Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dziewczyna. Dwie ręce ma, dwie nogi ma. I brzuch większy niż by sobie życzyła. Wraz z chłopakiem i kotem wynajmuje mieszkanie, na które stać ją tylko w teorii. Mimo wszystko szczęśliwa.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 51989
Komentarzy: 1954
Założony: 25 czerwca 2016
Ostatni wpis: 19 czerwca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cathwyllt

kobieta, 35 lat, Kraków

170 cm, 73.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 września 2017 , Komentarze (18)

Miałam wczoraj pierwszy kryzys. Nie, na szczęście nie nażarłam się jak świnia, jak to ja potrafię. W pracy miałam okropny dzień. Sajgon był jak rzadko i wszyscy chcieli wszystko na wczoraj. A ja sama, bo mojej managerki wciąż nie ma. Jak wróciłam do domu to czułam się jak bezmózgie zombie, jedyne co byłam w stanie zrobić to usiąść na kanapie i gapić się tępo w okno. Na myśl o treningu robiło mi się słabo. Skończyło się tak, że moją jedyną aktywnością był poranny spacer, nie zrobiłam nic więcej. Na domiar złego Mój nalał mi vermoutha na odstresowanie. Potem kolejny kieliszek. I jeszcze jeden. Nie miałam siły myśleć co zrobić na kolację, więc zaraz ujrzycie najbardziej "na odczep się" kolację ever. Jakby tego było mało, jutro mijają cztery tygodnie mojej diety a więc jest to oficjalny dzień ważenia i mierzenia i boje się, że się tym alkoholem odwodniłam i - naturalną koleją rzeczy - jutro wodę dla odmiany zatrzymam. Do bani był ten dzień...

Jadłospis:

Śniadanie: serek wiejski z papryką i pieczywem pełnoziarnistym - 418 kcal

II śniadanie: 2 brzoskwinie - 129 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa ze szpinakiem, wędliną drobiową i cukinią - 342 kcal

Kolacja: pęczotto z parówką i suszonymi pomidorami - 428 kcal

Woda: 2,25 l

Trening: spacer 2,5 km - spalone 168 kcal

Razem: 1318 kcal + alkohol pewnie około 700...

Do tego wszystkiego źle w nocy spałam i oczy mi się zamykają. Byłam rano tak nieprzytomna, że zapomniałam zabrać wędliny do pracy i dziś na obiad będzie chleb z pomidorem :P

Ale jest jeden pozytyw. Od pół roku chyba chodzi za mną opaska monitorująca. Wypatrzyłam sobie Xiaomi Mi Band 2 i jestem tego wyboru coraz bardziej pewna - niedawno wymieniłam starego smartfona na Xiaomi i bardzo sobie chwalę. Ale tak jakoś żal mi było wydać 250 zł na zabawkę. Teraz sytuacja o tyle się zmieniła, że moja wypatrzona opaska jest na promocji w sieci RTV Euro AGD i kosztuje 129 zł. Do tego przestałam ją postrzegać jako zabawkę - naprawdę przydałoby mi się coś takiego odkąd zaczęłam odchudzać się na poważnie. I po krótkiej rozmowie z Moim ustaliliśmy, że dziś po mojej pracy idziemy po taką opaskę dla mnie :D Tak więc będę testować i już się cieszę na sprawdzenie jej "w terenie", czyli podczas wyjazdu w Bieszczady. Jadę na tydzień pod koniec września z moja rodziną i mam nadzieję spalić miliardy kalorii ;)

Jutro wraca (mam nadzieję, bo z nią to nigdy nie wiadomo) moja managerka, więc nie wiem jak to będzie z porannymi wpisami i przeglądaniem Waszych pamiętników... Pożyjemy, zobaczymy. Teraz lecę czytać co u Was, póki mogę :)

5 września 2017 , Komentarze (35)

Serio. U siebie jestem grzeczna i powstrzymuję się od wszystkiego co niezdrowe bez większego problemu, ale jak przychodzę do rodziców to zawsze wpadnie jakiś alkohol :D Nie, żeby patologia, czy coś. Ot, piwko po pracy albo kieliszek wina przy wieczornym filmie. No i wczoraj wpadły obie te rzeczy... Na szczęście zmieściły się ładnie w moim limicie, ale kurcze, czemu mi tak nagle słabnie silna wola jak tylko wchodzę do mieszkania rodziców? :D

