Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dziewczyna. Dwie ręce ma, dwie nogi ma. I brzuch większy niż by sobie życzyła. Wraz z chłopakiem i kotem wynajmuje mieszkanie, na które stać ją tylko w teorii. Mimo wszystko szczęśliwa.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 51989
Komentarzy: 1954
Założony: 25 czerwca 2016
Ostatni wpis: 19 czerwca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cathwyllt

kobieta, 35 lat, Kraków

170 cm, 73.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 sierpnia 2017 , Komentarze (37)

Witajcie Vitalijki :) Nie zameldowałam się wczoraj ze zwyczajowym jadłospisem z poprzedniego dnia, bo nie bardzo było o czym pisać. W pracy miałam okropnie stresującą sytuację, przez którą zapomniałam zrobić zdjęć, potem była wizyta u babci, która była bardzo miła ale rozwaliła mi cały plan dnia (nie zmieściłam nigdzie treningu) i uznałam, że właściwie to nie ma się czym chwalić, tym bardziej, że nie mam zdjęć. Wieczorem oglądając z rodzicami film napiłam się winka (tak, znowu - nie, nie żałuję), moja kaloryczność lekko przekroczyła 1600 kcal i tyle w temacie. Poniżej jadłospis z wczoraj.

Śniadanie: jajecznica z 3 jaj z cebulką i suszonymi pomidorami - 356 kcal

II śniadanie: potreningowy koktail z banana i masła orzechowego, podpatrzony u KochamBrodacza :) - 311 kcal

Obiad: leczo mojej mamy - 366 kcal

Kolacja: sałatka z roszponki, sałaty lodowej, ogórka, ogórka konserwowego, papryki, suszonych pomidorów i sera feta z waflami ryżowymi - 312 kcal

Woda: 2,25 l

Trening: Skalpel (z mamą :D )

Razem: 1346 kcal

Wiem, że mało tych kalorii. Od długiego czasu nie zdarzyło mi się zejść poniżej 1400, ale tak się wczoraj jakoś złożyło a ja nie chciałam na siłę "wzbogacać" mojej sałatki na kolację, bo znowu bym się przejadła i nie mogła spać. Dziś nadrobię, bo idziemy z Moim na oficjalny obiad do moich rodziców, więc pewnie wpadnie trochę więcej niż zwykle :)

A teraz pytanie do biegaczy, jeśli jacyś się tu przyplątają. Chodzi o to, że nie wystarczają mi treningi z Ewą Chodakowską i mam takie poczucie, że powinnam dołożyć jakieś cardio do tego. Jakiś czas temu biegałam sobie na bieżni na siłowni, ale najwyżej z prędkością 7,5 km/h i najdłużej niecałe pół godziny. To było trzy lata temu i z tamtej kondycji nie zostało już nic a chciałam zacząć znowu biegać. Tyle, że koło bloku a nie na siłowni, bo żal mi wydawać na karnet gdy wiem, że jeśli pojawię się tam raz w tygodniu to i tak będzie sukces. Tylko jak to zrobić, żeby zadziałało? Raz próbowałam przebiec się koło bloku, wtedy gdy ćwiczyłam na siłowni, ale po 10 minutach byłam już tak zasapana, że zrezygnowałam. Zupełnie inne doświadczenie. Nie wiem, zacząć od szybkich spacerów? Czy systemu minuta biegania na minutę marszu? Czy lecieć ile dam radę i za każdym razem więcej? I na co zwrócić uwagę na początku? Będę wdzięczna za rady :)

25 sierpnia 2017 , Komentarze (29)

Kolejny piękny dzień, w sam raz na dietowanie :) Wciąż mi się trzyma zaciesz po wczorajszych pomiarach. Mała rzecz a cieszy. Jak będzie moja dzisiejsza dieta wyglądać to się okaże, bo po pracy jadę razem z siostrą odwiedzić babcię, a potem na noc do rodziców, więc nie mam pojęcia jak będzie wyglądał mój jadłospis po wyjściu z pracy ani czy wcisnę gdzieś trening (chociaż teoretycznie jestem umówiona z mamą na wylewanie potów przy Skalpelu). Ale to się wszystko zobaczy. Na razie przedstawiam jadłospis z wczoraj:

