Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dziewczyna. Dwie ręce ma, dwie nogi ma. I brzuch większy niż by sobie życzyła. Wraz z chłopakiem i kotem wynajmuje mieszkanie, na które stać ją tylko w teorii. Mimo wszystko szczęśliwa.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 51989
Komentarzy: 1954
Założony: 25 czerwca 2016
Ostatni wpis: 19 czerwca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cathwyllt

kobieta, 35 lat, Kraków

170 cm, 73.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 września 2017 , Komentarze (27)

No witam Was kochane. Miałam wczoraj okropny dzień. Od rana wszystko było przeciwko mnie - na początek mój tramwaj chyba się spalił, bo w pewnym momencie się zatrzymał, zaczęło śmierdzieć spalonym plastikiem i ludzie przypuścili paniczny szturm na drzwi. Do pracy musiałam popierdzielać półtorej kilometra na nóżkach. W biurze ten dzień kiedy wszyscy działają człowiekowi na nerwy swoją głupotą albo niekompetencją. W dodatku sporo pracy. Na koniec szef mnie przetrzymał po godzinach bo sam jest ułomny, rączki upierdzieliło i nie potrafi sam sobie maila napisać :/ Potem utknęłam w sklepie przy kasie samoobsługowej bo nigdzie na horyzoncie nie było pracownika, który mógłby zatwierdzić zakup piwa. Tramwaj mi uciekł, a potem to samo zrobił autobus. Jak przyszłam do domu to byłam tak znerwicowana i zestresowana, że się popłakałam. Sama nie wiem dlaczego. Mój na szczęście był na miejscu, poprzytulał i jakoś się uspokoiłam. Ale byłam tak zmęczona, że nawet nie próbowałam ćwiczyć. Łącznie miałam ponad 4 km marszu, więc uznałam, że musi wystarczyć. No i na rozluźnienie Mój podzielił się piwem, które miało być dla niego. Nie, nie podobał mi się ten dzień ani trochę :/

Śniadanie: 2 kromki pełnoziarnistego pieczywa z szynką drobiową i ogórkiem, do tego szklanka maślanki - 355 kcal

II śniadanie: świeżo wyciskany sok z marchwi - 172 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z szynką drobiową i pomidorem - 360 kcal

Kolacja: pęczotto z mieszanką chińską i sporą ilością przyprawy curry - 394 kcal

Razem: z piwem pewnie ze 2000 kcal :/

Woda: 2,5 l

Trening: marsz - spalone 324 kcal

Kroki: 6728

I tak to wygląda. Mam szczerą nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie lepszy...

18 września 2017 , Komentarze (31)

Witam Was kochane :) Zanim nadrobię weekendowe zaległości w Waszych pamiętnikach, wrzucam szybko moje weekendowe menu. Nie będę podliczała kalorii, bo nie wszystko byłam w stanie policzyć, treningów przez weekend też nie robiłam, więc dziś tylko zdjęcia, niektóre z kalorycznością. Enjoy :)

Sobota

Śniadanie: serek wiejski z jajkiem na twardo, ogórkiem konserwowym, papryką konserwową i oliwkami - 354 kcal

Obiad: kasza gryczana z podsmażoną cebulką i pieczarkami - 459 kcal

Kolacja: zapiekanka bakłażanowo-cukiniowa z mozarellą (autorstwa mojej mamy) - ???

Niedziela

Śniadanie: sałatka z ogórka, rzodkiewki, papryki, pomidora, selera naciowego, serka wiejskiego i nasion słonecznika - 373 kcal

II śniadanie: figa - 37 kcal

Obiad: zupa krem z dyni z grzankami z pełnoziarnistego pieczywa - 388 kcal

Podwieczorek - sernik na cieście drożdżowym (autorstwa mojej mamy) - ???

I w sobotę i w niedzielę wypiłam po dwa kieliszki wina - świętowaliśmy moje imieniny, stąd skusiłam się też na sernik :) Luźniejszy weekend bez konsekwencji - mam dziś ważenie w jednej z grup i waga pokazała 63,8 kg więc jest bardzo dobrze! I to tyle, lecę czytać co u Was!

