Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dziewczyna. Dwie ręce ma, dwie nogi ma. I brzuch większy niż by sobie życzyła. Wraz z chłopakiem i kotem wynajmuje mieszkanie, na które stać ją tylko w teorii. Mimo wszystko szczęśliwa.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 52011
Komentarzy: 1954
Założony: 25 czerwca 2016
Ostatni wpis: 19 czerwca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cathwyllt

kobieta, 35 lat, Kraków

170 cm, 73.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 sierpnia 2017 , Komentarze (32)

Uwagi mile widziane :)

Śniadanie: jajecznica z dwóch jaj na papryce (1/4, ok. 60g) i pieczonej piersi z indyka (2 plasterki, ok. 30g), usmażona na łyżeczce oleju kokosowego - 228 kcal

II śniadanie: nektarynka z małym opakowaniem jogurtu naturalnego i łyżką otrąb owsianych - 176 kcal

Obiad: Orkiszotto (65g kaszy orkiszowej i 170g mrożonej mieszanki chińskiej) na łyżeczce oleju kokosowego - 312 kcal

Tutaj nastąpiło zachwianie diety w postaci piwa - 215 kcal

Kolacja: 3 wafle ryżowe z 3 plasterkami pieczonej piersi z indyka, pomidorem i połową kulki mozarelli - 290 kcal

Trening: "Skalpel" Ewy Chodakowskiej

Woda: ok. 2,5 l + 2 kubki yerba mate

Razem: 1222 kcal

EDIT: Piszecie, że mój jadłospis to głodówka. Przyznam, że strasznie mnie to dziwi. Po pierwsze wcale nie czuje się głodna, nawet przez chwilę. A po drugie, wzorowałam się w pewnym stopniu na diecie Vitalii, którą wykupiła moja mama jakiś czas temu. Jesteśmy bardzo podobnej budowy, jedyną różnicą jest wiek, przez co moja mama ma ppm o około 50 niższy ode mnie. Patrzę na te wydruku teraz i widzę kaloryczność poszczególnych dni pomiędzy 1000 a 1150 kcal. Żaden dzień nie osiąga 1200. Skoro takie limity ustalił dietetyk Vitalii, to chyba jest z nimi wszystko w porządku...?

Ale nie po to prosilam o rady, żeby teraz je ignorować. Podniosę moje dzienne spożycie kalorii do 1400-1500, co nieznacznie przekracza moje ppm i zobaczę jak to będzie. Bardzo dziękuję wszystkim za uwagi!

14 sierpnia 2017 , Komentarze (2)

Dietujemy, dietujemy. Ogarnęłam wreszcie moje główne założenia. 7 lat temu zrzuciłam 20 kg i utrzymałam wagę przez 5 lat, więc jakieś doświadczenie mam, ale dietetykiem nie jestem dlatego wszelkie uwagi mile widziane.

Moją docelową wagę około 52kg chciałabym osiągnąć przed wigilią. To taki mój deadline - trzeba będzie się rodzinie pokazać w jakimś ładnym stroju i chcę wtedy błyszczeć. To oznacza, że daję sobie 4 mięsiące na utratę nieco ponad 15 kg i wyrzeźbienie sylwetki. Chyba rozsądnie...?

Oczywiście bez liczenia kalorii się nie obejdzie. Próbowałam się odchudzać bez tego, ale zawsze przesadzałam z ilością kalorii albo w jedną albo w drugą stronę. Zakładam, że będę jeść około 1200 kcal dziennie. Około to znaczy, że jeśli akurat wyjdzie mi 1400 kcal to płakać nie będę, ale jeśli wyjdzie 1000 kcal to też nie będę jeść na siłę.

Co wykluczam z diety? Słodkie napoje - chociaż właściwie ich nie pijam, mimo że stale są w lodówce, bo mój chłopak żyć nie może bez coli (a chudy jak patyczak...). Słodycze - do nich aż tak bardzo mnie nie ciągnie (gdy odchudzałam się 7 lat temu podjęłam 1 stycznia wyzwanie miesiąca bez słodyczy - moje wyzwanie zakończyło się zjedzeniem kawałka ciasta... 24 grudnia), ale wykluczam z wyjątkiem gorzkiej czekolady raz na jakiś czas. Słone przekąski - tu mam ogromny problem bo jak psy zaczynają się ślinić na widok pełnej miski, tak mnie az po brodzie cieknie na widok chipsów :D Ale cóż, trudno. I ostatnia rzecz - fast foody. Tutaj tylko połowicznie, bo raz na czas dopuszczam kawałek pizzy (albo hamburgera, mój chłopak robi obłędne hamburgery...) w ramach cheat mealu.

Co włączam do diety? Generalnie odżywiam się dość zdrowo, więc tu zmiany są niewielkie i tylko dwie. Po pierwsze więcej warzyw. Po co robić czystą jajecznicę skoro można do niej dodać cebulkę, paprykę, pomidora, pora i jeszcze pół lodówki? Po drugie woda. Zawsze wyrabiałam dzienny limit - głównie dlatego, że od lat mam nawyk picia wielkiego kubka (0,5l) zaraz po wstaniu z łóżka i drugiego tuż przed snem. Teraz jednak chcę pić jeszcze więcej, między 2,5-3 l dziennie.