Śniadanie: całonocna owsianka (płatki owsiane, płatki orkiszowe, rodzynki, mleko sojowe, cynamon) - 313 kcal

II śniadanie: nektarynka z jogurtem naturalnym i otrębami owsianymi - 210 kcal

Lunch: 3 kromki pieczywa żytniego z wędliną z piersi kurczaka, twarogiem i papryką - 362 kcal

Obiad: makaron pełnoziarnisty z sosem pomidorowym autorstwa mojego ukochanego - 368 kcal

I tu nastąpił grzeszek. Obiecałam Mojemu już dawno, ze w czwartek się jakiegoś piwka lub winka napijemy przy serialach, no i się napiliśmy. Tyle, że z jednego kieliszka zrobiły się trzy :D Tak więc...

Podwieczorek: 3 kieliszki wina - 432 kcal

Kolacja: 3 wafle ryżowe - 108 kcal (bez zdjęcia bo same wafle mało widowiskowe)

Woda: 2,75 l

Trening: Skalpel + 10 minut ćwiczeń na brzuch z Fit Lovers (Pamela daje wycisk, Mel B się może schować)

Razem: 1792 kcal

Dużo. Bardzo duuużo. Ale wciąż poniżej mojego CPM, a że od dwóch tygodni nie miałam cheat mealu (ok, jedna degustacja u mamy...), to zamierzam przejść nad tym do porządku dziennego. Z resztą żadnego cheat mealu nie planuję też w najbliższym czasie. Nie wiem co się stało, ale nie ciągnie mnie. Ani do słodkiego, ani do słonego, ani do mojego ukochanego smażonego sera (graliście w The Sims 2? pamiętacie aspirację "serożerca"? to ja :D ). I nawet jak myślę, że cheat meal mi się należy to zaraz stwierdzam, że nie ma sensu, bo właściwie nie mam na nic ochoty. Tak więc chyba w ramach cheat mealu będę winkować na razie ;)

Wczoraj wieczorem znowu oczy mi się zamykały podczas oglądania seriali. Dziś zamykają mi się od rana, ale akurat w piątki to u mnie normalne. Już nie mogę się doczekać soboty i możliwości pospania do 9, może 10 nawet... Teraz lecę nastawić dolewkę yerba mate na pobudzenie i śmigam czytać do u Was :)

24 sierpnia 2017 , Komentarze (31)

Witam Was, kochane! Oczywiście nie posłuchałam. No przecież by mnie pokręciło jakbym się nie poważyła i nie pomierzyła mimo @. To mój pierwszy oficjalny dzień pomiarów po dwóch tygodniach od rozpoczęcia diety, musiałam zobaczyć na własne oczy czy to całe odchudzanie działa. No i? Działa :D

Wiem, że to pierwszy pomiar, więc pewnie głównie woda, ale i tak strasznie się cieszę - zwłaszcza z tych -4 i -5 w talii i brzuchu (z -3 w biuście trochę mniej...). Od ostatniego ważenia tydzień temu spadło 0,8 kg. Gdyby takie tempo udało się utrzymać to byłabym przeszczęśliwa. Jejku, to jest strasznie motywujące jak się widzi wyniki swojej pracy! Aż z tego wszystkiego chyba się kieliszek wina napiję wieczorem :)

Pora na jadłospis z wczoraj:

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem i papryką oraz pieczywo żytnie (to już ostatni raz, obiecuję - serki mi się skończyły :D ) - 373 kcal

II śniadanie: gruszka i brzoskwinia - 186 kcal

Lunch: 3 kromki chleba żytniego z filetem z piersi kurczaka, ogórkiem i jajkiem - 356 kcal

Obiad: Kaszanka autorstwa mojego lubego :) - 349 kcal

Kolacja: sałatka z roszponki, sałaty lodowej, fety, cebuli, papryki i siemienia lnianego, skropiona oliwą czosnkową - 189 kcal