Ach, nie ważne. Jadłospis:

Śniadanie: serek wiejski z papryką i pieczywem pełnoziarnistym - 438 kcal

II śniadanie: 2 brzoskwinie ciasteczkowe - 87 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa ze szpinakiem, wędliną drobiową i cukinią - 356 kcal

Podwieczorek: piwo i kieliszek Kadarki - 315 kcal

Kolacja: pęczotto curry z marchewką i groszkiem - 373 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: zestaw ćwiczeń z Mel B zrobiony razem z moją fantastyczną mamą (rozgrzewka, 10 min na brzuch, 10 min na pupę, rozciąganie) + marsz 2 km - spalone 276 kcal

Razem: 1658 kcal

Ale wiecie co? Jestem zła. Na Fitatu. W ramach oszczędności przerzuciłam się ostatnio z biletu miesięcznego na wszystkie linie na bilet miesięczny na dwie potrzebne mi, żeby dostać się do pracy i w efekcie do rodziców muszę chodzić na nogach od linii tramwajowej. Wczoraj też szłam. Miałam adidasy, więc zdjęłam kurtkę skórzaną, zostałam w bluzce na ramiączkach i ruszyłam jak najszybszym chodem z zamiarem zaliczenia tego do treningu. Zrobiłam 2 km w 17 minut i upociłam się jak świnka. Odpaliłam Fitatu, wprowadziłam marsz z odpowiednią odległością i czasem trwania i Fitatu stwierdziło, że spaliłam... 33 kcal. Ja cała zazipana i 33 kcal? Coś mi tu nie grało, więc odpaliłam Endomondo i wprowadziłam te same dane i zgadnijcie... Endomondo wyliczyło, że spaliłam 151 kcal. I to ma sens. Tylko, że przez ostatni miesiąc wpisywałam spacery w Fitatu, które kradło mi 75% spalonych kalorii! Dziś rano znowu szłam do tramwaju na nogach - inną trasą, na 1,4 km. Fitatu zawsze wyliczało mi 22-24 kcal, a Endomondo pokazało dziś 96 kcal, bo droga pod górkę a ja miałam średnie tempo 6,3 km/h - najwyższe 7,4 km/h. I to naprawdę brzmi dużo sensowniej. Wychodzi, że z samych spacerów miałam więcej spalonych kalorii niż z treningów i nawet o tym nie wiedziałam. Jestem zła i od dziś ufam tylko Endomondo. Foch na Fitatu :P

EDIT: Teraz zaczynam się zastanawiać czy Fitatu nie zaniża mi też zwykłych treningów... Tylko jak inaczej sprawdzić ile spalam ćwicząc z Mel B? Myślicie, że jak wprowadzę w Endomondo 10 minut treningu siłowego to będzie miarodajne?

4 września 2017 , Komentarze (20)

Witajcie kochane w ten ponury poniedziałkowy poranek. Mimo kiepskiej pogody jakoś humor się mnie trzyma, mimo że nie spałam w nocy dobrze i muszę się ratować supermocną yerbą. Ale jak zapowiadałam w poprzedniej notce, wczorajszy dzień spędziłam sama relaksując się po ciężkim tygodniu :) Wstałam, przeglądnęłam Vitalię, zrobiłam śniadanie, wypucowałam kuchnię i zajęłam się treningiem. Do wcześniej zaplanowanego programu dodałam spontanicznie 25 minut jogi i to był strzał w 10 :) Potem kręciłam się po necie, trochę poczytałam, poszłam robić obiad - zainspirowana wpisem wPatki sięgnęłam po brązowy ryż... Zapomniałam tylko, że on się potrafi gotować godzinami i w efekcie czekałam z burczącym brzuchem półtorej godziny :D Na chwilę wpadła do mnie siostra, potem poleciałam pod prysznic i po raz pierwszy od dawna ponacierałam się pachnącymi peelingami, jakie to przyjemne było! A na koniec uznałam, że jakaś dodatkowa aktywność zawsze się przyda, więc załączyłam muzykę i pląsałam po kuchni gotując obiad dla mojego ukochanego :) Ależ się zasapałam przy tym... Ledwie miałam potem siłę poćwiczyć we dwoje ;] Dietowo było nawet nieźle, ale że czekałam strasznie długo na obiad i gdy przyszedł czas kolacji wciąż czułam się najedzona, to uznałam, że po lekkiej kolacji zostanie mi akurat taki zapas, żeby do tego pląsania nalać sobie kieliszek vermoutha :D