No i aktywność fizyczna. Najczęściej jak się da. Gdy będę miała "wolną chatę" albo mój chłopak będzie odsypiał nockę, będę romansować z rozmaitymi DVD Ewy Chodakowskiej. Gdy będę miała cięższy dzień albo nie będzie się jak rozłożyć z laptopem na pół salonu - Callanetics. A gdy będę nocować u rodziców co wyklucza jakiekolwiek treningi, będę przynajmniej pomijała przesiadkę na autobus i maszerowała do nich na piechotę.

Uff, rozpisałam się. Ale czuję, że gdy jasno to gdzieś zapiszę, łatwiej będzie mi się tego trzymać...

12 sierpnia 2017 , Komentarze (4)

Trzeci dzień mojej pół-diety. Piszę "pół-diety", bo sporo mam w lodówce rzeczy niedietetycznych, które żal mi wyrzucić - moje postanowienie o rozpoczęciu odchudzania było dość spontaniczne. Dziś na obiad na przykład kaszanka. Z dietą nie ma to nic wspólnego, ale dzięki ograniczeniu jej ilości do 100g i pilnowaniu by nie nalać na patelnię więcej niż malutką łyżeczkę oleju, udało mi się zejść z kalorycznością obiadu do 310 kcal, co chyba jest wynikiem niezłym (jak na wsuwanie kaszanki). Jutro idziemy z moim mężczyzą na zakupy, więc zaopatrzę się w serki wiejskie, chude polędwiczki i tony mrożonych mieszanek warzywnych i moja dieta stanie się bardziej... dietetyczna :)

Wykorzystałam dzisiejsze przedpołudnie do kolejengo treningu ze "Skalpelem" i jestem z siebie naprawdę dumna, że się zebrałam i poćwiczyłam. Czy uczucie dumy się utrzyma to się okaże wieczorem - wieczorem zwykle nosi mnie niesamowicie i muszę się bardzo pilnować, żeby nie zjadać wszystkiego w zasięgu wzroku.

Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i zważyłam się rano i wczoraj i dziś, nie będę jednak uaktualniać paska, bo to normalne, że w początkowych dniach organizm pozbywa się wody (mimo, że dbam o nawodnienie i codziennie piję ponad 3 litry samej wody - a do tego co najmniej dwa kubki yerba mate). Uaktualnię pasek po tygodniu od pierwszego pomiaru - w środę.

A tak przy okazji - czy tylko mnie Fitatu wariuje i nie dolicza kalorii wprowadzanych posiłków do ogólnego bilansu z całego dnia? Niepokoi mnie to, bo nawet reinstalacja nie pomogła...

10 sierpnia 2017 , Komentarze (7)

Dziś pierwszy dzień pracy po urlopie. Pozwalałam sobie na wiele w ciągu tego urlopu, mam tego świadomość. Ale gdy dziś rano stanęłam na wadze, pozwalanie się skończyło. Zawsze byłam pulchna. Moja najwyższa waga to pierwszy rok studiów i 65 kg. Wtedy też przeżyłam szok stając na wadze (zważywszy na mój liliputowaty wzrost 162 cm) i w kilka miesięcy zeszłam do 45 kg. Jakiś czas później moja waga ustabilizowała się na poziomie 50-53 kg. Tyć zaczęłam gdy poznałam mojego chłopaka i zaczęłam przyjmować antykoncepcję hormonalną. Na początku akceptowałam dodatkowe ciałko, bo nie wyglądało aż tak źle. Z resztą zawsze byłam leniwa i zmusić mnie do ćwiczeń to nie lada wyzwanie. Przez cały urlop nawet nie pomyślałam, żeby stanąć na wadze. Ale dziś to zrobiłam i z przerażeniem odkryłam, że moja waga przekroczyła 68 kg. Tak dużo nie ważyłam nigdy. Pomyślałam, że muszę coś z tym zrobić i to szybko.

I oto jestem. Na portalu, który śledzę od lat, jednak nie jako aktywny użytkownik. Wydaje mi się, że takie publiczne ogłoszenie zmiany trybu życia zadziała na mnie motywująco. Krok pierwszy: zmierzyć się z rzeczywistoscią. Oto jak wyglądałam dziś rano ważąc dokładnie 68,3 kg...

A oto moje wymiary:
Talia: 87,5 cm
Biodra: 105 cm
Udo: 60,5 cm
Łydka: 38,5 cm
Ramię: 30,5 cm

Jaki mam cel? Chcę odzyskać wagę w granicach 50-53 kg. I zdecydowanie chcę wymodelować ciało. Dziś zaraz po pracy odgrzebałam posiadany już od dawna "Skalpel" Ewy Chodakowskiej i zaliczyłam pierwszy trening. Jutro nocuję u rodziców, więc z pewnością będę miała dzień przerwy w ćwiczeniach. Może i lepiej, podobno czas na regenerację jest równie ważny jak sam trening.

Oby się udało. Trzymajcie kciuki!