Woda: 3 l

Trening: pisałam wczoraj o zmęczeniu - postanowiłam wrzucić na luz i zadowolić się spacerem (3 km), tak więc wczoraj był dzień regeneracji :)

Razem: 1452 kcal

Dziś powrót do treningów - na pewno Skalpel, a jeśli Mój nie wyrobi się znowu z obiadem na czas (ma dzień wolny więc gotuje), to dołożę do tego jeszcze 10 minut ćwiczeń na brzuch z Fit Lovers (dziękuję za polecenie, Choco!). No i dietę trzymamy cały czas. Nie ma to tamto. Trzeba te ładne spadki utrzymać i za dwa tygodnie zobaczyć kolejne :)

EDIT: Według Vitalii w dwa tygodnie przeszłam od tego:

 do tego: 

No normalnie pora kończyć dietę, dzwońcie po ludzi od rekordów Guinessa, w dwa tygodnie zrobiłam figurę modelki xD

23 sierpnia 2017 , Komentarze (28)

Dzień trzynasty mojej diety odhaczony bez żadnych pechowych przygód :) Spieszę za to donieść, że dziś rano oparłam się pokusie stanięcia na wagę, co uważam za ogromny sukces. Z gorszych wiadomości nawiedziła mnie @ - a jutro oficjalne ważenie/mierzenie i jak jeszcze wczoraj strasznie się cieszyłam i nie mogłam się doczekać, tak dziś zaczynam się denerwować jak to będzie. Cóż, pożyjemy, zobaczymy. Poniżej wczorajsze menu z obiadem autorstwa mojej mamy :)

Śniadanie: to już chyba tradycja, serek wiejski z papryką i ogórkiem, do tego chlebuś żytni - 397 kcal

II śniadanie: nektarynka - 56 kcal (chyba bez sensu pstrykać jedną nektarynkę, co?)

Lunch: trzy kromki pieczywa żytniego z rukolą, wędliną z pieczonej piersi indyka i pomidorem (znowu większość pomidora zjadłam przy krojeniu...) - 362 kcal

Obiad by moja mama: pieczone frytki z ziemniaków oraz zapiekanka z ziemniaków, cukinii, papryki i pomidora - 360 kcal (zdążyłam zjeść znaczną część zapiekanki zanim przypomniałam sobie o zdjęciu...)

Kolacja: omlet z dwóch jaj ze szpinakiem i serem feta oraz kubek zielonej herbaty - 258 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: spacer 4 km + Full Trening Plus z Vitalia KFO (dołączyłam do treningu mamy)

Razem: 1434 kcal

A teraz o zmęczeniu słów kilka. Nie wiem co się dzieje, szczerze mówiąc. Wraz z rozpoczęciem odchudzania postanowiłam zadbać o długość snu i staram się wyrabiać 7 godzin snu dziennie. Wcześniej sypiałam między 5 a 6 godzin, więc postęp jest. Problem w tym, że jestem dziwnie zmęczona od kilku dni. Wieczorami już o 20:00 oczy zaczynają mnie piec a powieki ciążyć. W efekcie chodzę spać jeszcze wcześniej i teraz sypiam po 7,5-8 godzin, ale to dziwne zmęczenie nie przechodzi. Jednym z moich podejrzanych są treningi, bo temu wszystkiemu towarzyszy również uczucie zmęczenia mięśni. Nie bolą mnie ani nie mam zakwasów, ale są takie ciężkie, jakby... no, zmęczone. Nie wiem czy to możliwe. Staram się ruszać codziennie, ale nie są to długie godziny spędzane na siłowni. Tak jak wczoraj - spacer i lekki trening, przy którym nawet się dobrze nie spociłam. A z drugiej strony wcześniej moją jedyną aktywnością była joga i to raz lub dwa w tygodniu. Nie wiem sama. Nie przychodzi mi do głowy żaden inny powód. Ciśnienie zawsze miałam niskie, ale nigdy zbyt niskie, cukier zawsze perfekcyjny. Kawy nigdy nie piłam po 14:00, nawet czarną herbatę najpóźniej o 18:00, więc kofeina a raczej jej brak to też na pewno nie jest. Kolację jadam w okolicach 20:00 właśnie, więc to nie tak, że organizm nie ma energii. Czy to możliwe, że to dolegliwości przed @?