Tak wyglądał mój jadłospis w dniu wczorajszym:

Śniadanie: jajecznica z 3 jaj na parówce z szynki - 383 kcal

Lunch: 2 kromki pieczywa pełnoziarnistego ze szpinakiem, wędliną drobiową i pomidorem - 253 kcal

Obiad: risotto z brązowego ryżu z cebulką, cukinią i fasolą czerwoną - 474 kcal

Podwieczorek: 2 kieliszki białego słodkiego vermoutha - 452 kcal (naprawdę muszę się przerzucić na czerwone wino... 226 kcal w jednym kieliszku?!)

Kolacja: 2 wafle ryżowe z dżemem dyniowym - 100 kcal

Woda: 2,75 l

Trening: zestaw ćwiczeń z Mel B (15 min cardio, 10 min na brzuch, 10 min na pupę, rozciąganie) + joga + taniec - spalone 285 kcal

Razem: 1664 kcal

W sumie nie jest źle, 1664 kcal to wciąż 300 mniej niż moje CPM :) Ale tak teraz sobie myślę, że wciągnęło mnie na amen z tą dietą... Bo jakim trzeba być freakiem, żeby postawić kieliszek na wadze i odmierzać alkohol co do grama na potrzeby liczenia kalorii? :D Cała ja...

3 września 2017 , Komentarze (31)

Przybywam z kolejnym fotomenu :) Wczoraj wreszcie zdarzył się dzień, z którego jestem w pełni zadowolona. NIe było żadnego piwka, żadnych odstępstw, trening był całkiem przyzwoity, posiłki regularne. Ale muszę się doczegoś przyznać. Kto mnie trochę dłużej czyta ten wie, że jestem antycierpliwą osobą :D Ważenie co tydzień i pomiary co dwa to dla mnie zdecydowanie za długo. Dlatego dziś stanęłam rano na wagę i... jest bardzo dobrze! Mam nadzieję, że to nie przypadkowe zejście wody i taka waga się utrztyma. Zeszłabym wtedy wreszcie poniżej wagi, która tak mnie zszokowała 8 lat temu, że po raz pierwszy zaczęłam się odchudzać i w rok zrobiłam bikini body. Nie zmieniam paska, bo oficjalny dzień ważenia to czwartek, więc jeszcze poczekam :) Ale mało mi było ważenia, poszłam po metr krawiecki i zmierzyłam tak z głupa obwód uda... No i kolejny centrymetr zleciał! Ale to też uzupełnię w czwartek. Już nie mogę się doczekać!

Wczoraj spędziłam godzinę czy dwie na przeglądaniu YouTuba. Trafiłam na interesujący kanał dziewczyny ważącej na oko jakieś 120-130 kg, która dokumentuje swoją drogę do szczupłej sylwetki. Pokazywała jak trenuje, jak przygotowuje posiłki, ile mają kalorii, itd. Potem znalazłam kilka innych podobnych kanałów i trochę w nie wsiąkłam. Strasznie to wszystko motywujące było i chyba zaraz pójdę kilka z nich zasubskrybować :)

Ale koniec gadania, oto moje jedzonko w dniu wczorajszym:

Śniadanie: jajecznica z kurkami i szczypiorkiem z pieczywem wieloziarnistym - 372 kcal

II śniadanie: potreningowy shake bananowy z masłem orzechowym na mleku sojowym - 320 kcal

Obiad: chińsko-meksykańsko-indyjskie pęczotto a'la Cathwyllt (pęczak z mieszanką orientalną, fasolą czerwoną i przyprawą curry) - 466 kcal