16 września 2017 , Komentarze (26)

Przeżyłam wczoraj traumę. Zacznijmy od tego, że... no mam arachnofobię, ok? Ja się nie boję pająków - ja wpadam w histerię i panikę na ich widok. Jeśli pająk jest między mną a drzwiami to wychodzę oknem i to nic, że trzecie piętro. I wczoraj przyszedł pająk. Właśnie skończyłam ćwiczyć i patrzę, a mój kot siedzi na przedpokoju i gapi się w sufit jakby co najmniej kotkę w rui tam zobaczył. Wychodzę, zerkam, a tam siedzi ośmionożne bydle wielkie na 7-8 cm. I w dodatku sobie spaceruje. Ja w domu sama. No to sru po spray i pryskam, pryskam i pryskam a diabelstwo nie chce umrzeć. Zaczęłam płakać. I krzyczeć. Tak, ja tak właśnie wyglądam jak widzę pająka. Pobiegłam po odkurzacz. Ręce mi się tak trzęsły, że go upuściłam, cud, że żyje. Z bezpiecznej ogledłości, cała popłakana i posmarkana wciągnęłam chuja i zostawiłam na podłodze włączony odkurzacz, bo bałam się, że jakimś cudem pająk z niego wyjdzie (a dla pewności posłałam za nim dwie chusteczki, coby go przygniotły). I wtedy - nie wiem czy strułam się sprayem na robale czy to był już ten poziom paniki - stwierdziłam, że nie mogę oddychać. Próbuję wciągnąć do płuc powietrze a tu blokada. Myślałam, że zejdę normalnie. Wybiegłam na balkon, taka spocona po treningu i rozebrana do treningowej bluzki na ramiączkach i spędziłam tam kilka minut ucząc się od nowa oddychać. Jeśli ktoś ma kota i słyszał jak charczy gdy ma kłaczka - tak właśnie brzmiałam próbując zmusić płuca, żeby nabrały powietrza. Stawiam, że to jednak była panika, bo gdy sobie w myślach zaczęłam tłumaczyć, że muszę się uspokoić, to jakoś łatwiej się zaczęło oddychać. Ale przez kolejną godzinę skrzeczałam zamiast mówić. Odkurzacz został w końcu wyłączony i dla pewności zamknięty na balkonie, gdzie czekał aż Mój wróci z pracy i wyciągnie worek. A ja po tym wszystkim napisałam tylko do niego "przynieś mi alkohol" i tak wyglądał dzień z życia arachnofobika zakończony obaleniem butelki wina na dwie osoby - z czego dumna nie jestem, ale czego potrzebowałam :P

Poza tym incydentem dzień wyglądał całkiem dobrze. Poniżej jadłospis.

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem konserwowym i oliwkami, do tego pełnoziarniste pieczywo - 462 kcal

II śniadanie: banan i jabłko - 178 kcal

Obiad: twórczość własna oparta o brązowy ryż, udko z kurczaka gotowane na parze, zieloną paprykę i suszone pomidory z dodatkiem łyżeczki oleju z pomidorów do smaku - 326 kcal

Kolacja: taka sama jak obiad (zrobiłam poprzedniego dnia większą miskę i rodzieliłam na dwa posiłki - wrzucam zdjecie, bo tu prezentuje się lepiej) - 326 kcal

Razem: 1292 + wino = ???

Woda: 2,75 l

Trening: spacer + Jillian Michaels' 30 Day Shred lvl 1 - spalone 435 kcal

Kroki: 7704

Jak widzicie, porwałam się na trening sławnej Jillian :) Szczerze mówiąc spodziewałam się, że nie dam rady go dokończyć a dziś nie będę mogła się ruszać przez zakwasy. Generalnie dokończyłam go bez żadnych problemów a dziś lekko tylko czuję ręce, ale to naprawdę lekko. Jedyne co, to wczoraj po kilku godzinach od treningu czułam, że mięsnie są zmęczone, aż lekko mrowiły i musiałam poprosić Mojego o szybki masaż. Ale dziś mogłabym spokojnie trening powtórzyć. Nie zrobię tego, bo nie chcę przeciążać organizmu, który jest osłabiony odwodnieniem po wczorajszym winie, dlatego dziś tylko pójdę do rodziców na nogach i uznam to za trening. Ale postaram się jutro rano namówić mamę do spróbowania Shreda :)

No, dosyć tego gadania, najwyższa pora nadrobić zaległości w Waszych dietetycznych sukcesach :)

15 września 2017 , Komentarze (13)

Dobry wieczór Vitalijki! Taki dziś miałam kocioł w pracy, że nie byłam w stanie Was odwiedzić. Teraz też tylko szybko wrzucę jadłospis z wczoraj i uciekam, Wasze pamiętniki nadrobię jutro z samego rana (przy czym dla mnie "rano" w sobotę to między 12:00 a 14:00 :P ). Teraz szybciutko jadłospis...