Nie wiem nawet jak temu przeciwdziałać. Zjeść kolację bogatszą w łatwo dostępną energię? Przystopować z ćwiczeniami? Dziś chyba chcąc nie chcąc sprawdzę tę drugą opcję - wieczorem spodziewamy się przedstawiciela Netii, która przejęła okablowanie UPC (nasz obecny dostawca internetu). Pan ma ponoć dla nas rewelacyjną ofertę, będzie szybciej i taniej, bla bla bla. Się okaże. Ja jestem tym wszystkim poirytowana, bo rozwaliło mi to plan dnia i nie wiem czy uda mi się wcisnąć gdzieś trening. Na wszelki wypadek z rana minęłam przystanek autobusowy 300 metrów od domu i przeszłam się 1,5 km do linii tramwajowej, a po pracy zaplanowałam szybkie zakupy w miejscu, z którego będę musiała podejść kolejne 1,5-2 km do domu bo żaden autobus tamtędy nie leci. I zobaczymy jak to wszystko wyjdzie...

22 sierpnia 2017 , Komentarze (31)

Witajcie, drogie Vitalijki! Radziłyście mi pod poprzednim wpisem przestać się ważyć codziennie. Już miałam w głowie gotowy tekst następnej notki, że nic z tego, ze jestem uzależniona, że jestem przypadkiem beznadziejnym i po prostu muszę się z rana zważyć bo inaczej mnie pokręci... A tu zonk, zaspałam dziś rano. Nie wiem czy nie usłyszałam budzika (śpię w stoperach z komórką pod poduszką i budzi mnie wibracja), czy nie zadzwonił w ogóle, ale obudziłam się o 7:00 zamiast o 6:15 i nie było mowy o takich pierdołach jak ważenie (ale przynajmniej zaliczyłam pełne 8 godzin snu). W ogóle jestem z siebie dumna, bo to, co zwykle zajmuje mi godzinę-półtorej nawet, dziś zrobiłam w pół i do pracy wpadłam zaledwie 10 minut później niż zwykle (tak, korzystam z urlopu managerki i nadaję do Was z biura). I tak sobie myślę, że może los chciał, żebym się nie ważyła tak często, więc spróbuję wytrzymać do czwartku - dnia oficjalnego ważenia i uaktualnienia paska wagi.

Tymczasem pracuję nad odpowiednim rozkładem kaloryczności posiłków i staram się przesunąć kalorie, które mi się nie mieszczą do pierwszej połowy dnia. Wczoraj mój jadłospis wyglądał tak:

Śniadanie: tradycyjnie serek wiejski z ogórkiem i suszonymi pomidorami, do tego dwie kromki pieczywa żytniego - 439 kcal

II śniadanie: dwie nektarynki i kubek yerba mate - 172 kcal

Lunch: trzy kromki pieczywa żytniego z wędliną z pieczonej piersi z indyka i pomidorem (resztę pomidora zjadłam przy krojeniu :D ) - 357 kcal

Obiad: ugotowana przez mojego lubego chińszczyzna - pierś z kurczaka, noodle, mieszanka orientalna, fix do potraw chińskich - 458 kcal (ja w tym czasie wyczyniałam w salonie wygibasy z Ewą Chodakowską i tylko krzyczałam co chwilę, żeby pamiętał wszystko dokładnie zważyć)