Kolacja: Sałatka z sałaty rzymskiej, sałaty lodowej, pomidora, fety i suszonych pomidorów z waflami ryżowymi - 247 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: zestaw ćwiczeń z Mel B (rozgrzewka, 10 min na brzuch, 10 min na pupę, rozciąganie) + boczki z Tiffany - spalone 174 kcal

Razem: 1407 kcal

No. Jestem naprawdę zadowolona z wczoraj. Dziś mam cały dzień tylko dla siebie. Mój ukochany jest na 12-godzinnej dniówce i wróci dopiero po 20:00. Ja zaraz zbieram się zrobić jakieś pyszne śniadanko, poczytać co tam u Was, a potem potrenować spokojnie. A reszta dnia? Relaks :)

2 września 2017 , Komentarze (12)

Witam Was Vitalijki! Miałam wczoraj jakiś dzień świra. Zaczął się niewinnie, bo od smsa z Play, że nie wykonałam obowiązkowego doładowania i przedłużyli mi okres obowiązywania umowy o miesiąc - a umowę zawarłam 2 dni wcześniej i pięknooki pan w salonie nic o tym nie wspominał. Potem, tuż przed moim wyjściem z pracy przyszedł listonosz z pocztą firmową. Parę dni wcześniej zrobiłam mu drobną przysługę i od tego czasu codziennie mi dziękuje. Tak też było wczoraj - z tą różnicą, że nagle się rozpłakał. Ja zgłupiałam, a on zaczął mi opowiadać historię swojego życia zmierzającą do tego, że ma depresję. Niezręcznie, ale co zrobić. Po kilku minutach gdy próbowałam go uspokoić, wreszcie przestał płakać. Spytał mnie o imię, powiedziałam mu i wtedy rozpłakał się znowu, że ja taka serdeczna i takie dobre mam serce. I kwadrans w kółko płakał i mi dziękował (za co?) aż w końcu wycałował mnie po rękach i poszedł. Stwierdziłam ok, mam dosyć idę do domu. Po drodze zahaczyłam o salon Play wyjaśnić smsa. Pan popatrzył i stwierdził "błąd systemu, zgłosić w BOK". Stwierdziłam, ok, potem. Ruszyłam do domu, ale przyszło mi do głowy, że wpadnę do rodziców. Zaszłam na przystanek, wsiadłam w tramwaj, jadę sobie i jadę i nagle tramwaj skręca nie tam gdzie trzeba. Bo oczywiście nie popatrzyłam w co wsiadam - drugi raz, rano zrobiłam to samo, ale na szczęscie trafiło na dobrą linię. Wywiozło mnie na zadupie, to idę kupić bilet. Podchodzę do automatu a tam stoi babeczka i stuka w wyświetlacz. Bo automat się zaciął. Postałyśmy chwilę, postukałyśmy obydwie, nage się odwiesiło i wypluło bilet. Mówię do babeczki, zeby wzięła sobie bilet a ta do mnie, że to nie jej, ona w ogóle chciała coś innego zrobić, wykupić miesięczny. Patrzę, a tam normalny 20-minutowy, taki jak potrzebowałam. No to capnęłam i pobiegłam na autobus. Dotarłam do rodziców i zadzwoniłam do biura obsługi klienta Play, a tam konsultant mi mówi, że system twierdzi, że nie wykonałam żadnego doładowania z poprzedniej umowy i jestem 24 doładowania w tył, ale to błąd pewnie i proszę zgłosić do pomocy technicznej. No to wywaliłam maila do pomocy technicznej i czekam. I wtedy tata do mnie mówi "jesteś na diecie, to tobie piwa nie proponuję, tak?". Chwilę pomyślałam i uznałam "wiesz, ja się chyba jednak dzisiaj muszę napić" :P I tak to właśnie było. U rodziców się zasiedziałam i zostałam na noc i dopiero pod prysznicem uświadomiłam sobie, że nie mam nawet bielizny na zmianę. Cała ja.

Uff, wygadałam się, to teraz jadłospis :)

Śniadanie: całonocna owsianka na mleku sojowym z dżemem dyniowym (made by moja mama) - 384 kcal

II śniadanie: jabłko z jogurtem naturalnym i cynamonem - 146 kcal

Lunch: 2 kromki pieczywa pełnoziarnistego z serem zółtym, wędliną drobiową i papryką - 417 kcal

Obiadokolacja: makaron pełnoziarnisty ze szpinakiem - 342 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: spacer 1,5 km

Razem: nie liczę bo do piwa wzięłam garść krakersów i nie mam pojęcia ile mogły mieć kalorii...