Śniadanie: serek wiejski z zieloną papryką i ogórkiem konserwowym, do tego 3 wafle ryżowe (chleb się skończył) - 356 kcal

II śniadanie: banan i jabłko - 187 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z wędliną drobiową i pomidorem - 369 kcal

Kolacja: pieczone ziemniaki z gotowanym na parze brokułem i brukselką - 492 kcal

Razem: 1403 kcal

Woda: 2,75 l

Trening: marsz 3 km + Callanetics - spalone 678 kcal

Kroki: 6908

Wiem, że tych kroków malutko, ale bądźcie wyrozumiali, dopiero zaczynam wprowadzać ten rodzaj aktywności. Niestety nie mieszkam w centrum, odległości są zbyt duże żeby pokonywać je na codzień na nogach, a korzystając z komunikacji miejskiej ciężko nabić kroki. Zwykle miałam problem z przekroczeniem 4000. Ale staram się. Od wczoraj pomijam przesiadkę na autobus i chodzę do linii tramwajowej na nogach - 1,5 km w jedną stronę. Zamierzam tak sobie spacerować do i z pracy póki pogoda pozwoli.

Oho, mój chłopak się do drzwi dobija. Lecę zaserwować mu kolację. Miłego wieczoru kochani!

14 września 2017 , Komentarze (28)

Stało się, moje drogie. Po raz pierwszy zamiast spadku zanotowałam wzrost :( Z 64,2 kg na 64,6 kg. Zbliża się @, owszem, ale przyjdzie dopiero we wtorek, więc nie wiem czy mogę się w ten sposób usprawiedliwić. Nie wiem czy w ogóle powinnam szukać usprawiedliwień. Wiem, że nie było najlepiej w tym tygodniu, dietowo nawet nie tak źle, ale piwa wpadały jak szalone a i kilka treningów odpuściłam z czystego lenistwa. I przyznam, że jestem na siebie zła. Ale co się stało to się nie odstanie, więc trzeba pasek uaktualnić i walczyć dalej. Tak mnie dziś ta waga wkurzyła, że z rana minęłam czekający w zajezdni autobus i poszłam 1,5 km do tramwaju. Mam też plan od tramwaju wrócić na nogach, a po powrocie z pewnością treningu nie odpuszczę. Dość tego obijania się, sadełko samo się nie zrzuci.

Ok, jadłospis z wczoraj:

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem konserwowym (serio, spróbujcie, pycha!) i pieczywem pełnoziarnistym - 433 kcal

II śniadanie: 2 brzoskwinie - 117 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z wędliną drobiową, pomidorem i ogórkiem konserwowym - 388 kcal

Podwieczorek: 2 piwa - 430 kcal

Kolacja: placki ziemniaczane z piekarnika z sosem pieczarkowym - 323 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: spacer 3 km

Razem: 1691 kcal

Tak to wygląda. Teraz słów kilka o moich oficjalnych pomiarach. Jeśli pogoda dopisze, to w przyszłym tygodniu w sobotę wyjeżdżam w Bieszczady na tydzień. W związku z tym przesunę kolejne ważenie na piątek przed wyjazdem, a kolejne z czwartku (nie będę miała wagi) na poniedziałek po powrocie. Nie wiem czy będę w stanie pisać czy czytać Wasze pamiętniki na wyjeździe, ale na pewno będę wszystko dokumentować i najwyżej zrobię podsumowanie gdy wrócę do Krakowa. A tymczasem lecę zrobić kubek yerba mate na lepsze trawienie :)

13 września 2017 , Komentarze (44)

Idealny niestety tylko dietetycznie. Zbliża się @, hormony zrobiły mi sieczkę z mózgu i cały dzień chodziłam albo wzruszona albo zirytowana do granic możliwości. Na koniec byłam już tak tym dniem zmęczona, że nie miałam siły zrobić porządnego treningu. Ale tak też bywa. Dziś nadrobię, mam nadzieję :) Dietetycznie wczorajszy dzień był jednym z moich najlepszych. Kalorie ok, makra ok, nawet normę dla żelaza wyrobiłam, co zdarza mi się raz na ruski rok. Jadłospis poniżej :)

Śniadanie: całonocne płatki jaglane z mlekiem i sezamem + kubek czerwonej herbaty - 388 kcal

II śniadanie: nektarynka + banan (identyczne jak poprzedniego dnia, dlatego zdjęcie z poprzedniego fotomenu) - 183 kcal

Lunch: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z wędliną drobiową i papryką zieloną - 367 kcal