Kolacja: sałatka z rukoli, sałaty lodowej, pomidora, papryki i fety - 107 kcal

Woda: 2,75 l

Trening: Skalpel + 10-minutowy trening brzucha z Mel B

Razem: 1534 kcal

Więcej niż zwykle, do tej pory starałam się nie przekraczać 1500 kcal, ale wieczorem nie czułam się przejedzona no i wykonałam dodatkowy trening (obiad wciąż się gotował, a skoro byłam już rozgrzana, to pomyślałam, że co mi tam, machnę te 10 minut - bo mam wrażenie, że z Ewą Chodakowską to ja będę miała uda jak Justyna Kowalczyk, a brzuch zostanie jaki jest). W sumie jestem z tego dnia zadowolona. Nie zweryfikowałam ważeniem czy faktycznie było dobrze, ale dziś rano czułam się lekko i naprawdę dobrze, a to chyba też ważne :)

Dziś znowu idę się stołować i nocować do rodziców, mama od trzech dni jest na diecie Vitalii, więc pewnie przegadamy o dietach cały wieczór :) Dobra, koniec ględzenia, popracować coś trzeba, w końcu w pracy jestem :D

21 sierpnia 2017 , Komentarze (44)

Smutno mi, drogie Vitalijki. Jak co rano stanęłam na wadze a tam 0,8 kg w górę :( Od wczoraj. Czuję się wielka, napuchnięta, wręcz słyszę jak mi się sadło ze spodni wylewa. Nie wiem co się stało. Grzeczna byłam, żadnych słodyczy, żadnego alkoholu, trening był. Może zatrzymałam wodę, bo się @ spodziewam jutro, może w środę, w czwartek najpóźniej ale to mało prawdopodobne. Albo to wina kolacji. Mam problem z trzymaniem się zasady, że jem co najmniej 1400 kcal. To strasznie dużo. I kończy się to tak, że jem rozsądne śniadanie, rozsądny obiad a potem przychodzi kolacja i w panice upycham do niej kalorie, żeby dobić do mojego minimum. I kolacja wychodzi strasznie wielka i ciężka. Musze nad tym popracować. Poniżej mój jadłospis z wczoraj.

Śniadanie: twaróg z ogórkiem, rzodkiewką i suszonymi pomidorami z pieczywem pełnoziarnistym - 350 kcal

II śniadanie: mix sałat z ogórkiem, marchewką, cukinią, rzodkiewką, garścią orzechów arachidowych oraz oliwą z oliwek + pieczywo pełnoziarniste - 261 kcal

Obiad: pieczone frytki z ziemniaka, marchewki i selera z ketchupem - 340 kcal

Kolacja: otrębowy omlet ze szpinakiem i serem feta (i kubek rumianku) - 466 kcal

Woda: 2,25 l

Trening: Skalpel

Razem: 1418 kcal

Wiem, kolacja była masakryczna. Dziś już kombinuję inaczej, do śniadania wzięłam dwie kromki zamiast jednej (najadłam się na 8 godzin chyba), dołożę też jedną ekstra do lunchu i może dziś na kolację wystarczy sałatka. Ale cały czas mam nadzieję, że to jednak tylko woda, która zejdzie gdy przyjdzie @... 

20 sierpnia 2017 , Komentarze (13)

...a przynajmniej mam taką nadzieję. Wczorajszy dzień znów nie był idealny. Zaraz po śniadaniu zebrałam się i poszłam do rodziców (spacer 3 km zaliczony) no a tam mama co chwilę wyciągała jakieś przywiezione z Włoch specyfiki alkoholowe. I tak degustowałam włoskie piwo, dwa wina i likier. Miliony kalorii. Na szczęście na wadze dziś tylko 100 g więcej niż wczoraj więc chyba mi się upiekło :) Poza kosmicznymi ilościami napojów wyskokowych, moje menu wyglądało tak:

Śniadanie: jajecznica z dwóch jaj z papryką i cebulą oraz kromka chleba orkiszowego (i kubek Earl Greya) - 316 kcal

Obiad: risotto mojej mamy - 418 kcal

Kolacja: 3 kromki pieczywa pełnoziarnistego z serem żółtym, wędlina z piersi kurczaka, rzodkiewką, oliwkami i pomidorem - 365 kcal

I z właściwego jedzenia to by było na tyle. Całą resztę kalorii do 1600, jakie wczoraj pochłonęłam, dobiłem podczas "degustacji". Trochę masakra, ale świetnie się bawiłam, waga się nie zmieniła, więc nie zamierzam rozpamiętywać tego dnia. Dziś wracam do dietowania na 100% i ćwiczeń. I mam wielkie nadzieje, bo wczoraj tak z kosmosu wzielam metr krawiecki i zmierzyłam obwód uda. A tam? 59 cm! O półtorej centymetra mniej niż na początku. Juz nie mogę się doczekać oficjalnego mierzenia w czwartek!