Jak dobrze, że ten dzień już za mną... :P

1 września 2017 , Komentarze (31)

Piątek, piąteczek, piątunio! Myślałam, że ten ostatni dzień w pracy nigdy nie nadejdzie. Jestem wykończona tym tygodniem, bardzo potrzebuję już weekendu. Dziś zapowiada się spokojny wieczór solo - Mój idzie na piwo z ekipą z pracy. Już mam piękny plan - wracam do domu, odkurzam, robię sobie 40-50 minut z Mel B, spróbuję dziś znowu boczki z Tiffany na zakończenie, idę upichcić obiad (makaron ze szpinakiem, bo Alraunaaa zrobiła mi smaka na szpinak :D ), a potem biorę książkę, robię dobrą herbatę i się relaksuję. Jeszcze tylko kilka godzin :)

Pora na jadłospis:

Śniadanie: serek wiejski z papryką i pieczywem pełnoziarnistym - 387 kcal

II śniadanie: 2 brzoskwinie - 137 kcal

Lunch: 2 kanapki z serem żółtym i pomidorem - 349 kcal

Obiadokolacja: 3 pierogi ruskie i 2 pierogi z soczewicą (oczywiście autorstwa mojej niezastąpionej mamy) - 585 kcal

Woda: 3 l

Trening: poranny spacer 1,5 km + 20 minutowy trening całego ciała z Mel B + rozciąganie

Razem: 1458 kcal

Znowu bez pełnoprawnej kolacji, bo znowu za późno zjadłam obiad i po prostu się nie zmieściła, musiałabym ją jeść tuż przed snem. Coś zmęczona wczoraj byłam i w efekcie o 22:20 już byłam w łóżku. Niestety jakoś bardziej wyspana się dziś przez to nie czuję :/ Zaraz idę parzyć kolejną yerba matę, bo inaczej usnę. Jeszcze taki senny dzień, szaro, smutno, ponuro - ale przynajmniej skończył się upał :)

I tym optymistycznym akcentem się żegnam i lecę czytać Wasze pamiętniki :)

31 sierpnia 2017 , Komentarze (21)

Witam Was, kochane! Jak miło tak usiąść z rana z kubkiem herbaty i do Was pogadać :) Mój szef ma spotkanie na mieście, więc mogę parę słów skrobnąć zanim zabiorę się do pracy. Otóż, minął wczoraj 21 dzień mojej diety - chociaż chyba powinnam raczej powiedzieć: mojego nowego stylu życia. Absolutnie nie czuję się jak na diecie. Jem na co mam ochotę i w porcjach, które zostawiają uczucie sytości. Mam większy problem, żeby zjeść wystarczająco kalorii, niż żeby nie zjeść za dużo. Nie bywam głodna, nie muszę walczyć z ciągotami do słodyczy, bo ich nie mam. Nawet od alkoholu powoli się odzwyczajam i coraz łatwiej przychodzi mi patrzenie jak Mój pije piwko gdy ja siorbię obok herbatkę. Nawet ćwiczenia, które zawsze były przykrą koniecznością zaczynają sprawiać... no jeszcze nie przyjemność, ale satysfakcję. Jestem wieczorami bardziej senna niż zazwyczaj, ale w ciągu dnia mam zdecydowanie więcej energii, i np. gotując cały czas pląsam po kuchni. Generalnie - fajne to odchudzanie :)

Ok, pora na jadłospis:

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem i pieczywem pełnoziarnistym (tak, pod tą górą ogórka jest serek) - 401 kcal

II śniadanie: winogrona - 173 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z drobiowym pasztetem mojej mamy i serem żółtym (tak prosto, bo się spieszyłam i nie chciało mi się kroić pomidora :P ) - 478 kcal

Kolacja: kasza gryczana ze skwarkami z boczku (odsączonymi z tłuszczu) - 339 kcal

Do tego wyjście z przyjaciółką: piwo - ??? około 500?

Woda: 2,75 l

Trening: brak

Razem: 1391 kcal + piwo = około 2000?