Obiad: placuszki z cukinii smażone na połowie łyżeczki oleju (oczywiście made by moja mama) - 268 kcal

Kolacja: pieczona noga z kaczki i zasmażane buraczki - 236 kcal

Woda: 3 l

Trening: spacer 3 km - spalone 234 kcal

Razem: 1444 kcal

Zauważyliście coś? Hm? Hm??? Nie było piwa :D Przyznaję, ostatnio zdarza mi się je pić zbyt często jak na dietę. Dlatego pomyślałam, że założę sobie w domu szkatułkę, do której będę wrzucać złotówkę za każdy dzień bez piwa i po 50 gr za każdy dzień gdy moja kaloryczność zmieściła się między 1400 a 1500 kcal i za każdy dzień z pełnoprawnym treningiem. I będzie to mój fundusz książkowy (jestem klasycznym molem książkowym), za który na koniec miesiąca będę składała wizytę w księgarni i zakupowała prezent adekwatny do moich postępów :) Rozważę tez dodanie po 5 zł za wytrzymanie pełnego miesiąca bez słodyczy i drugie 5 zł za cały miesiąc bez słonych przekąsek. Zobaczymy jak to zadziała.

Tymczasem życzę wszystkim miłego dnia i lecę czytać co tam u Was :)

12 września 2017 , Komentarze (34)

Chyba muszę sobie jakąś aplikację ściągnąć do liczenia dni, bo zaczynam się już gubić który to dzień mojej diety :) Wczoraj jak zapowiedziałam wróciłam do dietowania. Trochę się bałam bo poprzednie cheat dni zwykle kończyły się porzuceniem diety, ale chyba za daleko już zaszłam, żeby i tym razem tak było. Tak więc dietę trzymałam, jakieś piwko wpadło wieczorem bo Mój pobił w pracy rekord zarobionych napiwków i postanowiliśmy to oblać :) Do tego trening był, a jakże, wszystko zaraz będzie poniżej. A dziś od rana czuję, że zbliża się @. Przyjdzie równo za tydzień, ale ja już zaczynam wariować. Podjadanie mnie nie bierze odkąd uregulowałam sobie cykl tabletkami, ale zrobiłam się tak rozchwiana, że masakra. Dziś w drodze do pracy dwa razy się popłakałam. Raz, bo zobaczyłam reklamę Ikei, a drugi bo zobaczyłam pracowników MPK zajmujących się zepsutym tramwajem. A potem prawie trzeci, jak sobie uświadomiłam jakie bzdury mnie wytrącają z równowagi. I tak będzie wyglądał najbliższy tydzień. Hurra :/

No nic. Pora na jadłospis z wczoraj.

Śniadanie: serek wiejski z papryką i pieczywem pełnoziarnistym + kubek czerwonej herbaty - 402 kcal

II śniadanie: banan i nektarynka - 173 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z wędliną drobiową i cukinią - 321 kcal

Kolacja: meksykańskie pęczotto - 453 kcal

Woda: 2,75 l

Trening: 15 min cardio z Mel B + 10 min na brzuch z Mel B + joga - spalone 476 kcal

Razem: 1394 kcal + piwo 323 = 1672 kcal

I tak to wygląda. Dziś idę na noc do rodziców, więc będzie spacer od tramwaju i potem trening z mamą :) To chyba wszystko, co miałam do napisania. Lecę czytać co u Was :)

11 września 2017 , Komentarze (24)

Witam Was Vitalijki po weekendowej przerwie :) Oj, pofolgowałam sobie przez ten weekend... Piwka, tłuste jajecznice, nawet zupka chińska wpadła... Efekt - waga identyczna jak podczas ostatniego ważenia w czwartek. Ale grunt, że nie więcej. Źle się czułam taka przejedzona i wyrzuty sumienia teraz mam, więc koniec tego dobrego, wracamy na właściwe tory. Jutro zamelduję się z jadłospisem z dnia dzisiejszego a póki co życzę Wam Vitalijki udanego początku nowego tygodnia :)

9 września 2017 , Komentarze (27)

Witam Was kochane! Dziękuję za miłe słowa pod poprzednim wpisem, wszystkie te komentarze naprawdę dużo dla mnie znaczą. Pora nadrobić ostatnie dwa dni i zapowiedzieć pierwszy cheat day od początku mojej diety :) No, nie taki całkiem cheat day, zamierzam wciąż pilnować kalorii z jedzenia i zdążyłam już zrobić porządny trening, ale dziś wyjątkowo nie zamierzam się powstrzymywać i spędzę miły wieczór z Moim pijąc tyle piwa, ile zdołam :D Ale póki co, jadłospis z czwartku:

Śniadanie: serek wiejski z papryką i pieczywem pełnoziarnistym - 454 kcal

II śniadanie: winogrona - 117 kcal

Obiad: 3 kromki pieczywa pełnoziarnistego z sałata rzymską, wędliną drobiową i pomidorem - 372 kcal

Kolacja: Pęczotto z parówką i mieszanką chińska dorpawione curry - 487 kcal

Woda: 2,25 l

Trening: 20 min trening całego ciała z Mel B + boczki Tiffany + joga - spalone 274 kcal

Razem: 1429 kcal

I piątek...

Śniadanie: całonocna owsianka z bananem i kakao - 373 kcal

II śniadanie: 2 brzoskwinie ciasteczkowe - 87 kcal

Obiad: 3 kromki pełonoziarnistego pieczywa z sałatą rzymską, wędliną drobiową i papryką - 391 kcal

Podwieczorek: kieliszek Kadarki - 144 kcal

Kolacja: makaron pełnoziarnisty z tuńczykiem w sosie pietruszkowo-cytrynowym (przepis z diety Vitalii wykupionej przez moją mamę) - 359 kcal

Woda: 2,25 l

Trening: spacer 2 km - spalone 290 kcal

Razem: 1352 kcal

Tak się prezentowały moje ostatnie dwa dni. Wiem, że wczoraj trochę mało, ale tak wyszło. Od środy testuję opaskę monitorującą i mam dwa przemyślenia. Po pierwsze, Fitatu kradło mi co najmniej połowę kalorii spalonych na treningu. Po drugie, przy moim obecnym poziomie aktywności fizycznej spalam o wiele mniej kalorii niż myślałam. Do tej pory zakładałam, że jeśli zjem 1900-2000 kcal to i tak będzie mniej niż spaliłam. A tu zonk. Okazuje się, że tryb życia pt. "posadź dupę w autobusie i jedź do pracy, posadź dupę w pracy na 8 godzin, posadź dupę w autobusie i jedź do domu, posadź dupę przed komputerem" to mniej niż "niska aktywność fizyczna" (robię ledwie 5000 kroków dziennie) :P Moja całkowita przemiana materii w czwartek wyniosła 1839 kcal, a wczoraj 1835 kcal - już z doliczonym treningiem. Muszę to wszystko jeszcze raz przeliczyć i pilnować się bardziej niż myślałam, ale to zadanie na jutro. Dziś zamierzam świętować weekend i już ;) 

7 września 2017 , Komentarze (53)

Witam Was, kochane Vitalijki! Dziś wpis będzie obszerny - musze nadrobić wczorajszy jadłospis oraz zaprezentować moje wymiary po 4 tygodniach diety. Będą pierwsze zdjęcia porównawcze :) Ale najpierw wczorajszy jadłospis:

Śniadanie: serek wiejski z papryką i pełnoziarnistym pieczywem - 449 kcal

II śniadanie: winogrona - 121 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z pomidorem i cukinią (zapomniałam zabrać wędliny...) - 316 kcal

Kolacja: Friatta z szynką drobiową, suszonymi pomidorami i cukinią - 461 kcal

Woda: 2,75 l

Trening: niestety brak - za późno wróciłam do domu

Razem: 1348 + piwo = 1563 kcal

To teraz ta fajniejsza część ;) Dziś rano waga pokazała 64,2 kg, czyli o okrągły kilogram mniej niż tydzień temu, yuhu! Reszta moich wymiarów prezentuje się następująco:

Nie mam pojęcia dlaczego nagle biceps skoczył mi o 0,5 cm od ostatniego mierzenia i trochę mi smutno, że talia ani drgnęła... Może po prostu nie umiem się mierzyć :P Zauważyłam dziś, że jako talię przyjęłam to miejsce, w którym czuję, że mam tzw. "pas" a nie najwęższe miejsce, ale skoro tak już dwa razy zmierzyłam to tak już zostanie. Podobnie biodra mierzyłam tam, gdzie pośladki najbardziej wystawały a nie gdzie są najszersze, ale też zostawię, różnice są minimalne. No ale z wyników od pasa w dół jestem bardzo zadowolona :)

Czas na zdjęcia! Tak wyglądałam miesiąc temu z wagą 68,3 kg:

Trochę inna perspektywa, ale tak wyglądam dziś z wagą 64,2 kg:

Co myślicie?