19 sierpnia 2017 , Komentarze (24)

Dzień dobry Vitalijki! Pragnę wszem i wobec ogłosić, iż mam silną wolę. Mam tak silną wolę, że robi ze mną co chce :/ Z resztą same zobaczcie, poniżej moje wczorajsze menu...

Śniadanie: 2 kromki żytniego pieczywa z polędwicą z indyka, pomidorem, rukolą i papryką - 226 kcal

II śniadanie: nektarynka z małym opakowaniem jogurtu naturalnego i otrębami przennymi - 191 kcal

Lunch: taki sam jak śniadanie - 226 kcal

Obiad: placuszki z przepisu Jamie Olivera (przepis tutaj) lekko zmodyfikowane (nie miałam brukselki, więc dałam same brokuły, pominęłam ser, a że nie chciało mi się bawić w małe placuszki, zrobiłam jeden wielki) - 373 kcal

I tutaj niespodziewanie skończyło się jedzenie. Już dwa dni wcześniej postanowiłam, że w piątek, z okazji weekendu, napiję się z chłopakiem piwa (Netflix and chill), więc zaplanowałam bardzo lekką kolację, żeby zrobić miejsce na kalorie z piwa, a Mój wrócił z pracy z browarkiem na tę okazję. Przyniósł nam po jednym, odpalił seriale i... dwie godziny później przyniósł po kolejnym. A ja pomyślałam "zmieszę się w limicie, co mi tam" i wypiłam to drugie. Piwem się tak zapchałam, że kolację pominęłam, więc chyba musze zapisać, że:

Kolacja: 2 x Tyskie - 430 kcal

Trening: Skalpel

Woda: 3l + 2 kubki yerba mate + 1 kubek zielonej herbaty

Razem: 1448 kcal

I teraz z jednej strony wyrzucam sobie, że jestem głupią babą, co piwa odmówić nie potrafi, a z drugiej tak sobie myślę, że co to by było za życie, gdybym raz w tygodniu z okazji weekendu nie mogła przyszaleć? O ile dwa piwa można nazwać szaleństwem. I tak źle, i tak niedobrze. Wyrzuty sumienia tym większe, że nie wiem jak to będzie dzisiaj. Dziś Mój idzie na nocną zmianę, zwykle w takich sytuacjach idę nocować do rodziców - nie lubię spać sama, a skoro mieszkają pół godziny spacerkiem ode mnie, to czemu nie? A jak pójdę do rodziców to zaraz będzie meczyk (uwielbiamy z moim tatą oglądać ligę angielską, to taka nasza weekendowa tradycja odkąd zakochałam się w footballu mając 12 lat), do meczyku oczywiście piwko, mama oczywiście obiad poda i wszystko od nowa. A z drugiej strony wyjątkowo chce mi się dziś zostać w domu. Spokojnie posprzątać, przypilnować diety po wczorajszych wyskokach, poćwiczyć, nawet nieco więcej niż sam jeden "Skalpel" i się weekendowo zrelaksować zamiast biegać w te i we wte...