Żałuję piwa? Trochę. Mogłyśmy wziąć herbatę, ale przy 31 stopniach gorąca herbata jakoś nas odrzucała. Dziś jak to będzie nie wiem. Dziś święto powszechne, matki boskiej pieniężnej, więc po pracy zbieram Mojego i lecimy na zakupy. Ile nam to zajmie nie mam pojęcia, mamy pustą lodówkę, więc trochę pewnie w tym Tesco posiedzimy. W domu czekają na nas pierogi (ruskie i z soczewicą), oczywiście od mojej mamy :) Średnio dietetyczne i nie wiem czy po takim obiedzie zbiorę się do ćwiczeń. Z resztą jutro Mój idzie do knajpy z ekipą z pracy i wróci pewnie jak będę już spać, więc wolałabym dziś spędzić wieczór razem niż poświęcać czas na trening. Pożyjemy, zobaczymy. Lecę nadrobić u Was zaległości, póki szefa nie ma :)

30 sierpnia 2017 , Komentarze (19)

Witam Was, Vitalijki :) Dziś mój dzień ważenia - w tym tygodniu zamiast czwartku przesunęłam go na środę, bo spotykam się dziś z przyjaciółką nie widzianą od bardzo długiego czasu i być może trafi się piwo, być może zaburzę regularność posiłków jeśli się zasiedzimy i boje się, że jutrzejszy wynik byłby przez to zafałszowany. Tak więc wstałam rano i stanęłam na wadze a tam 65,1 kg. To tylko 0,1 kg mniej niż tydzień temu, ale w sumie po moich weekendowych wyskokach to czego się było spodziewać? :D Ważne, że w dół, a nie w górę, nie?

Pora na mój jadłospis z wczoraj:

Śniadanie: serek wiejski z papryką i chlebem pełnoziarnistym - 447 kcal

II śniadanie: winogrona - 217 kcal

Lunch: 2 kromki pełnoziarnistego pieczywa z drobiowym pasztetem mojej mamy i ogórkiem - 341 kcal

Obiad: makaron pełnoziarnisty z gotowanym na parze brokułem, podsmażony z cebulką i czosnkiem (kucharzył mój ukochany) - 369 kcal

Kolacja: 2 wafle ryżowe z niskosłodzonym dżemem dyniowym z cynamonem autorstwa mojej mamy - 121 kcal

Woda: 3,5 l

Trening: zestaw ćwiczeń z Mel B (rozgrzewka, 10 min na brzuch, 10 min na pupę, 10 min na nogi, rozciąganie) + boczki z Tiffany

Razem: 1498 kcal

W sumie jestem z tego dnia zadowolona. Kalorii dopilnowałam, wody wypiłam dużo no i z treningu jestem dumna - nawet nie zauważyłam kiedy minęło te 50 minut - chociaż teraz mam spory problem z przechylaniem się na boki :D Dziś siłą rzeczy od treningów odpocznę, bo po spotkaniu z przyjaciółką muszę coś jeszcze załatwić na mieście, więc na pewno treningu nigdzie nie wcisnę. Dziś dzień regeneracji.

Pozdrawiam Was ciepło i lecę czytać co tam u Was :)

29 sierpnia 2017 , Komentarze (19)

Witam, Vitalijki :) Po krótkiej przerwie wracam z fotomenu z dnia wczorajszego...

Śniadanie: tradycyjnie serek wiejski z ogórkiem i pieczywem pełnoziarnistym - 385 kcal

II śniadanie: nektarynka - 78 kcal (mało widowiskowa, nie pstrykałam)

Lunch: 3 kromki chleba pełnoziarnistego z pasztetem drobiowym mojej mamy i ogórkiem - 452 kcal

Obiadokolacja: pieczone frytki z ziemniaka, marchewki i selera - 411 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: 20-minutowy trening całego ciała z Mel B + boczki Tiffany

