące takiego stanu i jest! - 10 kg, "cudowne" komentarze- jesteś chuda! Jak to zrobiłaś? Chorujesz na coś? Wyglądasz świetnie! Oj taaak... jakie to było świetne, niesamowite uczucie słyszeć takie rzeczy zwłaszcza, że od podstawówki chodziło się z nadmiarem. 
No więc tak właśnie się to zaczęło. Od jednego zdecydowanego schudnięcia, które było tak niesamowicie łatwe i szybkie. 
Co było później? Trochę więcej jedzenia od razu jojo. Nie duże, początkowo jakieś +3 kg więcej. I co ja na to? Oczywiście dalej dieta, może już nie tak rygorystyczna, ale obowiązkowe obcięcie kalorii (do jakiś 500-800) i ćwiczenia. Znów cudowne schudnięcie i bujanie w obłokach.
Podobny stan utrzymywał się do końca liceum. Ale ciągle nie zauważałam jednego.. że zaczynam uzależniać się od jedzenia. 

Poszłam na studia, które - jak myślałam- uwolnią mnie z tej pętli odchudzania-tycia. Pomyliłam się i to baardzo. Przez 2 lata studiów przytyłam do 86 kg. Czyli jakieś 16 kg od momentu skończenia liceum. Przestałam wchodzić na wagę bo to, co widziałam totalnie mnie przerażało. Studiowałam zaocznie, a w tygodniu robiłam za opiekunkę. Do pracy miałam parę kroków, w pracy jadłam co chciałam. Jak się domyślacie, dobiłam do 90 kg. To było okropnie straszne. W zeszłe wakacje poszłam na staż, byłam pewna, że on mnie uwolni. Przez 2 miesiące stażu nie jadłam słodyczy. Później stwierdziłam, że jedno kinder bueno mi nie zaszkodzi. Zaszkodziło, znów weszłam do błędnego koła (a raczej ciągle w nim tkwiłam) i do początku października jadłam słodycze. Później cud! Znów mi się "udało" nie jeść słodyczy! Aż do grudnia, kiedy to straciłam bliską osobę. Rozsypałam się. Myślałam, że jedzenie mi pomoże. Jest już maj, a ja ciągle żrę. Ważę 92 kg i jak się nie ogarnę to dobiję do 100. 

Jestem uzależniona od słodyczy. Czasem zachowuje się jak narkoman: muszę coś zjeść, bo mnie rozsadzi. Nawet nie zauważam, gdy nogi prowadzą mnie do sklepu, ręce biorą pakę cebulowych laysów, usta proszą o 2 batony i czekoladę. 
Wracam do domu, jem jak w amoku a po wszystkim myślę: "co ja najlepszego zrobiłam?? Ja tak nie chcę! " Ale co z tego, jak następnego dnia robię dokładnie to samo?? 

Żrę. Wpierdzielam. Pochłaniam. 

Zmarnowałam najlepsze lata mojego życia na jedzeniu. Przytyłam, więc nie chcę nigdzie wychodzić. Seks nie sprawia mi takiej przyjemności jaką bym chciała, bo myślę o swoim ogromnym cielsku. Brak mi pewności siebie i ciągle mam w głowie to, że ludzie patrzą na mnie i pewnie myślą: Co za grubas! 

Ja chcę po prostu się od tego uwolnić. Pokonać siebie. 
W końcu żyć normalnie.