I tak teraz siedzę popijając poranny (południowy? ale przynajmniej w końcu się wyspałam) kubek wody z cytryną i myślę. Chyba zadzwonię do rodziców. Wieki nie rozmawialiśmy. Od wtorku ;) [Edit: tata zadzwonił pierwszy z pytaniem czy dziś przyjdę...] Ale najpierw śniadanie. Idę potłuc się w kuchni garami, żeby Mój wreszcie ruszył się z łóżka, bo potem będzie jęczenie, że przespał cały dzień znowu. I proszę, nie krzyczcie za bardzo za ten mój wczorajszy jadłospis :)

18 sierpnia 2017 , Komentarze (17)

Kolejny dzień walki o wprowadzenie wszystkich zmian, jaki mi doradziłyście, drogie Vitalijki :) Jedyną zmianą jakiej nie wprowadzę jest dodanie mięsa do obiadu i kolacji. Przyczyny są dwie - po pierwsze nie przepadam za mięsem w ogóle (cud, że dopuszczam polędwice z indyka na mojej kanapce), a po drugie mięso jest zbyt drogie, żebym się nim codziennie raczyła. Powiedziawszy co miałam powiedzieć, przedstawiam poniżej jadłospis z wczoraj i tradycyjnie proszę o uwagi.

Dzień oczywiście jak zwykle rozpoczęty od ogromnego kubka (450 ml) ciepłej wody z sokiem z połowy cytryny. A dalej...

Śniadanie: serek wiejski z połową czerwonej papryki i kromka żytniego pieczywa - 322 kcal

II śniadanie: nektarynka - 86 kcal

Lunch: 2 kromki żytniego pieczywa z 2 plasterkami polędwicy z indyka, jakiem i pomidorem - 275 kcal

Obiad: bulgurotto a'la Cathwyllt (vel. "mam pół lodówki resztek"): olej kokosowy do smażenia, pieczarki, suszone pomidory, kasza bulgur (75 g), mrożona mieszanka warzywna i brokuły - 466 kcal

Kolacja: 3 wafle ryżowe z sałatką (rukola, ogórek konserwowy, pomidory suszone, pieczona pierś z indyka, oliwa z oliwek) - 291 kcal

Trening: Skalpel

Woda: 2,5 l + 2 kubki yerba mate + kubek zielonej herbaty

Razem: 1442 kcal

17 sierpnia 2017 , Komentarze (12)

Dziś mija tydzień od rozpoczęcia mojej diety, a zatem czas był wreszcie wejść na wagę. I...? Równe 66! Przez ten pierwszy tydzień straciłam 2,3 kg - wiem, że na początku zawsze leci szybko, ale i tak strasznie się cieszę :) Nie miałam czasu się pomierzyć, z resztą nie wydaje mi się, żebym zgubiła jakieś kilometry w obwodach przez tydzień, dlatego mierzenie zrobię dopiero przy okazji kolejnego ważenia.

Teraz jadłospis z wczoraj. Starałam się wprowadzić Wasze rady i zwiększyć ilość kalorii do 1400 co najmniej. Oj, ciężko było, czułam się cały czas pełna, wręcz przejedzona - a wydawałoby się, że 200 kcal więcej to co to jest? Było kilka problemów, jak na przykład co zrobić z nadprogramowym farszem, albo co dodać do kolacji, żeby dobić do 1400 kcal, gdy w lodówce same niskokaloryczne rzeczy? Ostatecznie moje wczorajsze menu wyglądało następująco...

Śniadanie: serek wiejski z połową papryki i kromką żytniego pieczywa - 333 kcal

Lunch: 2 kromki żytniego pieczywa z 2 plasterkami polędwicy z indyka, jajkiem i pomidorem, do tego nektarynka - 361 kcal

Obiad: Papryka i pomidor faszerowane pieczarkami, cebulą i ryżem, zapieczone pod plasterkiem mozarelli, z sosem pomidorowym - 415 kcal

Kolacja: 3 wafle ryżowe z 3 plasterkami pieczonej piersi z indyka, ogórkiem konserwowym, twarogiem i musztardą - 295 kcal

Woda: 2 l + 2 kubki yerba mate + 1 kubek zielonej herbaty

Ćwiczenia: dzień przerwy (po 4 dniach treningów to chyba najwyższa pora)

Razem: 1407 kcal

Będę wdzięczna za uwagi dotyczące dzisiejszego jadłospisu :)