Razem: 1325 kcal

Teraz o tym dniu słów kilka. Wiem, że mało kalorii i wiem, że obiadokolacje na diecie to niecodzienny widok. Po prostu tak mi się wczoraj dzień ułożył. Po pracy musiałam iść na zakupy (byłam w nowo otwartym Carrefourze obok mojej pracy, to sobie chwilę pozwiedzałam), potem utknęłam na przystanku bo mój autobus wpadł do czarnej dziury i stałam tak sobie ponad pół godziny, potem chciałam poćwiczyć, a potem Mój robił prosty obiad przez godzinę. W efekcie zjadłam obiad przed 19:00, a że o 22:00 poszłam brać prysznic i w łóżku byłam trzy kwadranse później, po prostu nie zmieściłam już kolacji, mimo że zostawiłam sobie w bilansie 150 kcal zapasu, bo planowałam lekką sałatkę. Zdarza się. Musze jakoś inaczej ułożyć sobie dzień, bo gdy moja managerka wróci z urlopu to się skończy praca w fajnych godzinach i najwcześniej będę jadać obiad między 18:30-19:00. Do tej pory mój plan dnia wyglądał mniej więcej tak:

- śniadanie - 8:30
- II śniadanie - 12:00
- lunch - 14:00
- trening - 16:30-17:00
- obiad - 17:00-17:30
- kolacja - 20:00

Ale taki plan stanie się nierealny już od września. Dlatego pomyślałam, że zacznę jadać śniadania przed wyjściem do pracy (teraz jadam już w biurze), zwiększę nieco kaloryczność poszczególnych posiłków i ułożę to wszystko w ten sposób:

- śniadanie - 6:45-7:00
- II śniadanie: 10:00-11:00
- lunch - 14:00-14:30
- trening - 17:30-18:00
- obiadokolacja - 18:30-19:00

Co myślicie?

28 sierpnia 2017 , Komentarze (9)

...bo nie bardzo jest co pokazywać. Troszkę mi się popłynęło wczoraj, ale w sumie wiedziałam, że tak będzie. Zawsze gdy przychodzimy razem z Moim do rodziców to mama nas spija piwem :D Mój jeszcze trochę skrępowany a do tego nieśmiały i żeby się rozkręcić i włączyć do rozmowy to tego piwa potrzebuje. No to mama zaserwowała, a potem donosiła i donosiła i... w sumie 4 piwa wypiłam :P Najgorzej, że jak wypiję piwo to nie jestem głodna i zjadłam wczoraj tylko śniadanie i obiad i razem z piwem nie przekroczyłam 1900 kcal. Dziś w pracy leczę lekkiego kaca (tak lekkiego, że zastanawiam się czy go w ogóle mam), ale poza tym większych szkód chyba ta rozpusta nie poczyniła. Jakimś cudem udało mi się nie odwodnić - spodziewałam się takiego obrotu spraw więc zważyłam się i wczoraj i dziś, w obu przypadkach waga była taka sama. Trening wczoraj odpuściłam, jedynym moim ruchem były dwa spacery, po 3 km i 1,5 km, razem 4,5 km więc chyba nie jest źle.

Mam nadzieję, że do wyjścia z pracy zregeneruję się pełnowartościowym jedzonkiem i gdy wrócę do domu to będę pełna energii i gotowa na trening. Dziś w planach tradycyjnie Skalpel, ale mam zamiar wypróbować też coś nowego. Podpatrzyłam u NowaJaPoPorodzie wyzwanie, w którym wspomniane są niejakie boczki Tiffany. Brzmiało ciekawie, więc spytałam wujka Googla o co chodzi i bardzo mi się spodobało to, co zobaczyłam. Więc dziś jako dodatek do Skalpela potrzęsę troszkę pupą (Mój będzie wniebowzięty) :D

Na koniec bardzo dziękuję za wszystkie rady dotyczące biegania - szczególnie dziękuję Dusiaczkowej, ten plan, który mi podesłałaś jest idealny, będę się go trzymać. Pod koniec września jadę z rodzinką w Bieszczady, więc żeby nie przerywać w połowie, zacznę po powrocie. A na wyjazd Endomondo już przygotowane - mam zamiar śledzić te miliony kalorii spalone przy wchodzeniu pod górę :D

Lecę spróbować poczytać co tam u Was, kochane, chociaż czy się uda to nie wiem. Mój szef wrócił i muszę się tajniaczyć z Vitalią, a i pracy trochę czeka... Ale ja nie dam rady? Ja?